sobota, 3 czerwca 2017

Le noir : Being in love with you [9]



9/10


Intensywność i częstotliwość ćwiczeń jaką na siebie nałożyłem wcale nie oznaczało karania samego siebie. To było jak wyładowanie frustracji, która męczyła mnie od paru dni. Bezustannie poczucie wściekłości wymieszanej z niemocą, tą cholerną niemocą ściskającą co rusz moje gardło.
Od wydarzenia, gdzie niefortunnie Himchan pojawił się w nieodpowiednim momencie i miejscu wywołując setki wątpliwości minęło pięć dni. A ja nadal nie potrafiłem się opamiętać, czując, jak frustracja bierze nade mną górę. Intymne chwile, które dzieliłem z upragnionym mężczyzną zdawały się być bez znaczenia, jakby rozpłynęły się w powietrzu. A ponieważ ból i rozdrażnienie tym całkowicie zniknęło, mogłem bez przeszkód wyżyć się na niezwykle męczącym treningu - okładaniu zaciśniętymi w gniewie pięściami o ciężki worek, strzelaniu do celu (za drugim razem udało mi się wymierzyć w środek czoła manekina) oraz podstawowych ćwiczeniach, wzbogaconych jednocześnie o nieco bardziej zaawansowanej mocy.
I w czasie, kiedy moja głowa niemal eksplodowała od natłoku myśli, Moon Jongup nie pojawił się w sypialni ani razu. Zdawać by się mogło, że na ten czas zupełnie zniknął, nie pozostawiając po sobie nawet uderzającego zapachu perfum, żadnej cząstki siebie, żadnej kartki. Naprawdę dopadała mnie ze zdwojoną siłą świadomość relacji, która wkradła się pomiędzy nas. Uprawialiśmy seks, oddałem się mu, a on po prostu.. zniknął. 
Co on sobie wyobraża? Gniewne myśli zaatakowały moją twarz, gdy zawahałem się przy pierwszym strzale. Że może kraść serce naiwnego piętnastolatka ot tak?
Gorycz wykrzywiła moją twarz, kiedy nacisnąłem spust celując prosto w serce. W miejsce, gdzie możliwe i moje boleśnie się ściskało.
Z drugiej strony Youngjae. Przez cały ten czas dochodził do siebie; doskonale pamiętałem wyrazy twarzy Matoki, gdy Daehyun wrócił z nieprzytomnym ciałem chłopaka. Poza tym całym wariactwem, momentem, kiedy Yongguk całował głowę Yoo, a Jung wciąż i wciąż tulił go do swojej piersi roniąc łzy, kompletnie nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Mężczyźni nie dowiedzieli się nic o tym, co stało się z członkiem grupy - oprócz tego, że znalazł się w obiegu, gdy handel młodymi chłopcami dawał niezliczone zyski. Stan Youngjae wskazywał na wygłodzenie i odwodnienie, jego ciało było kompletnie wymęczone, gdzieniegdzie skóra pozostała boleśnie zdarta, a Daehyun nie dopuszczał do siebie żadnej myśli, że jego ukochany mógł też być wielokrotnie gwałcony i wykorzystywany.
Wzruszenie oraz poruszenie pojawiło się na ich twarzach dopiero wtedy, gdy Youngjae otworzył oczy.
Zbliżało się przyjęcie. Członkowie Matoki chcieli uczcić odnalezienie ważnego elementu, który dopełniał całą grupę, niezależnie od wiszących nad nimi słabości czy wad.


Po wzięciu długiego prysznica i doprowadzenia się do całkowitego porządku znalazłem się w hangarze, schodząc powoli po schodach. Odpędziłem zmęczenie po wielogodzinnym treningu, pocieszając się jedynie myślą, że ubierając czarny, nieco puchaty sweter należący do Jongupa mogłem przypominać sobie o nim przez cały ten czas. Jego zapach nie pozwalał mi zapomnieć o granatowowłosym, nawet jeśli czułem do niego żal.
W pewnym momencie zatrzymałem się, słysząc coraz to wyraźniejsze rozmowy na dole.
- Przestań w końcu to robić. - Stukot pustej butelki po alkoholu dotarł nawet tu, a tony głosu nie brzmiały już tak trzeźwo, jak zazwyczaj.
- Daehyun wygląda przerażająco, gdy uśmiecha się nieustannie przez tak długi czas.
- Przeraża cię czyjeś szczęście, Himchan? Woah, musisz być prawdziwym sadystą. - Yongguk zaśmiał się kpiąco, uderzając dłonią w ramię Kim, a cały obraz pokazał się przede mną, gdy dotarłem na ostatni schodek. Miałem nikłą nadzieję, że przynajmniej tu na moment pojawi się znajoma twarz granatowowłosego mężczyzny, lecz musiałem się rozczarować. W okół dość sporego stołu rozsiadło się czterech Koreańczyków. Bang wypijał zapewne którąś z kolei szklankę mocnego whisky, a Himchan mierzył wzrokiem Daehyuna, który przyciskał do swojego boku Youngjae. Desperacko trzymał jego ciało, jak najbliżej siebie, zaciskając swoją dłoń na biodrze Yoo. Youngjae wyglądał, jakby najzwyczajniej w świecie to zignorował, przystawiając do swoich ust szklankę przepełnioną alkoholem. Wtargnięcie między nich wszystkich wydawało się cholernie niekomfortowe.
- Ah, nie powinniście przystopować odrobinę z procentami? - Daehyun zaśmiał się niezręcznie, mimo to, samemu zaciskając palce na butelce, przepełnionej trunkiem.
- Kto to mówi? Przez ostatnie pół roku dzień w dzień widziałem cię z czymś, co sprawiało, że promile uderzały do twojej głowy. - Himchan rzucił w stronę Jung, kiedy tak naprawdę alkohol sprawiał, że mężczyzna był o wiele bardziej rozmowny.
- Yah, przecież to nie tak.. - Koreańczyk podrapał się po głowie, automatycznie przenosząc wzrok na Youngjae, który tak naprawdę był przyczyną tego wszystkiego. - I tak myślę, że powinniśmy wznieść toast.
- Tu jesteś, Zelo!
Rozmowę w pewnym momencie przerwał Yongguk, którego okrzyk sprawił, że w pomieszczeniu na krótką chwilę zapadła cisza. Zacisnąłem delikatnie palce na rąbku swetra, czując zmieszanie. W tamtej chwili nie chciałem, by ich uwaga w całości była skupiona na mnie. Skłamałbym, gdybym powiedział, że minione dni szczególnie nie odbiły na mnie swojego piętna. Zagryzając dolną wargę skinąłem, a Bang w zapraszającym geście przywołał mnie do siebie. Oczy wszystkich spoczęły na mnie, dopóki nie usiadłem obok mężczyzny, a ten nie zaproponował mi alkoholu.
- Gdzie się podziewałeś Zelo? Nie mogłem cię nigdzie znaleźć. - Pierwszy odezwał się Daehyun. Szczęśliwy uśmiech nadal nie opuszczał jego ust. - Chciałem ci podziękować, bo słyszałem, że jedyny pobiegłeś wtedy za mną. Wiem, że to było trochę nierozważne..
- Daj spokój, hyung. - przerwałem, chcąc pozbyć się wrażenia, że zgromadzeni Koreańczycy uporczywie wbijali we mnie wzrok. Posłałem mu nieco rozkojarzony uśmiech i odetchnąłem, zaś Yongguk położył znacząco dłoń na moich plecach. Zaskoczony spojrzałem na niego, lecz on zabrał głos, unosząc szklankę z alkoholem do góry.
- Toast za życie Youngjae.
Pozostała trójka przytaknęła, sięgając po swoje szklanki. Rozniósł się echem głośny brzdęk naczyń a ja mogłem na nowo pogrążyć się w swoich własnych myślach, trzymając niepewnie kieliszek.
Przez cały wieczór młodzi mężczyźni zajęli się długimi konwersacjami nie mającymi końca, rzucaniem kilku przekleństw i bezczelnych żartów. Palce Yongguka znaczyły sobie ścieżkę wzdłuż moich pleców, lecz nawet ta spoczywająca na mnie dłoń nie oderwała mnie od głębokiego zamyślenia. Jongup nadal gonił za niemożliwym, a mój nieobecny wzrok starał się nadążyć bezowocnie za kolejnymi słowami członków Matoki.
Można by mieć wrażenie, że alkohol w ogóle nie ma swojego końca, kiedy Daehyun sięgał po którąś butelkę z kolei. To była jak walka, kto wypije najwięcej i okaże się mieć najmocniejszą głowę. A przynajmniej tak to wyglądało z boku, gdy mężczyźni ścigali się w kolejnych dawkach promili.
- Dlaczego Jongup dziś się nie pojawił? Zawsze przyciągał go alkohol. - Jung przesunął wzrokiem po całym pomieszczeniu, a nie było nas tak wiele, by nie zauważyć choć jednej nieobecności.
- Daehyun, przecież dobrze wiesz, jaki jest Jongup. - Odpowiedź Himchana miała mieć swoją kontynuację, gdy ten zrobił się nad wyraz złośliwy, lecz Yongguk najzwyczajniej mu przerwał. Bang podsunął butelkę z soju tuż pod nos Koreańczyka. - Nigdy nie mogliśmy nadążyć za tym człowiekiem.
Wspominanie choćby w minimalnym stopniu o Moon wcale nie pomagało. Grupa drążyła różne tematy, choć najmniej z nich wszystkich udzielał się Yoo. Myślałem, że jedynie wychwytuje, co mogłoby dziać się pod jego nieobecność, lecz wzrok Youngjae padł w prost na mnie. Obserwował moją twarz już od dłuższego czasu, powolnie delektując się swoim napojem. Czy on patrzył przez ten cały czas, kiedy myślami byłem gdzieś indziej? Mógł wpatrywać się w moją nieobecną sylwetkę, ale dlaczego?
Yoo znalazł pomiędzy tym wszystkim moment, kiedy pijany Daehyun przestał przyciskać go do siebie. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że Youngjae zmienił swoje miejsce, przysiadając się tuż przy mnie.
- Zdołałem usłyszeć o tobie kilka rzeczy. - Koreańczyk przerwał, przysuwając do ust wierzch szklanki, tak jakby chciał zamaskować ruch swoich warg. - Nie powinieneś wierzyć we wszystkie słowa Jongupa. Nie ufaj mu w zupełności.
Jego słowa w pewien sposób zburzyły ten ład, poczułem jakby tak po prostu uderzono mnie w twarz dla oprzytomnienia. Co on mógł mieć do powiedzenia o tajemniczym mężczyźnie nawet, jeśli prawdopodobieństwo, że znał go o wiele dłużej było wysokie? Przecież to ja poznaję go od innej strony, to mnie całował i to ze mną uprawiał gorący seks. Co Youngjae mógł wiedzieć o uczuciach Moon?
- Co próbujesz mi powiedzieć? - spytałem, mierząc go nieprzychylnym wzrokiem. To było silniejsze ode mnie. 
- To, że Jongup jest w jednym miejscu dzisiaj, nie znaczy, że będzie w nim i jutro. Nie należymy do osób, które posiadają stałe miejsce w życiu. - Youngjae zamoczył usta w alkoholu, upijając kolejny łyk czegoś, co równie dobrze mogło odbierać rozum. Kąciki warg Yoo drgnęły ku górze, widząc moje zdenerwowanie. - Czy wystarczającym dowodem nie jest to, że nie ma go tutaj z tobą?
- Ja.. on po prostu musiał.. - Był manipulantem, zawsze miał coś do powiedzenia, choć zwykle były to tylko zgryźliwe słowa. Wiedział po prostu, jak obchodzić się z pewnymi osobami. Chowając ręce pod stołem, skutecznie ukryłem ich drżenie, a dawne słowa Jongupa osiadły się w moim umyśle, pozwalając tym samym na uspokojenie się. Mogła to być tylko jego kolejna zagrywka, w której pułapkę dałem się złapać i usidlić.
Gwałtownie podniosłem się z miejsca i wtedy dostrzegłem ruch. Mógłbym przysiąc, że cień zniknął tuż przy wyjściu z hangaru tak szybko jak tylko się pojawił, co dało mi odczuć, że mógł to być wreszcie Jongup. Youngjae posłał mi zaskoczone spojrzenie a jego głowa mimowolnie obróciła się w kierunku wyjścia, gdy mój wzrok tam utkwił. Następnie na jego kącikach ust znów pojawił się uśmiech, boleśnie uświadamiając mi o tym, że wciąż kpił sobie z mojej naiwności i dziecinności. Oczywiście przez cały czas mącił mi w głowie i zwodził, co niemal mu się udało przez co przeklinałem na siebie w duchu za to.
Nie dając się sprowokować, podążyłem ku tylnemu wyjściu, ignorując nawoływania zarówno Daehyuna, jak i Yongguka. Dopadłem go dopiero za budynkiem, gdzie zablokowałem mu swoim ciałem drogę ucieczki.
- Co się z tobą działo Jongup? Dlaczego tak nagle zniknąłeś? Oni się martwili, nie, ja się martwiłem. Co robiłeś przez ten czas, kiedy Youngjae dochodził do siebie? - uporczywie patrzyłem w jego oczy, które migotały od narastającej z każdą sekundą złością. Moja ciekawość tylko pogarszała sytuację, lecz ja naprawdę w tamtej chwili nie przejmowałem się tym. Chciałem wysłuchać, co mężczyzna miał do powiedzenia. - Nie dawałeś znaku życia, hyung.
Widziałem, jak ciało Moon drży. Był wściekły. Nie lubił, gdy ktoś wchodził mu w drogę, choć ja sam nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zdenerwowanie biło od mężczyzny z daleka; jego postawa i pociemniałe tęczówki mówiły o tym. Jongup zacisnął dłonie w pięści, mając ochotę zwyczajnie uciec. Złość brała nad nim kontrolę, jednak tak naprawdę czym była spowodowana? Koreańczyk o granatowych włosach, mimo iż był profesjonalistą, to dał się ponieść swoim własnym emocjom.
- Tropiłem mężczyznę. Faceta zamieszanego w zniknięcie Youngjae. - Moon wycedził zachrypniętym głosem, przez zaciśnięte w gniewie zęby.
Nie byłem zaskoczony. Słowa Youngjae niemalże ciążyły mi na sercu, przez co nie umiałem uwierzyć w ani jedno słowo Jongupa. Zupełnie jakby był mi całkowicie obcy, obcy i tak bardzo nieprawdziwy. Zakłamany. I w czasie, kiedy w głowie dudniło mi tylko on nie jest tym, za kogo się podaje, granatowowłosy chciał skorzystać na mojej nieuwadze. Wiedział, że tylko parę kroków dzieli go od ponownego zniknięcia, zaszycia się w swoim gabinecie, lecz powstrzymałem go, nagle. Coś we mnie eksplodowało, pozwalając nachalnych myślom odpłynąć, a na jego miejsce powrócił obraz tego mężczyzny, którego zdołałem pokochać.
Chwyciłem w porę jego dłoń, spoglądając na niego wzrokiem, który można było porównać z cierpiętniczym, błagalnym. - Nie uciekaj Jongup, zostań ze mną, chcę być przy tobie.
I w tym momencie Moon się zatrzymał. Nie dosłownie, lecz zobaczyłem inne emocje na jego twarzy. Mężczyzna nie zabrał swojej dłoni, a negatywne odczucia tak bardzo nie szargały jego sylwetką. Mógłbym przysiąc, że Jongup naprawdę się waha. Rozważał swoje myśli; wszystkie, które kłębiły się w nim od tak dawna. W jego głowie musiały pokazać się dwie możliwości, ale którą pragnął wybrać? Można by łaknąć tego, że Moon na jeden moment przestał pędzić przed siebie i spojrzał przez ramię. Coś go mimo wszystko zatrzymało w bezruchu.


Podróż samochodem Yongguka, przy eskorcie Himchana i Youngjae nie trwała długo. Wokół Bang panowała tajemnicza aura, która wyraźnie ostrzegała, by nie pytać o szczegóły misji. W pełni to rozumiałem, gorycz pojawiła się tylko wtedy, gdy zdałem sobie sprawę, że ja jeden nie mam o niczym pojęcia. Himchan przywdział pokerową maskę na twarz, natomiast Youngjae wydawał się być zadowolony z takiego obrotu spraw. Przysiągłbym, że gdy odwrócił wzrok jego kąciki ust wykrzywiły się w perfidny sposób.
Domyśliłem się jedynie tego, że lider zamierzał wynająć szpiega, co nie wydawało się być bezpieczne. Wśród ulicznych gangów i mafii, wszelkich uzbrojonych mężczyzn nigdy nie było się do końca pewnym komu można zaufać. Nikt nie wykazywał oddania ani posłuszeństwa, a lojalność w tym przypadku kompletnie traciła swoją wartość i znaczenie.
Miejscem ów spotknia stał się podziemny, prywatny parking a w momencie, w którym chciałem odpiąć pas silna dłoń Himchana uniemożliwiła mi to. Yongguk spojrzał na lusterko wprost na mnie, uśmiechając się blado, niemal przepraszająco.
- Nie możesz z nami iść Zelo. Tu chodzi o twoje bezpieczeństwo.
Odwzajemniłem jego spojrzenie, choć w moich tęczówkach tlił się bunt. - Dlaczego? To, co teraz zrobisz na pewno nie jest tak niebezpieczne bym nie mógł odpiąć pasu.
- Zostań tu.
Himchan z powrotem przymocował mnie do siedzenia, następnie wychodząc z samochodu. W jego ślad podążył lider, a Youngjae nie przestawał utrzymywać tego kpiącego wyrazu. Trzask drzwi przypomniał mi o tym, że zostałem sam na sam z kimś, z kim najmniej chciałem w tamtym momencie zostać. Gdyby nie alkoholowa libacja i możliwość zamienienia paru słów z odnalezionym Koreańczykiem, nie uwierzyłbym w te wszystkie rzeczy na jego temat. Zwyczajnie przekonałem się o jego sztuczkach, wprost nie mogłem uwierzyć, że on nadal to robił pomimo, że od śmierci chwilę temu dzielił go krok.
Przyciemniana szyba dawała idealny widok na całą sytuację. Yongguk zbliżał się do innego samochodu, zaparkowanego gdzieś na uboczu. Mogłem jedynie zobaczyć, jak szyba od strony kierowcy uchyla się.
- Nie zastanawia cię to, Zelo? - Głos Youngjae przebił uporczywą i duszącą ciszę, a jego pytanie tak naprawdę miało mnie zwieść. Wdawanie się z nim w dyskusje znów mogło podsycić negatywne emocje. Yoo założył nogę na nogę, a jego wzrok również utkwił w dwóch sylwetkach Koreańczyków. - Nie byłem tak bardzo za tym pomysłem.
Bang położył swoją dłoń na dachu samochodu, kiedy Himchan oparł się o jego ramię bezceremonialnie machając swoim pistoletem. To była informacja dla mężczyzny w pojeździe, że nie zawahają się użyć broni, jeśli będzie taka potrzeba.
Skupienie się na poczynaniach dwóch Koreańczyków nie było łatwe, zwłaszcza, że w mojej głowie wciąż dudnił mi głos Yoo, nachalnie, wdzierając się do najdalszych zakątków. Atakował tym mój umysł i penetrował go, mącił. Przez chwilę pokusa wyjścia stamtąd silnie na mnie podziałała. Zacisnąłem nieco palce na podłokietniku. - Okazuje się, że możesz wiedzieć znacznie więcej, podejrzewałbym nawet, że najwięcej z całej grupy. Jongup musi być rozczarowany, że ktoś właśnie staje mu na drodze, utrudniając kolejne zadania. - trafiłem. Jego delikatnie zaciśnięte palce rozluźniły się, a palce nieznacznie rozprostowały się. Rysy twarzy Youngjae wyostrzyły się. Konkurencja i świadomość, iż ktoś może okazać się lepszy w manipulacji od niego powodował u niego gniew i chorobliwą zazdrość. Zarówno Jung jak i sam Moon znacząco mi pomogli w tej analizie. Czułem jakby moja podświadomość gdzieś się ulotniła a zastępująca ją zawiść zatruwała mnie powoli od środka. 
- Gdybyś nie sprawiał bólu Daehyunowi a kłopotu grupie, gdybyś powiedział wszystko co wiesz i tym samym opowiedział co ci się przydarzyło.. cholera, twoje informacje są w tej chwili najważniejsze. Dlaczego tak bardzo to utrudniasz?
Yongguk nachylił się do samochodu; wyciągnął plik pieniędzy, których nawet nie byłbym w stanie zliczyć. Na siedzeniu w samochodzie rozbrzmiało poddenerwowane drgnięcie. Słyszałem, jak skórzana powierzchnia skrzypi. To było jak wymiana. Kilka papierów za sporą sumę pieniędzy. Dokumenty zaciśnięte w jednej aktówce - czy tak naprawdę to wszystko funkcjonowało? Himchan ostatni raz okręcił swoją broń dookoła, nim schował ją do spodni. Moja twarz odwróciła się w stronę Yoo, którego twarz mówiła sama za siebie. W oczach Koreańczyka jarzyła się złość, która mówiła jedynie, że moje słowa w jakiś sposób na niego zadziałały. Nie mógł dać mi tej satysfakcji, w końcu to okazałoby jego jakąś słabość. Manipulanci tacy jak Youngjae nie lubili przegrywać.
Yoo otworzył usta, wbijając w moją twarz swoje ciemne tęczówki. Nie odezwał się. Jego głos zagłuszył dźwięk otwierających się drzwi.
- A gdyby dał nam złe dokumenty, to wróciłbyś tam i wsadził mu ten pistolet w dupę?
- Yongguk mówiłem, że grożenie mu bronią wcale nie było bezczelne. Miał nas nie oszukać. - Himchan opadł na siedzenie, zwracając się do przywódcy grupy, który jedynie patrzył na niego z dezaprobatą, a jego głos wcale nie brzmiał, jakby miał nastrój do żartów.
- Mógł równie dobrze uznać to za prowokację. - Bang zacisnął dłoń na kierownicy, rzucając plik z dokumentami na kolana Kim.
Patrzyłem na rozgrywającą się przede mną scenę tylko przez kilka chwil, ba, odwrócenie wzroku wcale nie pomogło mi w ucieczce przed odczuwaniem charakterystycznej gęsiej skórki. Odczuwaniem jej w momencie, gdy spojrzenie Yongguka padło wprost na mnie. Ciało spięło się, umysł oszalał - pogrążyłem się w swojej własnej agonii niekończących się przemyśleń a moje oczy śledziły rozmywający się obraz, gdy mężczyzna odpalił pojazd i docisnął pedał gazu.
Cisza w samochodzie wcale nie była przytłaczająca, w gruncie rzeczy szczególnie pozwoliła mi na zgłębienie się w swoje własne myśli. Nie zwracałem już uwagi na Himchana wciąż bawiącego się swoim pistoletem, na Yongguka, który co jakiś czas spoglądał na mnie uważnie, czy nawet ignorowałem nerwowe napięcie, którym otaczał się Youngjae po moim nagłym wybuchu słów.
Wątpliwości mnożyły się, wspomnienia krążyły wokół tajemniczego granatowowłosego mężczyzny, który nie omieszkał otaczać się żelaznym murem, nie dopuszczając mnie do swoich sekretów i zamiarów. Jego ciągłe ucieczki sprawiały, że ja sam skupiłem się na swoim własnym celu.
Musiałem pierwszy dopaść ludzi, którzy na nas polowali.


Nie potrafiłem zliczyć ilości przełkniętego alkoholu, który za każdym razem równie uciążliwie palił mnie w przełyk.
Uczucie goryczy i samotności, myśli, że znów zostałem porzucony jak zabawka nie pozwalały mi na otrzeźwienie swoich myśli, nie, wciąż myślałem i myślałem, lada moment moja głowa eksploduje. 
I to będzie tylko i wyłącznie twoja wina, Moon Jongup.
Czułem, że wszystko miesza się ze sobą powodując wybuchową karuzelę, coś, czego własnoręcznie w pojedynkę nie dało się przerwać. Może właśnie przez fakt, że byłem sam na własną rękę, zamknięty w czterech ścianach sypialni należącej do Moon była przyczyną mojej goryczy. Tego, że upijałem się tracąc nad wszystkim kontrolę. Youngjae trafił w ich ręce. Już bezpieczny. Ich determinacja poskutkowała zwycięstwem, ale co dalej? Poza tym, że Himchan bezustannie tropi ludzi odpowiedzialnych za sprowadzanie na członków Matoki niebezpieczeństwo?
Siarczyste i wyjątkowo wulgarne przekleństwo wypełzło spomiędzy nasączonych alkoholem warg, a szklanka ponownie została przeze mnie napełniona palącym, mocnym trunkiem. Jeszcze chwila i oszaleję, oszaleję..
Myśli tak bardzo wdzierały się w rzeczywistość, że nawet fakt innej obecności był czymś zupełnie obcym. A może to jedynie sprawka promili? Moon Jongup nigdy nie wybierał dla samego siebie dobrych momentów.
Ciężkie kroki. Nagie stopy obijające się o drewnianą podłogę. Czy to nie był stukot butelki odkładanej na szafkę nocną?
- Postradałeś zmysły? - Chłodne szkło zostało wytrącone z mojej dłoni. Pięść mężczyzny o granatowych włosach niemalże zmiażdżyła szklankę, tłukąc ją na milion małych kawałeczków. Moon usilnie szarpnął za naczynie, rozbijając szkło o podłogę. Nieprzyjemny dźwięk dudnił w mojej głowie jeszcze przez parę kolejnych chwil, niechcianie. - Co ty wyprawiasz? Kto dał ci pozwolenie, by ruszyć ten alkohol? 
- Czy w tej chwili jest to tak bardzo istotne, Moon Jongup? - drżący głos zdradzał również determinację by nie ukazać mężczyźnie jak bardzo tracę kontrolę nad sobą. I wyraźnie musiałem postradać zmysły. Piłem alkohol. Byłem tylko gówniarzem w oczach Moon Jongupa, choć dziwnym trafem wydawało się mu to nie przeszkadzać, kiedy dyszał w moje ucho te wszystko spragnione słowa. Mój język nieco plątał się, a brak szacunku był tylko jak dolanie oliwy do ognia.
Oczywiście, pośród tych wszystkich sprzeczności nie zwróciłem uwagi na szkło, której fragmenty lśniły na ciemnych panelach. Tylko na ten dźwięk.
Oczywiście, pośród tych wszystkich sprzeczności nie zwróciłem uwagi na szkło, której fragmenty lśniły na ciemnych panelach. Tylko na ten dźwięk.
Wtedy natrafiły na mnie te czarne tęczówki. Oczy Jongupa, które były chłodne. Patrzyły na mnie z pewnym gniewem i pogardą, a jego silna dłoń złapała za moje ubranie. Był szybki, szarpnął moim ciałem, jakby chciał mnie ocucić w jakikolwiek sposób. - To nie czas na żałosne żarty, Zelo.
Kolejne ostre upomnienie padło z ust mężczyzny, a ton głosu obił się echem w pomieszczeniu. Zamglone tęczówki, subtelnie przysłonięte tęsknotą odważnie odpowiadały na niemal karcące spojrzenie Jongupa. Nawet nie zarejestrowałem, kiedy wypaliłem w odpowiedzi. - Racja. Natychmiast przestanę pić te przeklęte brandy.
Czas płynął, i choć uważałem, że oddanie się w ręce aroganckiego Koreańczyka okaże się najlepszym posunięciem, tak mój naiwny umysł nie przewidział konsekwencji. Tego, że coś może pójść nie tak. Bo w końcu, jaki zakochany chłopak zwracałby uwagę na nawet najdrobniejszy negatywny szczegół, który wręcz przestrzegał. A ja uparcie brnąłem w to i grzązłem, bo zrobienie kolejnego kroku okazało się znacznie trudniejsze.
Gdzieś pomiędzy upojeniem alkoholowym zarejestrowałem moment, jak napieram swoimi spragnionymi wargami na szorstkie usta mężczyzny. To właśnie Jongup pchnął to wszystko na inny tor, bo jego pocałunki poprowadziły mnie, jak i zapierały dech w piersiach. Moon za każdym razem musiał posiadać, pokazywać swój każdy pusty czyn. Być może nie było to ważne pomiędzy starciem par ust, które walczyły o swoją własną przyjemność. Każde zetknięcie i otarcie się warg, tworzyło namiętną aurę z działań mężczyzny. W moją świadomość uderzył nawet mokry język, który usilnie przedarł się, by tylko zetknąć się z moim w zachłannej potrzebie. Pieszczota pogłębiała się z każdą sekundą, każdym brakiem oddechu. Charakterystyczne mlaśnięcia wrzucały uczucia na zupełnie inny stopień rozpalenia. Moon fizycznie smakował mnie, a potrzeba bliskości nie pozwalała tego przerwać ani na moment. Nasze wargi dopasowywały się do siebie idealnie swoim kształtem i rytmem, choć to Jongup zawsze pozostawał sobą. Był nachalny w każdym ruchu i czynności, lecz może właśnie tym odróżniało się to doznanie od innych.
Dopiero po długim czasie mężczyzna pozwolił mi na zaczerpnięcie tlenu, a jego własny przyspieszony oddech dotarł do moich uszu. Czoło Moon oparło się o to moje, łaskocząc moją twarz swoimi ciemnogranatowymi włosami. Miałem zamknięte oczy, lecz mogłem odczuć jego wyraźne słowa na własnej skórze.
- Obiecuję ci Zelo. - Kolejne długie nabranie wdechu do swoich płuc. - Gdy to wszystko dobiegnie końca, poświęcę się jedynie tobie.

I być może to silne uczucie stało się dla mnie zgubą, przepaścią nad którą stoi on i uśmiecha się, uśmiecha w najbardziej okrutny sposób pomimo płynnie wypowiedzianych słów, wydających się najprawdziwszą prawdą. Automatycznie moje serce otworzyło się i wchłaniało każde jego zapewnienie, odtwarzało w pamięci niemal boleśnie. Znikał lęk przed nieznanym w chwili, kiedy jego ramiona otaczały moje ciało z pewną czułością w sobie, co kłóciło się z ostrymi rysami twarzy Moon.
Mężczyzna obiecywał mi mnóstwo rzeczy, przy każdej namiętniejszej części wieczoru, potok słów i obietnic wypływały z jego ust a ja wierzyłem w nie, będąc nim tak bardzo odurzonym.
Niebezpieczna mieszanka mściwości i czułości, jednocześnie łagodnego dotyku palców na skórze z gwałtownym odrzuceniem, przysięgi, które mogły tak naprawdę nigdy się nie spełnić.
Byłem tylko łatwowiernym, zakochanym nastolatkiem między częstym wobec niego posłuszeństwem.
Miało to jednak swoją cenę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz