sobota, 29 kwietnia 2017

Le noir : The boy next door [2]



2/10

Coś niezapomnianego. Pierwsza misja, która mogła się okazać tą istotną. Yongguk powiedział mi wtedy coś co miało mi pomóc w skoncentrowaniu się na swoim zadaniu. 'Nie myśl o tym wszystkim co cię tam spotka. Nie koncentruj się na rzezi, na którą musisz się natknąć. Rób swoje i decyzuj twardą ręką, bo być może od ciebie wiele zależy. Masz być silny Zelo.'
Zostałem nazwany Zelo, zupełnie jak grecki bóg rywalizacji. Dowiedziałem się, że wymyślił je Jongup, lecz od sytuacji sprzed paru chwil wolałem nie myśleć tak intensywnie o tym mężczyźnie. 
Znajdowaliśmy się w biedniejszej części Seulu, gdzie prawdopodobnie zły człowiek miał swoją siedzibę w starych hangarach za centrum miasta, nieopodal lasu. Zły człowiek, który handlował żywym towarem jak przekonałem się o tym sam, gdy znalazłem się w środku. Niepewnie trzymałem w dłoni niewielki nóż, który wcisnął mi w tylną kieszeń Himchan ze wzrokiem mówiącym 'nie schrzań tego'. Naprawdę się bałem. Że zepsuję wszystko swoim nikłym doświadczeniem.
- Nie rozpraszajcie się. Bądźcie w zwartej grupie. Ja zajmę się szefem. Jongup i Daehyun - Yongguk skierował swoje spojrzenie na Jung, który nerwowo ściskał w dłoni pistolet błagalnie odwzajemniając wzrok. Uważałem, że coś było nie tak. - Wy uwolnicie ofiary. Zelo, nie stój tak. Idź za Himchanem.
Kiwnąłem niepewnie głową, szybko namierzając Kim, choć było to trudne, gdy ten mocniej szarpnął mnie za ramię co spowodowało, że Jongup posłał mu gniewne spojrzenie. Dopiero przy pomocy Daehyuna, który w widocznym zniecierpliwieniu i gniewie upomniał Moon, mogłem bez większych przeszkód podążać za wyższym mężczyzną. Słyszałem krzyki a następnie wystrzał metalowych pocisków, przez co moje serce podskoczyło ze strachu do gardła. Himchan mówił coś do mnie w międzyczasie unieszkodliwiając jednego z zakapturzonych mężczyzn, który nie rejestrując kiedy rzucił się w naszym kierunku.
- Himchan. - niemal zawyłem, kryjąc się za wysoką belką, gdy kolejny napastnik wbił w nią sporej wielkości nóż, mający mnie zgładzić. Serce dudniło mi w piersi, kolejne wystrzały i nawoływania Yongguka rozprzestrzeniły się po całym budynku.
Himchan nie pomógł mi tak prędko, walczyłem by nie zostać zadźganym dzięki zwinności i zwykłemu szczęściu. W tym czasie zdołałem dostrzec szybko poruszającego się Daehyuna, który po zastrzeleniu dwóch Koreańczyków parł naprzód, wyraźnie kogoś poszukując. Jung przystanął na dłuższą chwilę przy grupce uprowadzonych młodych Koreańczyków. Widziałem, jak uważnie przesuwa wzrokiem po wszystkich twarzach, klęczących sylwetkach. Na jego twarzy malowało się skupienie, jak i jednocześnie niepokój. Tak jakby nie tracił nadziei do samego końca.
Daehyun złapał za podbródek jednego z chłopaków, by unieść jego głowę ku górze. Uważnie sprawdzał twarze, jednak opuszczał je już po kilku sekundach. Nie wiedziałem kogo doszukuje się w ludziach, którzy lada moment zostaliby sprzedani. Miałem jedynie świadomość, że nie znalazł. Nie znalazł tego, czego szukał, ponieważ zawód mogłem zobaczyć w jego oczach nawet z odległości. Towarzyszył mu ból, tak jakby po raz kolejny mu się nie udało. Skupiłem się tak bardzo na jednym członku grupy, że nawet nie zauważyłem, gdzie podział się Jongup. Powinien towarzyszyć Daehyunowi przy sprawdzaniu i uwolnieniu ofiar.
Po raz kolejny seria głośnych strzałów i gęsta atmosfera odwróciła moją uwagę. Sylwetka Himchana oddaliła się, a ja jedynie powędrowałem spojrzeniem za źródłem dźwięku.
Mężczyzna o granatowych włosach zaciskał z całej siły palce na broni. Lufa była wycelowana w prost w głowę szefa - mężczyznę, który zarządzał całym handlem ludzi. Nie mieli zamiaru oszczędzić nikogo, żadnego człowieka. Mimo to w tęczówkach Jongupa było widać szał. Szał, kiedy bez opamiętania zaczął strzelać do człowieka, który był winny temu wszystkiemu. W jego skroń została wpakowana jedna kulka, druga, trzecia. Moon bez opamiętania kończył strzały w ciele Koreańczyka, który i tak już dawno opadł bezwładnie na ziemię. Dłonie mężczyzny o granatowych włosach zostały ubrudzone szkarłatną krwią i nawet szarpnięcie jego ramienia przez Himchana go nie opamiętało. Kim krzyknął imię Jongupa, lecz ten trwał w swoim amoku. Zupełnie tak jakby zabijanie pochłaniało całą jego osobę.
- Moon Jongup, skończ w tej chwili!
Nawet ostre słowa Bang Yongguka nie powstrzymały szaleńczego działania młodego mężczyzny, zaś Daehyun w tej samej chwili podszedł do zgromadzonej grupy. Nie wiedziałem co robić, ręce trzęsły się mi niemiłosiernie, jak gdyby panika wzrosła gdzieś w środku. Musiałem coś zrobić, cokolwiek, co mogłoby zaprzepaścić bezcelowe strzelanie w kogoś, kto już dawno tonął w morzu krwi martwy. Szybko przepchnąłem się między Himchana a Yongguka, upuszczając nóż, by natychmiast wtulić się w tors mężczyzny o granatowych włosach opięty kamizelką ochronną.
- Proszę.. - desperacka prośba skutecznie wbiła się w umysł Jongupa, bo ten jak zawołanie oderwał pociemniałe tęczówki od kryminalisty, przenosząc go wprost na mnie. Dosłownie czułem, jak wywierca dziurę w moich plecach, kiedy reszta w zaskoczeniu obserwowała zaistniałą sytuację, nie mając na nią wpływu.
Na pewno zadawali sobie pytanie 'Co ma w sobie ten obrzydliwy chłopiec, że był w stanie wyciągnąć Moon Jongupa z chwili swojej słabości?'
Ramię mężczyzny, w którym ściskał pistolet zostało przez niego bezwładnie opuszczone wzdłuż ciała, zaś druga ręka uniosła się do góry. Bang podszedł na tyle blisko, by Jongup w ostrzegawczym geście objął moje plecy umięśnionym ramieniem. Widziałem, jak przeniosi swój wzrok na przywódcę grupy, choć nie miałem pojęcia, jaki ma w tym cel. Nie mogłem się na tym skupić, ponieważ gest wykonany przez Moon kompletnie zaparł mi dech w piersi. Nie mogłem zaczerpnąć oddechu, bo właśnie tajemniczy dla mnie mężczyzna niemalże odwzajemnił mój uścisk.
Daehyun przystanął bardzo blisko Himchana, by zdobyć się na szept, który i tak roznosił się echem po obszernym hangarze. - Myślisz, że zabranie ze sobą tego dzieciaka było dobrym pomysłem? Jongup nie zachowuje się, jak on..
- Myślę, że nowa odsłona zawsze będzie lepsza, od tej poprzedniej. - Kim jedynie zmierzył wzrokiem Jung, by nadal jedynie być obserwatorem w tej nietypowej dla nich sytuacji. Zaś kącik ust Daehyuna delikatnie drgnął, a jego twarz na jeden moment wyglądała, jakby się rozpromieniła. Ten Koreańczyk od początku wydawał się pogodną duszą, jednak może z źle dopasowanym samopoczuciem.
- Mówisz takie niezrozumiałe rzeczy, a ja po prostu myślę, że Moon z nikim wcześniej się tak nie obściskiwał.
Silna dłoń mężczyzny ułożona na moich plecach niemal parzyła przez materiał koszulki. Jongup nie był taki chłodny na jakiego chwilami wyglądał. Byłem zbyt oszołomiony, a szczeniackie myśli znów mogłyby lada moment opanować mój umysł.
W tym momencie Yongguk jedynie uciszył Daehyuna gestem dłoni, by wyjść przed szereg. Ten jeden człowiek musiał panować nad atmosferą w całej grupie i czuwać nad każdym z członków. Widziałem to od samego początku - urodzony przywódca.
- Wykonaliśmy zadanie. Zbierzcie się wszyscy, misja zakończona.




Zachowanie Jongupa skłoniło mnie do tego, by zaraz po powrocie do jego mieszkania, paru głębszych wdechach i pozbyciu się krwi z własnej koszulki (nasiąknąłem nią, tuląc się do starszego) zrobić krok w stronę zakazanego mi gabinetu. Pomimo tego, że wyraźnie mnie przestrzegł, zdawałem się być głuchy na jego bezwzględny rozkaz. Byłem ciekawy, ciekawy i niesamowicie głodny nowego doznania, samej jego obecności. Nie wystarczyła mi dłoń, która wędrowała po moich plecach w czasie, gdy grupa Koreańczyków uważnie na nas patrzyła. W czasie powrotu bez reszty uświadomiłem sobie, że ten mężczyzna działa na mnie, a ja mam szaloną chęć zadowolić go w każdym możliwym aspekcie, nie do końca będąc świadomym konsekwencji. Byłem młody i głupi, lecz przede wszystkim ciekawy, i być może to skłoniło mnie, by pewnie uchylić drzwi od tajemniczego gabinetu Jongupa.
W pomieszczeniu panował półmrok, jednak mrużąc na dłuższy moment oczy można było zauważyć parę istotnych szczegółów w wystroju pokoju. Między innymi długie firanki przysłaniające wielkie okna, mnóstwo kartek walających się po biurku i ciemnej panelowej podłodze a na nich plany, budynki, prywatne zapiski, jak i biblioteczka wypchana grubymi książkami znajdująca się naprzeciw dębowego biurka przy którym siedział Moon. Widać było kryształowy żyrandol dumnie zdobiący pomieszczenie natomiast na ścianie dostrzegłem również powieszone zdjęcie ; przedstawiało jego oraz Himchana, Yongguka, Daehyuna i nieznanego mi dotąd Koreańczyka. Wyróżniał go uśmiech, niewątpliwie urokliwy, Daehyun stał blisko niego mając ułożoną dłoń na jego biodrze. Intymny dotyk.
Zrobiłem krok w stronę Jongupa, aż ten gwałtownie podniósł wzrok. Przestraszyłem się, może dlatego, że granatowowłosy zauważył mnie mimo bezszelestnego kroku ukazując tym wyczulone zmysły.
- Nie potrafiłem zostawić cię samego, hyung. P-przepraszam.
Ciało mężczyzny było pochylone nad biurkiem, a on sam podtrzymywał swoją sylwetkę ramieniem. Zaraz obok jego dłoni znajdowała się szklanka napełniona nieodgadnionym dla mnie napojem. Jednak nie musiałem długo zastanawiać się nad odpowiedzią, ponieważ na blacie Moon poustawiał kilka butelek z alkoholem, z czego jedna była już kompletnie opróżniona i odrzucona gdzieś na bok. Zaciemnione pomieszczenie nie pozwalało ocenić jego stanu za pomocą wzroku. Jedynym wyjściem było domyślenie się, jak bardzo od zmysłów odszedł ten mężczyzna o granatowych włosach.
- Mówiłem, żebyś nie łamał moich zakazów. - Jongup zdobył się na głośniejszy ton, tak samo biorąc zamach ramieniem, w geście przepędzenia mnie z tego pokoju. - Wynoś się.
Nie mogłem sprzeciwiać się mężczyźnie, więc pomimo zupełnie innych chęci, usunąłem się z prywatnego gabinetu Moon. Starszy działał, jakby został pozbawiony jakichkolwiek zmysłów. Gdy tylko pozostał sam w pomieszczeniu, kolejny łyk dopełnił jego obłędny niepokój. Jongup był na skraju rozżalenia i śmiechu z własnego losu. Mimo mętliku w głowie, uśmiechał się pod nosem. Uśmiechał się, ponieważ był swoim własnym towarzyszem, a kolejne litry trunku nie zrobiłyby żadnej różnicy. Bez opamiętania zagłębił się w pogmatwanych myślach, co odbiegało od jego głównego celu. A może właśnie go do niego zbliżało?
Potrzebował chwili samotności, ponieważ nikt nie zaakceptowałby tego. Pił bezmyślnie, żeby następnego ranka obudzić się z chłodnym spojrzeniem i tajemniczością w swojej głowie. 
- A co jeśli, tylko alkohol tak naprawdę mnie zrozumie?
Kąciki ust mężczyzny drgnęły po raz kolejny w górę, kiedy za oknem już dawno zaczęła panować noc.




Budząc się późnym po południem, odczuwałem mieszane uczucia. Dusiłem się od natłoku własnych myśli jak i poczucia, że niewiele starsi Koreańczycy mogli tak naprawdę darzyć mnie zawiścią, za plecami usiłując pozbyć. Nie chciałem do tego dopuścić, lecz przygnębienie i negatywne nastawienie zmusiło mnie, bym wybiegł z mieszkania Jongupa oraz zaczerpnął świeżego, rześkiego powietrza.
Bałem się, przeraźliwie bałem, lecz nie ich a tego, że zwyczajnie nigdy mnie nie zaakceptują. Zawsze tego mi brakowało. Akceptacji, poczucia, że jestem dla kogoś ważny, zrozumienia, garstki miłości, bezpieczeństwa. Czułem, że jeśli zaraz nie ochłonę to zwariuję, całkowicie zeświruję.
Dopiero zimowe powietrze, które za szczypało mnie w policzki otrzeźwiło moje myśli tak samo jak stłumione, znajome mi głosy, za którymi śmiało podążyłem. Ciekawość, szczególnie w moim przypadku wydawała się zgubna.
- Czego nie rozumiecie? To poszukiwanie jednego człowieka kompletnie na ślepo. Nie było go tam, Yongguk. Znowu. Ile jeszcze takich cholernych miejsc mamy przeszukać, aby zrozumieć, że to kompletnie bezcelowe?!
Za ścianą budynku miejsce prywatnej rozmowy obrała sobie trójka Koreańczyków należąca do Matoki. Nasłuchiwałem, chcąc z ich kłótni wyciągnąć jak najwięcej. Podniesiony głos Daehyuna, był do niego kompletnie niepodobny. Rozżalenie było słyszalne w tonie głosu, a Koreańczyk zupełnie odchodził od zmysłów.
- Uważasz to za bezcelowe? Ważne, że cokolwiek usiłujemy zrobić. - Bang zacisnął dłonie w pięści, chcąc panować nad całą sytuacją. - Youngjae nie jest byle kim, żeby tak po prostu zniknąć z powierzchni ziemi. 
- Musimy trafić na odpowiedni trop. Możliwe, że zaczęliśmy od złej strony. - Wzrok Hinchana powędrował między budynki, jakby odczuł, że jest obserwowany. Jego wyczulony zmysł nie pomylił się, ponieważ skierował się wprost w moim kierunku.
- Skąd możemy mieć pewność, jak wiele czasu nam pozostało? - Jung zorientował się, że coś przykuło uwagę Kim, przez co i on wbił swoje tęczówki w moją sylwetkę. Również i Yongguk wyczuł moją obecność. Cała trójka zaczęła wpatrywać się we mnie, a ja poczułem się, jakbym został przyłapany na gorącym uczynku. 
- Chcę pomóc. - odezwałem się powoli, zaś niepewny grunt dało się odczuć namacalnie. Kim był Youngjae i czy należał wcześniej do ich grupy? Co tak naprawdę się stało, że niemoc i ból tak bił od postaci Daehyuna? - Właściwie czuję determinację, by odnaleźć go. Pomogę, zrobię cokolwiek. Chcę się w końcu na coś przydać, a nie być waszym ciężarem.
Himchan jako pierwszy odchrząknął, a masa wątpliwości przyćmiła na moment mój umysł. - Jesteś pewien, że wiesz na co się piszesz? To nie jest bezpieczne, tu chodzi o sprawne używanie broni, przetrwanie. Seulskie gangi są cholernie niebezpieczne.
- Daj spokój, Himchan. - przerwał ostro Daehyun, zaczesując swoje ciemne włosy do tyłu. Westchnął głęboko, jak gdyby intensywnie nad czymś myślał. - Pozwól mu na wejście w nasz świat. Może się na coś przyda, nikt tego nie wie.
Bang nie odzywał się do tej pory, czując jedynie dumę. Dumę, ponieważ tak młody chłopak wykazywał się pewną odwagą. Czuł, że nawet z takiego dzieciaka, może wyjść prawdziwy potencjał. Oczywiście nie pokazał tego ani mi, ani żadnemu z członków grupy. Nie powiedział o tym, że zadowalały go takie akty oddania. Yongguk wyczuwał osoby, które stworzą nierozłączną harmonię, w końcu nie bez powodu grupa składała się z takich, a nie innych osób. - Zelo, każda para sprawnych rąk się..
Lider przerwał, kiedy dołączyła do nich postać Jongupa. A może bardziej nie dołączyła, jak wkroczyła i stanęła na przeciw każdemu z nich? Ostre spojrzenie zostało posłane całej trójce, jak i mi. Od Moon wręcz biła złość, lecz z niewiadomego powodu. Nie wiedziałem, czy to może właśnie ja nie stałem się obiektem rozładowania tego napięcia.
- Zelo natychmiast wracaj do środka. - Mężczyzna zmrużył swoje powieki, krzyżując ramiona na umięśnionym torsie. Jego ton głosu był szorstki, jak i przepełniony rozdrażnieniem. Wyglądał, jakby nie przespał poprzedniej nocy, jeżeli nie przyczyniło się do tego coś jeszcze. - Nie będę powtarzał po raz kolejny.
Grupa nie zdążyła się nawet odezwać, a ja sam nie zauważyłem chwili, w której znów moja stopa została postawiona w znajomym mieszkaniu. Jongup jedynie ostrzegł resztę swoim zawistnym wzrokiem, by następnie zatrzasnąć z hukiem drzwi frontowe. Sylwetka mężczyzny o granatowych włosach zadrżała pod wpływem intensywnej złości, lecz mimo to Moon odwrócił się w moją stronę.
Widziałem, że nie trzymał się najlepiej. Może za sprawą wypitego alkoholu, czy też nie przespania nocy. Byłem jedynie pewien, że muszę dowiedzieć się paru istotnych informacji na temat Youngjae, co pomogłoby mi w odnalezieniu go jak i sprawienia, że wreszcie zostanę doceniony.
- Więc to jego obejmuje Daehyun na obrazie w twoim gabinecie. Kim on dla was jest? Co się tak właściwie stało, hyung?
Mężczyzna bez słowa wyminął mnie, kierując się do kuchni. Cały czas podążałem za nim, aż w końcu starszy zatrzymał się przy blacie, nalewając sobie wody do szklanki. Zwlekał z odpowiedzią, choć pewnie zorientował się, że nie odpuszczę. Głośne westchnięcie przepełniło pomieszczenie, kiedy Jongup zaczesywał nerwowo swoje włosy do tyłu.
- Youngjae był jednym z nas, zwartą częścią Matoki. Był manipulantem, zawsze miał coś do powiedzenia, choć zwykle były to tylko zgryźliwe słowa. Wiedział po prostu, jak obchodzić się z pewnymi osobami i nieważne, jaki by jego charakter się nie okazał, to bez Youngjae najzwyczajniej tracimy na siłach. Nie trzeba być wyjątkowo spostrzegawczym, by zauważyć, że Daehyun przeżył najbardziej jego zniknięcie. Desperacja Jung kompletnie nas dezorganizuje, a zasada, żeby w niektórych chwilach wyzbyć się wszelkich uczuć, gdzieś kompletnie zanika.
Moon przerwał na chwilę, cały czas wbijając wzrok gdzieś w blat stołu. Silna dłoń mężczyzny zacisnęła się na szklance, jednak ten ciągnął dalej swoją myśl. - Pewnie chcesz wiedzieć, jak do tego wszystkiego doszło. Nawet nas dotknęło coś takiego, jak nieudana misja. Właściwie wszystko szło gładko, podzieliliśmy się w pary, by łatwiej było zlikwidować szefa gangu. Zlikwidować, żeby cały jego interes po prostu upadł. Byłem wtedy z Youngjae i nie było nic prostszego, jak najzwyczajniej wykonać zadanie. Przez nieuwagę i pewną zasadzkę Yoo wpadł w ich sidła. Został uprowadzony.
Czułem, jak tęczówki Jongupa wbijają się w moją twarz. W końcu podniósł na mnie wzrok, tak jakby skończył odtwarzać w głowie serię wspomnień. Jego spojrzenie znów było bezwzględne, a z czarnych źrenic nie mogłem nic odczytać. - Wiem o czym myślisz, lecz twoje bezcelowe szukanie go nic nie zmieni. Nikt nie zmieni nastawienia do dzieciaka, więc po prostu nie mieszaj się do tego.
Nie mogę tego zostawić tak po prostu, hyung. Obiecałem, że pomogę. Ja chcę to zrobić. Dudniło w mojej głowie, gdy w tym czasie Jongup wyszedł z kuchni pozostawiając mnie samemu sobie.
To nic nie znaczyło, że miałem tylko piętnaście lat i zero pojęcia o strzelaniu, czy należeniu do gangu. Moim celem była całkowita determinacja, pokazanie im, że nie jestem bezużyteczny, że też mogę być czegoś wart, być jednym z nich. Jongup nie rozumiał, od początku usiłował odwieść mnie od tego pomysłu, co było dla mnie zupełnie nie zrozumiałe. Nie mogłem czekać, aż się mnie pozbędą nieważne jak dobrymi hyungami mogli się okazać. 

Czułem, że właśnie nadszedł czas na moją szansę i wdzięczność.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz