sobota, 18 lutego 2017

'Prizoners dream' (dodatek)

A/N : Udało się. Mam świadomość, że dodajemy to po długim czasie (naprawdę długim), jednak były duże problemy ze skończeniem tego dodatku. W każdym razie enjoy! Myślę, że warto.
Edit : Proszę również o głosowanie w ankiecie - dzięki czemu będziemy wiedzieć z autorką na tworzeniu którego opowiadania mamy się skupić. Dziękuję!

romans, smut, angst


Znudzenie nie było żadną nowością. Jiho kolejny raz utknął w swojej celi, będąc w jakimś bezkresie czasu. Od kilku dni nic mu nie pasowało, ponieważ o wyznaczonej godzinie przestała pokazywać się jego wyczekiwana osoba. Koreańczyk mimo wszystko czekał i czekał, myśląc, że to będzie tylko jednorazowe odstępstwo od normy. Z początku był cierpliwy, kiedy jego głowę wypełniały obrazy ich wspólnego i gorącego seksu. Starszy zaczynał śmiało twierdzić, że to było najlepsze uczucie jakie przeżył, gdyż szczerze pożądał tego strażnika. Jasnowłosy zaintrygował go, nie chcąc wyjść ani na moment z głowy przestępcy. Więzień wiele razy pytał sam siebie, dlaczego on musi być taki gorący? Kiedy pierwszy raz Zico zauważył nieobecność młodszego, zaczął się głupio i arogancko uśmiechać pod nosem. Stwierdził, że ten na pewno był zawstydzony ich stosunkiem. Mężczyzna ocenił, że nie było możliwości, by Koreańczykowi się to nie spodobało. Utwierdził się w przekonaniu, że Kim Yookwon myślał o nim samym równie intensywnie. Bo przecież jak mógł widzieć inne rozwiązanie?
Dopiero po tygodniu jego zdenerwowanie zaczęło sięgać zenitu, jednak już po możliwe, że nawet miesiącu więzień stał się nieznośny. Zico każdej nocy głośno hałasował, uderzając pięścią w metalowe kraty. Tak było i tym razem, kiedy spostrzegł jakiegoś chudego i nie nadającego się do niczego strażnika tuż pod ścianą, od razu podszedł do krat. Nie strzegł go, jak kiedyś sam Yookwon, jakieś kompletne dno. Więzień był wściekły.
- Słuchaj mnie tu koścista szumowino. - Warknął mężczyzna, zaciskając dłonie na kratach. Miał wrażenie, że z swojej złości potrafiłby wyrwać je razem z zawiasami. - Gdzie do cholery podziewa się Kim Yookwon?! Masz go natychmiast przyprowadzić, kurwa. Gdzie on jest?
Zico był nieobliczalny, kiedy wstępowała w niego złość, a sam strażnik nadal nie odpowiadał na żadne wyzwiska i zaczepki. Więzień zaczął demolować swoją własną celę, nie mogąc już popołudniami luźno leżeć na swoim łóżku i rozmyślać. Przestępca najzwyczajniej żył w jakiejś niewytłumaczalnej furii, nie wiedząc nawet, gdzie podział się jasnowłosy seksowny stróż nocny. Nie miał już żadnej warty, a przynajmniej nie w pobliżu mężczyzny. Czy on mógł zrezygnować z swojej pracy?
Koreańczyk był z dnia na dzień coraz bliższy swoich rozmyślań, jak wydostać się z tego miejsca. Skoro nie było w więzieniu już śladu po Kim Yookwonie to sam Zico nie miał powodu, by dłużej się tu trzymać. Przecież ten strażnik był jedynym czynnikiem, przez co naprawdę spokojnie żył tu dość dużą ilość czasu.
Mężczyzna stawał się agresywny, co już w pewnym momencie nie wróżyło dla niego najlepiej. Kiedy większa grupa strażników przechodziła obok jego celi, Zico złapał za kołnierz munduru, by szarpnąć jednym z pracowników dość gwałtownie. Z całą swoją siłą, przyciągnął go do swojej celi, nie chcąc być już więcej ignorowanym. Nikt nie odpowiedział mu, gdzie znajdywał się młody jasnowłosy Koreańczyk. - Kurwa mać, dlaczego nadal każdy z was ma mnie w dupie? Sukinsyny..Gdyby nie te kraty twoja kurewsko brzydka morda już byłaby dawno obita..
Więzień nie mógł kontynuować swoich słów, które tylko wyrażały jego poirytowanie. Strażnicy odepchnęli go na ziemie, a ten nawet nie rozumiał, co się dzieje, w momencie, w którym jeden z nich wszedł do środka. Zico nawet nie mógł zareagować, podnosząc się z ziemi, ponieważ pracownik więzienia mocno przygwoździł go do posadzki. Trzymał w dłoni strzykawkę z nieznaną mu substancją, a równie szybko igła została wbita w skórę na szyi przestępcy. Koreańczyk jedynie odczuł, jak coś ciepłego rozchodzi się po jego krwiobiegu. W umyśle Zico pozostał jedynie ból po ukuciu w jednym z czułych miejsc.


Kolejny cios powodował, że ból wręcz paraliżował mięśnie mężczyzny. On nie mógł nic z tym zrobić. Pomimo siły, był zbyt osłabiony, a samych napastników pozostawało zbyt wiele. Wymierzali w jego twarz pięściami, a sam Zico czuł, jak jego skóra bezpowrotnie puchnie i w jego ustach zbiera się posmak krwi. Koreańczyk nie czuł tak mocnego bólu przez adrenalinę, nie mógł wiedzieć, jak bardzo skutecznie strażnicy go pobili. Więzień został pchnięty, tracąc równowagę, co spowodowało, że sam opadł z hukiem na ziemię. Mężczyźni jednak nie przestali, ponieważ już chwilę po jego upadku jeden z nich boleśnie kopie Zico. Ten niemalże stracił oddech, czując jak tlen grzęźnie mu gdzieś w gardle, przez uderzenie w przeponę. Spazmatycznie oddychał, kaszląc, nie myśląc nawet o tym, że kolejne siniaki i rany pojawią się na jego ciele. Myślał tylko o tym, by może w pewnym momencie zemdleć i już zapomnieć o tej sytuacji.


Jedno gwałtowne zamknięcie z hukiem dokumentów było jak zakończenie jego codziennej, monotonnej pracy, kiedy skończył już spisywać kolejne notatki na temat przestępców, Kim Yookwon odetchnął z pewną minimalną ulgą, wypuszczając powietrze przy tym. Złodzieje, gwałciciele, a nawet niesłusznie oskarżeni świadkowie wypadków - to wszystko z czym zmagał się młody mężczyzna należało do pewnego wyzwania, lecz on sam miał wrażenie jakby już nic go nie ruszało. Czy człowiek siedzący przed nim brutalnie zamordował kobietę, czy inny będący skłonnym do przemocy, Yookwon nie odczuwał strachu. Jedynie jeden mężczyzna wywołał w nim niepowołane zainteresowanie, zbadanie i rozgrzebanie jego przeszłości, ale pomimo tego Koreańczyka nie obchodziło to co zrobił swego czasu. Kim nie był w stanie skłamać, że nie zaintrygował go ten trzydziestolatek ; czuł przeszywające dreszcze na samą myśl o nim nawet, jeśli skutecznie to ukrywał, ale.. ile mógł wytrzymać? Nie potrafił całkowicie się zablokować, wierzył też, że sam Zico zorientował się, że nie jest mu obojętny. W końcu zgodził się na coś niemoralnego, zupełnie absurdalnego, co było Yookwonowi surowo zakazane.
Ponadto wciągnął się w wir pracy nawet nie spostrzegając ile czasu minęło od ich ostatniego gorącego spotkania. Nie ukrywał, że w jakimś stopniu brakowało mu go, lecz celowo skupił się na rysopisach i notatkach, byleby nie narazić Zico na konsekwencje widywania się z Kim. A konsekwencje były ogromne.
Ruszając w kierunku wyjścia, znalazł się na korytarzu, trzymając przy swojej piersi kilka notatek, które miał zanieść kapitanowi. Zorientowawszy się po krótkim czasie, że nie jest tam sam, obrócił głowę przez ramię dostrzegając kilku mężczyzn ubranych w mundury. Strażnicy strzegący więźniów. Jeden z nich wyminął go, jak gdyby pochłonięty swoją służbą, natomiast reszta wpatrywała się w niego, prawdopodobniej czegoś od niego oczekując. To nie przeszkodziło Yookwonowi, postanowił ruszyć dalej, lecz przystanął w momencie, kiedy usłyszał zarówno gwizd, jak i odczuł palce zaciskające się na jego nadgarstku.
Jeden z strażników, szarpnął ciałem młodego pracownika więziennego, przyciągając go w swoją stronę. Nie pozwolili mu iść dalej, kiedy kilku obojętnie za torowało ciasny korytarz. Dłonie przelotnie chciały dosięgnąć młodego atrakcyjnego jasnowłosego. W końcu nie mieli w tym miejscu żadnej atrakcji, a może w końcu Kim Yookwon mógłby im ulec? Dla większości starych i już zapewne obleśnych w oczach jasnowłosego mężczyzn, uciekanie od nich przez kilka lat powinno być męczące.
- Ślicznotko, przecież nigdzie ci się nie śpieszy. Współpracownicy powinni..na sobie polegać. - Wypowiedział jeden z nich w stronę młodego Kim, nachylając się do ucha. Inny mężczyzna zaś sięgnął dłonią do opiętych ciasnymi spodniami pośladków młodszego, chcąc dobrać się do niego. Z drugiej strony całej sytuacji przyglądał się wyżej postawiony pracownik. Pyo Ji Hoon był kapitanem całej grupy strażników, jednak początkowo jedynie patrzył na całą sytuację. Los chciał, żeby i w jego gusta wpadł Kim Yookwon. Sam jednak pozostał względem blondyna nienachalny. Mimo to, starał się, czując, że po tak wielu latach chłodny strażnik nawet na niego nie spojrzał pod tym szczególnym względem. Nie widział, dlaczego Kim nie dopuszcza do siebie nikogo. Może właśnie to zauroczenie kazało mu chronić jasnowłosego przed jednym z przestępców.
Yookwon zacisnął usta, przytłaczające odczucie dopadło go niemal mackami, mackami strażników, którzy okrążyli go nie dając mu możliwości nigdzie odejść. On nie raz musiał się od nich opędzać, w rezultacie usilnie nie reagując na żadną tego typu zaczepkę. Był silny, przynajmniej taki stwarzał pozór, i to nie tak, że Yookwon był kozłem ofiarnym, nie. Oni zwyczajnie od lat próbowali dobrać się do najmłodszego strażnika, starając się go podejść, nawet próbując uwieść co dla samego Kim wydawało się być obrzydliwe. Jeszcze niedawno nikogo nie potrzebował w swoim życiu, nikogo szczególnego, bo żył zdany jedynie na siebie.
Z obojętnością w oczach spojrzał na mundurowego, który mocno nim szarpnął, ukazując mu brak swojego zainteresowania. Udało mi się również w porę chwycić nadgarstek drugiego, usiłującego dotrzeć do jego intymnych miejsc, niemal z nadludzką siłą wykręcając go boleśnie, aż dało się słyszeć niemalże pisk oprawcy. Jeszcze inny, kiedy Yookwon chciał już na dobre opuścić towarzystwo pchnął go przez co ten, stracił równowagę i zderzył się plecami z zimną ścianą. Zaskoczone spojrzenie, wypisana niewinność, nieświadomie jeszcze bardziej nakręcała tych mężczyzn.
Kilku strażników po raz kolejny nie dawało za wygraną, a paskudne palce zaczęły sunąć po skórze samego Yookwona. Jeden z napastników, ułożył dłoń na kroczu jasnowłosego, kiedy jeszcze inny, usilnie przyciskał jego rękę mocno do ściany. Ich mocne uściski zapewne pozostawiały za sobą sine siniaki, choć to nie było jedyne zmartwienie blondyna. W jego nieuwadze możliwe, że najbardziej bezczelny z pracowników więziennych, zaczął całować i ssać skórę na szyi i obojczykach młodego Koreańczyka. Na skórze Kim powstały paskudnie wyglądające krwiste malinki, których on sam nie będzie w stanie się pozbyć.
Pyo nie mógł dłużej na to patrzeć, irytując się wewnętrznie. Miał nadzieję, że ci idiotyczni pracownicy w końcu sami odpuszczą. Nie miał powodu by być świadkiem molestowania w pracy.
Z chłodnym wyrazem twarzy, eksponował wręcz głośne kroki w korytarzu. Chwycił swoją własną pałkę, która była przymocowana do jego pasa. Miał jedynie wykurzyć uciążliwych strażników. Możliwe, że właśnie dlatego uderzył w okolicę lędźwi jednego z nich, by zwrócić na siebie swoją uwagę. Cała grupa jakby na zawołanie zesztywniała w bezruchu. - Jeszcze raz zauważę takie zachowania, a to was pozamykam w celach. To zachowanie jest naganne. Zjeżdżać mi stąd, zanim stracę cierpliwość.
Gruby i donośny głos rozniósł się echem po korytarzach budynku, a kilku strażników, jakby na zawołanie puściło Kim Yookwona. Oczywiście, że obawiali się wyżej postawionych pracowników. W końcu Ji Hoon miał dość sporo władzy, a wcale nie należał do spokojnych osób.
Ostatni z mężczyzn spojrzał na blondyna, zdobywając się na przebrzydły uśmiech. - Pożałujesz. Bardzo dobrze, że ten przebrzydły świr z celi w końcu dostał to na co zasługiwał.
- Strażniku! Chyba wyraziłem się jasno. - Pyo pośpieszył mężczyznę, mocno zaciskając dłoń na narzędziu służącym do samoobrony. Jak widać, nie tylko do tego.
Yookwon stał w kompletnym bezruchu, nogi odmawiały mu posłuszeństwa a szyja paliła go niemiłosiernie od niemalże ukąszeń ze strony tych potworów. I być może stałby tak dłużej gdyby nie jedno zdanie, które padło gdzieś pomiędzy. Pożałujesz. Bardzo dobrze, że ten przebrzydły świr z celi w końcu dostał to na co zasługiwał. Yookwon zastygł w bezruchu. Jego serce zabiło znacznie szybciej a usta drgnęły w niedowierzaniu. On wspomniał o Zico, był tego pewien.
- Stój. - odezwał się, już ruszając w kierunku uciekającego w popłochu strażnika, gdyby nie powstrzymał go przed tym działaniem Pyo. Stając przed nim ze skrzyżowanymi na torsie dłońmi sprawił, że ten wpadł na niego, zaraz po tym podnosząc głowę.
Kapitan. Oczywiście, że tylko on mógł w tak błyskawicznym tempie ich odstraszyć. Kim nigdy nie zwracał na niego uwagi, może dlatego, że nie należał do 'dobrych' ludzi. Był wyjątkowo okrutny i konsekwentny w swoich rozkazach, jednak nawet taka władza nie imponowała młodemu Koreańczykowi. Jak zostało wspomniane wcześniej, on zwyczajnie nie zwracał uwagi na nikogo wokół.
I mimo, że słuchał każdego rozkazu, sumiennie pracował i nie sprawiał większych problemów, od jakiegoś czasu zaczął bardziej się stawiać. Wcześniej, kapitan miał o wiele słabsze nerwy przez wzgląd na to, że Yookwon niewiele mówił. Odzywał się w konieczności, a jego niedostępność przyprawiała Pyo o nieprzyjemne dreszcze i kucie gdzieś w okolicy zlodowaciałego serca. Możliwe, że najbardziej zaimponowała mu jego pewność siebie jak i to, że potrafił się odgryźć. Może dzięki temu zainteresowaniu Yookwon do tej pory nie stracił życia.
- Ji Hoon. - Kim cofnął się parę kroków, ignorując uporczywy ból w okolicy szyi jak i ślady na ciele pozostawione przez łapska innych pracowników. - O czym on mówił? Czy któryś z więźniów znów został dotkliwie pobity?
On musiał wiedzieć. Sprawy nabierały nieoczekiwanego obrotu a z rozkazu zarówno kapitana jak i kogoś z 'wyżej' więźniowie coraz częściej byli bici. Nieliczne osoby, tylko najbardziej niezdyscyplinowani jak i niczemu niewinni przestępcy, którzy chcieli jedynie w spokoju odsiedzieć swoje, nie sprawiając przy tym problemów i niepotrzebnych konfliktów. Prawda była taka, że strażnicy używali siły bez opamiętania, dla rozrywki, tak po prostu czego zwyczajnie nie potrafił z tolerować młody Kim Yookwon.
Pyo nie mógł zrozumieć tak nagłego zachowania jasnowłosego, czuł, że coś jest nie tak. Dlaczego miałby go po raz kolejny interesować niejaki Jiho? Przecież to tylko przestępca. - Czemu interesują cię tak podrzędne sprawy?
Mężczyzna mocniej zacisnął palce na swoich ramionach, widząc wyraz twarzy młodszego Koreańczyka. Nie pozwalał mu w dalszym ciągu odejść z tego miejsca. - Powinieneś się bardziej zainteresować, by takie sytuacje, jak teraz nie miały miejsca.
Yookwon miał ochotę wybuchnąć, eksplodować na czym z całą pewnością kapitan by ucierpiał, ale musiał się siłą woli powstrzymywać patrząc z pewną zawiścią w iskrzących się tęczówkach na Pyo. - Uważam, że według kodeksu to właśnie ty powinieneś całą swoją władzą jak i oczywiście dobrym sumieniem dopilnować by te czy inne sytuacje nie miały miejsca. Chyba mnie rozumiesz? Jestem tylko pracownikiem, chciałbym w spokoju wykonywać swoje obowiązki.
Tak naprawdę chciał oszczędzić sobie tych tłumaczeń tak pustemu człowiekowi jak Jihoon, ale musiał ze stoickim spokojem dowiedzieć się coś więcej o tym, o czym perfidnie wspomniał jeden ze strażników (ze spokojem, o ile chciał skutecznie się dowiedzieć). - Powiedz mi coś więcej. Kiedy to się stało? - uporczywie zbliżył się do niego, by informacje szybko do niego napłynęły.
- Ja też wykonuję swoją pracę, wyobraź sobie. Jeśli jakiś więzień już od wielu tygodni tworzy w okół siebie zamieszanie i sam nie potrafi się opanować, właśnie takie środki się stosuje. Nie wiedziałeś? - Jihoon był zły. Z całą pewnością jego nerwy nie wytrzymywały, kiedy zawsze to on wychodził na nieludzkiego. Chciał jakiegoś zainteresowania ze strony Yookwona, a co jedynie dostawał? Dlaczego młody strażnik tak bardzo go ignorował, kiedy on tylko chciał jego dobra? - Nie będę przymykał na to oka. Nawet jeżeli dzisiejszego popołudnia moi strażnicy mogli zareagować przemocą na przemoc, to zrobili to słusznie. Nie zbliżaj się do więźniów, a już zwłaszcza do tych pod szczególnym nadzorem.
Do Yookwona dotarło, że to właśnie Zico kolejny raz padł ofiarą pobicia. Tylko dlaczego sprowokował tych strażników? Dlaczego znów zwrócił na siebie uwagę powodując tym, że pracownicy użyli wobec niego siły? Koreańczyk czuł, jak staje się bezsilny, kompletnie nie wiedząc już jak może mu w jakikolwiek sposób pomóc. - Bijecie go, bo obawiacie się tego mężczyzny. Uważacie, że jeśli doprowadzicie go do stanu nieprzytomności nie wyrządzi wam krzywdy. Dranie. - syknął, wymijając Pyo, który wpatrywał się w niego w osłupieniu wymieszanym ze złością, szczególnie gniew można było wyczuć od niego na kilometr, ale Yookwona to nie obchodziło. Sam nie rozumiał co w niego wstąpiło, jednak nie znosił takiego rodzaju słabości. - Jesteś chorym człowiekiem Ji Hoon.
- Kim Yookwon! Mówiłem, że masz się do niego kurwa nie zbliżać..stój..! - Pyo warknął podniesionym tonem głosu za odchodzącym blondynem. Był wściekły na niego, jak i na siebie. Przez wiele lat pracy w miejscu, które miało pozbawić agresji, ten mężczyzna nasiąknął nią aż za bardzo. Nie potrafił zapanować nad sobą w chwilach, kiedy Kim dość dobitnie traktował go, jak kompletne zero. Może właśnie, dlatego zareagował zbyt gwałtownie, kiedy jeden z strażników przechodził obok. Kapitan szarpnął pracownikiem więzienia, patrząc mu swoim wręcz szaleńczym wzrokiem w oczy. Zaciskał w podenerwowaniu zęby, nie mając na czym się wyładować.
- Kurwa mać. Pilnuj, żeby Yookwon nie zbliżył się do tego cholernego więźnia Woo Jiho. 


Cela, w której przebywał Zico wydawała się być jakby pusta, jedynie jego ciężki oddech uświadamiał Kim Yookwonowi o duszy, ledwie żyjącej. Usiłował opanować sytuację, jego umysł był rozproszony, ciało drżało pod wpływem emocji. Yookwon wyrażał emocje, odblokowywał się w momencie, kiedy widział w jakim stanie jest Woo Jiho. Kiedy parę godzin wcześniej dostrzegł go skatowanego na podłodze, niemal tracił grunt pod stopami a to wszystko dlatego, że nie potrafił oprzeć się temu uczuciu, które towarzyszyło mu jako wspomnienie tego mężczyzny. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że ich naraża, sądził, że już wystarczająco zszargał swoją reputację w tym więzieniu i obawiał się, że Pyo nie odpuści, niezależnie czy młodego strażnika to obchodziło.
Blondyn z pewną troską opatrywał jego rany, przemywał krew z kącika ust i brzucha, z pokaleczonej ręki, owinął bandażem brzuch. I kiedy tak patrzył na niego siedząc na niesamowicie niewygodnym łóżku tuż przy nim, łzy same torowały sobie ścieżkę wzdłuż twarzy Yookwona. On bezgłośnie wyrażał swój żal, to, jak bardzo nienawidził i brzydził się przemocy a nawet żal tego, że w ogóle pozwolił sobie na zatracenie się w tym aroganckim mężczyźnie. Zico żył, oddychał nierównomiernie tylko dlatego, że powoli dochodził do siebie. Yookwon przyłożył dłoń do jego czoła, sprawdzał temperaturę, lecz nie doszło do gorączki ani żadnego zakażenia, dzięki szybkim opatrzeniu. Miał tylko nadzieję, że przebudzi się a ten koszmar minionych tygodni kiedyś się skończy. Nie zwracał uwagi na to jak żałośnie się prezentował ; wiedział, że wyglądał żałośnie po spotkaniu mężczyzn w mundurach a długie godziny jakie poświęcał Zico w postaci czuwania nad nim tylko wzbudził w młodym Koreańczyku nieznane dotąd uczucia. On ronił łzy, modlił się o to by Jiho był silny.
Ale czas nieubłaganie płynął i w każdej chwili strażnicy mogli ich rozdzielić.


Zico poczuł nieprzyjemne pulsowanie w głowie, które usilnie kazało mu otworzyć oczy. Powieki były ciężkie, jednak to wcale nie było dla niego przeszkodą. To uczucie gdzieś zniknęło, ponieważ zawuażył, że coś było inaczej.
Pociemniałe tęczówki mężczyzny zaświeciły się delikatnie, kiedy otwierał oczy. Szok uderzył go mocno w twrz. Czy on może miał zwidy po ciężkim pobiciu? Ciepła dłoń znajdowała się na jego policzku, a on sam nie wiedział, dlaczego leży w swoim więziennym niewygodnym łóżku. Czuł mocny ucisk w podbrzuszu, może dlatego, że właśnie zobaczył swojego upragnionego Kim Yookwona. Czy blondyn znajdujący się przed nim naprawdę tu był?
Strażnik pochylał się nad jego ciałem, kiedy smukłe palce sunęły po posiniaczonym policzku Zico. Oczy jasnowłosego były delikatnie podkrążone, jakby naprawdę oddał w tym miejscu wszystkie swoje siły. Trzydziestolatek zaś nie mógł uwierzyć w swoje uczucia, ponieważ ucieszył się na jego widok. Był szczerze zdumiony całą sytuacją.
Wszystko wyglądałoby, jak jakieś szczęśliwe rozwiązanie sprawy, gdyby nie złość ogarnęła ciało Jiho. Jego wzrok padł na malinki, które były wyeksponowane na szyi Kim Yookwona. Spięcie mięśni, poprzez zdenerwowanie, zaowocowało tym, że ból kolejny raz rozszedł się po jego ciele. - Kto ci to zrobił?
Mężczyzna podniósł głos, sam dziwiąc się jego tonem. Złapał sprawnie za wolną dłoń młodszego, by przypatrzeć się siniakom na całej długości skóry. Sine podłużne ślady wcale nie uspokajały trzydziestolatka. Zico naprawdę nie potrafił panować nad złością.
Yookwon z początku zadrżał, w tym upragnionym momencie mogąc spojrzeć prosto w niemalże czarne oczy Zico, lecz wszystko prysło niczym bańka mydlana, bo zapomniał zatrzeć wszelkie dowody na to, że był napastowany wywołując tym u starszego wybuchową reakcję. Gniew więźnia nie poprawiał sytuacji, utrudniał dojście do siebie, Yookwon niczego bardziej nie pragnął jak uspokoić mężczyznę. 
- Nie denerwuj się, to nic takiego. - odparł cicho, co z całą pewnością pogorszyło sprawę. Młodszy Koreańczyk zdawał sobie z tego sprawę, może dlatego po chwili spuścił wzrok.
Mężczyzna zebrał ostatki wszystkich sił w sobie, by móc jakkolwiek ruszyć swoim ciałem. Podniósł się do siadu, cały drżąc z tak mocnych obrażeń. Nie obchodził go jednak ciągły ból, do którego już przywykł. Był wściekły, że ktokolwiek mógłby mu odebrać jasnowłosego. Te myśli wzbudzały w nim nieopisane emocje.
Zico śmiałym ruchem złapał za kark Yookwona, przyciągając go znacznie bliżej swojej twarzy. Nie zważał na żadne konsekwencje, a najzwyczajniej spojrzał mu chłodno w oczy. Trzydziestolatek nie wyobrażał sobie, że pragnienie młodszego Koreańczyka kiedykolwiek mogłoby zniknąć. - Co do ciebie nie dotarło? Ty już od dawna należysz jedynie do mnie. Nie dopuszczę, by czyjeś łapska się na tobie znalazły. Zabiję cholernego skurwiela, który ci to zrobił. Pozbędę się takich ludzi własnymi rękami.
Próby złagodzenia impulsywności Zico okazały się być znacznie trudniejsze, ale Yookwon nie poddawał się mimo to. Niezależnie czy jego słowa wywarły na nim wpływ, nie chciał by ten szkodził swojemu zdrowiu, już wystarczająco narobił sobie problemów. Yookwon bez zastanowienia przysunął się i wtulił w tors mężczyzny, chowając twarz w zgięciu szyi Koreańczyka, natomiast palce zaciskając na więziennej koszulce. Poczuł wszechogarniający go spokój, bezwzględnie przyjemne uczucie, kiedy mógł dotknąć go ponownie. To tak jakby przestępca był jego cichym stróżem, pewną odmianą bezpieczeństwa ; Yookwon niemalże wstrzymał oddech, zastygając w tej intymnej chwili na dłuższy moment.
Trzydziestolatek, jak na zawołanie zastygł w bezruchu, ponieważ posunięcie młodszego kompletnie go zszokowało. Jego myśli nieco opadły, kiedy drobniejsze ciało kurczowo przylgnęło do tego mężczyzny. Zico odczuł przyjemne uczucie, nie znając zupełnie takich czułości. Jego złość zniknęła, kiedy mógł objąć Kim Yookwona. Wcześniej w końcu starszy widział chłodną stronę tego strażnika, a nic poza tym. To nie było podobne do blondyna, jednak Jiho nie miał na co narzekać. Oddech młodszego mężczyzny przyjemnie łaskotał jego szyję, a sama bliskość wpłynęła w specyficzny sposób na więźnia. Zico mógł już zapomnieć o tych długich tygodniach, kiedy czekał na jasnowłosego w swojej celi. Yookwon już był przy nim, a sam trzydziestolatek był przekonany jak nigdy, że musi go mieć.


Yookwon pierwszy raz nie miał ochoty wracać do swojej pracy. Ale pozory, pozory, które tak doskonale stwarzał musiały na ten moment mu wystarczyć, ponieważ został rozdzielony z mężczyzną, który poprzedniego dnia wtulił go w swój ciepły tors. Mężczyzną, który zapewniał, że młody strażnik należał tylko i wyłącznie do niego.
Idąc ewakuacyjnym korytarzem był pewien, że nie natknie się na nikogo, w końcu wszyscy posługiwali się głównymi korytarzami. Chciał uniknąć zderzenia ze strażnikami i samym kapitanem, miał zwyczajnie dość i pragnął odpocząć od tego, zająć się swoją pracą i wtulić w zimną pościel.
Ji Hoon w prawdzie przewidział zamiary Kim. Wiedział, że ten nie jest na tyle głupi, by przemknąć głównym korytarzem. Pewnym było, że młody strażnik chce uciec od tego całego zgiełku, jak i odsunąć od siebie podejrzenia, które i tak już były wypatrzone przez więzienny personel. Nie było możliwości, by Yookwon nie został zauważony. Może właśnie dlatego mężczyzna ruszył za nim, stawiając kolejno bezszelestne kroki. Nie mógł dać przedwcześnie o sobie znać, śledząc go w takim miejscu.
Pyo znalazł się znacznie bliżej, zachodząc blondyna od tyłu. Strącił okulary z nosa Koreańczyka, by mieć jakąś przewagę, gdy ten będzie mieć problemy z widzeniem. Przedmiot spadł z stukotem na ziemię, a dłoń kapitana usilnie nacisnęła na usta Yookwona, unikając wydania przez niego jakiegokolwiek dźwięku. Nie chciał, żeby ktokolwiek ich usłyszał.
Yookwon, niemal natychmiast zaalarmowany zaczął się szarpać a rozmyty obraz, jaki pojawiał się przed nim, skutecznie dał mu odczuć jego wadę. Szamocząc się, pchnął plecami wyższego Koreańczyka tak, że obaj wpadli na ścianę, wtedy Yookwon od razu zorientował się kim jest ów mężczyzna. Zapach i chaotyczne ruchy, charakterystyczny mundur. - Czego ode mnie chcesz? - zapytał na jednym wdechu w chwili, kiedy Pyo zabrał dłoń z jego ust.
Silny mężczyzna przycisnął plecy Kim do twardej powierzchni ściany, by uniemożliwić mu drogę ucieczki. Nie potrafił go wypuścić. Nie wtedy, kiedy już stracił cierpliwość. - Myślisz, że tak po prostu wrócisz do swojej pracy? Wszyscy wiedzą Yookwon. Wiedzą, że długo przesiadujesz w celi jednego z więźniów. Wydaje ci się, że łatwym będzie zbliżenie się do Jiho? Nie, to niemożliwe.
- Masz bardzo mylne informacje. - odparł, pozornie spokojnym tonem, mając rozbiegany wzrok przez ograniczoną widoczność. Widział jedynie zarys sylwetki kapitana a jego twarz była rozmyta. Już nie szarpał się, wiedział, że tym sposobem nic nie wskóra.
Ji Hoon przesunął dłonią po klatce piersiowej Yookwona, pilnując się jedynie by nie użyć siły. Nie taki był jego cel, nawet jeżeli ton głosu miał znacznie podniesiony. - Twoje gadanie nic nie zmieni. Wszystko jest już ustalone.
Mężczyzna nachylił się do ucha jasnowłosego, już zwracając się do niego ciszej. Jego słowa przepełniała arogancja, jak i pewność siebie.
- Ale skoro mam złe wiadomości, to..zupełnie nie będzie cię obchodzić, że Woo Jiho zostaje dzisiaj przeniesiony do naszej specjalnej celi. Miejsca, w którym kończą tylko najgorsi przestępcy, ci z dożywociem, jak i karą śmierci. Myślisz, że jak długo jeszcze wytrzyma?
Yookwon zesztywniał, jego oczy zaszkliły się a serce jak gdyby na dłuższy moment przestało bić. Drżenie ciała zdradziło, że to co właśnie się dowiedział nie było mu obojętne, jednak.. jakie to miało znaczenie? Blondyn jest na straconej pozycji, nie ma żadnej władzy która upoważniłaby go do odwołania Zico, musiał pozostać silny, bo tego wymagała jego praca. Nie potrafił zrobić nic, mógł jedynie odliczać sekundy.
Ji Hoon widział wszystko w oczach Kim. To sprawiało, że zdenerwowanie brało nad nim górę. Jego dłonie mocno zacisnęły się na ubraniu blondyna, by nachalnie szarpnąć jego ciałem. - Co cię z nim łączy do cholery?!
Yookwon został jeszcze mocniej przyparty do ściany, a Pyo jeszcze znaczniej podnosił głos na chłopaka. Jasnowłosy wcale nie miał zamiaru odpowiadać mężczyźnie. - Nie myśl, że i na ciebie przymknę oko. Twoja pozycja zostaje zmieniona, a stanowisko pracy przeniesione do pokoju zaraz obok gabinetu kapitana. Będziesz już zawsze pod moją ręką.
Coś pękło w młodym Koreańczyku. A utwierdziło go to w tym przekonaniu, kiedy zderzył się otwartą dłonią z policzkiem kapitana. Aż sam zakrył usta dłonią w momencie, gdy zorientował się co właśnie zrobił. To, że nie szanował swojego dowódcy, obaj wiedzieli to nie od dziś, lecz kapitan nic z tym nie zrobił tylko dlatego, że skrycie chciał go tylko dla siebie, natomiast Yookwon nie zamierzał na to pozwalać. Nie byle komu.
Cofnął się, oddech ugrzęzł gdzieś w gardle młodego strażnika i choć niewiele widział, tak wyraźnie dostrzegł grymas na twarzy Pyo.
Mężczyzna był jeszcze bardziej rozwścieczony. Reagował źle agresją na agresję. A może agresją na samoobronę? Stawał się w tym momencie znacznie gorszy niż wszyscy nic nieznaczący więźniowie. Nie był nikim znaczącym, a sam Kim dobrze o tym wiedział. Tylko czy potrafił się przed tym obronić? Jeszcze nie wiedział do czego jest zdolny Ji Hoon.
- Co ty sobie kurwa wyobrażasz! Cholera. 
Koreańczyk kolejny raz uderzył plecami Yoowona o chłodną ścianę, puszczając jego ubrania. Niespodziewanie z całej siły wycelował pięścią w szczękę blondyna, co powodowało jedynie paraliżujący ból. Najmłodszy strażnik pod wpływem uderzenia zatoczył się, szybko tracąc grunt pod nogami.
Yookwon pociągnął nosem, jeszcze nigdy nie czuł się tak upokorzony jak w tej chwili. Łzy spłynęły wzdłuż policzków młodego mężczyzny a palce delikatnie powędrowały na szczękę. Gdzieś pomiędzy jego wolna dłoń szukała okularów, gdy klęczał żałośnie na podłodze. Nagły huk spowodował, że Yookwon przestraszył się, w porę łapiąc za nieco przygniecione okulary i zakładając je. Wtedy jego oczom ukazał się mężczyzna wysoki mężczyzna, niemalże miażdżący dłońmi szyję Ji Hoona.
- Woo Ji ho..
Zico niemal rzucił się na drugiego Koreańczyka, widząc całą sytuację. Był zbyt ogarnięty wszystkimi emocjami. Czuł jedynie nienawiść do Pyo. Potraktowanie w taki sposób Yookwona równało się z dość efektownymi skutkami.
Ji Hoon nawet nie wyrywał się z uścisku mężczyzny, kiedy w wszystkich korytarzach rozbrzmiał głośny alarm. Kapitan był zbyt zszokowany, że Jiho potrafił wydostać się z swojej celi. Nie był na tyle silny. Złapał jedynie swoimi dłońmi za te więźnia, chcąc je od siebie odciągnąć. To wszystko było na marne. Na marne, ponieważ Zico z nieludzką siłą naciskał na krtań jednego z strażników. Przestępca był wręcz w dzikiej żądzy, kiedy z premedytacją dusił tego mężczyznę. Nie zapanował nad tym.
Pyo z każdą sekundą tracił oddech w gardle, czując jak wszystko zamazuje mu się przed oczami. Dość spore obrażenia na szyi nie pomagały wcale w obronie własnej, ani w złapaniu choć odrobiny tlenu. Jego ciało stawało się bezwładne, lecz Zico nadal trzymał silne dłonie na gardle mężczyzny. Więzień właśnie zabijał człowieka na oczach samego Yookwona. Czy blondyn mógł odczuć ulgę, że pozbyto się kogoś, kto chciał skrzywdzić młodego strażnika?
Zico puścił kapitana dopiero w momencie, kiedy nie czuł już tętna pod opuszkami swoich palców. Ciało już bezwładnie opadło na podłodze, a jedynie już nieistotne sine ślady pozostały na jego skórze.
Młody Koreańczyk trwał w szoku, kiedy odzyskał ostrość zobaczył coś, czego za nic nie chciał zobaczyć. Był świadkiem jak jego przestępca zabija kapitana. W momencie pobladł na twarzy, wpatrując się w ciało Pyo.
Zico sprawnie wyciągnął klucze z kieszeni martwego mężczyzny, zaraz po tym wyciągając rękę w stronę Yookwona. Był wściekły, że na szczęce młodszego pozostał wyraźny siniak. Jedyną satysfakcją był fakt, że nic już nie zagrażało jasnowłosemu. - Nie bój się. Nie mamy wiele czasu..
Odezwał się po tak dłużących się minutach, wpatrując w młodego strażnika. Liczyła się dla niego każda sekunda. - Chodź ze mną. Jeśli uciekniemy razem..nie będziesz musiał tkwić w takim miejscu.
Kim wyraźnie się zawahał, niekontrolowanie odwracając wzrok. Zdawał sobie sprawę z czasu, który im pozostał, który pozostał jemu na podjęcie decyzji i może ta pokusa lepszego życia sprowokowała młodszego, by chwycić dłoń Zico i zostać podniesionym przez niego. Mężczyzna nie czekał, od razu zaciągnął blondyna w mniej znane mu korytarze prowadzące między innymi do tunelu. Biegli, a w oddali słychać było krzyki mundurowych. Do Yookwona zaczynało docierać, że Jiho nie był do końca bezsilny, że on czekał na odpowiedni moment, najodpowiedniejszy moment na ich ucieczkę. Od początku było mu pisane uciec z przestępcą. A pokusa okazała się silniejsza.
- Wcześniej nie rozumiałem, dlaczego mówiłeś, że tkwisz tu dla mnie, ale teraz.. wszystko staje się jasne. - mówił, kiedy dobrze zbudowany mężczyzna ciągnął go przed siebie nawet nie odwracając głowy w jego kierunku. To jednak nie przeszkadzało młodszemu w kontynuowaniu tematu. - Od początku to zaplanowałeś. Wcale nie siedziałeś bezczynnie, doskonale wiedziałeś, że niedługo uda ci się uciec, pozostało ci jedynie grać we zwłokę, ale ja..? Planowałeś od początku zabrać mnie ze sobą wiedząc, że się zawaham?
Zico przyśpieszył, chcąc w jakikolwiek sposób zgubić strażników. Wiedział, że to miejsce jest bardzo dobrze strzeżone. Pozostawały jedynie pojedyncze ukryte wyjścia, które nie były pilnowane przez nikogo. Miał już szczerze dość tego miejsca. - Raczej nie brałem innego wyjścia pod uwagę, słońce. Żeby dłużej tu nie siedzieć dla ciebie, musiałem zabrać swój powód ze sobą.
Trzydziestolatek uśmiechnął się arogancko pod nosem, jakby sytuacja, w której się znaleźli wcale go nie dotykała. Wrócił jego twardy, na pozór beztroski charakter. Sprawiał wrażenie wiecznie pewnego siebie, chamskiego i jak najbardziej budził respekt. Tak też pozostało, kiedy pragnął tylko wydostać się z tego okropnego więzienia.
Jiho spojrzał przez ramię, by dowiedzieć się, jak daleko są funkcjonariusze. Dwóch niemal deptało im po piętach, dlatego puścił Yookwona, spoglądając na niego. Wcisnął w dłoń blondyna klucze, nadal utrzymując na swoich ustach pewny siebie uśmiech. - Biegnij najszybciej, jak możesz. Na końcu korytarza są drzwi.
Zico zaraz po swoich słowach odwrócił się. Jeden z mężczyzn rzucił się na przestępcę, który sprawnie złapał za jego ciało. Pchnął ciało napastnika z całą siłą na ścianę, tak by śmiertelnie uderzył swoją głową o twardą powierzchnię. Sprawny Koreańczyk zyskał wiele czasu, dlatego szybko rozprawił się z drugim strażnikiem. Wykręcił rękę mężczyzny, uderzając go mocno w brzuch. Kiedy ten zwijał się z bólu, zbiegły więzień wyciągnął od niego broń. Magazynkiem niewielkiego pistoletu uderzył w tył głowy przeciwnika, który stracił od razu przytomność. Jiho był naprawdę sprawny w walce, więc żaden ruch nie był dla niego problemem.
Kiedy już pozbył się jakichkolwiek świadków, ruszył pośpiesznie, by dogonić samego Kim Yookwona. Młodszy czekał na mężczyznę przy wyjściu ewakuacyjnym, gdzie trzydziestolatek szybko się znalazł. Zico złapał za przedramię strażnika, by wyciągnąć go na zewnątrz. Głośno zatrzasnął za sobą drzwi, nie zatrzymując się w dalszym ciągu. Długie schody w górę miały wydostać ich z tego miejsca na dobre.
Kilka długich chwil zadecydowało o tym, że oboje znaleźli się poza grubymi murami więzienia. Wyjście znajdywało się od strony lasu, który znacznie ułatwił sprawę Zico. Mógł szybko ukryć się między konarami drzew, a sam wybór tego miejsca nie był przypadkowy.
Kim ruszył delikatnie do przodu, kiedy Jiho nadal mocno trzymał go za rękę. Przypadkowe potknięcie się przez zarośla, zadecydowało o tym, że razem osunęli się znacznie po dość stromym spadzie w dół. 
Yookwon przysłonił twarz ramieniem, kiedy ich ciała niemal sturlikały się a po tym jak Zico wpadł na leśną ścieżkę, Yoo w przestrachu wylądował na nim tak, że ich twarze dzieliły milimetry. Koreańczyk zadrżał, z trudem przełknąwszy ślinę wpatrywał się w tęczówki przestępcy, w których odbijał się księżyc. Yookwon wyraźnie czuł zagubienie, zagubienie tym, że utracił miejsce gdzie przebywał niemal całe swoje życie. A teraz, kiedy kapitan nie żył oni mu tego nie darują, skażą go na śmierć.
Koreańczyk podniósł się gwałtownie w momencie, kiedy krzyki strażników wyraźnie dochodziły znad wzgórza, gdzie mieli widok na dwóch uciekinierów. Nie dane mu było jednak zrobić cokolwiek, bo Zico z zaciśniętymi ustami zaczął ciągnąc go w wgłąb lasu, niemal miażdżąc przy tym nadgarstek Kim.
Trzydziestolatek zwinnie pokonywał długi dystans, dzielący dwójkę uciekinierów. Biegł, jakby naprawdę znał całą drogę na pamięć. Zico znał miejsce, w którym oboje w końcu będą bezpieczni. Musieli jedynie uwolnić się od poszukiwań, przynajmniej, aby przeczekać do rana.
Właśnie dlatego starszy, usilnie kazał Yookwonowi biec bez żadnych przerw. Trwało to naprawdę długo, wielki wysiłek dla całego organizmu. Mimo to Kim naprawdę nie chciał pokazać swojego zmęczenia. Nie do momentu, w którym oboje znaleźli się na niewielkiej polanie. Zico widział, że przez całą drogę blondyn był rozkojarzony i dość wyprany z emocji. Jakby naprawdę za wiele myślał. Sam mężczyzna w pewnym stopniu to zrozumiał, gdyż oderwał młodszego od jego dotychczasowego życia. 
- Yookwon. Nie miałem innego wyjścia, jak pozbycie się tego człowieka. To otworzyło nam wiele drzwi, jednak to tylko głupia wymówka. Obiecałem, że nikt więcej cię nie skrzywdzi, ponieważ jesteś tylko mój.
Yookwon jakby otrząsnął się, szybko podniósł głowę, by jego wzrok na dobre utknął w wytatuowanym Koreańczyku. Wydarzenia minionego dnia przytłoczyły, młodego strażnika, czuł, jakby jednocześnie coś ważnego utracił i jednocześnie zyskał. Nie dało się wyjść zwycięsko z tej całej sytuacji, jedynie można było mieć ze sobą szczęście, bo pech w końcu każdego musiał dopaść. Pyo próbował molestować go dobre kilka miesięcy, był jedyną osobą, która spośród tych wszystkich bez mózgów odczytała jego prawdziwe emocje, pozbył się maski ciążącej na twarzy Yoo. Doskonale pamiętał dni męki, kiedy nie potrafił uwolnić się od natrętnych strażników czy też samego Pyo, który bezustannie przywoływał go do swojego gabinetu. Pomimo tego miał wrażenie, że więzienie było dla niego jak jedyny dom, nie mógł oprzeć się przekonaniu, że od teraz był zupełnie nikim, istotą bez niczego.
Z drugiej strony był Woo Jiho. Mężczyzna, który pozwalał się torturować dla samego Yookwona. Czy był w stanie w to uwierzyć? Potrafił przedzierać się do umysłu przestępcy, może dlatego, w duchu mu uwierzył nie przyznając się do tego otwarcie. Yookwon nawet sądził, że w pewnym stopniu przywiązał się do niego, przy nim jego wartość jak gdyby wzrastała w górę. Przy Jiho jego serce niekontrolowanie biło szybciej.
Oczy młodego Kim śledziły sylwetkę mężczyzny, w końcu się zatrzymał a jego oddech stał się cięższy przez dłuższą wędrówkę, która porządnie zmęczyła ich obu.
Zico zatrzymał się w miejscu, które zapewne w oczach Yookwona nie za bardzo różniło się od całej reszty. Za to mężczyzna uznał, że właśnie upatrzył sobie bezpieczne miejsce. W końcu wiedział, że jeśli blondyn będzie roztargniony przez cały czas, to ich ucieczka nie będzie tak efektowna. Musieli oczywiście zregenerować swoje siły.
Mężczyzna przeniósł wzrok na samego Kim, chcąc zwrócić jego uwagę. W końcu po młodszym jak nigdy było widać wszystkie emocje. - Musisz odpocząć.
Zbiegły więzień usilnie usadził byłego strażnika na miększym znacznie podłożu. Zico szybko znalazł się naprzeciwko chłopaka, który tak go zainteresował, sam nie wiedząc, dlaczego nie mógł odmówić sobie wyciągnięcia jasnowłosego z więzienia. W pewnym sensie chciał go ochronić przed tym wszystkim. - Musisz zapomnieć o swoim dotychczasowym życiu. To nie jest koniec, ponieważ spotka cię coś o wiele lepszego. Zadbam o to.
Zico złapał w dłonie twarz Kim, przyciągając go znacznie bliżej. Musiał znów zasmakować jego ust, tak jakby namiętny pocałunek miał być potwierdzeniem jego obietnicy.
Yookwon uchylił usta, pozwolił się zatracić w miękkich ustach mężczyzny uwalniającego go z dotychczasowej monotonii. Jego zaszklone od łez oczy śledziły Jiho, który z przymkniętymi oczami zaangażował się z każdym zetknięciem ich warg.

- Pytałeś mnie dlaczego zawahałem się przy ucieczce z więzienia. To nie jest.. takie proste. Nie znam racjonalnej odpowiedzi, zupełnie jakbym miał bez żadnego sprzeciwu pozostać w tym przeklętym miejscu. Tak naprawdę nie mam rodziny, pewnego dnia, kiedy wojna w Seulu była nieunikniona, na moich oczach zostali zamordowani rodzice i pięcioletni brat. Miałem wtedy może szesnaście lat, a pewien kapitan, Pyo Ji Hoon dostrzegł mnie. Skulonego, płaczącego, trzęsącego się ze strachu, samotnego jak nigdy dotąd. Można by powiedzieć, że przywożąc mnie do więzienia oddał mnie w ręce władz by ci wyszkolili mnie jak psa, wytresowali na posłusznego obywatela. Dorastałem w zamknięciu. Przestałem ufać. Przestałem kochać. Gdzieś w środku bałem się każdego. Pyo miał w pewnym sensie cierpliwość, przynajmniej wtedy. Stałem się kimś ważnym, jednak ja sam tkwiłem tam, co noc mając przed oczami zakrwawionych rodziców, brata leżącego w kałuży krwi. To mnie przerosło Woo Jiho. Ale wtedy pojawiłeś się ty. Wybawicielu.


Wczesny świt przywitał Kim z otwartymi ramionami, pozwalając mu wybudzić się z drzemki trwającej ledwie parę godzin. Woo Jiho na dobre zasnął, co Yookwon mógł dostrzec spod półuchylonych powiek. Leżeli w miejscu, gdzie promienie światła mieniły się na ich bladych skórach, zaś sam strażnik był ułożony bokiem na klatce piersiowej mężczyzny, w żelaznym jego objęciu. 
Spokój jednak nie trwał długo, nim Yoo cokolwiek zrobił usłyszał przeraźliwe wycie alarmu, które rozniosło się echem po mieście. Strażnicy. Byli coraz bliżej.
- Cholera. - zaklął, zaciskając delikatnie palce na kołnierzu starszego w zamiarze zbudzenia go. - Jiho, wstań. Strażnicy już tu są, musimy uciekać..
Spanikowany spostrzegł, że mężczyzna nie reaguje, w bezruchu leży na plecach a jego twarz nadal wyraża beztroskę, jak gdyby nie oddychał. To wywołało strach i panikę w sercu blondwłosego. - Woo Jiho, otwórz oczy, jebal..
Wiedział, że popełnił błąd dając się zwieść snu. W końcu gdyby nie to, zdołaliby wydostać się z lasu i uciec, uciec jak najdalej.
Zico od zawsze miał naprawdę twardy i mocny sen, budząc się jedynie, gdy naprawdę coś kuło jego świadomość. Tak było i tym razem, w momencie, w którym alarm stawał się głośniejszy i głośniejszy. To oczywiście musiało dotrzeć do jego umysłu, choć bardziej oderwało go od świata snów desperackie nawoływania Yookwona. Wiedział, że obudził się za późno, co sprawiło, że wręcz poderwał się do siadu. Ten gwałtowny ruch wywołany został przez instynkt mężczyzny, ponieważ usłyszał nawet z dość sporej odległości szczekanie psów myśliwskich. Oczywiście, jakoś musieli ich wyśledzić. Dłoń starszego zacisnęła się uporczywie na przedramieniu Yookwona, od razu sygnalizując blondyna, że muszą uciekać.

Widok opuszczonego hotelu, mieszczącego się na opustoszałej ulicy z jednej strony okazał się zbawienny, bo znajdował się na przedmieściach, daleko od lasu i samego więzienia. Mieli przynajmniej dobę lub dwie na schron, co dawało im namiastkę czasu na zlokalizowanie czegoś innego. Rzecz jasna Yookwon nie chciał uciekać całe życie - ale też nie narzekał, nie pytał nawet, dlaczego Zico nie obudził się, dlaczego zwlekał, kiedy mogli zostać schwytani.
Niedługo później weszli do środka. Neonowy napis wypalił się przez co kilka liter nie było podświetlonych a wnętrze wręcz odstraszało popękanymi ścianami i kiepskim oświetleniem. Zico zaprowadził Yookwona do pokoju na piętrze, wpuszczając przy tym do środka.
Pokój w jakim dwójka Koreańczyków znajdowała się, nie był na najwyższym poziomie. Oklepana i już kilkonastoletnia tapeta odchodziła z ścian w niektórych miejscach, a tapeta na suficie dawno popękała. Podłogę zasłaniała paskudna wykładzina, na którą na szczęście nie zwracało się największej uwagi. Było kilka szaf w starym stylu i jedno duże małżeńskie łóżko. Zico widział, że Yookwon patrzył w tamtą stronę. Może i mężczyzna roześmiałby się, gdyby nie fakt, że Kim cały czas pozostawał nieco nieobecny. Obejmował się ciasno ramionami, zagubionym wzrokiem przesuwając po całym pomieszczeniu. Zbiegły więzień w myślach narzekał na warunki, ale jakie mieli inne wyjście? Cały pokój nie był zachęcający, jednak przynajmniej zachowano w nim pewną czystość. Ten hotel był dla nich wybawieniem, w końcu nie mogli wybrać nic oczywistego. Tutaj mogli razem poczuć się bezpiecznie, lecz i tak priorytetem starszego pozostał blondyn. Wpatrywał się w niego intensywnie w każdej wolnej chwili. - Możesz poczuć się bezpieczny. Nikt nas tutaj nie będzie szukał, lecz nie zostaniemy długo w tak obskurnym miejscu. W końcu dotrzymam swojej obietnicy, słońce.
Zico nie wyzbył się swojego charakterystycznego zachowania, nawet poza murami więzienia. Mógł posyłać zalotny uśmiech młodszemu i mówić do niego pieszczotliwie, mimo, że ten nie był w dobrym humorze. Trzydziestolatek nawet nie chciał poruszać tego tematu więcej, ponieważ wierzył, że dzięki temu Kim szybciej oswoi się ze swoim losem. Zwłaszcza, że ten mu w tym pomoże.
Kiedy wzrok Yookwona padł na mężczyznę, ten jedynie utrzymywał arogancki uśmieszek na swojej twarzy. Zaraz po tym starszy złapał znów za klamkę, by dostać się do recepcji po raz kolejny. Musiał załatwić kilka formalnych rzeczy z pracownikiem hotelu, co zapewne jasnowłosy Koreańczyk zrozumiał, gdy został całkiem sam pośród tych czterech ścian.
Yookwon nie miał pojęcia co robić. Pierwszy raz od bardzo dawna jego umysł nie pracował tak jak powinien a nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Powinien zrobić cokolwiek, natychmiast oswoić się z tym co go może czekać i co najważniejsze, wziąć prysznic. Tak, to byłaby najlepsza opcja, musi zachować trzeźwość myśli do powrotu Zico.
Głęboko westchnął, po dłuższej chwili ruszając się z miejsca. Rozejrzał się, odszukał wzrokiem łazienkę. Był zdziwiony ; kabina prysznicowa była zachowana w doskonałym stanie, a przynajmniej tak sądził, między innymi przez nowocześnie urządzone kafelki. Zachęcony tym, pozbył się swoich ubrań, które jeszcze dzień temu służyły mu za mundur. Nagi stanął pod prysznicem, nie zasuwając nawet do końca kabiny. Czuł jak gorąca woda obmywa jego ciało, co rozluźniająco wpłynęło na jego samopoczucie. 
Przyjemność z dłoni błądzących po jego biodrze czy plecach odczuł dopiero dobry moment później, a jeszcze później dotarło do niego, że to wcale nie jego dłonie były sprawcą ów przyjemnego dotyku. Z początku wystraszony i niepewny, gwałtownie wciągnął powietrze a zaraz po tym oddech został mu sprawnie odebrany, gdy nagie ciało przylgnęło do niego a duże, szorstkie dłonie już śmielej zetknęły się z jego nagle palącą skórą. Jedna z nich umiejscowiła się na szyję Yookwona, zaś kciuk erotycznie otarł się o dolną, rozchyloną wargę blondyna.
Zico szybko załatwił nudne formalne sprawy, chcąc dołączyć jak najszybciej do obiektu swojego pożądania. Postawione w swoim umyśle oczekiwania prysły, jak bańka  mydlana, kiedy wchodząc do pokoju nie zastał tam młodszego Koreańczyka. Jednocześnie jego ciekawość wzrosła, w końcu chłopak zniknął w tak szybkim czasie ze swojego wcześniejszego miejsca. Możliwe i zamyślenie Zico potrwałoby dłużej, gdyby nie spostrzeżone przez niego wymięte ubranie na ziemi. W trzydziestolatku odezwało się to wcześniejsze podniecenie i wręcz chora chęć zaznania więcej tej sytuacji.
Sprawnie zaczął rozpinać swoje przebrzydłe więzienne ciuchy, wsłuchując się dopiero po czasie w dźwięk puszczanej wody. Jego bielizna stawała się znacznie ciaśniejsza na samo wyobrażenia Yookwona, który byłby cały mokry i co najważniejsze - nagi. Mężczyzna zawsze brał tego, czego chciał, nie istniało dla niego inne wyjście. Zwłaszcza, że stęsknił się za ciałem byłego strażnika, którego jeden raz już mógł doprowadzić na skraj wytrzymałości. Wytrzymałości, która oczywiście miała zadać mu solidną dawkę przyjemności. To pchnęło go, by bezszelestnie wkroczyć do kolejnego pomieszczenia, jednocześnie napawając oczy pięknym ciałem Kim. Zico chciał zajść go od tyłu, mając już wypracowane perfekcyjnie skradanie się. Dotyk gorącego ciała, jak i ciepła woda na skórze mężczyzny, oczyścił jego zmysły. Spoglądał na usta blondyna, które w szybkim tempie zostały ogarnięte przez wargi zbiegłego więźnia.
- Woo Jiho.. 
Urywany oddech wydobył się z piersi Yookwona, lecz Zico nie zaprzestawał na tym ; wręcz napawał się rozkoszną myślą, że młodszy szepcze lub pojękuje jego prawdziwe imię. Uznał, że tylko on jedyny ma słodki przywilej zwracania się do niego w ten sposób, lecz miał również w zamiarze popracować nad jego posłuszeństwem.
Głowa Yookwona bezwładnie opadła na wgłębienie szyi wyższego mężczyzny tak, by ten mógł składać kilka muśnięć na płatku jego ucha. Yookwon reagował niemal natychmiast ; delikatnie otarł pośladkami o stojącą już na baczność męskość Zico, przez co drobny rumieniec wpłynął na jego twarz. 
- Jak długo stałeś w łazience? - ciche pytanie wymsknęło się spomiędzy ust byłego strażnika, natomiast jego dłonie ulokowane na kafelkach, byleby nie stracić równowagi.
- Niedługo, ponieważ nie mogłem się powstrzymać na twój widok, kochanie. - Zachrypnięty głos trzydziestolatka echem rozniósł się po łazience, kiedy ten chłonął ciało młodszego w niewyobrażalnym tempie. Nie był pewny aż do tego momentu, że jego tęsknota za tym ciałem była jeszcze znacznie silniejsza. Podniecenie wzrastało, a atmosfera wręcz narzucała im swoje własne tempo. Każdy mocno napięty mięsień na torsie Zico, napierał na plecy nagiego Yookwona. Starszy mężczyzna gdyby mógł zapewne nie odstępowałby tego Koreańczyka ani na krok, ponieważ ten był tak bardzo uzależniający. Kim najzwyczajniej wywoływał w zbiegłym więźniu niewytłumaczalnie silne pożądanie, jak i pociąg właśnie w jego stronę. To wszystko zapewne pchnęło Zico, by wręcz momentalnie złączyć ich ciała w jedno. Mokry i wręcz pulsujący penis mężczyzny wszedł w wejście młodszego, by w końcu po tak długim czasie mógł odczuć już znajome uczucie. Mięśnie Yookwona na jego czułych partiach okazały się tym, co było najbardziej pożądane przez trzydziestolatka w takim zbliżeniu. On musiał go mieć. - Myśl, że po raz kolejny należysz do mnie, nie daje mi spokoju. Nie spotkałem nikogo bardziej seksownego.
W jednej chwili tors młodego mężczyzny został dociśnięty do ściany, zaś pierwsze pchnięcie było mocne, zdecydowane, jak gdyby udowadniając swoje wyobrażenia o należeniu do niego. Usta Yookwona rozchyliły się, oddech utracił tuż przy złączeniu ich ciał w jedno. Natrętne myśli wyparowały, a na ich miejsce wstąpiła adrenalina i chęć zaznania rozkosznej przyjemności z tym starszym mężczyzną. 
- Woo Jiho.. - Mokre blond kosmyki przysłaniały jego całą twarz, przez co Zico mógł patrzeć jedynie na usta, które w tak kurewsko wyjątkowy sposób uwielbiał torturować na różne sposoby. Zassał się na nich, przygryzł zębami, wzmocnił uderzenia bioder o jego pośladki aż z ust Kim wydostawały się sapnięcia oddające charakter ich gorącego stosunku.
Starszy mężczyzna nie przestawał ani na moment zaznawać ciała chłopaka. Wpychał w niego swoją nabrzmiałą męskość, ciągnął za kosmyki jasnych włosów i wypuszczał urwane oddechy w jego usta. Czuł, że już niedługo ich stosunek będzie miał swój kres w postaci intensywnego spełnienia ich obojga. - Jak dobrze, że nadal pamiętasz moje imię. Zwłaszcza podczas seksu.
Jiho szarpnął za ciało Kim, wypierając wręcz ostatnie siły z ciała młodszego Koreańczyka. Upodobania w ostrym seksie mężczyzny sprawiały, że przed Yookwonem stawało większe wyzwanie. Z drugiej strony to wcale nie znaczyło, że młodszy tego nie chciał. Blondwłosy wygiął kształtne ciało w łuk, czując silne konwulsje spowodowane nadmierną przyjemnością, trafieniem w czuły punkt, który wywołał u niego niemal ekstazę. Trzęsąc się z rozkoszy, przywarł ciałem do trzydziestolatka wykrzykując swój orgazm.
Dłoń młodszego zacisnęła się na jego włosach w czasie, kiedy on sam warknął, wytryskując w nim. Gorący stosunek mógł być zapowiedzią czegoś większego, choć natura Jiho była znana już od początku. Woo mimo to wypatrzył sobie blondwłosego Koreańczyka, który teraz wypuszczał z ust urwane oddechy, co było jedynie jego dziełem. Pewnie właśnie dlatego odwrócił ciało młodego mężczyzny do siebie, by móc stanąć z nim twarzą w twarz. Ich gorące usta na powrót złączyły się w gorącym, lecz długim pocałunku, który tylko przypieczętował myśli zbiegłego więźnia. Więźnia, który teraz miał przed sobą swoje pragnienie.


Gwałtownie i nagle ; sen o sięgającym jego twarzy Zico przypieczętował przyspieszony oddech, nagłe pragnienie zetknięcia ich warg. Szara rzeczywistość wprawiła go jednak w inny, całkiem melancholijny stan.
Leżał sam, owinięty w przyjemny w dotyku koc, a pomięte miejsce na pościeli tuż obok, udowadniała tylko, że Woo Jiho tam był.
Z towarzyszącym smakiem goryczy i wtargnięciem do serca Yookwona pustki, gdzieś pomiędzy wstrzymał oddech i podniósł się na łokciach. Ból dolnych partii uświadomił mu o minionej nocy pod prysznicem, prawdziwej nocy, a nie fikcji w jego głowie mówiącej mu, że to był zły sen. On naprawdę pozwolił mu na ucieczkę, pozwolił by on sam zadecydował o jego wolności, pozwolił ujść mu na sucho w sprawie morderstwa Pyo. Nie powinien był, oczywiście, że nie powinien, jednakże beztroskie uczucie łączące go z tym mężczyzną nie pozwoliło mu zachować się inaczej. On czuł coś do Woo Jiho i nie potrafił się przed tym wzbronić.
Następną rzeczą, jaką zauważył (poza tym, że w pomieszczeniu było niesamowicie duszno) były bilety, bilety do Chin dumnie znajdujące się na stoliku nocnym. Po za tym całym szaleństwem skąd mógł wiedzieć, że w tym czasie jasnowłosy mężczyzna załatwiał pewne sprawy, jak i gromadził wiernych mu ludzi. Rósł na nowo w siłę.
W chwili, kiedy zapinał białą, przydużą koszulę należącą do trzydziestolatka, Kim usłyszał delikatne pukanie do drzwi. Z namiastką niepokoju zbliżył się do drzwi, zaglądnął do wizjera po czym stwierdził z pewną nutą strachu, że nie rozpoznaje ów młodo wyglądającego Koreańczyka. Co się właśnie działo? Czy straże więzienne nasłały po niego ludzi w zamiarze zgładzenia go? Przełykając swój lęk, wbrew sobie uchylił drzwi, patrząc nieufnie i surowo.
- Nazywam się Ahn Jaehyo, proszę o natychmiastowe spakowanie się. Nie mamy czasu. Otrzymałem jasne wskazówki.
- Dlaczego? - Kim zagrodził mu drogę, gdy szatyn próbował wejść do środka. Z natarczywością zadał kolejne pytanie, zaciskając przy tym usta. - Dlaczego miałbym ci ufać, Ahn Jaehyo?
Wspomniany położył dłoń na ramieniu blondyna, następnie odsuwając go na bok, by móc odchrząknąć i odpowiedzieć niecierpliwie. - Pan Woo przysłał mnie bym zapewnił ci ochronę i bezpiecznie przedostał na lotnisko w Incheon. Proszę się pośpieszyć, nie mamy czasu na zbędne tłumaczenie. To narazi cię na jego gniew.
Kwestią ulotnych sekund było, zanim Yookwon posłusznie spakował się, posyłając pomiędzy tym długie spojrzenia mężczyźnie. Upchał w tylną kieszeń ważne bilety, mające przenieść go w inne miejsce, być może samego.
Wszelkie obawy pojawiły się w momencie startowania samolotu, kiedy ten sam Koreańczyk mający służyć za jego 'ochroniarza' usadził go w strefie vip, zapinając za niego pasy. Widział, jak dłonie Kim trzęsą się, aczkolwiek nie skomentował.
- Proszę, Jaehyo. Powiedz mi gdzie on jest. Chcę go zobaczyć.
Tak samo Yookwon widział, jak Ahn unika odpowiedzi na to pytanie, co martwiło go coraz to bardziej.
- W swoim czasie dowiesz się wszystkiego. Pan Woo nakazywał cierpliwość. - Yookwon spuścił wzrok, patrząc na swoje trzęsące się dłonie. Kosmyki przysłoniły jego twarz pogrążoną w nagłej tęsknocie. Czuł się nieswój, jak gdyby spontaniczność tej sytuacji go przerastała. - Powiedział, że będzie warto.
Koreańczyk nie zarejestrował chwili, gdy był już całkiem sam ; światła w tej strefie były przyciemnione nadając klimat i, jak powiedziała stewardesa komfort, natomiast jedzenie czy kieliszek drogiego wina wcale nie pomogły mu w uspokojeniu swoich myśli. Nadal się obawiał. Nadal pragnął mieć przy sobie tego mężczyznę. Dokąd dokładnie miał lecieć? Czy on będzie czekał na lotnisku? Czy może tak naprawdę ten dupek, Zico robił z niego kompletnego wariata posyłając w diabli?
Czekanie na jakiekolwiek informacje i być może rozwój wydarzeń wydawał się torturą. Jasnowłosy Kim poruszył się niespokojnie, zaciskając palce na podłokietnikach po obu stronach siedzenia. Przeniósł wzrok na niemal granatowe już niebo, usiłując skupić myśli na czymkolwiek przyjemniejszym. Próbował wyobrazić sobie co powiedziałby Jiho, gdyby siedział teraz na przeciw niego z tym charakterystycznym kpiącym uśmiechem na ustach. Uśmiechem mówiącym 'zdobędę cię, ukradnę na zawsze'.
Patrzyłby, patrzył przeszywającym spojrzeniem hebanowych tęczówek, a z jego ust wydostałoby się niemalże drwiące.
- Wyglądasz, jakby twoja twarz mówiła 'Zostałem wystawiony i samotny'. Naprawdę myślałeś, że puściłbym cię beze mnie? - Mężczyzna skrzyżował ramiona na torsie, przyglądając się zestresowanej sylwetce Kim. Zaraz po tym wygrzebał z swojego płaszcza paczkę papierosów, nie ścierając z swoich warg wrednego uśmiechu. Jeden z tytoniowych skrętów, znalazł się w ustach Jiho, a zaraz po tym ogień podpalił niewielką odżywkę. Skórzane siedzenie w samolocie wydawało się, jakby skrzypiało, lecz papierosowy dym zagłuszył myśli Yookwona. Zapach tytoniu naprawdę dotarł do nozdrzy blondyna, a on sam nie potrafił uwierzyć w prawdziwość tego drażniącego aromatu. To nadało prawdziwości zbiegłemu więźniowi, a Koreańczyk wręcz wzdrygał się na tą myśl. Miał w sobie taką mieszankę uczuć, że nie myślał racjonalnie.
- Jesteś prawdziwym Jiho? - Drżący głos wydostał się spomiędzy warg jasnowłosego. - To ty?
- Nie wyglądam wiarygodnie? - Woo odpowiedział pytaniem na pytanie, gasząc papierosa w jednej z popielniczek. Zaraz po tym dość gwałtownie podniósł się z miejsca i nachylił się nad ciałem Kim. Jedynie milimetry dzieliły ich twarze, więc starszy śmiało i przeciągle zasmakował warg blondyna.
Yookwon niemalże zakwilił, nie odrywając wzroku od starszego mężczyzny ani na chwilę. Poruszył niezdarnie wargami, co sprawiło, że śmiech z ust Zico wydostał się chwilę później. Kim oczywiście, że nie myślał racjonalnie ; nie zareagował jakkolwiek, patrząc niemalże nieobecnym wzrokiem na Koreańczyka.
- To naprawdę ty Woo Jiho.. - Szepnął, widząc iskrzącymi się od emocji i wrażeń tęczówkami jak zbiegły więzień zaciska palce wokół jego nadgarstka i gwałtownie przyciąga go do siebie. To nie przeszkodziło mu kontynuować, nawet desperackim szeptem. - Wciąż tu jesteś, nie zostawiłeś mnie..
Godziny lotu mijały na krótkich chwilach oddechu, kiedy Kim wtulił swój policzek w pierś mężczyzny. Jiho już dawno zasnął, mając beztroski wyraz twarzy, tak jakby właśnie nie uciekał z jednego kraju przed surowym prawem. Nie przejmowało go nic, tak samo odbiło się to na blondynie. Yookwon czuł się bezpiecznie, kiedy jego wzrok wbił się w ciemne nocne niebo, a ramiona owinęły się w okół sylwetki mężczyzny. Przy Woo nie bał się o swoją przyszłość, nawet jeśli miał żyć od tej pory z zbiegłym więźniem. Wiedział, że zaczyna nowe życie i to właśnie z Zico miał stawić czoło swojej odmiennej niecodzienności.

1 komentarz:

  1. Damn to było mocne, jak część pierwsza, super robota, szczególnie ostatni akapit mnie zachwycił, pozdrawiam! :)

    http://mynewfuckinkpopworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń