wtorek, 16 maja 2017

Le noir : Lonely but not when you hold me [5]



5/10

Potworny ból głowy pojawił się już wczesnym rankiem, kiedy to promienie słoneczne ostro przedostawały się do wnętrza sypialni. Półmrok okazał się przyjemny, ale to właśnie słońce zaburzyło tą całą przyjemność z możliwości dłuższego odpoczynku.
Jęknąłem cicho, powoli przewracając się na drugi bok, a następnie sięgając po wyłącznik przeklętego budzika, który zasygnalizował mi o nadchodzącej ósmej rano. Po tym zamrugałem i szybko podniosłem się do siadu dostrzegając całkiem słusznie, że jestem tu sam, a w całym mieszkaniu słychać było jedynie ciche tykanie zegara czy brzęczącą lodówkę. Głucha cisza.
Moje palce zatrzymały się na czole, gdzie dotknąłem jak się okazało kartki. Otwierając szerzej oczy zdjąłem ją, po czym odczytałem chaotycznie napisaną wiadomość z uchylonymi ustami i towarzyszącym temu lękiem.

Masz zamiar spać tak w nieskończoność? Od teraz przygotuj się na specjalny trening. Nie ma żadnej taryfy ulgowej, a jeśli spóźnisz się choćby minutę, to nie czeka na ciebie żadna litość z mojej strony.

Stałem na przeciwko wyższego od siebie mężczyzny. Himchan był wymagający i nie dawał mi ani odrobiny taryfy ulgowej. Nigdy nie wiedziałem, jak go przewidzieć, a siła w rękach Koreańczyka odbiła się na mnie.
- Spróbuj mnie zaatakować. Jeszcze raz. - Celowo prowokował mnie i wzbudzał we mnie złość, tłumacząc się, że to pomoże mi obudzić w sobie naturalne instynkty. Czułem się zbyt słaby dla niego, nie ważne, jak bardzo bym się starał.
Pobiegłem do mężczyzny, chcąc zadać mu jeden z ciosów, których wcześniej mnie nauczono. Koreańczyk złapał moje ramię, nim zdążyłem go dotknąć i po raz kolejny wywrócił moje ciało na podłogę. Opadłem plecami na ziemię, widząc przed sobą jedynie sufit, gdy kosmyki grzywki przyklejały się do mojego czoła.
- Podnieś się, nie możesz przerwać ćwiczeń. Pomyśl o tym, że każdy z nas przez to przechodził. - Himchan złapał za mój nadgarstek, pomagając mi stanąć na nogi. Chciałem zaatakować go z zaskoczenia i nawet kiedy wycelowałem w jego bok swoim łokciem, to mężczyzna potrafił zareagować. Tak samo było, gdy następnie chciałem kopnąć jego kostkę, by móc powalić jego ciało. Tym razem jednak starszy złapał mnie za przedramię, by wykręcić całą rękę za moimi plecami. Syknąłem z bólu, nie wiedząc już z której strony do niego podejść. Po serii rzucania moim drobnym ciałem o ziemię, nie miałem już siły. Himchan był kimś z kim nie dałbym sobie rady w ręcz.
Następnym kandydatem do ośmieszenia mnie w grupie był Daehyun, który o dziwo, wydawał się być w całkiem dobrym humorze. Być może nastawił się na moją porażkę i dlatego nie przestawał posyłać mi subtelnego uśmiechu?
- Chodź tu Zelo, chowanie się za ścianą nic ci nie da. - wychyliłem powoli głowę, nim z głębokim westchnieniem zrobiłem krok w jego stronę. Nie zdołałem nawet za insynuować atak, bo Daehyun wybiegł naprzód, skacząc zwinnie na moje plecy. Z jękiem szamotałem się, instynktownie próbując nie poobijać nas obu. Nie mogłem skontrolować rozbawionego śmiechu, który wydostał się ze mnie.
Daehyun ściągnął brwi, w pewnej chwili odskakując ode mnie. - Co cię bawi dzieciaku?
Chwilę moment na zmianę posyłaliśmy sobie uśmiechy, a reszta grupy uważnie analizowała moje umiejętności. Zdarzyło się, że kąciki ust Yongguka drgały do góry, natomiast Jongup ostro przerywał nasze wygłupy, każąc mi się przyłożyć.
Unikałem kolejnych ciosów, starając się samemu zaatakować Daehyuna, lecz jego zdolności okazały się być podobne do moich. Dzieliło nas jedynie doświadczenie i zwinność ; Jung miał to bardziej opanowane.
Dopiero przy tym Koreańczyku poczułem motywację, jednoznacznie czerpiąc z tego pewną radość. Daehyun rozbawiał mnie, kiedy starałem się czegokolwiek nauczyć. Spomiędzy moich warg padło sapnięcie zaskoczenia, ponieważ Jung stracił równowagę, a kiedy spadał w tył instynktownie szarpnął za moje ubrania. Koreańczyk opadł na plecy, a ja mimowolnie wpadłem na jego tors. Miałem przyspieszony oddech z wysiłku fizycznego, lecz nagły upadek kompletnie mnie zdezorientował. Starałem się podnieść o własnych rękach, jednak mój wzrok wbił się w tęczówki Daehyuna, który przyglądał mi się od dłuższej chwili. Klatka piersiowa starszego również unosiła się i opadała chaotycznie, co odczułem na własnym ciele. Być może obaj śmialibyśmy się z tej sytuacji, gdyby nie chłodny głos Moon, który przywrócił mnie na ziemię.
- Ta walka jest bezużyteczna, skończcie ją natychmiast. - Nie zdążyłem się nawet podnieść, gdy Jongup znalazł się przy mnie. Mężczyzna pociągnął nachalnie za moje ramię, nie mówiąc już o tym, że niemalże szarpnął za moje włosy. Postawił mnie do pionu, a ja przymknąłem oko na jego nerwowe zachowanie. Byłem dość rozkojarzony, a Moon był dla mnie zbyt silny, bym mógł się z nim mierzyć.
- Pokaż na co cię stać. Spróbuj zawalczyć o swoje życie. - Koreańczyk o granatowych włosach od razu mnie zaatakował. Wymierzał ciosy w najsłabsze ludzkie punkty, choć ja początkowo jedynie uciekałem przed obrażeniami. Nie potrafiłem z nim walczyć, a chwila nieuwagi sprawiła, że mężczyzna uderzył mocno z pięści w mój brzuch. Zgiąłem się w pół, kaszląc i nie mogąc złapać oddechu. Nawet z ust Daehyuna zniknął uśmiech, a promieniująca twarz straciła swój blask. Starałem się nieudolnie obronić, lecz bezskutecznie. Jongup złapał za mój podbródek, unosząc moją głowę ku górze.
- Pamiętasz swoje siniaki, gdy znalazłeś się tutaj pierwszego dnia? Czy zapamiętałeś każdą ranę, wylew krwi, cholerny dotyk? - Moon mówił w moją stronę w paskudny sposób, okazując swoją złość. Prowokował, sprawiał psychiczny ból, odświeżał pamięć. Osłabiał mnie, choć byłem już od początku zamknięty w wątłym ciele. - Karmił się twoim strachem. Przypominasz sobie, kto ci to zrobił?
Trafił w mój czuły punkt. Byłem załamany, choć on nie przestawał mówić. Miałem wrażenie, że lada moment moje ciało nie wytrzyma.  Czułem się, jakby mężczyzna rozerwał świeżo zagojone rany.
Reszta Matoki patrzyła na nas, nie przerywając potencjalnej walki. Kostki na pięściach Jongupa uderzyły w moją linię szczęki, przez co poczułem rozchodzący się ból na całej twarzy. Nie zrobił tego tak mocno, jak mógł, a ja starałem się wyszarpać z jego uścisku, choćby tym, że moje paznokcie wbiły się w jego skórę. Moon w złości przesunął dłonią na moją szyję. Jego palce zacisnęły się na moim gardle niemalże miażdżąc krtań. Oddech ugrzązł mi gdzieś w płucach, przez co nie mogłem zaczerpnąć tlenu. Coraz mocniej zacieśniał uścisk.
- Nie bez powodu tu się znalazłeś. Myślałeś, że nieudolnie ukryjesz swoją tożsamość? - Jongup zaciskał z wściekłości zęby, lecz na jego twarzy pojawił się niepokojący uśmiech. Jego kąciki ust uniosły się ku górze w wręcz psychicznym geście, a tęczówki mężczyzny były nieobecne w tym momencie. Moon kompletnie nad sobą nie zapanował.
Lecz pomimo tego wszystkiego, patrząc mu w oczy ledwie przytomnym wzrokiem wiedziałem, że on usilnie walczy z samym sobą nie chcąc mi zrobić krzywdy. To była walka o swoje życie, wewnętrzna walka z najgorszymi lękami i słabościami, testował mnie. Być może on wcale nic nie wiedział.
Yongguk próbował to przerwać, był gotów, jednak silna dłoń Himchana powstrzymała go w próbie ingerencji. Bang gwałtownie obrócił twarz w jego stronę, zaciskając usta, na co Kim zareagował beznamiętnym spojrzeniem. - Więcej wiary w niego, Bang.
Zacisnąwszy powoli powieki usiłowałem wymazać z pamięci Jongupa będącego pod wpływem chorego transu, zwyczajnie skupiłem się na zagrywce. W momencie wymierzyłem kopniaka w krocze Moon, choć to nie znaczyło, że ten zamach podziałał na niego w większym stopniu. Jedynie warknął, może i wyładowując złość siarczystym przekleństwem kryjącym w sobie nutę zaskoczenia.
Na tym nie skończyłem, gdyż korzystając z ulotnej chwili złapania oddechu uderzyłem go słabo z łokcia w bok, a następnie wycelowałem zaciśniętą pięścią w twarz, rozcinając mu przy tym dolną wargę.
Mężczyzna warknął po raz kolejny, cofając się kilka kroków do tyłu. Był w szoku, ponieważ postawiłem mu się. W szoku, ponieważ nie spodziewał się takiego rozwoju akcji. Ukrywał fakt, że od początku widział we mnie pewien potencjał.
Moon przetarł wierzchem dłoni swoją wargę, z której sączyła się stróżka krwi. Złapał większy oddech, by choć trochę uspokoić rozszalałe myśli; niewidzialne siły, które walczyły ze sobą w jego wnętrzu. Osłupienie mężczyzny o granatowych włosach zmusiło go, by cały czas patrzeć na mnie.
Widział, jak z trudem łapię kolejne oddechy i ledwo utrzymuje się na nogach. Nie chcąc upaść, oparłem swoje ręce o kolana, by zregenerować choć trochę swoje ciało. Sam podniosłem wygaszone tęczówki na sylwetkę Jongupa, mierząc go pewnego rodzaju spojrzeniem. Wzrok, z którego miał odczytać moje myśli, niewypowiedziane słowa. Nie dałem mu wiele czasu, ponieważ już chwilę po tym odwróciłem głowę i podniosłem się, by ruszyć dość chwiejnie w stronę wyjścia.



Gorący prysznic okazał się ukojeniem rozkołatanych nerwów i dawce stresu, jaki zafundował mi trening z Moon Jongupem. Być może zupełnie się na to nie przygotowałem, a może nigdy nie byłem gotów by zmierzyć się z bolesną przeszłością? Może i sztuczki, które pokazał mi Daehyun okażą się przydatne a przynajmniej lekcje wykorzystywania swoich zmysłów i naturalnych instynktów wychodzących z nas podczas obrony.
Ulokowałem się na parapecie ; zawsze to robiłem, opatulony ciepłym kocem, wpatrując się w bogate, ale na swój sposób brudne ulice Seulu.
Drzwi prowadzące do sypialni zaskrzypiały, kiedy wysoka postać przemknęła do środka. Mężczyzna o granatowych włosach zmierzwił pojedyncze kosmyki, by te nie opadały na jego twarz. Wszedł celowo głośniej niż zazwyczaj, bym zauważył od razu jego obecność. Widziałem jego odbicie w szybie, przez co śmiało mogłem stwierdzić, że patrzył wprost na mnie. Nie spodziewałem się jednak, że ten odezwie się do mnie, po tym co wydarzyło się na treningu. Czułem, jakby miał zamiar ignorować moją obecność, jednak myliłem się.
- Nie powinieneś już odpoczywać? Samopoczucie też trzeba zregenerować.
Głos starszego dotarł do mnie, choć brzmiał co najmniej dziwnie. Nie wiedziałem, czy mówi to z zwyczajnej reguły, czy przełamywał dyskomfortową ciszę panującą w mieszkaniu. Nie miałem głowy do tego, by rozwodzić się nad tym. Najzwyczajniej odwróciłem się w jego stronę, a przed moimi oczami nadal znajdował się ten właściwy mężczyzna. Mój wzrok od razu przykuły jego usta. Warga Jongupa miała na sobie zaschniętą krew, którą ten wtedy niedbale roztarł, a to miejsce widocznie spuchło. Zsiniałe wargi wcale nie wyglądały dobrze, lecz sam nie wiedziałem czemu nagle poderwałem się z miejsca.
Moon nie protestował, kiedy nagle posadziłem go na brzegu łóżka, a w moich dłoniach znalazła się niewielka apteczka. Mężczyzna nie odczuwał żadnego bólu, gdy przemywałem mu ranę środkiem odkażającym, jak i samą wodą. Nawet jeśli obrażenie było niewielkie, to ignorancja tego faceta była nie do zniesienia. Nawilżyłem jego usta, by te nie puchły, a przecięcie zostało posmarowane specjalną maścią. Sam zaangażowałem się w to tak bardzo, że nawet nie zauważyłem, jak cały czas dotykałem jego warg. Mój palec zatrzymał się na kąciku jego ust.
- Czy to nie za wiele? - Jongup wpatrywał się we mnie cały czas, ale jego wzrok zmienił się. Tęczówki Koreańczyka nie były wygaszone, pokazując pewną głębię. - Posunąłem się za daleko?
Opuszek mojego palca zastygł na jego wardze na dłuższy moment, jak gdybym zastanawiał się nad jego słowami. Doskonale wiedziałem o czym mówił, lecz poruszanie tego tematu było jak stąpanie po kruchym lodzie.
Zawahałem się, lecz zaraz po tym moją twarz przyozdobił czuły uśmiech, który był skierowany tylko dla niego. Uczucie jakie iskrzyło się w moich tęczówkach z całą pewnością mógł dostrzec nawet on, ale czy to nie wyglądało tak, że usilnie to ignorował?
- Robiłeś co musiałeś, Jongup-ah. - szepnąłem z urywanym westchnieniem, gdy jego kciuk przesunął się po moim policzku.
Mężczyzna dotykał mojej twarzy swoją szorstką, lecz przyjemną w dotyku dłonią. Jego palce zsunęły się w dół na linię szczęki, jednak gwałtownie się zatrzymały. Jongup zauważył niewielki siniak na mojej szczęce, jak i nieco spuchniętą skórę. Tak samo starszy powędrował wzrokiem w dół na moją szyję. Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę o tym, co zrobił, gdy zobaczył sińce wzdłuż mojej szyi. Na skórze odbiły mi się jego palce, którymi ściskał usilnie moją krtań. Wiedziałem, że zasinienia pozostaną na mnie dość długo, lecz w przeciwieństwie do mnie, to Moon najbardziej się tym przejmował. Nie pokazał tego po sobie, lecz w wnętrzu naprawdę irytował sam siebie za to, jak postąpił.
- Pamiętam, jak byłeś tu pierwszego dnia. - Zachrypnięty głos wydostał się spomiędzy jego warg, kiedy w zamyśleniu przesunął dłonią po mojej klatce piersiowej. Wiedziałem, że wspominał to, jak zmieniałem się od tamtego czasu, nawet jeśli to nie było tak dawno. - Prawie wszystko już się zagoiło.
Mężczyzna dotknął mojego biodra, gdzie kilka dni temu widniał jeszcze paskudnie wyglądający siniak. Praktycznie nie było już po nim śladu, a Jongup przesuwał swoimi palcami po tym miejscu
Moon nie przestawał widząc, coraz intensywniej się we mnie wpatrując. Sapnąłem, przez co starszy mocno zacisnął swoje palce na materiale mojej koszulki. To działało na niego cholernie mocno, a wewnętrzna walka przed dotknięciem mnie w bardziej intymny sposób znów zaczęła się w nim tlić. Jongup cholernie powstrzymywał się, a jego drżące dłonie z podniecenia nie ustępowały mnie ani na moment. Moon wręcz wariował, kiedy moje zachowanie stawało się dla niego zbyt prowokujące. Zbliżenie się, działało na jego zmysły i dolne partie, co wcale nie znaczyło, że zachłanny dotyk nie odbił się i na mnie. Jongup najzwyczajniej odkrywał jakąś swoją słabość.

- To wydaje się być dla ciebie niebezpieczne, prawda hyung? - uśmiech zbłąkał się na kącikach moich warg, gdy palcami rozczesałem granatowe kosmyki włosów śpiącego Koreańczyka. - Zbliżenie się do mnie. Widziałem, jak próbujesz, to.. sprawia, że tym bardziej pragnę być przy tobie. Nawet jeśli mnie odpychasz, Moon Jongup. Nie umiem przestać o tobie myśleć..
Mimowolnie objąłem jego umięśnione ciało ręką, całym sobą chłonąc ten cudowny dotyk. Delektując zapachem wody kolońskiej, kiedy byłem pewien, że ogolił się, nim do mnie dotarł do sypialni chwilę temu.
I w czasie, gdy on leżał przy moim boku, z głową ułożoną na mojej klatce piersiowej pogrążony w objęciach morfeusza, ja mogłem podziwiać jego piękno, jego prawdziwie niewinną naturę. A może tak tylko mi się zdawało? Pieprzyk, który widniał na jego nosie w rozkoszny sposób czynił go naprawdę niewinnym i całkowicie nieszkodliwym. Dlaczego ukrywał swoje emocje? Dlaczego wciąż udawał, pogrążając się coraz to bardziej w swoich myślach i planach? Dlaczego był tak bardzo niedostępny, sprawiając, że szalałem za nim każdego dnia? Mnóstwo pytań kłębiło się w mojej głowie, wiedziałem, że odpowiedzi tak prędko nie nadejdą, że sam będę musiał się postarać, by odkryć naturę Moon.
Nie potrafiłem zasnąć do późnej nocy, gdyż mój umysł zapełniony był przeróżnymi obrazami i myślami, nie kończącymi się wspomnieniami zarówno tymi dobrymi jak i złymi.
Milionem wypowiedzianych Moon Jongup.



Za nimi był ciężki dzień. Dzień spędzony na kolejnych planach, przewertowaniu możliwych rozwiązań i namowy. Oni wszyscy byli wyczerpani po czasie, kiedy musieli krok po kroku obmyślać, jak odnaleźć Youngjae. Być może plany były słuszne, a kolejne strategie mogły naprawdę w końcu przynieść owocny skutek, jednak nie myśleli o tym w tej chwili. Aby wszystko nabrało świeższego myślenia cała grupa musiała odpocząć i odprężyć się. Ich miejscem wypoczynku stał się ten sam hangar, w którym pracowali. Ze stołu zniknęły wszystkie plany i zbędne papiery, by zostały zastąpione jedynie butelkami z alkoholem i jedną talią kart. Do wszystkiego dołączyła również gotówka, a raczej spore pliki banknotów. Pod wpływem promili mężczyźni byli w stanie założyć się o największe sumy, grając w pokera. Do moich uszu docierały również błahe kłótnie, przeplatane przekleństwami i chwilowym śmiechem. Grupa młodych mężczyzn najzwyczajniej zrobiła sobie luźny wieczór, odprężając się na swoje wszystkie możliwe sposoby.
Spojrzałem z daleka na grupkę Koreańczyków, widząc, jak ci są zapatrzeni w karty. Chciałem przekraść się do nich, ponieważ zwyczajne dołączenie wydawało mi się nie na miejscu. W końcu oni bawili się w najlepsze, a ja byłem jedynie gówniarzem.
Kryjąc się za większym filarem, przesunąłem wzrokiem po stole i wszystkich zakazanych, a jednak kuszących trunkach. Przez moją podświadomość przeszły również granatowe włosy mężczyzny, jak i jego nieobecny wzrok. Skupiłem się za bardzo na tym, jak niezauważonym dołączyć do ich grona.
Możliwe, że udałoby mi się to, gdyby nie silne ramiona, które owinęły się w okół mojej talii. Sapnąłem zaskoczony, zerkając przez ramię na twarz, jak się okazało Himchana, który zaśmiał się jedynie w odpowiedzi. Trzymał mnie mocno, przez co nie mogłem wyrwać się z tego uścisku. - Ćwiczysz skradanie w nieodpowiednim momencie, czy najzwyczajniej chcesz dołączyć?
Jongup zauważył nas kątem oka, przez co zaraz po tym jego wzrok wbił się usilnie we mnie. - Przerwijmy partię i napijmy się znowu.
Mówiąc kolejne słowa, czułem się, jakby wypowiadał to do mnie, ponieważ jego wzrok był całkowicie wtopiony w moją sylwetkę. Zaraz po tym Moon machnął w moją stronę ręką, w geście zapraszającym mnie do stołu. Nie obejrzałem się nawet, kiedy Himchan zaprowadził mnie do ich niewielkiej grupki. Widać było, że Jongup był choćby pod minimalnym wpływem promili, ponieważ nawet jego wzrok mówił, że mam nie zbliżać się do nikogo innego. Jego gesty wyglądały tak, jakbym stał się jego własnością.
- Zelo - Daehyun wyraźnie zignorował niemy przekaz Jongupa, choć to wcale nie oznacza, że Moon zareagował. Poklepawszy miejsce obok siebie, z uśmiechem zająłem miejsce przy Jung a ten w żartobliwym geście klepnął mnie w udo. - Jak dobrze, że uwolniłeś mnie od tej bandy nudziarzy.
- A ponieważ stałeś się ostatnio numerem jeden przez samego Moon Jongupa.. - Himchan nie dokończył, pijacki śmiech granatowowłosego zdezorientował go. Otworzyłem usta, kiedy Yongguk zawtórował mu a zaraz po tym wyłożył karty symbolizując swoją wygraną. Jongup nie był zadowolony, ponieważ i on musiał oddać część swoich pieniędzy.
- Niektórzy może najzwyczajniej nie potrafią grać. - Yongguk zabrał pieniądze od wszystkich graczy, tak jak to miał robić wygrany zawodnik. Zaraz po tym sięgnął do jednej butelki whisky, napełniając trunkiem całą szklankę. Jongup cały czas przyglądał mu się, zaraz po tym nieco podnosząc się z krzesła. - A może to wcale nie o to chodzi? W końcu Zelo też zapewne nie wie na czym polega gra w pokera. Nie wspominając już o piciu.
- Chyba nie sądziłeś, że to dla ciebie? - Moon skrzyżował ramiona na swoim torsie, wymownie patrząc przez cały czas na przywódcę grupy. Daehyun posłał porozumiewawcze spojrzenie Yonggukowi, by zaraz po tym Jung zabrał naczynie z jego dłoni. Podsunął je wprost pode mnie. Czekała na mnie cała szklanka wysokoprocentowego alkoholu, chyba że to miało okazać się jakimś chorym żartem.
Himchan zajął miejsce niedaleko mnie, sam dopijając swoją porcję napoju do końca. Nie dało się przewidzieć, czy mężczyzna wypił wiele, lecz zapewne rzadko widywano go w takim stanie. - Dzieciak ledwo odszedł od miski z mlekiem, a już podsuwają mu pod nos co innego.
Zacisnąłem delikatnie usta, jak gdyby w cieniu przysłuchując się ich rozmowie. Oczywiście, że w tamtym momencie moja duma została narażona na próbę a chęć zaimponowania młodym mężczyznom okazała się być kusząca. A może chodziło o samego Moon? Może świadomość, że spoglądał na mnie w bezczelny sposób zadecydowała o tym, że moment później sięgnąłem po szklankę. Bez wahania upiłem spory łyk whisky, krzywiąc się przy tym nieznacznie. W pierwszej chwili starałem się nie zakrztusić, choć pokusa kaszlu po palącym w przełyk trunku była silniejsza.
Wyłaczając myślenie, podniosłem śmielej wzrok na granatowowłosego w czasie, gdy reszta możliwie zajęła się z powrotem uzależniającym hazardem. Ponownie nabrałem kolejne łyki a moje spojrzenie było żywe, niemal wyzywające.
Tajemniczy uśmiech Moon wywołał tamtego wieczora w moim sercu lawinę uczuć. To było coś zupełnie nowego, nieznanego. I być może znakomicie nadało się stwierdzenie, że zakazany owoc smakuje najlepiej, bo Moon Jongup stał się dla mnie takim owocem. To było nieuniknione, a pierwsze spotkanie być może okazało się nadzwyczajnym przeznaczeniem, ślepo wierząc swojej szczeniackiej miłości.



Upojna noc dobiegała już końca. A może właśnie to był jej początek? Właśnie nieudolnie wciągnąłem ciało Jongupa do mieszkania po dłużącej się imprezie. Sam wypiłem - niewiele, lecz skoro byłem młody i nie zażywałem nigdy kolejnych procentów, to wystarczająco wprawiło mnie to w beztroski nastrój. Zaś Moon nie był w najlepszym stanie, a jego ciało wcale nie było lekkie. Ciągnięcie go za sobą przez całą drogę na szczęście nie zajmowało tak wiele czasu, jednak Jongup ciągle nachylał się do mojego ucha szepcząc mi naprawdę wiele rzeczy. Nie był to jednak szczyt wszystkiego.
Wpatrywałem się w jego twarz, kiedy przyparł mnie do ściany w przedpokoju, od razu dotykając dłonią okolicy mojego biodra. Oczy starszego nieco się zmrużyły. - Myślisz, że możesz tak codziennie prowokować mnie i zbliżać się? Udajesz tylko niewinnego, zaraz oszaleję.
Dość duża dłoń Jongupa zatrzymała się na mojej klatce piersiowej, przyciskając mnie mocniej do twardej powierzchni ściany.
- Wiesz? Przez twoje kopnięcie moje krocze ucierpiało, a ja myślę, że powinieneś to zrekompensować w odpowiedni sposób. Rany nie goją się same z siebie. - Mężczyzna mruknął pod nosem, znacznie przysuwając się do mojego ciała, niemalże przylegając do mnie całego swoim umięśnionym torsem. Usta Moon znalazły się bardzo blisko mojej kości jarzmowej, przez co czułem wręcz jego gorący oddech na skórze. Słyszałem każde sapnięcie i nachalne uczucia, kiedy ocierał się wargami o płatek mojego ucha. - Mógłbyś już dawno być mój. Powstrzymywanie się jest uciążliwe, a ja chcę cię mieć dla siebie z każdą sekundą coraz bardziej.
Silne ramię mężczyzny o granatowych włosach znalazło się w okolicy mojego krzyża, pokonując tym samym przestrzeń między nami. Był nachalny, a słowa z jego ust padały, jakby najzwyczajniej pomylił myśli z mówieniem. Z drugiej strony miało to swoją pewną władczą naturę.
A ja szalałem, bo jego dotyk i sam głos, wywoływał w moim ciele coraz to przyjemniejsze ciarki. Jęknąłem, czując jak rumieńce wkradają się niechcianie na moje blade policzki. - Więc dlaczego ciągle to robisz Jongup-ah.. przestań się przede mną zamykać..
Moje wygłodniałe usta same odnalazły te jego, a łaknąca potrzeba nachalnych otarć zamajaczyła się gdzieś w naszych pragnieniach. Zacisnąłem palce na jego łopatce, przylgnąłem klatką piersiową, wzdychałem z każdym namiętniejszym pocałunkiem, topniałem pod wpływem zapachu mężczyzny. Gdzieś pomiędzy jego dłoń zacisnęła się na moich pośladkach, w odpowiedzi głośno sapnąłem, odchylając gwałtownie głowę, gdy nie czekając otarł się o mnie tak usilnie, że zderzyłem się plecami ze ścianą. Dreszcz wstrząsnął mną niekontrolowanie a urywane stęknięcie jego imienia wystarczyło, by nasze rozgrzane ciała wylądowały na łóżku, splatając się w ciasnym pożądającym się nawzajem uścisku.
Zacisnąwszy delikatnie powieki czułem, jak śmielej dotyka mnie, wsuwając palec za materiał moich cienkich spodni.
Jongup nie wypuszczał mnie z swojego uścisku, kiedy jego dłonie były po prostu wszędzie. Usta mężczyzny dotknęły miejsca pod moim uchem, linii szczęki, jak i wrażliwej szyi. Pozwalałem, by ten obłapiał mnie swoim ciałem w potrzebie dotyku, jednak mężczyzna ciągle czuł niedosyt. Niedosyt mnie.
- Jesteś wyjątkowym chłopcem, który brutalnie wkradł się do mojej głowy. - Moon wymruczał w miękki sposób kolejne słowa, a lekko zachrypnięty głos znacznie bardziej spowodował mrowienie na mojej skórze. Pomruk mężczyzny był nieco stłumiony, ponieważ cały czas jego wargi napastowały moją szyję. - Nie wiem, czy bardziej powinieneś się tego obawiać, czy być dumnym. Samolubnie przyznam, że niezależnie od odpowiedzi teraz cię nie wypuszczę.
Niemal zachłysnąłem się powietrzem, gdy moje serce biło niebezpiecznie szybko. Czy to był prawdziwy Moon Jongup? Czy jego słowa są szczere, a obietnica rzeczywiście zostanie od teraz spełniona? Bardzo tego chciałem. Niezależnie od jego wybuchowego czy też zagadkowego charakteru, naprawdę chciałem zostać jego wyjątkowym chłopcem.
Łzy wzruszenia napłynęły do moich oczu, a zaraz po tym przewróciłem go na plecy, by móc mocno wtulić się w zadbany tors mężczyzny. Oblizując spierzchnięte wargi, wybłagałem, gdzieś pomiędzy silnym odurzeniem granatowowłosym. - Nigdy ode mnie nie odchodź Jongup. Zostań przy mnie. Czy będziesz chciał tego dziś czy jutro, obiecaj, że nie odejdziesz.. Proszę, Jongup-ah.
Starszy Koreańczyk uśmiechnął się jedynie pod nosem, a następnie jego smukłe palce przeczesały moje włosy w rozkosznym geście.
Późna noc dała mi wiele do myślenia, choć pewnie i nie mnie. Nie wiedziałem, co czai się w głowie Jongupa i choć prawda mogłaby być naprawdę zawodząca, to chciałem się jej desperacko dowiedzieć. Chciałem zajrzeć w jego nieodgadnione myśli.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz