piątek, 26 maja 2017

Le noir : And you disappeared [8]




8/10

Oczywiście, że rozmowa z Daehyunem w jakimś aspekcie wsparła mnie na duchu. Może tego potrzebowałem, sprowadzenia na ziemię, kilka znaczących słów, chwil słabości i spojrzeń. Zapewnienia, że przecież Jongup jest osobą bez skazy, że on nie może okazać się zdrajcą dla własnych przyjaciół. Przyjaciół. Czy tak powinienem określić ich zażyłość? Wciąż odczuwałem namiastki tego, że jestem w tym wszystkim całkowicie nowy, jednocześnie potrafiąc tak wiele.
Więc może tak naprawdę.. czułem jedynie zdezorientowanie? Jakby między młotem, a kowadłem, ulotna chwila, kiedy prawdopodobnie będę musiał podjąć właściwszą decyzję. Miałem wątpliwości, te cholerne szkodniki gnieżdżące się gdzieś w moim umyśle i sercu.
Jedynie myśli o Moon Jongupie, jak o mężczyźnie, którego mógłbym pragnąć stwarzały pewne możliwości, te całkiem przyjemne kłujące uczucie w środku. Westchnąłem cicho, we frustracji szorując swoje ciało szybciej, gdy woda zaczynała powoli się ostudzać. Ostatnie wydarzenia wpłynęły na to, że nie miałem zbyt wielu okazji na chociażby porozmawianie z młodym Koreańczykiem. A może niewiele z tego pamiętałem?
Możliwe, że z myśli wyrwała mnie sama ich przyczyna. W końcu nie mogłem nie zauważyć Jongupa, który, jak gdyby nigdy nic przeszedł przez próg prowadzący do pomieszczenia. Chłodne powietrze wpadające zza uchylonych drzwi owinęło moje ciało, powodując dreszcze. Tak samo, jak wzrok mężczyzny, który zaraz po tym został utkwiony w wielkim i nieco zaparowanym lustrze. Przetarł dłonią gładką powierzchnię, w międzyczasie przyglądając się samemu sobie. - Zelo uwierz, że jestem pamiętliwym człowiekiem i nie uznaję bezceremonialnych obietnic.
Czułem, jakby jego tęczówki odbijające się w sporym zwierciadle, wlepione zostały w prost w moje ciało.
Jeśli tylko wytrzeźwieję i stanę się mniej żałosny to pragnę.. pragnę iść z tobą do łóżka, Jongup-ah.
Zdrętwiałem, w pewnym momencie nawet dłoń zanurzyła się w letniej wodzie pozostawiając mnie w osłupieniu i zażenowaniu, szybkiego bicia serca. Może właśnie w tej chwili mężczyzna stał się moją odpowiedzią na zadaną zagadkę sprzed chwili? Objąłem się szybko ramionami, czując jak łaskotanie w brzuchu staje się bezlitosne. Rzecz jasna, to były tylko i wyłącznie moje słowa. I.. chciałem tego, może impuls pchnął mnie w tym kierunku gwałtowniej.
Nie zorientowałem się, kiedy Moon zaczął otwierać się przede mną coraz bardziej, nieświadomie (lub świadomie) zbliżając się do mnie, mamiąc moje szczenięce serce.
Nie odpowiedziałem, zbyt długo zajęło mi podniesienie dolnej szczęki z powrotem na swoje miejsce, patrzyłem jedynie na niego, sprawiając wrażenie roztargnionego.
Jongup odwrócił się przodem do mnie, a jego spojrzenie zabłądziło gdzieś na mojej twarzy. Była to kwestia tylko kilku sekund, aż Koreańczyk znalazł się przy wysokiej wannie, opierając na jej brzegu swoją dłoń. To było jak nużąca się tortura, która nie mogła skończyć się w jednej krótkiej chwili. - Nawet jeśli nie powinienem sam się o to dopominać, to nalegam. Nalegam byś spełnił swoje słowa i oddał się w moje ręce.
Zachowanie mężczyzny było jednocześnie tak pasujące do jego postawy, a z drugiej strony odmienione. Jongup wyglądał, jakby wcześniej walczył z samym sobą, a teraz widziałem pewien błysk w jego oczach. Był to pewien impuls, który nadawał Moon innego charakteru. Tęczówki granatowłosego były nasiąknięte pożądliwością, skierowaną właśnie we mnie.
I nawet jeżeli moje ciche pragnienie oddania się mu tliło się gdzieś w moim umyśle, tak teraz pojawiła się obawa. Nie baw się mną. Zauważ mnie. Doceń. - Chcę tego. Byś dzisiejszego wieczoru zajął się mną, hyung. - i każdego innego. - Być może okaże się, że nie jestem taki bezużyteczny, ja.. szybko się uczę, dlatego.. daj mi szansę.
Mój lęk wzrósł do maksimum, kiedy spostrzegłem, że Moon bez słowa nachyla się i odkręca wodę, by napuścić gorącej. Może zauważył, że trzęsłem się pod wpływem ostygłej już wody?
Szum wody zagłuszył szybszy oddech Jongupa, który i tak wyczułem na własnej skórze. Ciało mężczyzny wydawało się opanowane, lecz w jego oczach cały czas widziałem szaleństwo. Jego nagła prośba świadczyła tylko o determinacji, choć może to tylko silne męskie podniecenie nie dawało mu spokoju? W tej chwili to nie wydawało się tak ważne, bo Moon dotknął palcami mojej młodzieńczej szczęki. Odkręcenie wody było tylko pretekstem, by znaleźć się bliżej mnie.
- Więc, czego nauczyłeś się do teraz? Wydaje mi się, że nadal jesteś jedynie chłopcem. - Choć mogłem przewidzieć jego zamiary, tak nagłym ruchem stało się dociśnięcie szorstkich warg mężczyzny do moich. Jongup patrzył na mnie, lecz to był tylko zalążek jego żądzy. Chaotycznie mnie całował, jakby to było coś, czego szczerze nie mógł dostać.
Uniosłem się nieco, niemal odrobinę wraz z towarzyszącym pluskiem wody. Mokrymi dłońmi przesunąłem po plecach mężczyzny, delektując się pewną wilgotnością jego warg. Sapnięcie powoli uciekło spomiędzy moich ust, gdy pomiędzy mokrym pocałunkiem wyszeptałem. - N-nauczyłem się między innymi doceniać każdy twój dotyk, bo obdarowałeś mnie nim naprawdę niewiele razy, hyung.
Błyszczące się czystą ciekawością i oczekiwaniem na więcej ciemne tęczówki uważnie śledziły każde otarcie naszych spragnionych ust. Niepewnie złapałem za guziki pomiętej koszuli Moon, dając mu tym wskazówkę, ukazując szczere chęci. - Proszę.. pozwól mi.
Byłem tylko chłopcem, który dłużej nie chciał nim być wraz ze sprawnym odpięciem większości guzików. Drżącą dłonią pociągnąłem mocniej za rąbek, urywając tym kilka ostatnich.
- Nawet nie pytaj o pozwolenie, Zelo. Powinieneś wiedzieć, że śmiało musisz sięgać po to, czego pragniesz. - Krtań mężczyzny zadrżała z zachrypniętego głosu, a gdzieś pomiędzy odrywaniem się ust od siebie, przemknął mi obraz mężczyzny. Od obojczyków ciągnęły się subtelne i drobne tatuaże, lecz tak naprawdę to zapowiedź obficie ozdobionej szyi. Do Moon pasowały tatuaże, które nie miały żadnego koloru; były czarne, aby kontrastowały z jego jasną skórą. Każdy z kolejnych wzorów miał osobną historię, a to wszystko nadawało tajemniczości mężczyźnie. Choć mogłem go dotknąć, to tak naprawdę nie dane mi było poznać go. Wraz z zsuwającą się koszulą z ramion, odkrywałem kolejne tatuaże, którym wcześniej nie przyglądałem się dokładnie. Ciemne linie ciągnęły się, aż po dłonie i palce Jongupa, które śmiało dotknęły mojej mokrej skóry. Usta Moon przesunęły się na moją niezarysowaną szczękę, jak i szyję. Wargi starszego kontrastowały z moim młodym ciałem, a każdy jego dotyk przepełniała fascynacja. Delektował się innym doznaniem, bo w końcu przekroczył wcześniejszą granicę. Umięśniona sylwetka Moon cała drżała i była moim kompletnym przeciwieństwem. Brzuch mężczyzny skrywały mięśnie, tak samo mocno odznaczające się biodra i pachwiny, których widok urywał się zaraz na brzegu spodni.
Przełknąłem z trudem w momencie, kiedy jego miękki język zawędrował po zgięciu mojej szyi a ja sam, gwałtownie wciągnąłem powietrze, czując rozchodzące się dreszcze. Stres przejął nade mną kontrolę, kiedy szczupłymi palcami odpiąłem zamek jego spodni a on, pośpiesznie zacisnął dłoń na moich dygoczących palcach i zsunął swoje spodnie. Przez jego nagły pośpiech również i bielizna opadła do kostek, a uwolniona erekcja wywołała na twarzy spazmy wstydu.
- H-hyung.. będzie bolało, prawda? Prawda, że będzie bolało..? - w panice pozwoliłem na dociśnięcie ust do skóry na mojej szyi, jakby w uspokajającym geście. Byłem niedoświadczony i głupi, co ja mogłem wiedzieć o intymnych kwestiach łóżkowych? Ratowała mnie jedynie szybka nauka, w końcu dość łatwo chwytałem pewne rzeczy, uczyłem się, co pozwoliło mi do tej pory przetrwać u boku Matoki.
Potrząsając nagle głową, odgoniłem stado niepowołanych myśli, blokujących mnie przed jakimkolwiek ruchem. Gorąca woda chwilę temu wypełniła wannę, a Jongup niezdarnie zakręcił kran mierząc mnie spojrzeniem. Byłem pewien, że przez ułamek sekundy było to zimne spojrzenie, dlatego strach szybko wprawił moje ciało w drganie.
Moon sam niechętnie odstąpił od mojego ciała, by wyplątać się z leżących u jego stóp spodni, a następnie pozbawić się ostatniej części garderoby - skarpetek. Wiedziałem, że Jongup sam siebie wprowadza w cholerną torturę. Nie miałem okazji długo patrzeć na niego w całej okazałości, bo przed moimi oczami uda mężczyzny zanurzały się w powierzchni wody. Przejrzysta ciecz mimo wszystko zaburzała widoczność pewnych partii ciała. Moon nie kłopotał się tym, kiedy jego smukłe palce zacisnęły się na moich kostkach. Rozszalałe spojrzenie Koreańczyka pożerało każdy fragment mojej nagiej skóry, gdy on sam pokonał odległość między nami. Moje łydki znalazły się na udach mężczyzny, a jego dłoń przesunęła od mojej stopy przez całą nogę, aż po samo biodro. Jongup wiedział, że jest o krok od moich intymnych miejsc, a co za tym szło - pośladków, które nie ukrywając najbardziej go interesowały.
- Czy gdyby naprawdę bolało, to tak wiele osób bez skrupułów pieprzyłoby się cały czas, chłopcze? Skup się na tym, co najistotniejsze. - Moon nie kpił z tego, że jestem niedoświadczonym nastolatkiem. Mężczyzna jedynie wziął pod uwagę tą niewinność. Najzwyklejszą dziecięcą niewinność, która nie odstręczyła go, ale zachęciła, by posiąść ją. Rozpalała go myśl, że zniszczy coś nieodwrotnie; poplami swoimi zabrudzonymi łapskami. Dotykał czegoś świeżego; zabierał to dla siebie. Wprowadzał mnie w świat, w który mimo wszystko sam się wepchałem. Pierwszym ruchem Jongupa w tą stronę było ściśnięcie mojego pośladka. Przez jego myśli przemknęło, że nie mógł porównać młodej i jędrnej skóry z niczym innym. Podniecenie nim władało, nawet gdy jedynie dotykał mojego zgrabnego tyłka. Spierzchnięte usta Moon zacisnęły się, a kąciki ust uniosły w charakterystycznym geście, jakby pragnął onieśmielić mnie znacznie bardziej.
Rumieniec wkradł się na moje policzki, aż całą twarz zdobiła rozkoszna purpura. Nie oczekiwałem niczego delikatnego, nie, już od samego początku mogłem dostrzec prawdziwą naturę Moon. Tą część krzyczącą 'nie zbliżaj się do mnie', a ja i tak brnąłem w to głębiej, naiwnie się zakochując.
Pomimo tego wszystkiego, kiedy plecami przylgnąłem do twardego torsu granatowowłosego, skutecznie odczułem, że jego dłonie, choć w surowy sposób błądzące tak ukazujące mi pewną subtelność. - Hyung.. - rozgrzany oparłem głowę o zgłębienie jego szyi aż gorący oddech łaskotał policzek Jongupa. - Czy ty.. powstrzymujesz się?
Gdy przez kolejną wieczność torturował językiem jak i zębami moją szyję i łopatkę doprowadzając tym samym nas obu do szaleństwa, zorientowałem się, że nie uzyskałem odpowiedzi, a właściwie starszy zignorował skierowane do niego nieme pytanie. Moje biodra poderwały się, a ciche błagania i westchnienia powodowały, że Jongup wariował.
Trudno było ominąć twarde przyrodzenie mężczyzny, które uwierało dół moich pleców, choć zaczynałem myśleć, że Moon robił to specjalnie. Koreańczyk chciał doprowadzić mnie do takich samych rozszalałych odczuć, jakie i on odczuwał w tym momencie. Wiedziałem, że cały czas patrzy na mnie kątem oka, nawet kiedy jego usta były zajęte kolejnym naznaczaniem mojej krtani. Czułem, jak jego jabłko adama poruszyło się tuż przy moim uchu, a przełknięcie śliny było głośniejsze niż jakikolwiek dźwięk w pomieszczeniu. Silna dłoń Jongupa złapała za mój podbródek, odchyliła do tyłu całą głowę. Palce mężczyzny, na których dumnie widniały tatuaże, natrafiły na moją brodę, powolnie wędrując do dolnej wargi. - Ssij, najmocniej jak potrafisz.
Surowy ton przedarł się do świadomości, kiedy smukłe knykcie Moon były obejmowane moimi wargami. On chciał tego, wydawał jasne wskazówki, które przeradzały się w rozkazy. Jongup mógł poczuć, że sprawuje nade mną kontrolę i właśnie to napędzało go, by naprawdę działać dalej. Niemalże czarne oczy Moon błyszczały w pożądaniu. Wiedziałem, że w jego głowie znajduje się mnóstwo brudnych fantazji, gdy tylko widzi moje niewielkie usta zaciskające się na jego palcach. Skóra mężczyzny wręcz płonęła z rozgrzania, kiedy śledził każdy mój najdrobniejszy ruch. Jeszcze bardziej uzależniające było uczucie ssania, które Jongup wolałby zdecydowanie poczuć gdzie indziej.
Moje policzki momentalnie zapiekły i poczerwieniały, jeśli jeszcze bardziej to było możliwe. Moon w pewnym momencie warknął gardłowo, a jego palce zdecydowanie gdzieś zniknęły. Starszy naprowadził mnie, bym uniósł biodra nad wodę, a ja sam zacisnąłem palce na brzegu wanny, przytrzymując się. Jedna ręka Jongupa owinęła się w okół moich bioder, kiedy przyciągnął mnie znacznie bliżej siebie. Doskwierały mi spierzchnięte wargi, które uchyliły się, gdy tylko poczułem, jak mężczyzna dotyka mnie w intymnym miejscu. Masował moje wejście swoim nawilżonym opuszkiem, robiąc to sprawnie i nienagannie. Rozluźnienie mięśni stało się niezaprzeczalnie przyjemne, choć Jongup starał się działać szybko. Jego palce jeden po drugim znajdowały się we mnie, a ja starałem się nie tak mocno ściskać go swoimi mięśniami. Co można było poradzić, kiedy Koreańczyk dotykał mnie w ten zupełnie inny sposób? Docierał do miejsc, których nie udostępniało się byle komu.
Oddychałem przez lekko zaciśnięte usta, między nienaturalnym drganiem ciała, a utkwieniem na granicy wariactwa. Gorączkowo przycisnąłem policzek do jego obojczyka, czując nieznane mi dotąd uczucie dyskomfortu przecinającego się z rozpaleniem. Byłem podniecony, nie byłem w stanie zaprzeczyć, i być może chciałem, aby i on to czuł. - Jongup-ah.. powiedz mi, n-naghh, co mogę zrobić.. chcę by było ci dobrze, hyung.. ah! - niemalże krzyk wydostał się z mojego gardła, kiedy mężczyzna zgiął palce we mnie. Łapczywie nabrałem powietrza mając wrażenie, że kolana uginają się pode mną a na ustach Jongupa pojawił się niebezpieczny uśmiech, jednakże najbardziej uzależniający.
- Sprawisz mi wystarczającą przyjemność jedynie mi się oddając. - Mężczyzna mimo swoich słów złapał za jedną z moich dłoni. Poczułem, jak zanurzył moją rękę w wodzie, aż moje palce nie natrafiły na jego twardą męskość. Moon napawał się uzależniającym uczuciem zbliżenia, nie przyspieszając naszych wspólnych doznań. On przyspieszał jedynie wtedy, gdy balansował na granicy rozsądku, a zatracenia się w paraliżującym rozpaleniu. Drgnąłem spięty, ale i zafascynowany, kiedy mogłem dotknąć jego przyrodzenia. - Nie myśl o niczym. Rozluźnij się na tyle, bym mógł cały zmieścić się w tobie. Chyba potrafisz ocenić, że to cholerne wyzwanie.
Długie palce Jongupa dotykały wrażliwych miejsc, przysparzając mi jedynie zalążek uczucia, które miało być jednym z największych uniesień. Rozciągał mnie w taki sposób, jakiego nawet nie mogłem sobie wyobrażać. Wiedział co robić, a to dawało pewne odczucie bezpieczeństwa. Poznawanie dziewiczego ciała było dla niego fascynujące i nawet samo dotykanie mnie sprawiało Moon przyjemność. Jednocześnie chciał zatrzeć ten krok, który dzielił mężczyznę od odczucia tego, na co naprawdę czekał. Nie mógł czekać - wyciągnął wszystkie palce po kolei, opuszczając przygotowane na coś znacznie większego mięśnie. - Kurwa, zaraz zwariuję.
I naprawdę w tamtej chwili tego chciałem ; chciałem spełnić jego niemą prośbę, żeby móc zadziałać na niego, jednocześnie samemu pozwalając na zatraceniu się w nim, w tych hebanowych tęczówkach.
Główka twardej męskości otarła się o moje wejście, niepewnie dałem dłonie na brzeg wanny po obu stronach, nieuchronnie przeczuwając bolesny, zbliżający się początek. - Po prostu.. to zrób, nagh..
Nieco szybciej niż zamierzał, Jongup pchnął biodrami przez co wydusił ze mnie kilka głośniejszych stęknięć a jego penis znalazł się we mnie niemalże cały. Z trudem złapałem oddech, kiedy po chwili trwającej dla nas jak wieczność docisnął się głębiej, aż moje napięte pośladki zderzyły się z pachwinami mężczyzny.
Moon odchylił nachalnie głowę do tyłu, czując tak cholernie satysfakcjonujące go uczucie. Był chciwy, pragnąc więcej i więcej. Wiedziałem, że powstrzymywał się do tej pory, tylko dlatego, że ja byłem niedoświadczony. Mężczyzna zadbał o moją delikatność. Delikatność, na którą nie miałem wpływu. Myśli, przeróżne rzeczy zaprzątały nasze głowy, choć to Moon potrafił się z tego wyrwać, by w końcu pokazać mi na co go stać. Jego penis wbił się w moje wnętrze, lecz odczułem to dopiero kiedy biodra Jongupa poruszyły się pewnie. Z każdym wysunięciem jego pachwiny i tak przylegały do mojego tyłka. Na początku stykały się na długie sekundy, żeby później jedynie niewidocznie ocierały się o siebie. Chwilami Moon tracił zahamowania, uderzając swoimi wystającymi kościami biodrowymi o moje pośladki. - Nie opuszczaj bioder, lecz zdaj się jedynie na swój instynkt.. Cholera. Poczujesz kurewską przyjemność.
Oddech Jongupa zahaczał o mój kark, a jego nieobecny wzrok utkwił w mojej twarzy. Karmił swoje podniecenie każdą moją reakcją. Słysząc jego nierówny oddech, jak i chaotycznie rzucane przekleństwa, dawał mi do zrozumienia, że i on zatracił się w tym stosunku. I choć Moon zapragnął w tym momencie pieprzyć mnie z całych sił, tak ustąpił. Dał mi czas, by pokazać, co tak naprawdę powinno nazwać się seksem. Zadbał o to, bym nie żałował jednego z pierwszych takich doświadczeń, choć jednocześnie pokazał jakąś część swojego zachłannego charakteru.
Posłuchałem jego ostrych wskazówek, tym samym nie opuszczając bioder nawet jeśli chwilami, nie potrafiłem utrzymać równowagi przez zbyt mocne pchnięcia bioder mężczyzny. Czułem go w sobie namacalnie, jak rozrywał mnie od środka, a mi podobała się ta przyjemność, która nastąpiła tuż zaraz po paraliżującym bólu rozciągania. Nabierałem łapczywie powietrza, mokre palce ześlizgiwały się z brzegów wanny, a ja sam traciłem kontrolę nad własnym ciałem. W dodatku jego usta co chwilę zahaczały o płatek mojego ucha, dreszcze przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa, a oddech stał się cięższy. Szeptał niemalże drżącym głosem, bym nie powstrzymywał tych wszystkich odgłosów przyjemności, bym pokazał mu jak bardzo mi się to podoba, jak bardzo podoba mi się, kiedy jest we mnie.
Odchyliłem gwałtownie głowę do tyłu, a urywane jęki i pojedyncze stęknięcia wydostały się spomiędzy moich uchylonych warg, mimowolnie sam naparłem na jego twardego penisa. Moje biodra poruszały się wraz z rytmem jego pchnięć, lecz nie opuściłem ich, chłonąc całym sobą rozkosz, rozkosz i torturę zapowiadającą coś, czego nie doświadczyłem nigdy wcześniej. Z Moon Jongupem, mężczyzną, który zamącił mi w głowie tworząc jeden wielki mętlik i chaos, niepoukładane myśli plączące się i utrudniające mi w logicznym wypowiadzeniu kolejnych słów. - Jongup, ja..
Zduszone jęki wypełniły pomieszczenie, w akompaniamencie rwącego oddechu Moon, kilku mokrych muśnięć w okolicy karku, chlupotu letniej już wody. To było niewyobrażalne uczucie nawet dla samego Jongupa, który nie mógł oprzeć się dalszym pchnięciom. Zęby mężczyzny zacisnęły się na moim płatku ucha, doprowadzając mnie do istnego szaleństwa. Moon wiedział, że moje pośladki zaczerwieniły się i szczypały od wielokrotnego uderzania w nie biodrami. W końcu był profesjonalistą, jak mogłem się przekonać pod każdym względem. - Zelo.. Nie powstrzymuj się.
Czułem, jak jego dłoń wtargnęła na moje pachwiny, będąc tak blisko intymnych miejsc. Złapał zdecydowanie mojego członka, a jego silne palce niemal boleśnie dotknęły spragnionej części ciała. Nie wiedziałem, że silne podniecenie będzie sprawiało ból, który był jednocześnie zalążkiem przyjemności. Kciuk Moon natarczywie naparł na czubek mojego przyrodzenia, które nie mogło się równać z jego sporym rozmiarem. Mężczyzna wiedział co robić, by zadawać z sekundy na sekundę, jeszcze bardziej zatracające doznania. Warknięcia Jongupa były jedynie dowodem na to, że nie tylko ja mogłem to poczuć.
Koreańczyk wepchnął swojego penisa po raz kolejny w ciasne wejście, a jego główka odnalazła wcześniej nieznane czułe miejsce. Moon umyślnie uderzał w moją prostatę, a gromadzące się uczucia sprawiły mi pierwsze prawdziwe spełnienie. On mógł usłyszeć jedynie bezwstydne jęki, których nie dało się skontrolować w czasie tak silnej dawki błogostanu. Moje nasienie ściekło po palcach Jongupa, lecz ten nie zatrzymał swoich pchnięć, dążąc ku własnej przyjemności. I choć było to możliwie samolubne, to mężczyzna wykonywał nachalne ruchy tak długo, aż moje mięśnie nie ścisnęły go wystarczająco mocno. Wiedziałem, że osiągnął orgazm, ponieważ lepka sperma Moon zapełniła moje wnętrze. Spuścił się we mnie tak intensywnie, że nadmiar nasienia zaczął ściekać po moich udach.
Oddech Jongupa w pewnym momencie przestał drażnić moją skórę
Pokusa uchwycenia tego momentu stała się dla mnie pewnym priorytetem, dlatego też między rozszalałym uspokojeniem własnego oddechu, bezceremonialnie wpatrywałem się w niego. Zmarszczka między brwiami Jongupa pogłębiła się w momencie, kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się z moim. Najwyraźniej doskonale zdawał sobie sprawę, że go obserwuję. Powoli opuszczając biodra do chłodnej już wody, zagryzłem wargi czując, jak moje ciało drętwieje z wyczerpania.
Jongup nie odezwał się już, jedynie patrzył i analizował, a jego wyraz twarzy zdawał się powrócić do pierwostanu. Chłodne rysy i delikatnie zaciśnięte usta, następnie ciche westchnienie wypuszczane spomiędzy jego warg. Możliwie zdawał sobie sprawę jak daleko pozwolił sprawie się rozwinąć, jednak z całą pewnością Moon nie należał do osób odczuwających wyrzuty sumienia, wiedziałem o tym nawet ja.
Lecz nic nie potrafiłem zaradzić temu, że w dalszym ciągu nie mogłem oprzeć się tajemniczemu mężczyźnie.


Tej nocy nie byłem już z pełna rozumu, a moja świadomość uleciała gdzieś bardzo szybko. Mężczyzna zajął się całą sprawą, bo nawet nie wiedzieć kiedy moje nagie ciało znalazło się na wygodnym posłaniu. Jongup dopilnował, bym znalazł się w łóżku, samemu mnie do niego zanosząc, a jego arogancki uśmiech był niemal wyczuwalny na chłodnej skórze. Moon po raz ostatni przesunął palcami po moim boku w towarzyszącym temu półmroku.
Jongup stał przed oknem, z którego padały jedynie łuny księżyca. Jego twarz oświetlił jedynie ekran telefonu, a kolejno wybrany numer, miał zostać zwieńczeniem jego wieczoru. Komórka znalazła się przy uchu Moon, kiedy uniesione w górę kąciki ust ani na moment nie opadły. Sygnał nie urywał się, do momentu aż połączenie zostało zatwierdzone. Oddech mężczyzny był głośniejszy od tego dźwięku.
- To jeszcze nie czas na sen. Mam dużo planów do przeanalizowania w swoim biurze.


Była dziesiąta późnym wieczorem, gdy Himchan zarządził zakończenie wyciskającego siódme poty treningu. Bardzo nie na rękę, szczególnie jeśli dzień wcześniej przeżyło się tak intensywny, pierwszy raz z jednym z członków Matoki przez co na treningu pokazało się swoją bezwartościowość. Jakkolwiek beznadziejnie przebiegły ćwiczenia - Himchan nie skomentował tego. Tylko patrzył. A ja miałem wrażenie, że spalę się ze wstydu przez wypalające moje ciało spojrzenie ciemnych oczu.
Ćwiczenia odbyły się w innym miejscu niż w hangarze, parę kilometrów wgłąb miasta, miejscu wynajętym przez Yongguka, niekoniecznie bezpiecznym. W czasie, gdy ja kulałem, będąc całkowicie wyczerpanym, Himchan i Daehyun mknęli przodem. Czułem coraz większy ból, który nasilał się z gwałtowniejszym krokiem. A dwójka Koreańczyków zdawała się przeczuwać, że coś jest nie tak od samego początku.
- W takim tempie dotarłbym do hangaru dopiero w przyszłym tygodniu. - Komentarz Himchana nie był głośny, lecz to i tak wystarczyło, by dało się to usłyszeć. - Powinieneś stawiać obowiązki ponad przyjemności.
Daehyun w tym momencie potrząsnął głową, rozglądając się dokoła. Dopiero wtedy spostrzegł, że jestem gdzieś daleko za nimi, nie bardzo radząc sobie z utrzymaniem odpowiedniego tempa. Głos Jung był przepełniony zmartwieniem, a świecące tęczówki prześledziły moją sylwetkę. - Zelo, poradzisz sobie? Pomogę ci, żebyśmy szybciej znaleźli się na miejscu.
Spojrzałem z wdzięcznością na Daehyuna, kiedy ten zwolnił i objął mnie ramieniem, ale wtedy coś mignęło przed nami. Z obawą patrzyłem w tamto miejsce, aż Himchan nie zatrzymał się i gwałtownie nie obrócił głowy. Wyczuł to równie szybko.
- Himchan - Jung chciał coś powiedzieć, jednak pierwszy z napastników zaatakował. Kim otworzył szerzej oczy, wtedy pojawiło się dwóch następnych. W ostatniej chwili zrobiłem zamaszysty krok w tył przez co potknąłem się i upadłem na beton z jękiem bólu. Daehyun został obezwładniony od tyłu, natomiast Himchan wymierzył butem w goleń zamaskowanego Azjaty, by ten runął na trawnik.
Szybko sięgnąłem dłonią, kiedy drugi chciał pomóc przy przytrzymaniu szarpiącego się Jung, po czym wbiłem paznokcie w jego kostkę, a ten z gniewnym sykiem przewrócił się tuż przy mnie. Wtedy spluwa została przeze mnie przyłożona do jego skroni.
Daehyun wyswobodził swoje ręce z uścisku napastnika, a palce obu dłoni zacisnął na jego przedramieniu. Był szybki, ponieważ z sprawnością przerzucił mężczyznę przez swoje ramię, tak aż ten uderzył całym swoim ciałem o ziemię. Kiedy każdy mógł zająć się jednym zagrażającym osobnikiem, to szanse były wyrównane.
Azjata, którym zajął się Himchan starał się zaatakować, wyciągając nóż. Kim był szybszy, ponieważ uderzył tyłem pistoletu w szczękę przeciwnika. Ten wydał z siebie zbolały krzyk, lecz Himchan i tak działał dalej. Złapał za jego kark, niemal go skręcając, pozbawiając tym bezwartościowego życia. Trzeba było zadziałać o wiele szybciej, niż wrogo nastawieni szpiedzy. Nie wiadomo, czy zwycięstwo nad nimi to sprawka zwykłego szczęścia, czy może profesjonalności grupy.

Kolejny jęk zwiastujący ból, przepełnił cały hangar, gdy tylko związane ciało zostało rzucone do stóp Yongguka. Przywódca Matoki patrzył, jak Himchan przyniósł mu coś na kształt zakładnika; skrępowany mężczyzna okazał się dowodzić w niewielkiej pokonanej grupce. Był to napastnik, którego zgodzili się nie zabić, a raczej zrobić sobie z niego małe trofeum. Drwił z tego, że ktokolwiek chciał się z nimi mierzyć.
Bang zmarszczył lekko czoło, unosząc jedną brew ku górze. Głos Koreańczyka był przepełniony kpiną, a cień arogancji wkradł się na jego twarz. - Co to ma znaczyć?
Kim uśmiechnął się nikle na to retoryczne pytanie lidera grupy, butem dotykając obezwładnionego ciała. Daehyun znalazł się tuż przy nich, wymieniając z mężczyznami pojedyncze spojrzenia. - Nie wiemy, jak długo nas obserwowali. Czy to możliwe, że śledzili nas od początku?
- Biorąc pod uwagę bezszelestność mogli nie być zwykłymi nieudacznikami. - sprostował Kim, przenosząc powoli wzrok na mnie co spowodowało, że cofnąłem się o krok, obolały. Sygnalizował coś? - Pojawili się znikąd, jednocześnie wiedząc, gdzie będziemy.
Yongguk zaczął przemierzać hangar nerwowym krokiem. - Sprawa zdaje się być poważna.
- To nie są żarty. - odezwał się Daehyun, patrząc na obu młodych mężczyzn. Wątpliwość w jego oczach wcale nie dziwiła ich, znali jego zdanie na ten burzliwy temat. - Naprawdę ktoś nam zagraża. Najpierw porwanie Youngjae, potem atak na mnie i Zelo, teraz to. Jeśli nie dowiemy się kto stoi za tymi atakami kto wie ile jeszcze wytrzymamy?
Czułem się gorzej, niż parę godzin temu, kiedy to przez ból nie potrafiłem przejść przez trening. Oni naprawdę starali się temu zapobiec, lecz wciąż pojawiał się ktoś, kto był o krok przed nami. I między tym całym szaleństwem Jongup ponownie zdawał się wyparować.
Kroki roznoszące się echem w całym wielkim pomieszczeniu, praktycznie od razu przykuły uwagę wszystkich. Trzech mężczyzn, prowadzących żywą dyskusję, jak i rzucających dość pobłażliwe komentarze, umilkło, gdy zobaczyli znajomego Koreańczyka. Granatowowłosy przemierzał hangar, zmierzając właśnie w ich stronę. Możliwe, że starałbym się to zignorować, gdyby nie fakt, że Moon posłał mi długie, jak i przesycone jego własnymi myślami spojrzenie. Jego tęczówki wywierały presję, przypominając każde wczorajszą chwilę. Mężczyzna wiedział, że to zadziała, a każdym takim kolejnym ruchem przypominał mi o sobie samym. To był ten sam Jongup, który był przyczyną dzisiejszego bólu. Ten sam Jongup z poprzedniej nocy.
Tak samo szybko opuściło mnie dziwne uczucie jego niemalże czarnych tęczówek na sobie. Moon wyciągnął niewielki nóż, a jego ciało nachyliło się nad zakładnikiem. Ostrze przecięło wszystkie sznury, jakimi był związany mężczyzna - wyswobodził jego nadgarstki i kostki.
Daehyun otworzył usta, Himchan zrobił krok w stronę Jongupa, jak gdyby obawiając się czegoś, a twarz Yongguka pozostawała nieugięta. Tylko ja nie rozumiałem, co starszy zamierzał, bo jego postawa zdawała się być niepozorna.
- Jongup-ah..
Ale on nie zaszczycił mnie już ani jednym spojrzeniem. Wydawało mi się przez moment, że napastnik uznał to za swoją szansę, bo w momencie zaczął się czołgać, nieświadomie w moją stronę, a ja mimowolnie zadrżałem.
Moon nie pozwolił zakładnikowi dostać się gdziekolwiek dalej. Usilnie przygniótł ciało mężczyzny ciężkim butem, jakby chciał zrównać go z poziomem podłogi. Jednak to był dopiero początek, ponieważ Jongup szarpnął za ubrania Azjaty, podciągając go do góry. Napastnik klęczał, kiedy Moon nadal go przytrzymywał. Zrobił to boleśnie. Kopnął jeszcze przed chwilą skrępowanego w brzuch, aż ten zaczął się dusić. Jongup bił go po twarzy, przewracał na ziemię. Mężczyzna pluł krwią, lecz to nie powstrzymało Koreańczyka przed katowaniem go. Moon wykręcił mu ramię, uderzył bokiem pistoletu w czaszkę torturowanego, a dziwnym było, że ten nie stracił przytomności. Gdy mężczyzna nie miał już siły, żeby się podnieść Jongup zaczął bić go swoją pięścią bez opamiętania. Jego spojrzenie było nieobecne, a dźwięk złamanej kości nie mógł brzmieć paskudniej od tego. Nie mówiąc już o tym, że każda dawka bólu sprawiała, że napastnik najzwyczajniej krzyczał, jednocześnie dławiąc się powietrzem.
Moje oczy rozszerzyły się w oczywistym przerażeniu, a pisk, który wydostał się z moich ust od razu zasygnalizował pozostałej trójce, by otrząsnąć się z szoku. Daehyun drgnął a spomiędzy jego warg dało się słyszeć szept, na który przytaknął tylko Himchan.
Poturbowane ciało wydawało się bezwładne, a Jongup wbił swój niewielki nóż obok jego głowy. Nie wyglądało na to, żeby ten mężczyzna miał jakiekolwiek szanse, by to przeżyć. Koreańczyk i tak, gdy tylko podniósł się do pionu, kopnął po raz kolejny zmasakrowaną sylwetkę.
Wpadłem na niewielki stolik, łapiąc z trudem oddech ; wargi wykrzywiły się z obrzydzenia i strachu, długo nie potrafiłem zebrać się, by cokolwiek powiedzieć, powstrzymać szalonego mężczyznę. Himchan podszedł do Jongupa, z nadzwyczajną surowością w tonie głosu cedząc. - Dosyć.
Obłąkany wzrok Moon rozmył się wraz z moim przymknięciem oczu, w hangarze rozbrzmiała cisza przerywana jedynie głośnym oddechem granatowowłosego.
Wkrótce po tym mężczyzna opuścił pomieszczenie, a Yonggukowi przypadło pozbycie się niemal nieżyjącego, konającego napastnika. Byłem pewien, że coś stało za tak innym zachowaniem Moon Jongupa.
Niepokoiła mnie ta świadomość coraz bardziej.


Wraz z minionym stresującym dniem, nie trudno było zgadnąć, że mężczyzna, o którym nie mogłem przestać myśleć, z łatwością mnie unikał. Nie pojawiał się w mieszkaniu, wpadał na parę chwil zamykając się w gabinecie, gdy brałem prysznic. Ból dolnych partii ustępował, co dało mi odczuć, że wraz z jego odejściem, moje wspomnienia dotyczące stosunku namacalnie znikną. Nie chciałem o tym zapomnieć, a to, że Jongup nawet na mnie nie spojrzał wcale nie ułatwiało całej tej absurdalnej sytuacji.
Kiedy uważałem, że pomiędzy poruszeniem w hangarze będę w stanie w końcu porozmawiać z mężczyzną, ubiegł mnie w tym Himchan. Przynajmniej Jongup był spokojniejszy.
Mężczyzna stał na przeciwko Kim, mając opanowany wyraz twarzy. Nie robił zbyt wielkiego zamieszania w okół siebie, jednak, coś sprowokowało Himchana, by do niego podejść. Czarnowłosy był profesjonalistą; nie ukazywał emocji, choć ostatnio kpiący ton głosu nie opuszczał go na krok. Tak samo było i tym razem.
- No proszę, Moon Jongup. - Kąciki ust Kim drgnęły tylko delikatnie ku górze, gdy ten obserwował Koreańczyka o granatowych włosach. - Wygląda na to, że się uspokoiłeś. Wystarczyło do tego, jedynie zaliczenie niewinnego dzieciaka? Nie próżnujesz. Ilu jeszcze masz zamiar dołączyć do swojej kolekcji?
- Odważ się na jeszcze jedno słowo. - Moon warknął, podrywając się z miejsca. Znalazł się naprawdę blisko Himchana, wyciągając zza pleców nóż. Ostrze zostało niemalże przywarte do krtani mężczyzny, a oczy Jongupa cały czas utrzymywały swój kontakt wzrokowy. To była groźba; Koreańczyk nigdy nie żartował. Zbłąkany uśmiech nawet wtedy nie schodził z warg Moon, uwielbiał ten przedsmak.
Kim nie wykonał już żadnego ruchu, co Koreańczyk o granatowych włosach uznał za małe zwycięstwo. Po kilku dłużących się sekundach, odsunął ostre narzędzie od szyi Himchana, a jego ciało zwinnie się odsunęło. Jongup machnął jedynie ręką chowając tym samym nóż i odchodząc w przeciwnym kierunku. Wzrok czarnowłosego śledził oddalającą się sylwetkę. Spojrzał przez ramię na Moon, do momentu aż ten naprawdę nie zniknął z jego pola widzenia.
Daehyun rozsiadł się wygodnie na kanapie, będąc świadkiem całego zajścia. Wywrócił oczami, widząc takie zachowanie Jongupa. Być może właśnie relaksowałby się dalej, co skończyłoby się na zwyczajowym sięgnięciu po alkohol, lecz coś odwróciło jego uwagę. Był bezradny, a wibracja w jego kieszeni wcale w tym nie pomogła.
Szybkie zerknięcie na ekran komórki. Podgląd wiadomości zaszokował Jung bardziej, niż samo odczytanie jej. Numer zablokowany. Kolejne słowa plątały mu się w głowie, a ich sens rozbrzmiewał niemalże echem. Jego umysł nawet nie chciał tego przyswoić i jego umysł nawet nie dopuścił takiej myśli, że to mógłby być kolejny fałszywy alarm. Daehyun nie pomyślał, że to wszystko było zbyt nagłe. Niemalże od razu zerwał się na równe nogi, a jego oczy rozszerzyły się. Denerwował się.
Drżące palce Jung prawie wypuściły telefon z dłoni, a na podświetlonym fragmencie była jedna wyraźna wskazówka. Nie zagłębiał się w szczegóły. Liczyła się dla niego jedynie podana w wiadomości godzina i zdjęcie Youngjae. Zdjęcie, które mówiło mu, gdzie ten mógł się właśnie znajdować. Nie czekał, bo tak naprawdę nie mógł przepuścić okazji odnalezienia ukochanej osoby. Daehyun najzwyczajniej wybiegł z hangaru, tak szybko, jak tylko pozwalały mu siły. Nie potrafił zmarnować czasu.
W chwili, kiedy chciałem pójść za Jongupem i wyjaśnić całe zaistniałe nieporozumienie, skonfrontować z unikaniem mnie świadomie dostrzegłem, jak Daehyun bez żadnego słowa biegnie w kierunku wyjścia. Nie rozumiałem co się dzieje, ani skąd ten pośpiech odbił się w jego tęczówkach. Wszystko było niepewne, nawet impulsywne podążenie za nim. Obawa tliła się gdzieś w moim umyśle a drżąca dłoń sięgnęła po broń oraz niewielki nóż, który towarzyszył mi niemal od początku. Obawiałem się przede wszystkim pułapki, tego, że obaj możemy w każdej chwili paść ofiarami zasadzki.
Dogoniłem go i przystanąłem, ulica była mi całkiem obca, lecz Daehyun poruszał się po niej, jakby znał ją na pamięć.
Jung skręcił w jeszcze jedną ciasną uliczkę, tak samo w kolejną i kolejną. Ta droga wydawała się nie mieć dla niego końca, aż nie znalazł się tam.
Otwarty kontener nie był przypadkowy. Dokoła walały się śmieci, przepełnione worki. Nikt tak naprawdę nie zaglądałby do tego miejsca. W środku wielkiego blaszanego pojemnika na samym dnie - on tam naprawdę był. Daehyun wydusił z siebie zbolały szloch, ponieważ nie potrafił szczerze opisać uczuć na widok Youngjae. Natychmiastowo wyciągnął wycieńczone i zbolałe ciało z kontenera, w rozpaczy przyciskając go do swojej piersi. Yoo żył, a ta informacja wystarczyła, by Daehyun pozwolił łzom swobodnie spływać po jego policzkach. Nie myślał wtedy o niczym innym, jak wtulenie Youngjae w siebie i zabranie go w bezpieczne miejsce. Trzymając w ramionach osłabione ciało ukochanego, Jung ruszył przed siebie, by jak najszybciej znaleźć się w hangarze. Z dala od kogoś, kto tak naprawdę odebrał mu Yoo na niewyobrażalnie długi czas.
Ten moment przyprawił mnie o nieznane emocje, nieprzyjemne dreszcze biegnące po plecach. Wciąż nie mogłem uwierzyć w to, że Daehyun właśnie odnalazł żyjącego chłopaka, jak gdyby nigdy nic. Czy przyczyniła się do tego wiadomość, którą otrzymał krótko przed wybiegnięciem z hangaru? Czy ktoś znów bawił się jego słabą psychiką i uczuciami, po tak wielu próbach odszukania Yoo zwyczajnie podstawiając mu go pod nos?
Znacząco drgnąłem, gdy odrętwienie wprawiło mnie w stan poddenerwowania i narastającego lęku. Być może tego przyczyną okazała się być ciemna sylwetka zmierzająca przeciwnym zaułkiem, lecz spokojnym krokiem, jak gdyby niemo nawołująca do śledzenia go. Nie miałem żadnych wątpliwości, kim okazał się być mężczyzna ubrany w skórzaną kurtkę.
Co Himchan tutaj robił? Czy był zamieszany w tą całą sprawę? Z chwilą, kiedy niepewnie podążyłem za nim, zacząłem szczerze wątpić w jego szczere intencje. Nie wiedziałem co mną kierowało, by snuć takie przypuszczenia, w dodatku, gdyby reszta Matoki to usłyszała.. co mogliby sobie o nim pomyśleć? Tak wiele pytań kłębiących się w głowie naprawdę niczego nie ułatwiała, namnażały się tylko kolejne pytania i wątpliwości. Upychając w swój pas pistolet, a nóż przechowując w swoim rękawku, dogoniłem go. Odnosiłem w pewnym momencie nawet wrażenie, że Kim Himchan zdawał sobie sprawę z mojej obecności, bezczelnej próby oskarżenia i śledzenia go bez żadnego dowodu. Gdy przechylił głowę, niewyraźnie dostrzegłem poprzez mrok, jak kącik jego ust unosi się ku górze, a następnie zniknął za najbliższą alejką.
Zdezorientowany i zmieszany znalazłem się tam, nerwowo rozglądając, lecz nie było ani śladu po mężczyźnie; tylko unoszący się w powietrzu zapach silnych perfum wydawał się alarmować mnie, że był tu jeszcze przed ulotną chwilą.
Zrobiłem krok w głąb alejki, lecz to nie było dobre posunięcie. Za moimi plecami stanął mężczyzna, który sprawnie przyparł mnie do muru. Moja klatka piersiowa nacisnęła na ścianę budynku, kiedy Himchan obezwładnił mnie. Trzymał w jednej dłoni pistolet, tak jakby chciał mi nim zagrozić. Silny uścisk mężczyzny był odczuwalny na moim nadgarstku, który został przyciśnięty do twardej powierzchni. To było uczucie jakbym po raz kolejny miał przystawioną lufę do skroni. Kim był sprytniejszy, potrafiąc mnie unieruchomić. A może miał taki zamiar od samego początku? - Czego się spodziewałeś, Zelo?
Kropelki potu pojawiły się na moim czole, gdy z trudem obróciłem głowę w bok i zwyczajnie czekałem, nie opierając się silnemu uściskowi ramion i palców. Mając tą cichą nadzieję, że to zły sen, a członek Matoki wcale nie mierzy we mnie bronią jak w najgorszego wroga. Zacisnąłem lekko powieki. - Nie jestem.. w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie, sam nie wiem czego szukałem.
Dłoń mężczyzny wsunęła się pod moją koszulkę, by wyciągnąć umieszczony w pasie pistolet. Przez moment poczułem jego chłodne palce na skórze. Himchan zabrał mi broń, przeszukując nadal; czy przypadkiem nie mam więcej uzbrojenia. Zacząłem się stresować, myśląc, że Kim poszukuje noża, który był ostatnim, co posiadałem. Sprawdzał tak długo moje kieszenie, aż w końcu ustąpił. Odsunął się, najwyraźniej osiągając swój cel.
Mój wzrok padł na jednego z członków grupy, mierząc całą jego sylwetkę. Himchan oddalił się zwinnie i szybko, tonąc w mroku i chowając się w cieniu, tak by przemknąć niezauważonym. Kompletnie zniknął, jakby potrafił rozpłynąć się w powietrzu.
Wtedy odetchnąłem, dziwnie poruszony zaistniałą sytuacją, a nóż jak na zawołanie pojawił się w mojej dłoni. Czułem bezsilność i zatrważająco zdałem sobie sprawę, że szykuje się coś wielkiego, czego nikt nie jest w stanie zatrzymać.
Oprzytomniałem jedynie w momencie, kiedy zbyt mocno zacisnąłem dłoń na ostrym nożu i pokaleczyłem sobie wierzch oraz palce, a kilka kropel krwi skapnęło na beton.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz