niedziela, 21 maja 2017

Le noir : Rainy mood [6]



6/10

W hangarze dnia następnego był ruch.
Yongguk i Himchan spierali się o nowo nabyte informacje, Jongup pochylał się nad stołem zawzięcie rysując kolejne plany budynków, natomiast Daehyun analizował ślimaczo dokumenty, popijając pomiędzy tym whiskey z lodem. Sytuacja ani trochę się nie zmieniła ; Jung nadal pozostał nieobecny, a kolejny miniony dzień stał się dla niego tym gorszym. Zauważyłem jego niezdarność i rozkojarzenie, jakby natarczywie atakowały go myśli czy też wspomnienia, martwiłem się. Nurtowała mnie jego postać, chciałem dowiedzieć się na własną rękę czegoś więcej niż tylko parę istotnych szczegółów nie zaspokajających do końca wiedzy.
W pewnym momencie Yongguk poprosił mnie o pomoc, a ja pochłonąłem się tym tak bardzo, że nie dostrzegłem, iż w tym czasie Daehyun zniknął.
Po skończeniu swojego zadania szybko znalazłem się przy Moon, od razu chwytając go za łokieć by móc okręcić go w swoją stronę. - Hyung, gdzie mieszka Daehyun?
Nie zwróciłem uwagi na to, że jego powściągliwa twarz zdradzała zniecierpliwienie choć jeszcze wieczór temu szeptał do mojego ucha te wszystkie czułe słówka. Przełknąłem cicho ślinę, powoli puszczając jego łokieć. Teraz znów był sobą, nie powstrzymałbym tego.

- Daehyun?
Uchyliwszy klamkę bez przeszkód wszedłem do wnętrza mieszkania, które pozostawione było w kompletnym chaosie i bałaganie. Nie przejmowałem się, że jeszcze chwilę temu Jongup miał duże wątpliwości co do podania mi tego adresu. Nie wiedziałem tylko czy chodziło o mnie, czy też odseparowanie nas obu. Nie zawracając sobie tym głowy rozejrzałem się, później robiąc krok w stronę salonu. Stolik był pęknięty, jak gdyby od uderzenia pięścią, natomiast butelki po pustym soju i whiskey walały się na podłodze. Firanki ciężko zostały zasłonięte na tyle, by żaden promień słońca nie wdzierał się do środka. W powietrzu dało się wyczuć trunek, a napady duszności nie zaatakowały tylko mnie.
Daehyun siedział nieprzytomny na dywanie, opierając plecy o dość sporą kanapę. Przekląłem pod nosem, szybko przykucając przy niewiele starszym mężczyźnie.
 - Dae-ah.. - Ten tylko podniósł ciężko powieki, patrząc na mnie wzrokiem pustym, bez wyrazu, jak gdyby sens jego życia gdzieś momentalnie przepadł bez możliwości odwrotu.
- Nie możesz tu zostać, zabieram cię ze sobą. - Oznajmiłem, chwytając pewnie za jego przedramiona, żeby pomóc mu się podnieść. Jung uległ, dał się mi poprowadzić, być może zaufał? Pozwolił sobie na wyciągnięcie do niego pomocnej dłoni przez dzieciaka.
I być może w jednej chwili udałoby nam się wyjść, gdyby nie nagły trzask drzwi frontowych, który sprawił, że moje serce na moment stanęło w miejscu. Spanikowałem, gdy kilku nieznanych mi mężczyzn z hukiem zaczęło rozglądać się po mieszkaniu. Wiedziałem, że to nikt z nas, że zwyczajnie musimy natychmiast uciekać. Pośpiesznie wciągnąłem powietrze i zaciągnąłem niemalże bezwładne ciało Dae do najbliższej szafy. Gdy Daehyun mruczał coś pod nosem, zakryłem jego usta dłonią i z szybko bijącym sercem zamknąłem się wraz z nim w szafie.
Wtedy mężczyźni znaleźli się w salonie, a dźwięki roznoszące się po całym pomieszczeniu były nie do zniesienia. Mogłem wszystko zobaczyć przez niewielką szparę między drzwiczkami szafy. Jeden z Azjatów warknął coś niezrozumiałego dla mnie pod nosem. To nie był żaden z Koreańskich dialektów, a wraz z kolejnymi słowami mężczyzn śmiało mogłem stwierdzić, że porozumiewali się po chińsku. Brak zrozumienia każdej z ich wypowiedzi wprawiał mnie w jeszcze większy stres.
Jeden z nich kopnął drewniane krzesło, które wpadło z hukiem na jedną z szafek, przewracając wszystko, co się na niej znajdowało. Najzwyczajniej zdemolowali mieszkanie Daehyuna, tak jakby pozornie czegoś poszukiwali. Przez mężczyzn został przewrócony również stół, a kilka rzeczy z pojedynczych szuflad zostały wyrzucone na środek pokoju. Hałas dochodził również z kuchni i możliwe, że nie tylko. Słyszałem dźwięk tłuczonych przedmiotów, a każdy głośniejszy poirytowany krzyk sprawił, że zaciskałem dłoń na ustach Jung znacznie mocniej. Azjaci podarli kilka dokumentów znajdujących się w komodzie, nachalnie przewracając kolejne meble.
- Zelo.. co jest nie tak.. - wymamrotał pod nosem Daehyun drżąc nieznacznie, a ja w tamtej chwili zacisnąłem usta, patrząc z zawiścią na demolujących mieszkanie mężczyzn.
- Nie martw się o to. Poradzę sobie. - szepnąłem, nieświadomie zaciskając palce na broni. To był ten moment, kiedy przechytrzyłem samego Moon Jongupa kradnąc spluwę z jego tylnej kieszeni dżinsów.
Jung spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem. - Co zamierzasz..
Bałem się. Byłem tylko niedoświadczonym dzieciakiem, a nasze życie po raz drugi było zagrożone, wystawione na próbę przetrwania. Co innego mogłem zrobić jak przechytrzenie nie tylko Jongupa, ale też wszystkich wokół? Najlepszą obroną wciąż pozostaje atak.
- Nie ruszaj się stąd. - Ścisnąłem jego dłoń, nim przełknąłem ślinę i bez zastanowienia wyskoczyłem z szafy, rzucając się na pierwszego z brzegu. Uderzając w jego przysłonięty maską nos, rozejrzałem się w pośpiechu i nim zdołałem spostrzec obaj przewróciliśmy się na dywan. Moje ciało opadło na twardą podłogę, a zaraz obok mnie znalazła się postać napastnika. Chciałem podnieść się na łokciach, zaciskając w dłoni broń, by ta mi się nie wysunęła. Jednak nagle stanął nade mną mężczyzna, który wycelował we mnie z swojego pistoletu. Już słyszałem, jak naciskał na spust. Musiałem reagować szybko.
Głośny huk wystrzału. Przeturlałem się w bok, zasłaniając się ciałem leżącego na podłodze mężczyzny. Pocisk trafił wprost w klatkę piersiową napastnika, którego krzyk zawtórował po głośnym i nieprzyjemnym dźwięku. Zacisnąłem powieki, lecz zaraz po tym wstałem zwinnym ruchem - tak jak nauczyłem się na treningach. W moich dłoniach widniał dość spory pistolet, który dawał mi jakiekolwiek szanse. Nie mogłem skupić się na emocjach, jednocześnie pozwalając, by adrenalina nade mną zawładnęła. Lufa mojego pistoletu była skierowana w drugiego mężczyznę.
- Zejdź mi z drogi dzieciaku. Nie jesteś nam do niczego potrzebny, nie szukamy ciebie. - Napastnik trzymający broń, warknął w moją stronę w ojczystym chińskim dialekcie. W mojej głowie zaświeciła się pewna lampka, która rozwiała wszystkie moje myśli. Niektóre słowa były mi znajome, przez co sens zdania mogłem wywnioskować sam. Moja rodzina posiadała korzenie w tamtych stronach, więc w rodzinnym domu nie raz ten język obił mi się o uszy. Przynajmniej to mogło mi się na coś przydać.
Jednak kogo mogli szukać? Poza mną i Daehyunem nie było w tym mieszkaniu nikogo, ani niczego, czego mężczyźni mogliby chcieć. Przynajmniej tak uważałem, a to w jaki sposób się zachowywali i mówili naprowadzał mnie na pewien trop. Napastnicy wyglądali, jakby ktoś wynajął ich w jasnym celu. To wszystko jednak nie było jasne dla mnie.
Stałbym tak w bezruchu, omamiony zapewne w nieskończoność, lecz ciemno szary dym wręcz zakrył moje pole widzenia. Kiedy jeden z Azjatów zajął mój czas, reszta z nich oblała benzyną poszczególne miejsca w pomieszczeniu. Wystarczyła chwila, by wszystko zajęło się ogniem. To wpędziło mnie w jeszcze większy stres, a moje drżące ciało nie potrafiło poruszyć się do przodu.
Mężczyzna, którego broń została już opuszczona w dół, podbiegł do mnie. Szarpnął za moje ramię, chcąc wyciągnąć mnie ku wyjściu z mieszkania. Nie mogłem zapomnieć o Jung uwięzionym w szafie.
Szamotałem się, usiłowałem zrobić wszystko, żeby tylko móc uciec razem z Daehyunem. Nie wyobrażałem sobie w tamtym momencie, że mogłoby być inaczej, nie obchodzili mnie ci mężczyźni.
- Dae-ah! - wyjęczałem zbolałym tonem, otwierając przy tym drzwiczki i pośpiesznie wyciągając go z szafy. Wynajęci Azjaci zdołali dawno uciec w popłochu, natomiast Jung wydawał się być głuchy na moje prośby. Nie zareagował nawet na moje zadrapania na twarzy czy też gromadzące się łzy, najzwyczajniej ze zwieszoną głową pozwolił mi na doczołganie się w stronę okna, a sam pobiegłem pędem do drzwi frontowych. Przysłaniając rękawem bluzy twarz, by nie wdychać notorycznie dymu sprawdziłem, czy drzwi były otwarte, jednak po ich ucieczce zostały zablokowane. Być może z premedytacją. Być może kłamali i tak naprawdę chcieli nas teraz spalić żywcem, pozbyć się dowodu.
Jung oparł się o parapet przy oknie, które jeszcze nie zajęło się ogniem. Skierowałem się z powrotem w stronę starszego, gdy zrozumiałem, że wszystkie drogi naszej ucieczki nieodwrotnie zostały zablokowane. Daehyun podniósł głowę, kiedy naprawdę część rzeczywistości zaczęła do niego docierać. Zbliżyłem się pośpiesznie do jego sylwetki, ponieważ musieliśmy działać szybko. Ogień pochłaniał całe mieszkanie w zawrotnym tempie. Mieliśmy minimalne szanse, by przeżyć.
- Gdzie one są do cholery? - Nagle dłonie Daehyuna zacisnęły się na moim ubraniu, przez co nachalnie szarpnął moim ciałem. - Muszę zabrać stąd jego zdjęcia! Tylko tak mogę zobaczyć swojego ukochanego. Nie zostawię tutaj Youngjae.
Jung warknął, lecz nie mogłem zobaczyć wyrazu jego twarzy przez dym, który trawił całe pomieszczenie. Koreańczyk najzwyczajniej nie chciał się uspokoić, pokazując swoją słabość. Mógł narazić swoje życie nawet za głupie wspomnienie.
- Wcale tak nie myślisz, nie oddałbyś życie za kawałek zdjęcia.. - Szeptałem panicznie, potrząsając jego ramionami jak gdyby to miało go przywrócić na ziemię. Bezskutecznie. Daehyun histeryzował między kilkoma głębszym kaszlnięciami a ja sam myślałem gorączkowo nad ucieczką, czując silne zawroty głowy.
- Wyważ okno Daehyun. - Klęknąłem na podłodze, szukając dłonią jakiegokolwiek zdjęcia zaginionego Koreańczyka. Sam zaczynałem panikować sięgając progu śmierci, jednak uparcie próbowałem coś dostrzec między zasłoną dymu. - Daehyun!
Zacisnąłem powieki i podniosłem się, w jednej chwili z towarzyszącym temu gniewem i instynktem przetrwania uderzając z pięści w okno, rozbijając je przy tym w drobny mak. Daehyun otworzył szeroko oczy, głośno oddychając po napadzie histerii, zaraz po tym uciekając rozbitym oknem. A ja balansowałem na krawędzi, z jednej strony moje myśli uciekały ku twarzy Jongupa, jego uśmiechowi, który sprawiał, że moje serce topniało. Z drugiej zastanawiałem się nad tym, czy ja też potrafiłbym poświęcić się dla Moon Jongupa.
I gdzieś pomiędzy sięgnąłem po nadpalone zdjęcie zakrwawioną od wbitych odłamków szkła dłonią, przedstawiające Youngjae. Wyskoczyłem oknem, z wyczerpaniem opadając na załamaną sylwetkę Daehyuna, wtedy mieszkanie Jung wybuchło z hukiem rozrywającym uszy.
Opadłem na ziemię wyczerpany, chcąc zaczerpnąć choć odrobinę świeżego powietrza. Budynek właśnie stanął w płomieniach tuż przed nami, kiedy w tęczówkach Daehyuna odbijał się pnący w górę ogień. Nie miałem kompletnie siły, by zebrać się psychicznie w sobie.
- Youngjae.. Nigdy go nie odnajdziemy, Zelo. - objąłem go swoim ramieniem. Jung wtulił się w moje ciało, a ja usłyszałem jedynie jego zbolały szloch. Daehyun naprawdę przestawał być sobą; opadał na dno z każdą chwilą, kiedy pozostawał samotny. Sam mogłem jedynie sobie wyobrazić jakie to uczucie i jak bardzo starszy cierpiał z tego powodu.
Kojąco gładziłem dłonią jego włosy, tak by Daehyun choć odrobinę poczuł się lepiej. - Znów nie mogłem ci pomóc.
Ciało starszego Koreańczyka niemal przyległo do mnie, kiedy jego cichy płacz nadal przerywał niespokojną ciszę. Mój wzrok jedynie pusto wbił się w żarzący budynek, który powolnie walił się do samych fundamentów. Szepnąłem jedynie cicho w stronę Jung, że wszystko w końcu będzie w porządku. Uspokajałem go swoim spokojnym tonem głosu, który był tylko niepewną obietnicą.



Dotarcie do hangaru zajęło nam mnóstwo czasu.
Trwałem w uporczywym zamyśleniu, nie przejmując się zupełnie cieknącą z ręki krwią czy tym, że obaj, poturbowani wyglądaliśmy jak po przejściu tornada. Jung zniósł wszystko znacznie gorzej. A może nie sam fakt o wznieceniu ognia w jego mieszkaniu tak bardzo na niego wpłynął a sama świadomość utraty ukochanego? To dało mi do myślenia w chwili, kiedy walczyliśmy o życie. Jego głowa była zwieszona, a ponieważ jego ciało zdawało się być naprawdę bezwładne tak niosłem za sobą ciężar nas obu, byłem skrajnie wykończony.
Wybawieniem okazał się Himchan, który niemal zderzył się z nami, kiedy wychodził z hangaru tylnym wyjściem. Zaskoczenie na jego twarzy oczywiście było czymś nowym ; rzadko ukazywał jakąkolwiek mimikę czy reakcję, opanowanie nie opuszczało go ani na krok. Ale teraz.. zmartwił się. Z pewnym zaniepokojeniem wziął pod ramię Daehyuna, nie pytając, nie odzywając słowem. Jedynie spojrzał na mnie, jak gdyby niemo pytając o mój stan. Nie wyglądałem lepiej od Jung, choć może psychicznie nie było ze mną tak źle jak z nim.
Poprowadził nas do wnętrza budynku, aż z mroku wyłoniła się reszta Koreańczyków. Nie mogłem skontrolować jak oczy zachodzą mi łzami a ciało jak gdyby wiotczeje, ruchy stały się powolniejsze powodując tym mój upadek. Broń wylądowała z gruchotem na ziemię.
Głośny huk, który roznosił się echem po dużym pomieszczeniu nie musiał zwracać uwagi Jongupa. Nie musiał, ponieważ mężczyzna zauważył mnie od razu, gdy znalazłem się w środku. Nie wiedział właściwie, co jest nie tak, dlatego w oszołomieniu patrzył na moją sylwetkę. Usta mężczyzny uchyliły się w lekkim szoku, kiedy moje ciało opadało w dół. Starszy dostrzegł moją zakrwawioną dłoń, a sam na siebie przeklinał w myślach. Mógł tak naprawdę nie puścić mnie nigdzie, nie podając mi adresu. Twierdził, że znajdowałem się w nieodpowiedniej porze i czasie. Tak samo było i teraz, kiedy uporczywie posyłał w moją stronę, jak i Daehyuna wzrok. Nie mogłem całkowicie wyłapać jego reakcji, lecz nie wiedziałem skąd wzięło się jego zachowanie. Tęczówki Moon pociemniały, a zdziwienie powoli znikało z jego twarzy.
Yongguk w pewnej chwili był zbyt oszołomiony, by zrobić w moją stronę chociażby krok. Himchan z pewną łatwością podtrzymywał Daehyuna, a Jongup skrzyżował ręce na torsie ze zniecierpliwieniem w oczach, patrząc na mnie.
- To było.. to było zaplanowane oni.. zaatakowali nas, chcieli zabić.. jestem pewien, że ktoś ich wynajął, Chińczycy.. - zakaszlałem, kiedy w moich tęczówkach odbijała się rozpacz przepleciona z obawą, że właśnie wtedy los brutalnie mógł zakpić sobie ze mnie paląc żywcem.
Daehyun zareagował, bolesny wyraz twarzy był tylko dopełnieniem nieszczęścia i tego, że gdyby nie zwykły fart moglibyśmy zginąć.
Widziałem, jak Bang ruszył w moją stronę, by jakkolwiek zareagować na mój niestabilny stan, ponieważ Himchan już zajął się roztrzęsionym Jung. Jednak przywódcę wyprzedził Jongup, przepychając się przez jego wysoką sylwetkę. Mężczyzna z niemym gniewem na twarzy nachylił się do mnie, by wsunąć silne ramię pod moje nogi, a drugim objąć mnie w talii. Podniósł mnie do góry i nim spostrzegłem się Jongup ruszył ku wyjściu z hangaru bez żadnego słowa.
- Moon Jongup zatrzymaj się natychmiast. - Słyszałem za nami głos Yongguka, lecz Koreańczyk o granatowych włosach wcale nie zareagował. Robił swoje, wychodząc z jednego budynku, by skierować się do swojego mieszkania. Apartament znajdował się naprawdę blisko, więc nim spostrzegłem się, poirytowany Moon wnosił mnie do znajomego miejsca. Nie wiedziałem, dlaczego ten mężczyzna tak szybko dawał wyprowadzić się z równowagi. Nawet nim zdążyłem się odezwać to kolejne słowa padały z ust Jongupa.
- Ostrzegałem cię. Dlaczego pchasz się ciągle w jakieś kłopoty, będąc kompletnie niedoświadczonym dzieckiem. Po raz kolejny wpakowałeś się w coś, gdzie wcale nie powinno cię być. - Moon podniósł nieco swój ton głosu, kiedy już wypuścił mnie z swoich ramion. Jego słowa brzmiały, jakby wcale nie chodziło mu o moje bezpieczeństwo. Nie wiedziałem jaki miał cel w tym wszystkim. Choć może chciał jedynie pozbyć się kłopotu? - Jeszcze nie potrafisz tyle, żeby sam siebie obronić.
- Może i nie potrafię! - równie podniosłem głos, przekrzykując go niemalże. W obronnym geście skrzyżowałem ręce na torsie, z frustracją i roztrzęsieniem tupiąc nogą. - Może i nie potrafię i co z tego Moon Jongup! Jak każdego dnia zwodzisz mnie, jak za każdym razem mówisz co innego powodując tym samym, że twoje słowa są równie sprzeczne! Co z tego, że nie potrafię o tobie nie pomyśleć choć na chwilę i co z tego, że cholernie angażuję się w każde twoje słowo uparcie dążąc do tego by być przy tobie!
Łzy stanęły w moich oczach, a cichy szloch niekontrolowanie targnął moim kruchym ciałem. Nie wytrzymałem, mimo wewnętrznego bólu nadal patrzyłem mu w oczy reagując impulsywnie. Impulsywnie niczym buzujący hormonami na prawo i lewo nastolatek.
- Powiedz mi wreszcie ile dla ciebie znaczę, hyung. Proszę, ten jeden raz nie mieszaj mi w głowie, po prostu.. - bezwładnie opuściłem ręce wzdłuż ciała, zwieszając w geście rezygnacji głowę. - Kim dla ciebie jestem, hyung.
Mężczyzna patrzył na mnie cały czas, jednak jego wzrok zmieniał się. Zastygnął jakby w ułamku sekundy, dzierżąc w sobie to jedno pytanie. Pytanie lub raczej niemą prośbę, by w końcu wyciągnął swoje myśli na wierzch. Starszy wyglądał jakby negatywne emocje go opuściły, nawet jeżeli był sprowokowany, by mówić wszystko jawnie i wprost. Nawet jeżeli jego dłonie zacisnęły się w pięści, to odezwał się. Przyznał sam przed sobą.
- Od kiedy tu jesteś, od kiedy przyjąłem cię pod swój własny dach, to najzwyczajniej jesteś wszędzie. Nie mogę myśleć o nikim, ani niczym innym, rozumiesz? Rozpraszasz mnie, kiedy muszę osiągnąć swój cel. Moje myśli są przepełnione tobą, a twoja postać pozostaje w mojej głowie tym bardziej, kiedy chcę zostawić cię samego. Odpowiedz sobie. - Jongup przerwał, wypuszczając spomiędzy warg poirytowane westchnienie.
Chwyciłem go za dłoń ; zaschnięta krew nie odstręczyła go, wręcz przeciwnie - zacisnął palce na moim nadgarstku, jakby w niemej potrzebie, w czasie, gdy ja upajałem umysł jego słowami. Być może mu zależało. Być może nie potrafi przestać się o mnie troszczyć. Być może tamtego dnia nie potrafił mnie zabić z zimną krwią. Przygryzłem delikatnie wargę, po czym zacisnąwszy powieki wtuliłem się w plecy granatowowłosego mężczyzny, odczuwając gdzieś pomiędzy tą intymność.
- Obiecałeś, że mnie nie zostawisz. - szepnąłem miękko, czując jak starszy mężczyzna drży pod wpływem mojego dotyku.
Uważałem, że ślepo wierzyłem w niewinną miłość, w uczucie pogłębiające się z każdą chwilą. Wierzyłem, że naprawdę pokochałem Moon Jongupa.
W czasie, kiedy jego gubiła jedynie słabość do mnie.



Wieczór spijał sen z moich powiek, ponieważ nie wiedzieć kiedy, leżąc tak beztrosko na sporym posłaniu, zasnąłem. To była jedynie drzemka; półsen, który regenerował moje myśli i siły. W czasie, gdy nie byłem tego kompletnie świadom, materac ugiął się pod ciężarem innego ciała.
Jongup znalazł się w pomieszczeniu, widząc moje zastygnięte w spokoju ciało. Miał zamiar jedynie ułożyć się obok mnie bezszelestnie; gest, który sprawiał, że razem znajdowaliśmy się w łóżku. Moon przysunął się bardzo blisko mnie, a ja nie musiałem go widzieć, by wiedzieć, że był obok. Jego wzrok było odczuwalny, nawet przez sen. Tak jakby mężczyzna badawczo przyglądał się mojej postaci, która była teraz w zupełnie innym świecie. Tęczówki Jongupa błądziły po mojej twarzy, widząc jedynie opanowanie. Sam fakt obudzenia się przy tym mężczyźnie był czymś satysfakcjonującym.
Długo wpatrywałem się w jego oczy chcąc dostrzec i zrozumieć ich głębię. I mógłbym przysiąc, że ta chwila, wydawała się być tak kurewsko szczera i beztroska, bez towarzyszących temu lęków czy niepewności. A Jongup w tym wszystkim uśmiechał się, gładząc nieco szorstką dłonią moje włosy, co mogłem uznać za cholernie przyjemne.
Rzeczywistość jednak uderzyła we mnie niemal ze zdwojoną siłą, kiedy przed moimi oczami pojawił się obraz półnagiego Jongupa w dniu, gdy teoretycznie się poznaliśmy. Przenikliwy i nieufny wzrok. Strach o własne kruche życie. Cień niepewności i ryzyko. Blizny. Blizny na ciele pięknego mężczyzny.
- Chcę wiedzieć coś na temat tych blizn, hyung. - spomiędzy moich warg uciekła śmiała prośba. - Plecy i biodro. Ale to nie wszystko. Opowiedz mi również o swoich tatuażach Jongup-ah, zajmują naprawdę wiele twojego ciała. Intryguje mnie to, chciałbym poznać tą namiastkę ciebie.
Niemalże czarne oczy mężczyzny zaświeciły się w zainteresowaniu, kiedy sypialnię ogarnął ton mojego głosu. Jongup przewrócił się na plecy, podpierając swoją głowę dłońmi. Spojrzał w sufit zamyślony, tak jakby układał wszystko w swojej głowie.
- Każdy dorastał na swoim. Nie miałem lekko, właściwie od małego trenując to, co teraz potrafię najlepiej. Nóż nie był mi obcy i przede wszystkim stąd on naznaczył moje ciało. - Moon zaśmiał się dość złośliwie, posyłając mi krótkie spojrzenie. - Byłem niedoświadczony, a pierwsza akcja, kiedy musiałem stawić się komuś o wiele silniejszemu, zostawiła bliznę na moim biodrze. Jakiś wielki i napakowany mężczyzna wbił mi ostrze dość głęboko. Pamiętam jeszcze, jak Yongguk mnie opatrywał.
Moon obrócił się w moją stronę, podwijając swoją koszulkę do góry tak, by odkryła dość spory kawałek skóry, na którym znajdowała się wspomniana blizna. - Plecy zostały oszpecone nieco wcześniej. Sam dobrze tego nie pamiętam. Miałem głębokie rany, tym razem nie zadane ostrym narzędziem. W końcu proste cięcia goją się o wiele szybciej. Nie przywiązałem do tego większej wagi, bo w końcu blizny to jedynie wspomnienia po kolejnych misjach. Niektóre z nich zasłoniłem tatuażami, w końcu wszystko nadawało mi charakter. A co znaczą? Po za tymi "upiększającymi" jeden znalazł się na mojej dłoni, na rzecz wykonania misji. Znak miał symbolizować przynależenie do pewnej, innej grupy, a ja i tak po tym zostawiłem go na sobie. Jak widzisz, większość mojego życia łączy się tylko z tym, co robię aktualnie. Nie ma szczególnych odskoczni..
Moon przerwał, zaciskając lekko swoje wargi, na znak tego, że skończył wylewać z siebie kolejne historie. Nie mógł otworzyć się za bardzo, najzwyczajniej wiele pozostawiał w tajemnicy.
Nie zarejestrowałem, kiedy gdzieś pomiędzy leżeliśmy twarzą do siebie, patrząc na siebie w pewnym skupieniu. Wiedziałem, że równie był kimś, kto przeżył w swoim życiu upadki, ale spostrzegłem też, że tak naprawdę on musiał być bardzo samotny. Samotny i zagubiony.
Miałem po prostu głęboką nadzieję na to, że ja okazałbym się być tym, który jego pustkę zapełni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz