wtorek, 2 maja 2017

Le noir : Like someone in love [3]



3/10

Przez całą drogę powrotną do hangaru Daehyun nie przestawał mówić, bełkotał i wyklinał, a ja z żalem patrzyłem jak ten dwudziestoletni mężczyzna się stacza. Usiłowałem podtrzymywać go, asekurować, gdyby miał w planie potknięcie się, natomiast ciemne alejki nie sprzyjały nam w dotarciu do mieszkań. Zapadała noc, starałem się nie pokazywać jak lęk zawładnął moim ciałem wywołując gęsią skórkę. Ilość alkoholu, jaką spożył Jung była dla mnie nie do odgadnięcia, po prostu poszedłem za nim wymykając się wcześniej z mieszkania Moon, żeby tylko uchronić Daehyuna przed złem Seulu. Oczywiście, moje myślenie mogło być naprawdę śmieszne, w końcu ciemnowłosy Koreańczyk miał za sobą doświadczenie i poza trzymaniem w tylnej kieszeni spluwy, z całą pewnością potrafił obronić się podstawowymi ciosami.
- Gwaenchana, Dae-ah. Zaraz będziemy. - szeptałem jakby do siebie, zaciskając palce na jego skórzanej kurtce. Był niewiele wyższy, dlatego też z łatwością mogłem trzymać się jego ramienia.
- Zemszczę się.. Ja..pozabijam ich wszystkich, rozumiesz? Tacy ludzie nie są nic warci...Nie są nic warci, tak samo, jak moje życie.. - Dość głośne i poplątane słowa przecięły nocną ciszę, a echo głosu Koreańczyka roznosiło się w jednej mniejszej uliczce. 
Wstąpienie Daehyuna do miejscowego, mniej znanego baru nie skończyło się dla niego dobrze. Byłem świadkiem jak otwiera kopertę, a zaskoczenie, jakie pojawiło się na jego twarzy zwiastowało kłopoty. Zdjęcia były tylko kolejną dawką podłego humoru, Jung był zrozpaczony i bezsilny. Przerażające zdjęcia przedstawiające między innymi Youngjae, zakrwawioną dłoń, z palców sączyła się ciecz. Krzyczał, potwornie krzyczał w czasie, kiedy ja stałem wystraszony do granic możliwości.
- Co jeżeli już się spóźniłem? Zabiję.. zabiję tego, który mu to zrobił. - Daehyun zacisnął dłonie w pięści, przystając na dłuższy moment. Nawet duża dawka promili nie przyćmiła tego jednego istotnego zmysłu. Przechylił głowę w bok, by upewnić się w przekonaniu, że ktoś szedł za nami od dłuższego czasu. Patrzył przez ramię na ciemną i niemalże niewidoczną w mroku sylwetkę. To oczywiste; znacznie łatwiej ukryć się w ciemnych zaułkach.
- Nie jest za późno, Youngjae żyje. - odparłem, zaraz po tym również obracając głowę, jakby podążając automatycznie za Daehyunem.
Miał rację, niemo ostrzegł mnie, że ktoś za nami podążał od dłuższego czasu. Niepokój skutecznie omamił moje drżące dłonie, które zacisnąłem słabo na ramieniu starszego Koreańczyka. - Idziemy, hyung. Musimy się pośpieszyć.
Kwestią czasu było zanim zaczęliśmy biec krętą uliczką, a na oko trzech mężczyzn wyłoniło się z mroku, niemalże depcząc nam po piętach. Było mi ciężko, szczególnie, że przez nietrzeźwość Jung, ucieczka szła nam o wiele gorzej. W pewnej chwili skręciliśmy, jednak Daehyun w porę nie złapał równowagi lądując na bruku. Z trudem uniknąłem ciosu od jednego z napastników, wpadając na kosz na śmieci a następnie potykając się o niego. Widziałem jak oni go bili i kopali, a zbolały jęk wydobył się z ust Daehyuna. Niewiele myśląc rzuciłem się pierwszego z brzegu, lecz drugi zaraz odciągnął mnie i uderzył z pięści brzuch. Wypuściłem z ust świszczący oddech, a łzy niemal stanęły mi w oczach, upadłem, zwijając się z bólu.
Jung zebrał w sobie siły, by zdobyć się na samoobronę. Jego stan nie był najlepszy, jednak zwinnie wyrwał się z uścisku napastników. Kiedy miał skrępowane ręce przez silny uścisk mężczyzn, zdołał jedynie kopnąć jednego z nich w kostkę. Wiedział, gdzie uderzyć, aby dać sobie choć odrobinę czasu. Daehyun już miał sięgnąć do tylnej kieszeni po broń, lecz pozostało po tym zamiarze tylko syknięcie z bólu. Napastnik złapał go za włosy i odciągnął głowę do tyłu, tak jakby miał zamiar uderzyć nią o twardą powierzchnię muru. Widać było, że promile odebrały mu panowanie nad ciałem. Nie był tak sprawny, jak przy pełnych zmysłach, a szanse na jakąkolwiek ucieczkę praktycznie zostały pogrzebane. Jak Jung mógł sobie poradzić, kiedy wszyscy stanęli przeciwko niemu?
Gdzieś pomiędzy zamazanym obrazem cierpienia, ta scena widnieje przed moimi oczami bezlitośnie. Oni chcieli bym na to patrzył. A ja wyłapałem jedynie wystające ciemne kosmyki włosów spod naciągniętego kaptura u jednego z nich, wyglądające tak cholernie charakterystycznie. Obiecałem sobie, że nie poddam się, będę śmielej szedł przed siebie pokonując wszelkie przeszkody.
Jedną ręką chwyciłem się za brzuch, drugą pomogłem sobie, by móc nieco się podnieść i sięgnąć po broń, która tkwiła w mojej nogawce. Szybko nakierowałem spluwę na jednego z Koreańczyków, przymknąłem oko i niepewnie nacisnąłem spust. Dźwięk wystrzału odbił się echem po opuszczonych alejkach Seulu, natomiast przeraźliwy krzyk nastąpił zaraz po tym. Bezwładnie opadłem na beton, gdy sylwetka Himchana mignęła mi, a głos Yongguka przywrócił do rzeczywistości.
Napastnicy stali się tak bezbronni, w chwili, gdy zajęła się nimi większa część grupy. Wszystko działo się tak szybko. Bang obezwładnił jednego z trójki napastników, powalając go na ziemię. Następnym, co mogłem zobaczyć, to to, jak podeszwa buta przywódcy ląduje na szczęce przeciwnika. Yongguk był silny, potrafiąc obezwładnić kogoś takiego tylko jednym ruchem.
Byłem zbyt przestraszony, by cokolwiek zrobić. To właśnie Himchan zajął się wyczerpanym Daehyunem. Pomógł wstać pijanemu i poturbowanemu Koreańczykowi, a dłoń mężczyzny przesunęła się po włosach Jung, gdy ten wtulił się w ciało Kim. Himchan uspokoił jego drżącą sylwetkę, a spomiędzy warg Koreańczyka po raz kolejny wydostał się niewyraźny ton głosu. - Nie dalibyśmy rady ujść z życiem.. Gdyby nie pomoc Zelo. Nie wiem czy zdążylibyście zareagować.
Moją uwagę odebrał widok granatowych włosów Jongupa, który mignął mi gdzieś w podświadomości. Moon stał nad człowiekiem postrzelonym przeze mnie. Nie był martwy, a jedynie jego noga była niemiłosiernie zakrwawiona. Mężczyzna, który mącił mi w głowie, nadepnął na ranę jednego z napastników, z których zostali już tylko dwoje. Trzeci zbiegł gdzieś lub w całym zgiełku został wyeliminowany przez Matoki. Nie było to dla mnie priorytetem, kiedy głośny krzyk bólu po raz kolejny przeciął ciszę w zaułku. Intensywny wzrok Jongupa padł prosto na mnie. Wpatrywał się we mnie tak naprawdę, od kiedy Daehyun przemówił. 
- Musisz bardziej pilnować swojego życia. - Moon zbliżył się do mnie, by za pomocą swojej siły podnieść moje ciało. Stanąłem niepewnie o własnych nogach, gdy umięśnione ramię nadal mnie trzymało. - Zadbajcie o siebie, ja się nim zajmę.
- Dobra robota, Zelo. - odezwał się Yongguk, kiedy wraz z Himchanem obejmowali osłabionego Jung. Himchan tylko kiwnął głową, a na jego ustach pojawił się nieodgadniony uśmiech.
Przełknąłem ślinę, gdy Jongup niemal wbił paznokcie w moje ramię. Obawiałem się, że jest zły, że jego wybuchowa reakcja na moją nieostrożność zniszczy wszystko. Nie chciałem go denerwować, bardziej dopuszczałem do siebie alternatywę, że może wreszcie mnie docenią a Jongup spojrzy na mnie inaczej.
- Miłe zaskoczenie z twojej strony. Byłeś odważny, jak na takiego chłopca Zelo. - Tęczówki Jongupa nie odrywały się ode mnie, kiedy ten wypowiadał kolejne słowa. Zaciskał coraz mocniej swoją silną dłoń na moim ramieniu, wręcz czułem jak zgarnia mnie coraz bliżej swojej sylwetki. Ja jednak siłą woli powstrzymywałem się przed cisnącymi się do oczu łzami, kiedy rozpacz i niemoc targała moim ciałem.
Nie potrafiłem przyjąć od niego ciepłego słowa, kiedy do mojej świadomości napływały myśli o tym, jak bardzo bezużyteczny mogłem się okazać. Nawet chwila, kiedy młody mężczyzna pogłaskał mnie po głowie, następnie przeczesując kosmyki włosów nie otrzeźwiła moich uczuć. Potrzebowałem motywacji, która mogła wynieść mnie na sam szczyt.






Zimne powietrze nieprzyjemnie szczypało mnie w policzki, gdy od co najmniej godziny siedziałem skulony przed hangarem przy niewielkich schodkach. Marzłem, bez celu wpatrując się w bezkres oświetlonych uliczek i alejek - miałem świadomość, że gdzieś tam, w centrum miasta mieszkałem wraz ze swoją rodziną. Czy tęsknią? Czy zwrócili uwagę na moją ucieczkę? A może cieszą się, że mają mnie z głowy? Wspomnienia ojca skutecznie zatruwały mój umysł.
Westchnąłem ciężko, z jękiem przecierając swoją twarz. 'Nie myśl za dużo, przeszłość cię wyniszcza i goni za teraźniejszością.'
Nie mogłem nawet zauważyć, kiedy jakaś postać przemknęła obok mnie. Oczywiście, chyba wszyscy członkowie grupy mieli nawyk do nie wydawaniu żadnego dźwięku przy kolejnych krokach. A może to po prostu zamyślenie było zbyt silne? Takie skradanie się mogło wywołać nieprzyjemne dreszcze.
- Zamyśliłeś się Zelo? To chyba nieodpowiednie, żebyś siedział tak sam. Samotność osłabia ludzi. - Mógłbym przysiąc, że na twarzy młodego mężczyzny pojawił się lekki uśmiech. Yongguk zawsze budził respekt, lecz wykazywał się szczególną opiekuńczością. Widziałem, jak dbał o wszystkich członków, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie było to dostrzegalne.
Starszy przysiadł zaraz obok mnie, śledząc moje ciało uważnie swoimi brązowymi tęczówkami. - Nie za często przypadkiem bierzesz sobie czyjeś słowa do siebie? Uważam, że nie powinieneś słuchać tylko jednej osoby.
Zerknąłem powoli w kierunku czarnowłosego, przełykając cicho ślinę. 
Nie mogłem tego ukryć, z całą pewnością zauważył moje roztargnienie. Wcisnąłem dłonie w kieszenie, uparcie marznąc na tych schodach, jak gdyby karząc samego siebie. Karząc również milczeniem, bo być może Bang Yongguk chciał ofiarować mi pomoc.
- Każdy z nas kiedyś był nowy w grupie. Nikt nie był idealny, ani nadal nie jest. - Mężczyzna nie przejął się dłużącą się ciszą. Starał się zrozumieć mój punkt widzenia, brnąc dalej w swoich słowach. - Jongup również taki nie był, a jego teraźniejsze decyzje nadal nie są przemyślane, pomimo upływu lat.
Moje spojrzenie zatrzymało się na twarzy Yongguka, gdy jego słowa zdawały się być tak cholernie beztroskie i lekkie. Powróciłem pamięcią do kilku szczegółów. Między innymi momentu poznania Jongupa aż do chwili, gdy jego dłoń zetknęła się z moją rozgrzaną, posiniaczoną skórą. Przesunąłem powoli i nieświadomie palcem po zasinieniu na swoim policzku. W jego dotyku było coś łagodnego, a głębia jego tęczówek nie pozwoliła mi o nim zapomnieć. Znów przełknąłem ślinę.
- Czy to w ogóle możliwe? - sądziłem, że Moon Jongup jest profesjonalistą, doskonale wyszkolonym jako maszyna do bezwzględnego wykonywania misji, zabijania z zimną krwią.
Bang skrzyżował ręce na swojej piersi, napotykając mój wzrok. Krył w sobie pewną tajemnicę, jakby chcąc przekazać mi jej namiastkę. Pociemniałe tęczówki nie były oznaką niczego dobrego. - Oczywiście. Żeby być perfekcyjnym w swoim zadaniu trzeba pozbyć się jakichkolwiek uczuć i emocji. Jongup nieważne, jak dobry będzie, zawsze kieruje się własnymi racjami, a to może być zgubne.
Czułem, jak Yongguk przysuwa się znacznie bliżej, by zaraz po tym ułożyć swoją dłoń w tyle mojej głowy. Palce mężczyzny wysunęły się w kosmyki moich włosów, gładząc mnie kojąco w tym miejscu. Kojąco, bo jego słowa mogły wywołać kolejny mętlik i nieporozumienia w mojej głowie. Możliwe, że właśnie taki miał cel - zastanowienie się nad tym wszystkim.
I może nawet wszystko byłoby prostsze, gdyby nie wściekłe tęczówki, patrzące w tym kierunku z zawiścią. Postać ukryta za ciemnym materiałem, mająca zawsze ukrytą tożsamość. Odległość sprawiała, że to nie dochodziło do niczyjej podświadomości.

Zdeterminowanie jakie wtłukł do mojej głowy Bang Yongguk było wystarczające, gdyż w następstwie tego zwyczajnie udałem się do gabinetu Moon. Wiedziałem już czego chcę i byłem gotów podjąć walkę, byleby osiągnąć swój cel. Nie zamierzałem żyć jako gówniarz bez przeszłości, odkąd pamiętam opieki wysyłały ostrzeżenia a następnie kary na moich rodziców za to, że ich dziecko nie uczęszcza od roku do szkoły, jest niczym. Byli wściekli, gdy zataiłem to na tak długi czas. I może dlatego, że żałowałem chciałem nauczyć cię czegoś w zamian, być dla kogoś częścią życia.
Gwałtownie szarpnąłem za klamkę nie mogąc doczekać się, aż Jongup spełni moją prośbę, w końcu nie miał wyjścia - musiał się zgodzić, nie przyjmowałem do swojej świadomości odmowy.
- Jongup hyung. - siedzący przy biurku mężczyzna nie zareagował. Na jego nosie spoczywały okrągłe niewielkie okulary, a skupienie wymalowane na twarzy tego Koreańczyka wcale nie zniechęciły mnie do dalszego mówienia. - Musimy porozmawiać, daj mi chwilę.
Moon był wyraźnie zajęty swoją pracą. Cały czas grzebał w swoich papierach, rysował nowe plany. Był tak skupiony, że zajęła mu długa chwila nim mnie zauważył w swoim biurze. Jego mina wcale nie wyrażała zadowolenia, lecz nie odesłał mnie tym razem, jak zawsze. Podejście mężczyzny było dość ignoranckie, ponieważ cały czas zajmował się swoimi sprawami i nawet nie spojrzał w moim kierunku. - Nie sądzę bym miał na to wiele czasu. Co chciałbyś mi powiedzieć?
Nie traciłem nadziei. Podekscytowanie i podświadomość, że może się właśnie udać brała nade mną górę. Naprawdę chciałem, by mężczyzna się zgodził, dlatego wchodząc w głąb pomieszczenia wypaliłem. - Naucz mnie używać broni. Naucz mnie korzystać ze swoich zmysłów. Naucz mnie podstawowych ruchów z samoobrony. Chcę być doskonały.
Mężczyzna o granatowych włosach wraz z moimi kolejnymi słowami zastygł w kompletnym bezruchu, przerywając swoje zajęcie. Posłał mi ostre spojrzenie, za którym ukrywała się prawdziwa złość. Starszy zadrżał z rozdrażnienia, będąc w szoku, gdy usłyszał moje chęci. Nie pokazywał żadnej z tych emocji przede mną. - Skąd ci się wziął ten pomysł? Niepotrzebne ci takie umiejętności, jestem zajęty.
Jongup wziął kolejny plik dokumentów, by ułożyć je na blacie biurka. Jak gdyby nigdy nic wrócił do swojej pracy, uważając ten temat za zamknięty.
- Jongup.. - z moich ust wydobył się błagalny jęk, który miał oderwać go od pracy i wreszcie skupić jego uwagę na mnie. - Nie możesz mi tego zabronić, proszę, hyung. 
Jego kategoryczne 'nie' powodowało, że mój optymizm się wypalał, a pojawiało się rozżalenie.
Ciało skłoniło mnie do tego, by zbliżyć się do nie dostępnego i zamkniętego mężczyzny. Ułożyłem niewielką dłoń na jego ramieniu i pośpiesznie obróciłem go wraz z krzesłem w swoją stronę. Wpadłem w ścianę w momencie, gdy Moon nagle gwałtownie wstał zaś serce niemal wyskoczyło mi z piersi. Był wyższy o co najmniej głowę, a siła jaka od niego biła od pierwszego spotkania była intrygująca i fascynująca. Nie mogłem nic poradzić, że w duchu cieszyłem się, że natrafiłem właśnie na niego. Mimo sprzecznych emocji. Tego, że był zupełnie inny niż ja.
- Nie rozumiesz hyung. - spuściłem powoli wzrok. - Wczoraj o mało nie zginęliśmy, nie umiałem nawet tej broni utrzymać w dłoni, przeraziłem się.. bałem się, że przeze mnie coś się stanie Daehyunowi, nie mogłem go obronić, kiedy on sam nie dawał sobie rady..
Silna dłoń mężczyzny ułożyła się na ścianie z hukiem. Cały czas wbijał we mnie swoje spojrzenie, przez co można było wyłapać jego zaborczą postawę.
- Zelo, odpuść sobie ten pomysł. Poradzisz sobie bez mojego szkolenia. - Mężczyzna był stanowczy i nadal nie odpuszczał. Nie ulegał mojemu błaganiu i prośbach, tak jakby zupełnie żaden argument nie był dla niego wystarczający. - Zrozumiano?
Zmrużyłem powieki, dotknięty myślą, że być może jego nie obchodziła moja egzystencja. Że być może byłoby mu jedno, czy zginę w każdej możliwej chwili. 
Odwróciłem wzrok, by w momencie z roztargnieniem dotrzeć do drzwi. Nie wiedziałem już co mam robić, czy miałem prosić o pomoc lidera?
- Ostatnio notorycznie łamiesz moje zakazy. - Mężczyzna odwrócił się w stronę drzwi, nadal wbijając we mnie swoje pociemniałe tęczówki. Jongup wiedział, że nie odpuszczę w swoim postanowieniu. Mężczyzna był zaskoczony tym duchem walki i zawziętością. Oczywiście wszystkie jego emocje były dla mnie jedynie tajemnicą. Nie wiedziałem nawet tego, że Moon chciał zatrzymać mnie przy sobie. - Od dnia dzisiejszego masz zjawiać się na noc w mojej sypialni. Tego nie waż się z bagatelizować.




Zmrok zdążył ogarnąć całą okolicę, a ja jeszcze niedawno mogłem wpatrywać się w zachód słońca, widziany z okna apartamentu. Siedziałem na parapecie już dłuższy czas, mając ciało zakryte jedynie za dużą koszulą mężczyzny o granatowych włosach. Była przesiąknięta jego zapachem, sięgając mi długością gdzieś do połowy ud. Usytuowałem się przy oknie, bo tak naprawdę nie miałem co ze sobą zrobić. Jongup zajmował się swoimi sprawami, choć mógłbym przysiąc, że słyszałem szum wody, dochodzący z łazienki.
Zapatrzyłem się na panoramę miasta, więc nawet nie spostrzegłem, kiedy postać mężczyzny pojawiła się w końcu w sypialni. Mężczyzna miał narzuconą na siebie jedynie obcisłą bokserkę, która odkrywała jego mięśnie. Dolną garderobą pozostały jedynie czarne bokserki, a całość odkrywała aż za wiele. Przechyliłem głowę w stronę Moon, napotykając jego wzrok. Cały czas wpatrywał się we mnie, nawet jeżeli na jego twarz opadały mokre kosmyki włosów. Nie pomyliłem się. Jongup był zaraz po kąpieli, a jego zapach dochodził do mnie nawet z takiej odległości.
Wszelkie najskrytsze wyobrażenia, niekoniecznie niechciane napłynęły do mojej głowy tworząc chaos. Zapragnąłem sobie kogoś, kto nie do końca był dla mnie nieosiągalny i w tamtym momencie nie rozumiałem dlaczego się temu opierał. Wiek nie stawał się największym problemem, a psychika niewiele się między nami różniła, tak przynajmniej sobie wmawiałem. Ilość czasu, jaką najprawdopodobniej poświęciłem na bezczelne wpatrywanie się w sylwetkę pięć lat starszego Koreańczyka całkowicie mnie pochłonęła. Myślałem o tym, że może moje dłonie mogłyby dotknąć każdego tatuażu na ciele mężczyzny a wraz z tym dotykiem z jego ust wydostawałyby się ciche westchnienia, które rozpaliłyby takiego gówniarza do granic możliwości.
Pośpiesznie odwróciłem wzrok, zaczerpnąwszy trochę powietrza.
Jongup również skupił się na swoich myślach. Cały czas śledził moje ciało, tak jakby chciał rozszarpać każdy skrawek ubrania. Był dość zaskoczony faktem, że ubrałem właśnie jego koszulę, co jednocześnie schlebiało mężczyźnie. Oczywiście dlatego, że dość prześwitujący materiał pokazywał nieco więcej ciała. Moon łapał się na tym, że już nie tylko przyglądał się, jak jeszcze dodawał do tego fantazje. I choć jego tęczówki nic nie zdradzały i były chłodne jak lód, to skóra starszego była rozgrzana. Wszystko sprawiało, że Koreańczyk o granatowych włosach miewał sprzeczne zachowania i pożądliwe myśli.
- Dlaczego jeszcze nie leżysz w łóżku? Masz zamiar w ogóle to zrobić? - Oziębły ton głosu rozszedł się po prawie pustym mieszkaniu, a jedynie kilka kroków dzieliły nasze postacie. On chwilami naprawdę bywał nieobliczalnym, nieodgadnionym mężczyzną.
Nie wiedziałem nawet kiedy mężczyzna znalazł się tak blisko mnie. Zignorowałem jego słowa, a lekkie zamyślenie sprawiło, że się zirytował. Kompletnie nie zareagowałem, najzwyczajniej jakby mężczyzna mówił do ściany. Jongup nagle owinął moje ciało swoimi silnymi ramionami, by bez żadnego wysiłku podnieść mnie do góry. Oczywiście, że denerwował się, gdy nie słuchałem jego słów.
Od Moon biło pożądanie, a ciemne oczy ukrywały za tym coś więcej. Wyglądał jakby walczył wewnętrznie ze sobą, w chwili gdy wysunął moje ciało z swoich ramion i opuścił je na pościel. Sylwetka starszego niemal od razu przygwoździła mnie do materaca. Nachylał się, będąc zaborczym i pełnym fantazji. Można by nawet stwierdzić, że jego krocze wyglądało na znacznie bardziej uwydatnione. Czy to możliwe, że kierowało nim coś na kształt podniecenia?
W tamtej ulotnej chwili naprawdę dałem się omamić. Omamić hipnotyzującym spojrzeniem, uzależniającym zapachem czy nawet przyśpieszonym oddechem, okazującym się moim własnym. To ja. Dyszałem w pragnieniu, bo nasze usta niemal się ze sobą stykały, a jego serce zaczęło bić szybciej, odczułem to.
Głośniej oddychaliśmy obaj, lecz żaden z nas nie zrobił kroku, by nasze usta złączyły się w zachłannym pocałunku. Nikt z nas tego nie zrobił, ponieważ Moon Jongup był chodzącą zagadką, który wytworzył wokół siebie powoli pękającą barierę uczuć i jednocześnie obojętność. 
Nie umiałem się mu oprzeć, lecz pozwoliłem jedynie na to, by moja klatka piersiowa przyległa do tej jego, w niemej potrzebie.




Zacząłem poznawać świat tych ludzi szybciej niż mi się wydawało. Wszyscy członkowie Matoki kierowali mnie, byli cierpliwi i każdy z nich miał w sobie jakąś wyjątkową wartość. Już od samego początku zrozumiałem, że cały gang funkcjonuje dopiero wtedy, gdy wszyscy potrafią się ze sobą zgrać. Lubiłem czuć, że zaczynali traktować mnie jak jedną z swoich części. To była pewna namiastka szczęścia i spełnienia.
Moim szczególnym mentorem o dziwo pozostał Bang Yongguk, odpowiedzialny lider grupy. To on potrafił mnie nakierować na swoje umiejętności i dawać stosowne rady. Nie był tak zimny i nieodgadniony, jak Jongup, lecz kiedy nadchodziła taka potrzeba, to pozostawał stanowczy. Spędziłem z przywódcą znacznie więcej czasu, co zapewne wyjaśniało, czemu stałem się o wiele lepszy w tak krótkim czasie. Wiedziałem również, że jakkolwiek bym się nie zachował to Moon zauważył, jak Yongguk bardzo się do mnie zbliżył. Wiedziałem, że mężczyzna się irytuje, lecz nie mogłem odgadnąć, co to za uczucie. Koreańczyk o granatowych włosach stał się jeszcze bardziej zaborczy, lecz czy to była pewnego rodzaju zazdrość? Co mogłem poradzić, skoro kierowała mną chęć doskonalenia siebie?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz