piątek, 24 lutego 2017

Exit : Pricked







Zafascynowanie najczęściej kończyło się tragedią. Przywiązanie w jego przypadku najczęściej kończyło się zgubą.
Za każdym razem, gdy mijał go samotnego na korytarzu czuł, jak wszelkiego rodzaju motyle boleśnie ściskają jego brzuch. I nie dlatego, że darzył go jakimkolwiek uczuciem, nie, tu chodziło o kwestię, że Song Mino w ogóle go nie dostrzegał. Jinwoo uważał, że to proste. Ot, tak, uwiedzie go i ten przestanie wreszcie zwracać uwagę na nic nie znaczące szczegóły i kobiety, które jedna po drugiej są równie puste, ale będzie patrzył tylko na niego. Najstarszy Kim zdawał sobie sprawę, że Mino niemal każdej nocy upijał się chcąc zatopić we własnej goryczy, zaś sam brunet o jelenich oczach wmawiał sobie, że nie chce dopuszczać do tego nigdy więcej.
Za każdym razem, gdy całą piątką przesiadywali na skórzanych kanapach w salonie vip, Jinwoo godzinami wpatrywał się w młodszego mężczyznę, słuchając z zaangażowaniem jego głosu, gdzieś pomiędzy. Robił tak tylko wtedy, gdy czarnowłosy miał gorszy dzień i nie miał przy sobie żadnego towarzystwa w postaci napalonych kobiet. Jinwoo nie mógł patrzeć, gdy Mino tęczówki były przysłonięte przymuszonym podnieceniem,  zwyczajnie uciekał, zaszywał się w swoim kącie przy akompaniamencie whiskey, palącego przełyk.
Seunghoon powiedział kiedyś, że brunet całkiem nieźle znosi jednostronną miłość, że podobnie jak Mino powinien potraktować to jako zabawę. Problem tkwił w tym, że Kim należał do zbyt wrażliwych osób.
Prawdziwego odrzucenia posmakował dopiero, kiedy Seul pokryła gruba warstwa śniegu a słowo 'miłość' nabrało zupełnie innego znaczenia. To się stało, gdy Mino nadal pozostawał w beznadziejnym nastroju a całą frustrację wyładował właśnie na nim. Gdy Mino był w etapie rozpaczy i gniewu a sam Jinwoo bał się mu pomóc. Song Mino wypchnął go ze swojego apartamentu, krzyknął, że jest głupią szmatą.
A brunet nie potrafił uwierzyć w swoje nieszczęście, które pogrążało go coraz to bardziej.


Istniało pewne obciążenie, które powodowało, że Kim Jinwoo walczył z silną pokusą skoczenia z mostu, na którym lubił siedzieć z resztą Koreańczyków. Poddaniu się prawu grawitacji.
Nie miał matki - ojciec nadużył alkohol, lecz nie z powodu jej śmierci a faktu, że osiadł w długach, a wódka, która dzień w dzień mamiła jego umysł sprawiła, że kompletnie zapomniał o matce Jinwoo, kobiecie, którą podobno kochał najbardziej w świecie.
Jinwoo znacznie na tym wszystkim ucierpiał. Choć nadal pamiętał, że wychował się w większej części bez matki, tak jego pamięć polegała na przykrych doświadczeniach, toczących się aż do dzisiaj. Przez dziewięć lat starszy mężczyzna, jedyny pozornie żywiciel nie interesował się nim, nawet nie obdarzając jakąkolwiek opieką, natomiast przez kolejne sześć, gdy Jinwoo usamodzielnił się w innym miejscu nieświadomie uciekając przed ojcem, ten zaczął się nad nim znęcać i prześladować.
Młody Koreańczyk milczał. Zwyczajnie milczał, gdy nieszczęście dotykało go z każdej strony. Sytuacje, które nie powinny mieć miejsca nie sprawiły, by Kim dał sobie z tym wszystkim spokój. Miał za miękkie serce, aby odciąć się całkowicie od krzywdzącego go ojca. Ojca, który powinien tak naprawdę być jego jedyną nadzieją. Jinwoo musiał praktycznie sam siebie wychować, zmagając się z skończeniem szkoły, jak i prawdziwym koszmarem w swoim domu. Ówcześnie już starszy mężczyzna nigdy nie docenił swojego syna, jedynie traktując go, jak zwykłą rzecz do pomiatania. Brunet marzył tylko o osiągnięciu pełnoletności, by nie musieć dzień w dzień patrzeć swojemu rodzicielowi w oczy. Najzwyczajniej nie potrafił już mieszkać z taką osobą pod jednym dachem, tak naprawdę nie był w stanie na zawsze go porzucić. Dopiero w chwili, gdy naprawdę nadszedł ten dzień, Jinwoo dowiedział się, że był w błędzie. Był w błędzie, ponieważ oczekiwał odmiany w swoim życiu.
Jinwoo był pewny, że nie zapomni najgorszych chwil w swoim życiu. Głośny trzask drzwi nadal rozbrzmiewał w jego głowie. Koreańczyk wiedział już wtedy, że jego ojciec jest niepoczytalny pod wpływem alkoholu. Chciał go opamiętać, naprawdę nawrócić na prostą drogę, lecz wszystkie jego starania szły, jak zawsze na marne. Kim czuł się obrzydliwie w swoim ciele. Obrzydzał go fakt, że również musiał nosić nazwisko po odpychającym go mężczyźnie. Koreańczyk, który posiadał ponad pięćdziesiąt lat, często zamykał Jinwoo w swoim domu. Starszy był już zapewne po kilkunastu butelkach trunku, kiedy chłopak w środku wręcz rozsypywał się na milion kawałeczków. W jego uchu rozbrzmiewał szept rodzica, który mówił o tym, jak Kim bardzo jest podobny do matki, że jego rysy twarzy, jak i charakter wdały się w tą wspaniałą kobietę. Ojciec brnął za daleko, gdy chciał dotykać tego młodego ciała, nieskazitelnej skóry. Synowi tylko raz udało się go odepchnąć od siebie. Jinwoo sprzeciwił się mężczyźnie, który tak bardzo go pogrążał, co spotkało się z gorzką karą. Koreańczyk w przypływie złości złapał jedną z pustych szklanych butelek, rozbijając ją na głowie Kim. Młody Azjata opadł na ziemię, na szczęście nie tracąc przytomności. A może i nieszczęście? Ból czaszki był nie do wytrzymania, jednak krew plamiąca jego ubrania, kompletnie nie zrobiła żadnego wrażenia na rodzicu. Łzy same napływały mu do oczu, a zamazany obraz zabierał zdolność do zrobienia czegokolwiek. Mimo łkania i pulsującego uczucia, mimo głębokiej rany w swojej głowie, Jinwoo w rozpaczy zbierał roztłuczone kawałeczki szkła. Ostatkami sił młodszy Koreańczyk zagarnął w swoje dłonie całą garść ostrych krawędzi, raniąc sobie przy tym palce. Jego skóra została porozcinania, co odwróciło jego uwagę od głośnych krzyków mężczyzny.
Słowa, które raniły bardziej niż jakiekolwiek obrażenia fizyczne. Głos, którego tak bardzo nie chciał usłyszeć. Poświęcił jakiś fragment siebie, chciał tak naprawdę wszystko naprawić, a jego zbolałe serce nigdy nie zostało zrozumiane. Z poważnymi uszczerbkami na zdrowiu został wyrzucony przez swojego ojca z domu, słysząc jedynie, że ma się mu więcej nie pokazywać na oczy. Dla jedynego opiekuna, rodzica, który dał mu życie, czuł się nieistniejący. Czuł się, jak bezużyteczna szmata. Mimo mdłości po każdym spotkaniu, łez, które wylał z siebie, obrzydzenia do własnego ciała, jak i osoby, która naprawdę powinna dać mu choć zalążek miłości, Jinwoo wracał tam ponownie.
Młody chłopak czuł obowiązek, że musi z upływem czasu wyciągnąć swojego ojca z nałogu. Chciał dostać to, czego tak naprawdę nigdy nie miał. Potrzebował rodziny. Możliwe, że właśnie dlatego uciekał tęsknym wzrokiem w stronę Mino. Nawet jeżeli czarnowłosy nie zauważał go ani razu, jak i odrzucił uczucia starszego, to Kim naprawdę nie potrafił się odsunąć. Wierzył, że Song pomoże mu poukładać sobie życie. Jego pragnieniem było dostać odrobinę uczuć, miłości, od ukochanego mężczyzny. Chciał, by chociaż Mino szczerze pokochał jego osobę.


Koreańczycy, którzy okazali mu dobroć i owinęli ramionami bezpieczeństwa byli wspaniałymi osobami. Bynajmniej Jinwoo miał takie zdanie. Uważał, że nie biorąc pod uwagi dużej ilości alkoholu, całonocnych imprez czy seksu, czwórka Koreańczyków wybawiła go od jedynego członka rodziny. Wciągnął się w wir tego wszystkiego, oswoił z takim trybem życia i co najważniejsze, zakochał się.
- Popadamy w rutynę, chłopcy. - odezwał się któregoś późnego wieczoru Seungyoon. Było cholernie mroźno, Jinwoo stwierdził to po uchylonym oknie, przez które do apartamentu wpadał chłód przenikający do zgromadzonych w środku
- Co tam rutyna? - prychnął pod nosem Mino, wypalając kolejnego z rzędu papierosa. - Popadamy w nią od co najmniej roku.
- Wyluzuj. - roześmiał się Seunghoon, drugi z kolei najbardziej wesoły z całej reszty. Pierwszy był Jinwoo. - Bawimy się czy popełniamy samobójstwo? Wybór jest oczywisty.
Gdyby nie to, że wszyscy bez wyjątku byli pod wpływem alkoholu i wewnętrznego odurzenia, każdy z nich wybrałby śmierć. Bez wyjątku.
Jinwoo wciąż zaskakiwał przyjaciół. Siedząc obok milczącego Taehyuna, z wspaniałym widokiem na Mino bez towarzystwa żadnej prostytutki - brunet uważał, że lepiej być nie może. I istotnie, tak było. Zdawał się promienieć ; wyzbywszy się wszelkich zahamowań i depresji, pogrążał się w zabawie, ku zadowoleniu Seunghoona. Naprawdę wszyscy dostrzegali, że coś w życiu Jinwoo się dzieje, zaburza dotychczasową monotonię, staje się szczęśliwszy mimo problemów. Odpychając na bok prześladowanie i odrzucenie jednocześnie, jego twarz przyozdabiał uśmiech, wzrok utkwiony był tylko w Mino.
- Uważaj Jinwoo. Wszyscy milczą, bo każdy z nas ma w zwyczaju trzymać gębę na kłódkę i walczyć ze swoimi zmartwieniami. Ale Mino jest inny. Jest przystojny, niegdyś milioner i pupilek ojca, ale teraz stoczył się na samo dno, uzależnił. Jesteś kruchą istotą, Jinwoo, nie zniesiesz tego ciężaru. On nie da ci tego czego pragniesz, pozostawi dziurę w sercu. Baw się, Exit dało nam nowe możliwości, nowe marzenia. Czy warto uganiać się za szczeniacką miłością, hyung jeśli to miejsce stawia przed tobą inne alternatywy?

Szybko odnalazł się pierwszy powód tej diametralnej odmiany. To była nowość dla samego Jinwoo i choć budziło to motyle w jego brzuchu, to nie budził w sobie nadziei za wcześnie. Zachowanie Mino zaczęło być podejrzane już pierwszego dnia, gdy ten odmawiał sobie nudnego towarzystwa "pań do towarzystwa", a wybrał ścisłe grono własnych przyjaciół. Zaczął przesiadywać bliżej Kim, a z czasem sam przychodził, gdy tylko zauważył, że starszy pije w samotności. Nie szczególnie odzywał się do bruneta, jak najzwyczajniej w świecie pochłaniał się w promilach. Song nadal pił, lecz na szczęście w towarzystwie Jinwoo, który nie mógł sobie wymarzyć lepszego obrotu spraw. Z drugiej strony naprawdę nie wiedział, jaki w tym wszystkim jest cel. Dobrze wiedział, że czarnowłosy nie miał takiego charakteru.
Jinwoo pogrążył się w swoich myślach, gdy późnej nocy wracał po tym, jak długie godziny spędził z całą resztą w barze. Postanowił wyjść wcześniej niż jego przyjaciele, ponieważ naprawdę nie chciał poświęcać swojego czasu aż do rana jedynie na picie.
Postawił kolejny krok, gdy do jego uszu obił się echem stukot butów, lecz tym razem nie należących do niego. Przełknął z trudem gulę w gardle, ponieważ korytarz, który prowadził do jego apartamentu był kompletnie pusty. Śledzące go kroki, kazały mu wracać do nieprzyjemnych wspomnień. Nachodzenie go w pustych zaułkach zawsze kojarzyło się Koreańczykowi z jego ojcem. To wzbudzało w Kim strach i niepokój, przecież niemożliwym było, by ten mężczyzna znalazł się w tym miejscu. Jak mógłby go znaleźć w jego bezpiecznym azylu?
Brunet zacisnął powieki, czując jak jego dłonie drżą. Niechętnie spojrzał przez ramię, by ostatecznie odwrócić się za siebie. Wstrzymał oddech, gdy po uchyleniu powiek przed nim ukazał się Mino, który miał na ustach swój arogancki uśmieszek. Dlaczego on szedł za Jinwoo przez ten cały czas?
Kim już otworzył usta, mając zamiar odezwać się, jednak czarnowłosy z zdecydowaniem mu przerwał. - Od kiedy się mnie boisz, Jinwoo?
Nie był pewien, co odpowiedzieć, nie był pewien niczego. Jednak to, że przed nim stał Mino, a nie jego ojciec alkoholik w zupełności wywołał subtelny uśmiech na twarzy bruneta. Odchrząknął cicho nie chcąc, aby jego głos zabrzmiał nienaturalnie.
- O czym ty mówisz, gówniarzu. Oczywiście, że się ciebie nie boję. - znów ciche chrząknięcie, potem Jinwoo podniósł śmielej wzrok na obiekt jego westchnień. - Nie pojmuję tylko dlaczego za mną chodzisz.
- To chyba oczywiste. - Czarnowłosy wzruszył delikatnie ramionami, utrzymując na twarzy uśmiech. - Odprowadzam cię. Sprawdzam, czy dotrzesz bezpiecznie.
Mogłoby się zdawać, że para Koreańczyków znalazła się za szybko pod właściwym apartamentem. Jinwoo był odwrócony przodem do samego Mino, mając za sobą twardą drewnianą powierzchnię. Mężczyzna skrzyżował ręce na torsie, nadal wpatrując się w bruneta, jakby naprawdę czegoś od niego oczekiwał. Czy Kim mógł mieć pewność, dlaczego jego towarzysz teraz zaczął się zachowywać w ten sposób?
- Chcesz.. wejść? - ciche pytanie otarło się o uszy Song Mino. Nawet nie musiał powtarzać, usłyszał natychmiast.
Jinwoo powoli otworzył drzwi magnetyczną kartą, wszedł do środka obracając się przy tym przez ramię, czy aby Mino w ostatniej chwili się nie rozmyślił.
Czarnowłosy zabłądził wzrokiem po wnętrzu, które w prawdzie już dość spory kawał czasu nie odwiedzał. Jednocześnie widział kątem oka, jak Kim ciągle zerka w jego stronę, tak jakby mężczyzna zaraz miał się zupełnie rozpłynąć. Jedynie głośny trzask, automatycznie zamykających się drzwi, ocucił nieco atmosferę. Poza głośnym oddechem bruneta w czterech ścianach nie dało się usłyszeć żadnego odgłosu. Może po za brzęczeniem klimatyzacji, na którą i tak już nikt nie zwracał uwagi. - Jinwoo. Uważaj, jeśli będziesz kolejny raz chciał wracać do swojego  apartamentu samotnie.
- Musisz naprawdę mało mnie znać, jeśli ostrzegasz mnie przed samotnym powrotem. Zawsze to robię. Zawsze wracam pierwszy. Zresztą. - na ustach Kim pojawił się subtelny uśmiech. - Co mi może się stać? Exit jest całkowicie bezpieczne, to jak azyl. Nikt z zewnątrz jeszcze mnie tu nie znalazł.
Nie mylił się. Kilka osób, które w młodszych latach gnębiło Jinwoo nie znalazło jego położenia aż do dziś. A byli dość zawzięci i brunet doskonale o tym wiedział. Zaś ojciec? Od dobrego miesiąca nie utrzymywał z nim kontaktu. Uważał, że to proste. A jednak koszmary męczyły go każdej nocy, miał wrażenie, że on dusi go przez sen.
Z cichym westchnieniem patrzył na stojącą w progu sylwetkę czarnowłosego Koreańczyka jak gdyby szukając w wyrazie jego twarzy odpowiedzi. Odpowiedzi na swoje problemy i lęki.
- Jak to, co może ci się stać? Mówiłem o sobie. - Przez usta Mino przeszedł lekki arogancki uśmiech, posłany w stronę towarzysza. - Mogę cię napaść, gdy będziesz spacerował sam w środku nocy.
Czarnowłosy opierał się o ścianę, na której znajdowało się wejście do sypialni starszego Koreańczyka. Song jedynie stał w jego apartamencie, robiąc to w pewien beztroski sposób. Wyglądał jakby nerwowa część jego charakteru zupełnie wyparowała, zostając zastąpiona czymś zupełnie innym. To nie dawało wyjaśnień na wszystkie pytania Jinwoo, a raczej tworzyło jeszcze więcej nieporozumień w jego głowie.
I możliwe, że w tamtej chwili, gdy Jinwoo rozważał na temat swojego życia i położenia, tego, jak od lat jest męczony przez chorego psychicznie ojca, młody mężczyzna naprawdę zapragnął, by ten go dopadł.


Pewnego dnia stało się coś, czego najbardziej Kim Jinwoo się obawiał.
To był ranek, Koreańczyk dopiero co wziął prysznic i ugryzł parę kęsów kanapki odmawiając sobie konkretniejszego posiłku. To był ranek jeden z najgorszych ; młody mężczyzna odznaczał się beznadziejnym humorem, a śnieg za oknem prószył coraz to bardziej przypominając o srogiej zimie.
Podciągnął golf, tuż do podbródka, naciągnął rękawy na zmarznięte dłonie, westchnął cicho, bo ktoś właśnie natarczywie pukał do drzwi. Sądził, że znajomi mu Koreańczycy wpadli, by od rana zacząć zabawę. Przebłysk nadziei podpowiadał mu, że być może to Mino chciał się z nim zobaczyć, w końcu od dobrych dwóch tygodni nie dawał mu spokoju, nachodząc go. Jinwoo nie narzekał, jednakże obawiał się powodu, dla którego tak duża zmiana osiadła w czarnowłosym Koreańczyku. Z drugiej strony był świadom, ze Song nie wstałby tak wcześnie, należał do okropnych leni.
- Seungyoon? Seunghoon? To wy? - zawołał, zbliżając się do drzwi. Uchylił je delikatnie, choć z lękiem - gdyby to byli oni odezwaliby się, żaden nie robił mu tego typu kawałów. - Mino?
Jelenie oczy dostrzegły kogoś, kogo najmniej spodziewał się o tej porze i w tym właśnie miejscu. - Ojcze.. - w jednej chwili pragnął zatrzasnąć drzwi i nie wpuścić go do środka, jednak siła starszego znacznie mężczyzny, przewyższała go. W momencie drzwi otwarły się na oścież, gdy Koreańczyk agresywnie je pchnął, zaś sam Jinwoo zrobił dwa kroki w tył, wstrzymując oddech. - Jak mnie znalazłeś?
- Myślałeś, że uciekniesz przede mną? Wydawało ci się, że kurwa odejście od twojego obowiązku jest tak bardzo proste? - Około pięćdziesiącioletni Koreańczyk zacisnął swoje dłonie na materiale ubrania swojego syna. Szarpnął nachalnie jego ciałem, gdy kolejne palce owinęły się na krtani przerażonego chłopaka. Mógł czuć się, jakby cały jego świat kompletnie legł w gruzach; że jego bezpieczne miejsce na ziemi przestało nim być. Mężczyzna był natarczywy, niedbale maltretując ciało Jinwoo, nawet taką zwykłą szarpaniną. - Oczekuję od ciebie opieki, jestem ojcem do cholery.
- P-porozmawiajmy, ojcze u-ugh, proszę.. - ciche łkanie, nieme prośby, kiedy Jinwoo tak bardzo chciał uciec jak najdalej. Może strach nie był taki, jak kiedyś, może te lata dręczenia stały się dla bruneta niczym, jednak przemoc, jaką wobec niego stosował całkowicie odbierała mu jakiekolwiek siły na przeciwstawienie się, uważał, że skoro to jego ojciec to nie miał prawa nawet podnieść głosu.
- Nie mamy o czym rozmawiać. Od miesiąca nie dostałem od ciebie żadnych pieniędzy. - Starszy Koreańczyk w końcu puścił ubrania swojego syna, popychając go znacznie w tył. - Nie próbuj już uciekać ode mnie. Znajdę cię wszędzie, a wtedy dopiero zaznasz prawdziwej nauczki.
Szorstka dłoń mężczyzny przesunęła w pozornie czułym geście po policzku Jinwoo, niosąc w tym za sobą jakąś groźbę. Zaraz po obrzydliwych słowach jego ojca, ten zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. Zostawił jedynie po sobie nieprzyjemne uczucie, jak i pewnego rodzaju przerażenie.
Osuwając się po zamkniętych drzwiach, czuł jak gorycz, nagły strach, wszelkie najgorsze uczucia pojawiają się w nim i uparcie nie chcą go opuścić. Łkał a jego ciało drżało, owładnięte nieprzyjemnymi dreszczami, uczuciem szorstkiej dłoni na skórze. Już nie czuł się bezpiecznie, Exit jak gdyby utraciło swoją wielkość i znaczenie.
W jednej chwili łzy przestały odznaczać ścieżki cierpienia na policzkach Kim Jinwoo. On próbował z tym walczyć, potrzebował kogoś, kto pomógłby mu się z tego podnieść i dać siłę. W jednej chwili opuścił apartament, a w następnej - już biegł korytarzem ile sił w płucach, o dygoczących nogach i szybko bijącym sercu. Chciał zmusić swoje ciało do wysiłku, wyładować złość, odrzucić niechciane myśli.
I być może ta cała frustracja na ojca trwałaby nadal, gdyby Jinwoo przypadkiem nie dostrzegł stojącej na moście znajomej mu sylwetki. Wyrzeźbione plecy, kruczoczarne włosy, papieros trzymany w palcach. Jinwoo obserwował go przez szklane drzwi, dłonie odbił na szybie, zawzięcie patrzył. I wtedy przypomniał sobie słowa Song Mino.
Tylko osoby o równie gównianym nastroju mogą zrozumieć się najlepiej.
Koreańczyk potrząsnął głową, starł kilka zbłąkanych łez z kącika oka, by następnie móc pchnąć drzwi i ruszyć naprzód, ku czarnowłosym mężczyźnie w równie gównianym nastroju co on.
Mężczyzna odwrócony plecami dość nerwowo uderzył podeszwą swojego buta o metalową barierkę. Zrobił to po raz drugi, trzeci, czwarty.. Noga Mino ostatecznie wpadła w nerwowy tik, nieświadomie wyładowując napięcie. To wszystko i tak było na marne, nic nie pomagało na jego zagmatwany charakter. Drżąca dłoń zaciskała się na papierosie, a w powietrzu unosił się jedynie dźwięk cichego stukotu. Możliwe, że w akompaniamencie tego wszystkiego wystąpił również oddech samego Song. Zęby miał mocno zaciśnięte, bo nawet zimne powietrze nie ocucało jego postawy. Znaczącą reakcją było nerwowe zerknięcie przez ramię, kiedy jego podświadomość zetknęła się z postacią Jinwoo. Pusty wzrok wycelował w oczy starszego Koreańczyka, nawet nie zwracając uwagi na to w jakim brunet był stanie. Zachowanie czarnowłosego wcale nie wywołało zaskoczenia u Kim.
- Jak długo.. tu stoisz? Zamarzniesz. - łagodny głos przebił krępującą ciszę, a dłoń bruneta pogładziła ramię niewiele wyższego Koreańczyka.
Obaj odetchnęli, jakby zsynchronizowani, jednak z zupełnie innych powodów. W czasie, kiedy Mino pragnął jedynie dotyku i spełnienia, wyładowania stresu, Jinwoo łaknął uwolnić się od negatywnych myśli oraz wspomnień dotyczących ojca. - Nie wiem co się stało Mino, ale proszę, wracajmy do środka. Grudzień jest zdradliwy.
- Nie jest mi zimno, Jinwoo. - Czarnowłosy odpowiedział na słowa starszego beznamiętnym głosem. Właściwie praktycznie nic go w tym momencie nie obchodziło, a wypalenie już niemalże całej paczki papierosów, było tylko potwierdzeniem jego nastroju. Musiał gdzieś wyładować napięcie drzemiące w nim już od dłuższego czasu, który dla samego Mino był, jak czekanie w nieskończoność.
- To przynajmniej daj choć przez chwilę.. się ogrzać. - Szczupłe ręce owinęły się wokół torsu czarnowłosego mężczyzny, co zdecydowanie wywołało w najstarszym szybsze bicie serca. Nie podjąłby się takiego działania gdyby nie świadomość, że Mino zrobił dobre dwa kroki w kierunku ich relacji. Niezmiernie uszczęśliwiło to bruneta. Nieświadomie mocniej wtulił się w obojętnego Koreańczyka, chłonąc całym sobą to zbliżenie. Czuł, że to mało, że mógłby zrobić coś ponadto, dać się ponieść, chwilowo zapomnieć o istniejących lękach i zagrożeniu ze strony jedynego rodziciela. - Zostańmy tak przez sekundę.. proszę.
Czarnowłosy mężczyzna wyjął spomiędzy warg filtr papierosa wraz z ostatnim zaciągnięciem się dymem tytoniowym. Nie odwzajemnił uścisku bruneta, jednak też nie odepchnął go od siebie. Właściwie gdyby nie był to dotyk fizyczny, to najzwyczajniej nie zwróciłoby uwagi Mino.
- Jak chcesz. - Młodszy nadal ukrywał za słowami swoją i tak już znaną przez wszystkich naturę. Tak naprawdę nie mógł niczym zamaskować swojego drżącego ciała, co wcale nie było spowodowane panującą temperaturą. Najzwyczajniej najdrobniejszy dotyk sprawiał, że Song do słownie wariował. Z trudem się powstrzymywał przed kontaktami fizycznymi, których tak bardzo zabrakło w jego uzależnieniu. Jinwoo znacznie mocniej przylegał do jego ciała, przez co ciemnowłosy odczuwał, jakby jego skóra niemalże płonęła. Po plecach wyższego Koreańczyka przechodził dreszcz, zbyt mocny, by można go było zignorować. Kim nie wiedział nawet, że to było powodem, dlaczego mężczyzna pozostał w bezruchu. Każdy minimalny ruch jego ciała, mógł skończyć się pewnym postradaniem zmysłów; zupełnym szaleństwem.
- Mino, ja.. rozgryzłem cię. - nie przestając, Kim przesuwał dłonią wzdłuż pleców Song, a oddech ugrzązł mu gdzieś w gardle przez narastającą adrenalinę i podniecenie. Czy mógł dłużej opierać się tak oczywistym uczuciom? - Wiem, że teraz.. jest ci ciężko.
Przełknął z trudem ślinę, jego ręce drżały a iskrzące się od emocji tęczówki śledziły powoli prostującą się sylwetkę. W jednej chwili chwycił dłoń mężczyzny, pociągnął go na zimne kafelki, usiadł na jego biodrach. To był ten moment, kiedy ich ciała idealnie ze sobą złączone zsynchronizowały się, torsy docisnęły do siebie a przystojna twarz Song, którą objął dłońmi Kim, została gwałtownie przyciągnięta ku niemu.
- Pozwól mi, Song Mino. - subtelny uśmieszek, a jeszcze cięższy oddech Mino. To było jak cholerne oczekiwanie; zrobił to w ostateczności. W końcu ciekawość wygrywała, a potrzeba jakiegokolwiek dotyku nie dała odsunąć się na bok. Pewnie właśnie dlatego młodszy Koreańczyk pozwolił na tak intymną chwilę. Dał się ponieść emocjom w chwili gdy brunet ogrzał jego wargi swoimi. Para niemal sinych ust przywarła do siebie w ścisłej i dogłębnej relacji, bo szczerze Song naprawdę tego chciał. Jego pragnieniem był kontakt, który pochłonął całe jego ciało z każdą sekundą. Ciemnowłosy oddawał każde muśnięcie, każde otarcie się ich warg o siebie, a Jinwoo mógł jedynie czerpać nierealną dla siebie satysfakcję. Osoba, do której żywił szczere uczucia, została zamknięta wraz z nim w tej jednej przedłużonej chwili. Namiętny pocałunek nie został przerwany szybko, ponieważ Koreańczycy z zaangażowaniem dołączyli do samego kontaktu również języki. Właściwie Mino liczył na coraz bliższy kontakt, samemu wariując, gdy pieszczota stała się głębsza. Dreszcz przechodził po plecach mężczyzny, co było dość oczywiste dla bruneta. Starszy czuł wszystko pod opuszkami swoich palców, nie zamierzając nawet odmówić sobie takiej przyjemności. Fizyczne zbliżenia pozwoliły im poznać się nawzajem, zrozumieć więcej bez użycia żadnego słowa. Zimno przestało być przeszkodą, kiedy dwa gorące ciała tak naprawdę obcowały ze sobą. Jinwoo mógł ciągnąć pocałunki do momentu, aż czarnowłosy naprawdę odbierze mu cały tlen z płuc. Koreańczyk pragnął oddychać już jedynie samym Mino.
Kwestią czasu było, by dwójka mężczyzn w popłochu wpadła do wnętrza hotelu. Czy korytarze byłyby puste, czy zapełnione zapewne ani Jinwoo, ani jego przyjaciel nie zwróciliby na to większej uwagi. Skupili się na swoich ustach, zaciskaniu palców na materiałach ubrań, jak i ominięciu większości przeszkód. Oczywiście nie unikęli niektórych ścian, do których Song chętnie przyszpiliłby starszego. Kim jednak za każdym razem, gdy czarnowłosy zatrzymywał się, będąc gotowym nawet wziąć go tu i teraz, ciągnął go w stronę apartamentu. To było wielkie wyzwanie dla samego bruneta, ponieważ nie ukrywał, że sam chętnie całował pełne wargi Mino. Oczywiście nie przyjął do wiadomości, że Koreańczyk uzależniony od zbliżeń mógłby oczekiwać od niego czegoś więcej.
Drzwi głośno zatrzasnęły się, w momencie kiedy Jinwoo pchnął mężczyznę na łóżko, ostatecznie samemu lądując na jego torsie. Nadal byli złączeni w gorących pocałunkach, które towarzyszyły im już od tego jednego momentu. Nie mogli wręcz oderwać się od siebie, robiąc jedynie krótkie przerwy na złapanie oddechu. To wszystko działo się pod wpływem chwili.
A Jinwoo odczuwał zbyt wielkie szczęście i jednocześnie niedosyt, by móc tak po prostu przerwać ich chwilę. Zabawne, że jeszcze parę godzin temu był gotów popełnić największy błąd w swoim życiu,a tak teraz znalazł się w ramionach Mino co sprawiło, że jego serce napełniło się euforią. - Mino ja..
Podnosząc się delikatnie, przekręcił głowę, żeby spojrzeć na twarz czarnowłosego wykrzywioną w podnieceniu. - Pozwól mi dominować, Song Mino.
- O czym ty mówisz? Chyba postradałeś zmysły, Jinwoo? - Mężczyzna otworzył powieki, by skarcić wzrokiem twarz znajdującego się nad nim chłopaka. Skąd mógł wiedzieć, co takiego Kim miał na myśli? Brwi czarnowłosego mimowolnie zmarszczyły się, ponieważ nie miał głowy, by zastanawiać się nad takimi rzeczami. Mino nie przywykł do tego, żeby ktokolwiek nim kierował. To nie leżało w jego naturze.
Jinwoo nachylił się, centymetr dzielił go od pełnych ust ukochanego mężczyzny. Pełnych ust opuchniętych od milion pocałunków.
- Po prostu.. potraktuj to jako obietnicę.
Co tak naprawdę można było nazwać obietnicą? Parze kochanków tamtej nocy towarzyszył ulewny deszcz ze śniegiem, a w akompaniamencie siarczystych przekleństw wychodzących kolejno spomiędzy warg Mino dało się słyszeć grzmoty zza granatowych chmur. I w czasie, kiedy Kim Jinwoo upojony westchnięciami, nierównym oddechem jak i spojrzeniem pewnym uwielbienia zegar wybił pierwszą trzydzieści w nocy.
To było tylko jego chwila, chwila najstarszego Koreańczyka, a jego ruchy, nieco niezdarne i chaotyczne sprawiały Song przyjemność, jakiej nie odczuwał od dawna. Nawet jeśli to był jedynie dotyk w tak intymnym miejscu delikatną, małą dłonią. Tamtej nocy poznawali siebie nawzajem, nie byli tylko przelotnymi kochankami, obaj wiedzieli doskonale, że nie zapomną tak intymnego momentu. Momentu, który zcalił ich relację, zapieczętował coś nowego.

Mino dał mu siłę. Dał mu wszystko, czego najbardziej brakowało Kim, i choć czarnowłosy z natury był zimnym mężczyzną, to wcale nie przeszkadzało brunetowi w tym, by podjąć ostateczną decyzję względem własnego ojca. Człowieka, który gnębił go tyle lat, odbierając tlen i marzenia.
Zatrzaskując drzwi przed samym nosem rodziciela, Jinwoo był pewien, że zamknął koszmarny rozdział w życiu a rozpoczynając drugi, tylko, jeśli znajdował się tam pewien uzależniony od wszelkiej bliskości Koreańczyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz