wtorek, 25 kwietnia 2017

Le noir : Rain jacket over a puddle [1]



1/10

Ten wieczór był moim ostatecznym. Jak przez mgłę pamiętałem dokładnie każde uderzenie we wrażliwe ciało. Całym sobą wypierałem ze świadomości minione wydarzenia i to, jak strach zadecydował o wszystkim. To, jak pewnej ulewnej nocy uciekałem ulicami Seulu. Zrozpaczony, niezrozumiany, nie kochany. Pobity i okaleczony. Najzwyklejszy nastolatek, pokrzywdzony niesprawiedliwie przez los. Dotykany i poniżany, wielokrotnie bity przez własnego ojca. Ale on wciąż powtarzał, że mnie kocha a licealiści powtarzali, że mam takie piękne ciało. Więc gdzie w tym wszystkim popełniłem błąd? Czy robiłem źle uciekając, klnąc na swoje przeznaczenie, które w okrutny sposób zadrwiło sobie ze mnie? Zmęczony długim biegiem po niebezpiecznych ulicach opuszczonej części Seulu podparłem się ściany, a mokre kosmyki włosów przylepiły się do mojej zakrwawionej twarzy. Nie potrzebowałem niczego więcej, jedynie zamknąć oczy i wybudzić się z tego cholernego koszmaru nazywanego życiem. Czułem, że dla mnie nie ma już ratunku, w końcu kto wyciągnąłby w moją stronę dłoń? Nikt nie pchałby się w coś takiego, opiekę nad piętnastolatkiem. 
Zagubiony chwyciłem się za klatkę piersiową, a moim oczom ukazała się grupa na oko młodych mężczyzn. Gdzieś pomiędzy dostrzegłem na wpół leżącego pod ścianą Koreańczyka, którego twarz wykrzywiona była w przerażeniu. Słyszałem jego błagania, każde 'nie róbcie tego', a serce zaczęło mocno dudnić w mojej piersi. Podtrzymując się ściany, by nie stracić równowagi miałem wrażenie, że lada moment przestanę oddychać, jak gdyby strach przejął nade mną całkowitą kontrolę. Nogi miałem jak z waty, bo właśnie byłem świadkiem jak jeden z nich strzela mężczyźnie prosto w skroń. Cofnąłem się, nieomal wpadłem w słup, lecz ktoś mnie uprzedził, to był moment. Ulotny moment, kiedy jeden ze zgromadzonych tam Koreańczyków, odwrócił się i przeszył mnie spojrzeniem, a następnie poczułem silną dłoń zakrywającą mi gwałtownie usta przez co krzyk został stłumiony. Nie szarpałem się, zwyczajnie przerażenie wywiercało dziurę w moim umyśle, jak i zdradliwe ciało odmówiło posłuszeństwa postawienia jakiegokolwiek kroku czy nawet próby obrony. Nie wiedziałem czy ten ktoś chciał mi pomóc, czy może zostałem przyłapany na gorącym uczynku jako świadek, którego nie powinno w ogóle być, a nawet mógł to być zupełnie inny napastnik, gwałciciel. Drgnąłem, gdy usłyszałem syknięcie tuż nad uchem, a potem było tylko kwestią czasu, gdy z sekundy na minutę było coraz gorzej.
Nie mogłem nawet zauważyć chwili, w której martwe ciało mężczyzny opada na ziemię, ponieważ wszystkie emocje omamiały mój umysł. Zaczynałem żałować, że znalazłem się w złym czasie i miejscu, jeśli coś takiego w ogóle istniało. Najgorszą rzeczą był fakt, że nie mogłem wydać z siebie żadnego, nawet najdrobniejszego dźwięku.
Mocne zderzenie z betonową powierzchnią ocuciło moje myśli. Opadłem całym ciałem na ziemię, mocząc swoje ubrania w brudnej kałuży wody, mieszającej się z błotem i krwią. Chłodne ciało leżało tak blisko, zabierając mi wręcz dech w piersiach. Nie mogłem zaakceptować, że martwy człowiek, że jego twarz znajdywała się tylko kilka milimetrów ode mnie. Smród nawet nie był tak drażniący dla moich nozdrzy, jak strach. Paraliż zabierał władzę w moim układzie nerwowym, a wszystkie ostre spojrzenia były skierowane wprost w moją stronę. Mężczyźni byli wyraźnie zaskoczeni, że tak młody Koreańczyk znalazł się w takim miejscu. Widziałem szok w ich niemalże płytkich tęczówkach, nawet jeżeli pozostali bezwzględni. Nie mogłem przeniknąć do ich myśli, choć z drugiej strony niechciałbym tego robić. Nie wiedziałem do czego byli zdolni, a wzrok jednego z nich wcale nie dawał mi spokoju. Niewielkie źrenice śledziły w zaciekawieniu moją sylwetkę, tak jakbym był zwykłym śmieciem. Zabawką do pośmiewiska.
- Od dziesięciu minut stał po drugiej stronie ulicy. - odezwał się czarnowłosy Koreańczyk, który siłą przyprowadził mnie do reszty młodych mężczyzn.
Jeden z nich, o nieco silnym głosie jak i wyraźnym zawahaniem w oczach, zrobił krok w moją stronę a moje ciało konwulsyjnie zadrżało z przerażenia. - Czy to znaczy, że..
- Powinniśmy się go pozbyć, mimo wszystko. - odparł jeszcze inny, sprawiający wrażenie urodzonego lidera.
Nie mogłem tego słuchać. W tamtej chwili, pomimo wewnętrznego strachu przed nieznanym, nieuchronną śmiercią, która mogła czekać mnie lada moment - mój głos załamywał się z każdym kolejnym słowem, krzykiem pełnym błagania. Niemal klęczałem, gdy niższy, jasnowłosy Koreańczyk sięgał bezlitośnie po broń a z mojej piersi wydostał się krzyk.
- Proszę! Zrobię wszystko! Naprawdę wszystko! Jestem gotów nauczyć się wszystkiego, byście tylko się nie zawiedli. Proszę o szansę, błagam!
Spojrzenia, jakie posłała sobie czwórka zgromadzona nade mną, skutecznie umilkła, zaś broń, którą trzymał uporczywie w dłoni jasnowłosy zawisła w powietrzu, ukazując pierwsze oznaki litości.
Nikt nie ukrywał swojego zaskoczenia. Możliwe, że po raz kolejny tego dnia. Widziałem to na ich twarzach, podejrzliwy wzrok w ciemnych tęczówkach. Mimo dłużącej się ciszy, która ciągnęła za sobą echo mojego głosu. Jeden z mężczyzn, który wyraźnie był ponad resztą zaczął kpiąco się śmiać. Ten dźwięk dopadł moje zmysły, jakbym kolejny raz został zdeptany. Strach nie minął, a śmiech Koreańczyka był tylko kolejnym napędzeniem tego uczucia. - Żartujesz sobie dzieciaku? Nie prowadzę hodowli niewolników, nie mam co marnować czasu na kogoś takiego. Ta grupa nie jest dla każdego, rozumiesz? Potrzebuje najlepszych i bezwzględnych. Nie bawimy się w przedszkole.
- Yongguk daj sobie spokój z nim. Tego szczura powinniśmy się pozbyć, jak najszybciej. Jest nikim. - Do moich uszu dostał się nowy głos, a ja starałem się zlokalizować, co w ogóle się dzieje. Wiedziałem, że to już koniec. Jedynie czekałem, musiałem się na to przygotować.
Cały czas czułem na sobie ten charakterystyczny wzrok, a jego sylwetka zaczęła się niebezpiecznie zbliżać. Miałem wrażenie, że mężczyzna, który cały czas mi się przyglądał, lada moment załatwi to za resztę grupy. Zacisnąłem powieki, kiedy postać nachyliła się nad moim ciałem. Ostatnie, co pamiętałem to moment, w którym Koreańczyk zaciska palce na moich ubraniach i szarpie całą osłabioną sylwetką.
- Zamknijcie się już. Od teraz przywłaszczam go do siebie. - Nikt nie zdążył się odezwać, a ja czułem, że mnóstwo par oczu wlepia się we mnie. Pozwoliłem, by moje ciało zostało bezwładnie przyciągnięte do mężczyzny, a ten zmusił mnie, bym stanął o własnych nogach. Drżałem, lecz nadal nie mogłem na niego spojrzeć. Jedynie obróciłem głowę przez ramię, ponieważ starszy zaczął ciągnąc mnie w nieznanym mi kierunku.
- Jongup zatrzymaj się do cholery. - Głosy grupy znacznie oddalały się, a surowy wzrok śledził mnie do póki nie zniknęliśmy z pola widzenia.
Próbowałem błagać, błagać by porzucił szaleńczy bieg do prawdopodobnie jego mieszkania. Byłem osłabiony i głodny, brudny z krwi i błota, przemoknięty oraz spłoszony do granic możliwości. Możliwe, że wyczuł to, gdzieś pomiędzy czułem jego oddech na swoim policzku, kątem oka widziałem granatowe kosmyki włosów, bardzo charakterystyczne i jednocześnie.. wyjątkowe. Uważałem, że choć był mężczyzną o wielu obliczach tak stał się nieodłącznym elementem, moim mentorem i przede wszystkim z czasem kochankiem. Przez cały ten czas dążyliśmy do niemożliwego, posiadaliśmy inne pragnienia co bardzo nas poróżniło. Wtedy nie wiedziałem jak się nazywa i czy jest w stanie mnie zabić, lecz z każdą wypływającą wspólnie chwilą nabrałem do niego chore zaufanie.
To była tylko kwestia czasu, aż nieznajome mi miejsce, miało stać się moim nowym domem. Nie pamiętam drogi do mieszkania tego mężczyzny, ani chwili w której otwierał drzwi. Wiem tylko, jakie to wywarło na mnie wrażenie. Musiał mieć sporo pieniędzy, bo mieszkanie należało do nowoczesnych. Proste technologiczne rozwiązania, jednak wszystko stało się tak niezadbane. W okół panował bałagan, zapewne taki sam jak w głowie mężczyzny o granatowych włosach. Nie miałem pojęcia, co znaczyły walające się na ziemi papiery, różne projekty, plany budynków. Mogłem jedynie podejrzewać, czym się zajmuje i w co tak naprawdę wpakowałem się sam.
Moje tęczówki zaświeciły się delikatnie, kiedy przesuwałem wzrokiem po kolejnych partiach pomieszczenia.
- Nie zadawaj jeszcze zbędnych pytań. Twoim priorytetem teraz jest doprowadzenie się do porządku. Łazienka znajduje się na piętrze. Nie zaglądaj do innych pokoi bez mojego wyraźnego pozwolenia. Nie możesz wchodzić zwłaszcza do mojego pokoju, który znajduje się na końcu korytarza. Nie myśl nawet o jego istnieniu.
Zgodziłem się niemal natychmiast. Mimo, że w mojej głowie panował chaos i gubiące uczucie ciekawości, nie śmiałem jakkolwiek sprzeciwić się starszemu mężczyźnie. To był ten namacalny strach, który paraliżował za bardzo bym mógł spytać o cokolwiek. Dlatego energicznie skinąłem głową, a mój spłoszony wzrok uciekł gdzieś w bok.
I kiedy wydawało mi się, że tajemniczy Jongup wyjdzie, usłyszałem jego delikatnie zachrypnięty głos przenikający nieomal do mojej duszy. - Nie siedź tam za długo, bo twoja kolacja wystygnie. Głodzili cię? Bo wyglądasz, jak wychudzony szczur.
Kiedy wyszedł miałem wrażenie, że pozostałem sam na sam z własnymi myślami krzyczącymi 'być może tu też nie jest bezpiecznie, oni mogą w każdej chwili cię zabić, uciekaj.'
Czy każdy inny zaśmiałby się gdyby dowiedział się, że w tamtej chwili nie uciekłem? Gdy delikatny uśmiech przyozdobił moje usta, a niepowołany spokój zawładnął całym ciałem? Czy to naprawdę dziwne, że jak gdyby nic się nie stało, jak gdybym przed chwilą nie był świadkiem zamordowania człowieka, odnalazłem łazienkę a moje zziębnięte i pokaleczone ciało zanurzyło się w ciepłej wodzie? Próbowałem wyzbyć się strachu, nie myśleć o gorszym jutrze, nie myśleć o ojcu, który prawie zakatował mnie, nie myśleć o tych podejrzanych mężczyznach, mogącymi się okazać najgorszymi kryminalistami. Strach uciekał z resztek mojej podświadomości a kąpiel stała się jak sól na świeże rany.
I w czasie, kiedy usiłowałem doprowadzić się do porządku oraz uspokoić, nie mogłem wiedzieć, że za ścianą jeden z podejrzanych mężczyzn darował mi życie, bo dostrzegł we mnie nieznany potencjał.




- Powiem to tylko raz i nie powtórzę, więc słuchaj dzieciaku. - Czarnowłosy mężczyzna nazywał się Kim Himchan ; jak mogłem zauważyć był profesjonalistą trzymającym się twardo własnych zasad, jednocześnie będąc silnie zgranym z resztą. Niewiele mówił, a kiedy już do tego dochodziło mówił konkretnie i zwięźle, tak by nie musiał się zbędnie powtarzać. Okazało się też, że poza tą ciemną aurą i bezlitosnym spojrzeniem niemal czarnych oczu, Himchan był niezwykle opiekuńczy i lojalny. - To jest Yongguk, lider we wszelkiej kategorii. Ten smutny szczeniaczek to Daehyun, a dalej stoi Jongup, świr i dupek. 

Wyłapałem zmianę tonu przy każdym z nich, jakby ich grupa nie do końca była taka zżyta jak sądziłem na początku. I choć wyglądałem jak kompletny idiota nie odrywając wzroku od Koreańczyka o granatowych włosach, tak nie potrafiłem się powstrzymać. Moje nieme zainteresowanie musiało mówić samo za siebie. Himchan prowadził mnie przez hangar, ich siedzibę, nie zwracając zupełnie uwagi na to, że cała trójka patrzyła na mnie nieprzerwanie. Nie zaprzestał też mówić, wprowadzając mnie nieświadomie w ich świat. - Nie jesteśmy szkodliwą grupą. Łączy nas pasja i pragnienie posiadania rodziny. Każdy z nas miał za sobą ciężkie życie, ale teraz to się zmienia. Zmienia, ponieważ żyjemy razem i nic na świecie nie jest w stanie nas złamać. Likwidujemy tylko przestępców, ludzi, którzy stwarzają na świecie zagrożenie, wykrywamy nielegalne działalności czy też nawet handel żywym towarem. W Seulu jest to aż nadto znane.
Obróciłem się powoli za siebie, czując na sobie przeszywający wzrok. Byłem pewien, że słyszałem jego głos, jego i Daehyuna, lecz dłoń Himchana, która znalazła się na moim ramieniu otrzeźwiła natarczywe myśli jak i przywróciła mnie na ziemię.
Niższy Koreańczyk nachylił się do Jongupa, mając na ustach nieco kpiący uśmiech. Każde słowo, które padło z jego ust, brzmiało złośliwie, choć sam mężczyzna o dość nietypowym kolorze włosów nie wyglądał, jakby specjalnie się tym przejmował. Stał, będąc cały czas niewzruszonym, lecz jego chłodne spojrzenie ciągle kierowało się w wiadomym kierunku.
- Co zrobiłeś wczoraj z tym chłopcem, że już dzisiaj wygląda tak dobrze? - Daehyun szturchnął swojego towarzysza w bok, kiedy ten wyraźnie nie okazał takiej reakcji, jakiej Koreańczyk się spodziewał. - Wiesz, że przede wszystkim to twoja wina, że się tutaj znalazł, prawda? Właściwie, co ty sobie o nim myślałeś?
Arogancki uśmiech wpłynął na usta Jongupa, kiedy ten nadal nie dał się sprowokować przez jednego z członków Matoki. Myśli mężczyzny były nieodgadnione, tak jakby krył za sobą jakiekolwiek tajemnice. Daehyun jednak się nie poddawał, nadal drążąc jedno i to samo. 
- Jongup, dowiedziałem się o nim kilku rzeczy. Himchan powiedział, że ten nazywa się Junhong i ma jedynie piętnaście lat, uwierzyłbyś w to?
- Doprawdy? - Kąciki ust mężczyzny o granatowych włosach drgnęły ku górze. - Wczorajszego wieczoru już zdążyłem zauważyć, że nie zdołał jeszcze nawet wkroczyć w dorosłość.
Daehyun wbił swoje ciekawskie tęczówki w sylwetkę wyższego, osiągając swój mały sukces, kiedy sprowokował go do mówienia. Oczywiście Jung nie dostał jednoznacznej odpowiedzi, ani takiej, która dałaby mu satysfakcjonujące informacje. Jednak w tym wszystkim nie chodziło tak bardzo o odpowiedzi, jak jedynie dogryzienie jednemu z ich grupy. - Masz przez to coś do powiedzenia? Przyglądasz mu się aż tak intensywnie?
- Która część mojej wypowiedzi to zasugerowała? Przecież miałem całą noc, żeby to stwierdzić. - Jongup skrzyżował ręce na torsie, mrużąc powieki. Posłał ostrzegawcze spojrzenie niższemu Koreańczykowi, kiedy ten zaczął śmiać się dość kpiąco.
- Więc całą noc nie spałeś, żeby móc go zaobserwować? No chyba, że robiliście coś zupełnie innego..
- Lepiej stul pysk, bo zaraz ten uśmieszek zniknie z twojej pięknej buźki. - Moon ścisnął dłonie w pięści, przez co jedynie melodyjny śmiech Daehyuna wypełnił spore pomieszczenie. Niższy Koreańczyk poklepał Jongupa po plecach w uspokajającym geście. Dla Jung było to jedynie droczenie się z niepozornie młodszym członkiem grupy, nie będąc świadomym jaka naprawdę relacja może wyniknąć z tego wszystkiego.


 ♠


Wieczór siał za sobą beznadziejną pogodę w postaci potężnych grzmotów. Siedząc na wielkiej kanapie w salonie Moon Jongupa czekałem, nasłuchując jedynie szum wody dochodzący z łazienki na drugim końcu korytarza. Kolana, które obejmowałem zmarzniętymi dłońmi ciasno przyległy do chudej, obolałej klatki piersiowej a oddech stał się spokojniejszy niż chwilę temu.

Gdzieś pomiędzy piorunami przecinającymi niebo, słychać było otwieranie się drzwi, a już parę ulotnych sekund później granatowowłosy Koreańczyk znalazł się w zasięgu mojego wzroku. Nagi, z owiniętym ciasno ręcznikiem wokół bioder, pozostawiając w moim umyśle burzę. Patrzyłem jak urzeczony na uwydatnione mięśnie dumnie zdobiące podbrzusze, szeroką klatkę piersiową, lecz to nie tak, że właśnie śliniłem się na widok jego ciała, nie. Tu chodziło o coś więcej, o oczy, które kryły tajemnicę dla mnie niedostępną. Nie mogłem powiedzieć, że ten mężczyzna już przy pierwszym spotkaniu nie wywarł na mnie wrażenia, bo skłamałbym. Moon Jongup był chodzącą zagadką, mroczną osobowością, może i nawet kryminalistą. Powoli odwróciłem wzrok zakłopotany, gdy myśli zaczynały przekierowywać się na niebezpieczny i nieznany mi tor.
Jongup nie był mną zaaferowany, ponieważ już chwilę po tym sięgnął po swoje rzeczy. Jasne, pewnie nie było dla niego dziwnym poruszanie się po mieszkaniu zupełnie półnagi, tak samo nie miał potrzeby eksponować się w takiej okazałości na dłużej. Wyglądał, jak zawsze. Pociemniałe tęczówki, które zwykle nie wyrażały żadnych emocji.
Mięśnie mężczyzny wyeksponowały się znacznie bardziej, gdy ten zaczął wsuwać na swoje ramiona kamizelkę. Mogłem się jedynie domyślać, że to pewnego rodzaju przygotowanie. Jednak los chciał, żeby ciało starszego znacznie bardziej przyciągało całą uwagę.
- Boli cię jeszcze cokolwiek? Muszę wiedzieć, czy posiadasz stałe obrażenia. - Wzrok Koreańczyka o granatowych włosach podniósł się na mnie, tak jakby wyczuł ten niekontrolowany wzrok na sobie. Mimo to nie przerywał. - Informuj mnie o jakichkolwiek ranach, dobrze?
Moon przystanął na dłuższą chwilę, a jego wręcz czarne tęczówki mogłyby lada moment mnie pochłonąć. Musiał zauważyć, że nie za bardzo skupiłem się na jego słowach, bo ton głosu mężczyzny obijał się o ściany w wielkim mieszkaniu. Zignorowanie starszego równało się z tym, że ten wziął sprawy w swoje ręce. Dość zwinnym ruchem zbliżył się do mnie, a oglądanie jego ciała z takiej odległości mogło być czymś zupełnie nowym. W końcu nie zawsze widzi się tak idealnie umięśnione ciało, które dla innych zdawałoby się tylko codziennością. Ciekawość czasami wygrywała z wewnętrznym strachem.
Jego ciało było tak blisko, że nie dało się zobaczyć pewnych elementów. To było tak naturalne w osobie tego mężczyzny, jednak ja sam śledziłem jego cechy z zachłannością. Charakteryzowały go liczne tatuaże, które ciągnęły się od dłoni, aż po krańce jego ramienia. Nie mogłem nawet ich zliczyć, ani opisać. Widziałem tylko pojedyncze fragmenty i pewnie zajęłoby mi dużo czasu, aż wszystkie przestudiowałbym na pamięć. Ten widok był uzależniający, a wzory na ciele Jongupa kazały mi przesunąć swoimi tęczówkami po jego szyi. Gardło Koreańczyka również zostało przyozdobione i to w taki sposób, że miało się ochotę zbliżyć jeszcze bardziej. Po serii tatuaży mój wzrok wędrował w górę i w górę, kończąc na jego twarzy. Zapamiętałem z niej jeden istotny element. Na wierzchu nosa mężczyzny dumnie widniał pieprzyk, który przykuł moją uwagę. Uważałem, że to jedno niewielkie znamię dopełnia piękno w jego twarzy, bez niego nie byłoby już to samo. 
Poczułem palce Jongupa na swoim ubraniu, a już chwilę po tym moją skórę dotknęło zimniejsze powietrze. Mężczyzna podwinął moją koszulkę do góry - jak mogłem się domyślić, by samemu mnie sprawdzić. Widziałem, jak od razu natrafia swoim wzrokiem na liczne sińce, znajdujące się w okolicy brzucha. Paskudne ślady, których kolor zazwyczaj cechowała głęboka purpura, jak i krwista czerwień. Znamiona na ciele, które nigdy nie pozwalały zapomnieć o niektórych wydarzeniach. Pewne rzeczy zostawały z człowiekiem do końca.
- Co robisz..? - wyszeptałem niemal, a nieme pytanie zdawało się być naprawdę śmieszne, kiedy moment wcześniej nie uzyskał ode mnie żadnej odpowiedzi. Miałem wrażenie, że czas się zatrzymał, bo jego spojrzenie spod delikatnego wachlarza rzęs przewiercał mnie boleśnie na wylot przez tak długą chwilę, że zostałem przywrócony do rzeczywistości. Chwyciłem jego dłoń, którą umiejscowił na moim brzuchu a prąd, jaki dał o sobie znać, przy niby intymnym kontakcie fizycznym sprawił, że w podbrzuszu wybuchło stado motyli. Moje serce biło niewyobrażalnie szybko a nasze spojrzenia skrzyżowały się, dostrzegałem w tym mężczyźnie ogień i szaleństwo.
Oczy mężczyzny o granatowych włosach wyrażały więcej, niż można było się spodziewać. Widziałem w tych źrenicach nieznaną dla mnie żądzę. Patrzył na mnie w ten jeden szczególny sposób, a ja nie musiałem być długo uświadamiany, by dojść do tego, że Jongup myślał właśnie o mnie. Czułem, jakbym mógł odczytać jego myśli i zamiary, ponieważ cała atmosfera przesiąknęła pewnym erotyzmem. Erotyzmem, bo ten Koreańczyk spojrzał na mnie inaczej niż do tej pory. Jego nieodgadnione i poszargane przemyślenia, były dla mnie czymś niespodziewanym. Nie wiedziałem, jaki obrót miałaby ta chwila, gdyby nie to, że Moon najzwyczajniej w świecie ochłonął. Słyszałem, jak bierze głębszy oddech, by w końcu odsunąć ode mnie swoje dłonie i wyprostować się, jak gdyby nigdy nic. Co mógł dostrzec w zwykłym dzieciaku?

- Wiedz, że niedługo czeka cię twoje pierwsze zadanie. Przygotuj się na to. - Dlaczego uderzył we mnie tak wielki kontrast? W jednej chwili wstąpił w niego zupełnie inny nastrój. Był opanowany, znów stał się zwyczajną zagadką, ponieważ z jego twarzy nie mogłem wyczytać już tych samych emocji, co kilka sekund wcześniej. Nie dane mi było nawet długo przyglądać się sylwetce mężczyzny, ponieważ ten po swoich słowach wyparował kompletnie z pomieszczenia. Jongup wyszedł z obszernego pokoju, pozostawiając mnie z walczącymi ze sobą myślami. Mogłem jedynie zadawać sobie w głowie znów te same i bezcelowe pytania.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz