niedziela, 7 lutego 2016

Escape into Oblivion ► Chwila ukojenia






Wstałem rano, obdarzając Jongin'a tylko krótkim spojrzeniem. Spał jeszcze, więc nie chciałem mu tego przerywać, szybko wybierając ubrania na kolejny dzień pracy. Mimo, że byłem zmęczony po ostatnim razie, nie mogłem sobie odpuścić. Miałem dużo na głowie i choć pragnąłem wylegiwać się z chłopakiem do południa w łóżku, zmusiłem się do ruszenia się wczesnym rankiem.

Zakładając jeden z swoich droższych garniturów, przyglądałem się swojemu odbiciu w lustrze. Zawiązywałem krawat, co jakiś czas zerkając na łóżko. Nawet jeśli po drodze do łazienki wywróciłem kilka rzeczy po drodze, robiąc tym niesamowity hałas, tak samo grzebiąc w szafie, to Koreańczyk ani drgnął, a ewentualnie mamrotał coś pod nosem. W pośpiechu jeszcze napisałem małą karteczkę dla chłopaka, zostawiając ją na poduszce obok, żeby przypadkiem jej nie przeoczył. Uśmiechnąłem się lekko, całując go przelotnie w usta i ruszając do drzwi wejściowych. Później nie zwróciłem uwagi, jak szybko znalazłem się w biurze.

Nadzorowałem sprzątanie i nowy wystrój klubu, będąc już po trzecim spotkaniu z kolei. Załatwiałem najlepszych inwestorów, ciesząc się w duchu, jak dobrze mi z nimi poszło. Po większym kryzysie w końcu zdołałem zarobić więcej niż zwykle, nawet jeśli to nie było mi potrzebne. Jednak to miejsce potrzebowało jakiegoś nowego kopa, tak myślałem, dlatego mając kilka minut między sprawami biznesowymi, łapałem oddech. Trzymając w dłoniach kubek kawy i pod pachą plik papierów, zagadałem się z kilkoma pracownikami, wiedząc, że tego dnia oni też nie mieli lekko. Wszystko przygotowywane na noc, w którą mogłem odetchnąć. Obiecałem sobie, że gdy tylko załatwię każdą drobnostkę, postaram się stąd ulotnić, choć zapewne padnę na twarz.

Ruszyłem do wielkiej sali, przeglądając kolejne dokumenty. Odgarnąłem włosy do tyłu, przygotowany na kolejne rozmowy. Byłem pewny siebie i mimo zmęczenia, czułem się dobrze, ponieważ praca była w pewnym sensie odprężeniem. Tak głupie, wiem. Jednak czułem się wtedy na siłach, wiedziałem, co robić i miałem pełne pole do popisu. Można powiedzieć, że czasem mi było tego trzeba, bo pomagało mi to i naprawdę to była jedna z niewielu rzeczy, jakie potrafiłem. Ściskałem kartki w dłoniach, dokładnie je studiując. Do spotkania nie zostało wiele.

Po wszystkim odruchowo zaszyłem się w swoim biurze, uzupełniając i podpisując znów sterty papierów. Dziś były to sprawy finansowe, a mi już te wszystkie liczby plątały się w głowie. Wszystkie segregatory uporządkowałem na biurku i westchnąłem cicho, kiedy mój mózg błagał o przerwę. Oblizałem zaschnięte wargi, luzując krawat i zrzucając z siebie marynarkę. Odprężyłem się trochę i w spokoju mogłem dokończyć papierkową robotę.

Mój wzrok powiódł w stronę drzwi, kiedy usłyszałem przekręcenie klamki. Tylko jedna osoba wchodziła tutaj bez zapowiedzi. - Czego chcesz tu Tao?
- Oh, Luhan. Witasz mnie jak zawsze czerwonym dywanem i różami, nie musiałeś, naprawdę. - ZiTao złapał się teatralnie za pierś wędrując sobie swobodnie po biurze starszego mężczyzny.
Uniosłem brwi do góry, nie mając ochoty nic konkretnie odpowiadać. Mój wzrok przez chwilę podążał za Chińczykiem, by zaraz po tym znów spocząć w papierach. - Właściwie i tak ci za dobrze.
- Mówisz? - nie dając mu długo nacieszyć się minutami samotności i chwilami odetchnienia z donośnym dźwiękiem usiadł na biurku tuż przed Chińczykiem. - Co tym razem? Wystrój, podatki, nowi sponsorzy?
Ciemnowłosy wydawał się być definicją szczęścia tego dnia.
- Dobry humor? - Wywróciłem oczami. - Bo mój wyparował, gdy wszedłeś.
Westchnąłem, prawie rzucając w niego papierami, a w swojej głowie obmyślałem sobie, dlaczego nie zdzieliłem go nimi po twarzy.
- Yah, dzieciaku - chłopak o mocno podkrążonych oczach przysunął się do mężczyzny. - A może ty po prostu się stęskniłeś, co? Zresztą.. nie odpowiadaj. Bo co jeśli jeszcze zemdleje od nadmiaru uczuć..
-  A może to ty się stęskniłeś? - Usiadłem wygodniej w fotelu, podpierając swoją głowę na ręce. Obdarzyłem go zimnym wyrazem twarzy, sam spodziewając się odpowiedzi.
ZiTao z imitował palcami lufę od broni celując w towarzysza nim chwilę później cicho się zaśmiał. - Masz mnie.
Pokręciłem głową, uśmiechając się lekko pod nosem. Wyciągnąłem dłoń, by zepchnąć Chińczyka ze swojego biurka. - Idiota.
- Tylko twój idiota. - zaćwierkał mierzwiąc w zapewne pieszczotliwym geście gęste włosy Lu, jednak chwilę później głośno odchrząknął zeskakując z biurka. - Okej, to dziwne. Przestańmy.
- Tao.. - Poprawiłem swoje włosy, zaczesując je z powrotem do tyłu. Prychnąłem cicho. - Musiałeś?
- I tak wyglądasz jednakowo.. mdło. - Chińczyk udał, że wymiotuje by następnie rozładować się na kanapie. - Ah, zapomniałem, że to właśnie tu uprawiałeś waniliowy seks z chudzielcem.
Kpiący uśmieszek. Wraca stary i dobrze znany Luhan'owi, Tao.
- Naprawdę masz mnie za kogoś takiego? - Z niewzruszonym wyrazem twarzy, patrzyłem jak rozkłada się na mojej ulubionej kanapie i w głębi duszy miałem ochotę go zamordować. W sumie normalna kolej rzeczy.
ZiTao parsknął. - Oczywiście, że nie. Muszę trochę podrażnić swojego ulubionego szefa.
Nie za przepuści okazji, pamiętasz? Pamiętasz to doskonale.
- "Ulubionego", tak jakbyś miał wybór mieć jakiegoś innego. - Wywróciłem oczami, podnosząc się z swojego miejsca, w którym spędziłem już dobre kilka godzin.
- Właśnie! - chłopak obserwował każdy ruch Chińczyka skanując go wzrokiem. - Co się dzieje u Jongina? Nie widziałem go tak długo.. nie mam kogo wytrącać z równowagi a ty mi się nudzisz. - rzucił z przekąsem marszcząc lekko nos. - Nie pojawia się w pracy, naprawdę jakby znów gdzieś przepadł.
Wzruszyłem ramionami, otwierając barek z alkoholem i nalewając sobie odrobinę swojego ulubionego whiskey do ozdobnej szklanki. Upiłem z naczynia większy łyk, omijając wcześniejszą obelgę Tao. - Co u niego? Przecież wiesz gdzie mieszkam.
Nim zdołał załapać o co chodziło jego szefowi z ust Tao wydostało się powietrze.
- Nie.. - zarówno oczy jak i usta otwarły się szeroko pod wpływem doznanego szoku. - Tylko mi nie mów, że.. mieszkacie razem?!
- Nie rób takiej miny, jakbyś zobaczył mnie nago.
Oparłem się o brzeg biurka, bawiąc się szklanką w dłoniach. - Skoro mam nie mówić, to nie mówię. - Uśmiechnąłem się arogancko.
- Yah, nie żartuj sobie ze mnie dupku! - w mgnieniu oka Tao szarpnął nieco ubraniem starszego magicznym sposobem w nieokreślonej chwili znajdując się przy nim. - W ogóle fu, Luhan! Myślisz, że twoje ciało jest takie super? Ej! Nie zmieniaj tematu! - ponownie nim szarpnął tak, że połowa trunku wylała się na podłogę. - Mów mi tu wszystko jak na jebanej spowiedzi!
Warknąłem, odpychając go lekko od siebie. - Dupku, łapy przy sobie. - Poprawiłem swoje ubranie. - Mieszka ze mną już od tygodnia geniuszu i chyba nie jest w stanie pofatygować się do pracy, żeby móc ci o tym opowiedzieć. A właściwie tak, myślę, że moje ciało jest kurewsko zajebiste.
Ciemnowłosy zmarszczył brwi. - Co masz na myśli mówiąc, że nie jest w stanie? Co ty mu zrobiłeś! - wyrzucając ręce w powietrze sapnął głośno. - Mojemu biednemu chudzielcowi..
- Opanuj hormony. Ja tylko zająłem się nim bardzo dobrze. - Nie wiem, który raz z rzędu dziś wywracałem oczami, zastanawiając się, czy on tylko udaje takiego głupiego. - Nie wiedziałem, że tak ci na nim zależy.
- Nie wiesz? Byłem jego oparciem niemal przy każdej okazji, w czasie kiedy ty miałeś problem z jednym zdaniem. - przewróciwszy oczami poklepał lekko jego policzek. - Patrz na mnie i ucz się. Powtarzaj za mną. Jongin, uświadomiłem sobie, że jesteś miłością mojego życia. Nie mogę żyć bez ciebie, rozumiesz? - teatralne westchnięcie. - Trochę dramatyzmu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Więc.. wyjdź za mnie Jonginah. Tak, tak to masz skończyć. Bajeranckie nie? On w życiu by się tego nie spodziewał.
Poczułem, jak mimo wszystko mnie zamurowało. Niemal szklanka wyślizgnęła się z mojej dłoni, a Chińczyk w innej sytuacji pewnie miałby niezły ubaw z mojej miny. Ja też kompletnie się tego nie spodziewałem. Ale to nie znaczyło, że nie chciałem, prawda? Co miałem myśleć o tym, jak nigdy nawet nie przeszło mi przez głowę, że... - Wyjdź za mnie? Postradałeś chyba zmysły ZiTao.
Chińczyk zrobił urażoną minę.
- Nie krytykuj mojej potrzepanej artystycznej duszy.
- Nie mogę tego zrobić. - Dla swojej wygody usiadłem na brzegu blatu biurka.
- Nie możesz? Dlaczego nie? - chłopak o podkrążonych oczach przysiadł obok zabierając mu szklankę by pociągnąć jeden większy łyk. Uznał, że rozmawiając ze swoim szefem musiałby napić się chociaż odrobinę. Mógł go w pewnym sensie zrozumieć. Luhan, który miał ciężkie dzieciństwo następnie pchający się w gówno z którego samemu nie da się wyjść. Komu do tego potrzebne małżeństwo? Doskonale wiedział, że nawet o tym nie myślał wcześniej, jednak Tao sądził, że najwyższy czas przynajmniej naprowadzić go na ten tor. Może nastąpiłoby to gdyby ich sprawy nieco się uporządkowały? Mimo to chciał usłyszeć odpowiedź starszego. Chciał się dowiedzieć co tak naprawdę Lu o tym myśli.
Spuszczając wzrok na swoje dłonie, nie wiedziałem do końca, co było tego powodem.
- Nie myślałem nigdy w ten sposób. Nie wiem, czy potrafię sobie wyobrazić jego jako potencjalnej osoby, z którą mam spędzić resztę życia. Choć może, właśnie tego nam trzeba. Powinienem? - Powoli przeniosłem wzrok na chłopaka i uderzyłem go pięścią w ramię. - Nie mieszaj mi w głowie.
Tao roześmiał się poklepując jego ramię.
- Myślisz, że Jongin nie jest tą właściwą osobą? Tylko dzięki niemu możesz poczuć się szczęśliwy. Wiesz o tym, prawda?
- Wiem to... Nie w tym rzecz. - Wypuściłem głośno powietrze, biorąc kolejny łyk alkoholu.
- Ya.. bądź szczery Luhan. Szczery ze swoimi uczuciami i z Jongin'em. Nie zwódź go on musi wiedzieć na czym stoi.. - marudził schodząc z biurka by sięgnąć po całą butelkę. Napił się.
- Jak mam z nim porozmawiać? - Wodziłem przez cały czas za nim wzrokiem, szukając w nim wsparcia. Wsparcia w uczuciach, nawet jeśli nie sądziłem, że kiedykolwiek będę tego potrzebować.
Zaskoczony odwrócił głowę w jego stronę.
- Oh.. ktoś kto ma problem ze zwykłą rozmową temu ciężko jest się normalnie porozumieć.. - jego wzrok znów powiódł na różnorodne alkohole w rezultacie wybierając sobie wino. - Myślę, że Jongin lubi czerwone wino.
- Czerwone wino mi pomoże? - Kiedy opróżniłem całą szklankę, stwierdziłem, że lepiej zostawić sobie choć trochę trzeźwości na później. Raczej mi się to przyda.
Chińczyk już miał pokręcić głową i wyjść, ale zatrzymał się przy drzwiach lekko się uśmiechając.
- I jeszcze jedno. Lepiej ugotuj coś pysznego, bo dziś razem z Krisem zajrzymy do was. - podkreślając ostatnie słowo znów się uśmiechnął myśląc sobie pod nosem, że to brzmi tak bardzo absurdalnie.
Odetchnąłem, gdy tylko ZiTao zatrzasnął za sobą drzwi. Nie zdążyłem mu nawet już nic więcej powiedzieć, ani zaprotestować, aby nie przychodził. Właściwie może to i lepiej, nawet jeśli chciałem pobyć z Jongin'em w samotności. Równie bardzo potrzebowałem pewnego wsparcia. Myślałem o tym, co powiedział mi ciemnowłosy. Zbyt głęboko myślałem, że było to, aż natarczywe. Strąciłem kilka rzeczy z biurka, idąc w stronę swojej szafy. Z ostatków tego, co miałem, zdążyłem wygrzebać małą strzykawkę. Tak, nadal to robiłem. Nie mogłem przestać, nawet jeśli znacznie ograniczyłem dawkę. Ćpałem za plecami wszystkich, udając, że wszystko jest w porządku. Nie chciałem martwić Jongin'a, choć wiem, że na pewno by mi pomógł. Wcale nie robiłem tego z przyjemności. Cierpiałem. Z każdym ukłuciem coraz bardziej. Nigdy nie chciałem być w tym uwięziony, szukając chwili oddechu. Kiedy miałem sprostowane swoje życie, nie miałem ochoty już więcej uciekać. Nie chciałem zawieść chłopaka, na którym okropnie mi zależało. Zamierzałem uświadomić mu, o czym naprawdę myślałem, ponieważ powoli przejrzałem na oczy. 
Czując jeden z ostatnich ukłuć na mojej skórze, nadal z tym samym błogim uczuciem, nie dostrzegałem w tym dobrej strony. Otarłem się plecami o drzwi, przyglądając się swojemu przedramieniu, pod wzrokiem czując, jak substancja rozlewa się po moich żyłach. Czas wrócić do domu.






Wiosenny wiatr był ukojeniem. Spokojne oddechy, coraz to łapczywiej zaciągane przez Jongina dawały mu odwieczny spokój. Potrzebował wyciszenia. Czegoś, co pozwoliłoby mu oderwać się od wszystkiego co natarczywie siedziało mu w głowie. 
Spotkanie z Baekhyun'em było jednym z bardziej trafnych pomysłów. Dawno nie widział tego wesołego dzieciaka a odkąd nie pracował w markecie jego kontakt z przyjacielem nieco osłabł. Nie mógł do tego dopuścić, zdawał sobie sprawę, że przynajmniej raz na jakiś czas potrzebowali swojej obecności, wspólnych oddechów, tego szczególnego uśmiechu skrywającego tak naprawdę mnóstwo bólu i żalu, żalu do świata o to, że wszystkie te złe rzeczy dopadły właśnie jego. Biednego Byun Baekhyun'a.
Jongin robił szybkie kroki chcąc dostać się co najmniej w okolicę sklepu. Coś jednak było nie tak. Słońce dawno zaszło za ciemnymi chmurami a ludzie śpieszyli się do swoich domów, z całą pewnością i rodzin a starsze kobiety prowadzące ciągnącą się w dekadę okoliczne sklepy zamykały je z ulgą, że ich monotonna praca dobiegła końca.
Przenosząc wzrok na zaułek umiejscowiony za wysokim budynkiem marketu, Kim cicho odetchnął usilnie wmawiając sobie, że się przewidział.
To nie mógł być on. A tak właściwie to.. czemu nie?
Coś było nie tak. To niepokoiło, całkiem wytrąciło młodego mężczyznę z równowagi i zaburzyło spokojny oddech.
Oparty o ścianę kamienicy mężczyzna, niewiele starszy wypalał spokojnym tempem papierosa patrząc wprost w oczy Koreańczyka. To samo lodowate spojrzenie w pakiecie ze zniszczonymi nieco, platynowymi włosami i wysoką, dobrze zbudowaną sylwetką ukrytą pod płaszczem. Oh Sehun. Wiejący skurwysynem na kilometr.
Kiedy zamknął oczy miał nienaturalnie przyśpieszony oddech a głos ugrzązł mu w gardle. Jego wcale tam nie ma, to wytwór wyobraźni, tak właśnie jest głęboki wdech Kim Jonginnie..
- Jongin'ah! 
Sekunda na otworzenie oczu. Kilka kolejnych na szybkie spojrzenie w kierunku zaułku. Cisza i spokój, zakłócona jedynie świszczącym wiatrem i radosnym głosem Baekhyun'a.
- Baek - chwile, które nie miały końca. A potrzebował ich wiele, by oddychać. - Cieszę się, że cię widzę.
- Ah, chincha.. - nim Jongin się obejrzał został zamknięty w ciasnym uścisku swojego najlepszego przyjaciela. To pomogło, naprawdę. - Jak mogłeś tak długo się nie odzywać? Martwiłem się o ciebie.
Odsunął go na długość ramienia by przyglądnąć się starszemu Koreańczykowi.
- I przytyłeś. Wspaniale. 
Jongin uśmiechnął się mierzwiąc mu włosy.
- Jak sobie radziłeś beze mnie?
- Ya, chyba nie chcesz rozmawiać tutaj? Chodź. - pociągnąwszy przyjaciela w kierunku kawiarenki nie obyło się bez poszturchiwań i klepania w tył głowy. Oni chcieli znowu żyć. Żyć dniem dzisiejszym a nie w strachu o minione wydarzenia. Tak po prostu.
Wysoki mężczyzna zamaskowany czapką i ciemnymi okularami oparł się o budynek sklepu odpalając kolejnego papierosa. Dym przyjemnie rozchodził się po jego płucach, natomiast oczy dokładnie śledziły dwie sylwetki skręcające przy najbliższej przecznicy. Niezamknięty rozdział.



- Wszystko w porządku?
- Huh?
- Wyglądasz jakbyś się bał..
- Dlaczego tak sądzisz? - roześmiał się Jongin rozładowując atmosferę. Teoretycznie. - Ja po prostu.. ostatnio widzę wiele rzeczy, to, czego nie chciałbym już więcej widzieć.
Spokojna kawiarenka, lecz zapchana po brzegi, młode licealistki pchały się do kasy zamawiając swoje ulubione słodkie napoje. Pary ze splecionymi dłońmi żywo prowadzili dyskusje. Nagle wraz z tym Jongin zapragnął być tu z Luhan'em. Zabrać go w to słodkie miejsce i ubrudzić jego nos bitą śmietaną z deseru. Niczym w komedii romantycznej. To była taka myśl, którą szybko wypchnął z pamięci.
- Więc.. - Baek przysunął się bliżej chłopaka zarzucając dłoń przez jego kark. Szepnął mu do ucha. - Mówisz o duchach?
Chudzielec zakaszlał. - Mwoh? 
- Brzmiało jakbyś właśnie próbował mi powiedzieć, że dostrzegasz to, czego nie są w stanie zobaczyć inni. - wzruszył ramionami odsuwając się z powrotem na tyle, by znów zacząć zajadać się swoim deserem.
- Mały gówniarz. - mruknął Koreańczyk upijając łyk czekolady. - Nie dość, że tyle się nie widzieliśmy to jeszcze sobie ze mnie żartuje.. Lepiej opowiedz w końcu jak się do tej pory miewałeś.
Baekhyun bawił się łyżeczką wypuszczając powietrze.
- Kiedy zniknąłeś na dobre odwiedził mnie Luhan. Wyglądał na naprawdę zagubionego zresztą słyszałem, że wyszedł tamtego dnia ze szpitala. - Jongin uważnie go słuchał. - Mówił mi o tobie bez wytchnienia, nawet po pierwszym spotkaniu można było dostrzec, że nie jesteś mu obojętny. - urywając na chwilę przelotnie zerknął na ciemnoskórego zjadając porcję ciastka. 
- Próbowałem się z tobą skontaktować, ale twoja komórka za każdym razem była wyłączona a kiedy dostatecznie się wkurzyłem poszedłem do twojego mieszkania, ale było.. puste.
Baekhyun ty sprytna mała zołzo.
Kim odchrząknął tłumacząc się niewyraźnie. - Mieszkam z Luhan'em.
Byun wytrzeszczył oczy wgapiając się w niego. - Poważnie? - w odpowiedzi Jongin kiwnął głową. - To wspaniale! Może dzięki wspólnemu mieszkaniu wasza relacja rozwinie się na lepsze. 
Koreańczyk zgodził się.
- Oja.. i w czasie kiedy ty żyłeś sobie gdzieś tam obok ja zostałem dyrektorem sklepu.
Chudzielec uniósł brwi odkładając czekoladę, by przypadkiem się nie polać. - Jak to się stało?
- I tu już zaczynają się schody. - westchnął Baekhyun. - Wiesz.. niedługo po tym, jak odszedłeś Sehun zniknął. Zniknął na dostatecznie długi okres czasu zostawiając całą robotę pracownikom. Było ciężko dopóki nagle nie wrócił oddając mi sklep. W zasadzie.. zrobił ze mnie dyrektora a ja kompletnie nie rozumiem dlaczego tak się stało. Myślę, że sklep jest zadłużony, zaniedbany, dlatego chciał po prostu pozbyć się problemu i zwiać. Nie mogę tego pojąć.. przecież nie miał problemów z kasą, mógł chociażby przebudować tą ruderę. Ale wiesz.. nie chcę się pchać w to gówno. Zdołałem zarobić niezłą sumkę, otworzę kawiarnię, swój własny mały raj.
I może to był odruch a może wyszło całkiem naturalnie, kiedy Jongin uśmiechnął się promiennie. Niczym beztroskie spotkanie z przyjacielem po latach. Nie wiedział, dlaczego łzy równie szybko napłynęły do jego oczu. Przyłożył kubek z napojem do ust skrywając kolejny, rozmarzony uśmiech. Myśli chłopaka znów odpłynęły w kierunku starszego mężczyzny.
- Jonginnie, cieszysz się z mojego pomysłu, prawda? W końcu będę niezależny, ale tak naprawdę a nie w obawie o popierdolonego szefa i..
- Baek - przerwał mu nagle brunet przenosząc wzrok na drobnego Koreańczyka. - Jesteś szczęśliwy?
Baekhyun zastanowił się chwilę podgryzając zębami dolną wargę.
- Mollayo.. myślę, że niewiele mi do tego brakuje. Szczęście w końcu każdego dopada, hm? I wiesz.. tak myślę. Doszedłem do wniosku, że Luhan bardzo cię kocha, Jonginah.
- Tak myślisz.. - na ustach chłopaka pojawił się subtelny uśmiech. - Nie wątpię w to, jednak pragnąłbym to usłyszeć. Tylko jeden raz, wystarczyłby jeden. Przysięgam.
Baekhyun ścisnął jego dłoń. Oczywiście, wiedział to.



Nie dawałem poznać po sobie, że chodziłem po mieszkaniu w pełni poirytowany. Kiedy znalazłem się w apartamencie, nie spodziewałem się, że zastanę go kompletnie pustego, musząc zająć się jeszcze dwójką gości. Upewniłem się, że chłopak przeczytał kartkę, gdzie było wyraźnie napisane, aby poczekał. W dniu, w którym akurat zaplanowałem coś i zerwałem się wcześniej z pracy, on nie siedział jak zwykle w domu. Trochę mnie to zastanawiało, ale przecież nie miał obowiązku siedzieć tu cały czas, prawda? Zadając sobie to pytanie w głowie, przez myśl przeszła mi sytuacja w biurze. Może czułem się zbyt pewnie, a tak naprawdę, nie dając żadnych oznak Jongin'owi, on może po prostu kiedyś zniknąć? W tej chwili nie o to się martwiłem, lecz stwierdziłem, że kiedyś to może nastać, bo życie w niepewności nie było przyjemne, w końcu to sobie uświadomiłem.   
 Jednak teraz wykorzystując swoje zdolności kulinarne nabyte w liceum, przygotowywałem kolację, gdzie niecierpliwie głodny Tao cały czas odpychał Krisa od siebie, mówiąc, że nie ma ochoty na seks kiedy jest nienajedzony. Ja właściwie nie miałem ochoty tego słuchać, lecz co jakiś czas przyglądałem się, jak przepychali się między sobą. Miałem pewną świadomość, że ciemnowłosy opowiedział swojemu potencjalnemu chłopakowi (W sumie oficjalnie przede mną nigdy nie chcieli się przyznać) o Jonginie i mojej relacji z nim. Nawet jeśli znałem YiFana dość długo między nami nie doszłoby do takiej rozmowy. To się nie trzymałoby kupy, a on chyba prędzej umarłby ze śmiechu, gdybym zaczął się mu zwierzać jak nastolatka i to samo w drugą stronę. Dlatego po prostu dało się wszystko wyłapać z obserwacji, a z drugiej strony Tao kompletnie w tym nie pasował - mu buzia nigdy się nie zamykała. A może właśnie był on w tym potrzebny? Tak o, żeby wszystko się uzupełniało.
Zadbałem o to, tak jak chińczyk wspomniał, by na stole pojawiło się czerwone wino. Przemyślałem to i zauważając wcześniej, że Koreańczyk przepadał za owocami morza, a konkretniej krewetkami, uważałem, by ich nie zabrakło. Dopełniając wszystko przygotowałem również wołowinę, którą nie ukrywając wszyscy chętnie pochłoną. Gotując poglądowo dla czterech osób trochę za dużo i tak wiedziałem, iż wcale tak nie będzie. Westchnąłem, opierając się o blat stołu.
Wchodząc do mieszkania Koreańczyk poczuł pewnego rodzaju.. ulgę. Dobrze mu zrobił całodzienny wypad na świeże powietrze, jednak czuł się przywiązany do tego apartamentowca. Przywiązany do Luhan'a i przyzwyczajony do tego, że zawsze był przy nim. To z czasem mogło być nudne czy wkurwiające, lecz dla Jongin'a było to coś ważnego. Nie potrafił inaczej.
Jego myśli rozproszyły się, kiedy ściągając kurtkę usłyszał śmiechy i głośną dyskusję dochodzącą z kuchni. Zmarszczył nieco brwi idąc w tamtym kierunku uważając, by przypadkiem się nie potknąć o kilka par butów. Dwie z nich nie należały do Luhan'a.
Ma gości? Dochodziła godzina 19 sądził, że ten jak zwykle zaszył się w swoim prywatnym gabinecie przy stercie papierów.
Przekraczając próg kuchni przystanął otwierając usta na widok nikogo innego jak znajomego barmana o mocno podkrążonych oczach. - Tao-shi?
Usłyszałem zatrzaskujące się drzwi wejściowe, uśmiechając się lekko. Para nawet nie zwróciła na to uwagi, jak najlepiej zajmując się sobą, co jakiś czas wciągając mnie w rozmowę i dogryzanie sobie. Spojrzałem na zapewne zaskoczonego Jongin'a w progu. Kris przyglądał się przez chwilę Tao, który wyglądał jakby miał zaraz skakać z ekscytacji i zaraz po tym również zlustrował wzrokiem Koreańczyka. Właściwie to wyższy blondyn widział całą sytuację z boku, będąc przy stole w dzień, w którym chudy chłopak wpadł na mnie, dosłownie przypadkiem. Nigdy nie skomentował tego, lecz co jakiś czas nie szczędząc sobie dogryzania mi, nazywając nas "licealną miłością". W tej chwili wydawało mi się to śmieszne ale i tak byłem czujny, widząc, jak tamten uśmiechał się lekko pod nosem, na widok nowo przybyłego. 
- Jesteś już.
Oczy Koreańczyka skanowały każdego po kolei i pewnie nadal nic by nie mówił, gdyby nie natychmiastowa reakcja Tao na jego przybycie.
- Jongin! - chudzielec otworzył szeroko usta niemalże tracąc oddech, gdy Chińczyk rzucił mu się na szyję mocno do siebie przyciągając. Objął go jedną ręką w duchu ciesząc się, że go widzi. Chociaż jak na niego zdecydowanie zachowywał się zbyt cukierkowo. Czy to przez obecność niejakiego Krisa Wu? - Dzieciaku, kupę lat.
Pomylił się. To nadal stary ZiTao.
- Dobrze się odżywiasz? - barman przyglądał mu się przez długą chwilę natomiast Kim pokiwał głową z delikatnym uśmiechem. - No ja myślę. Kazałem temu idiocie coś ugotować. - wskazał niedbale za siebie, gdzieś na sylwetkę blondyna.
- Ej, kogo nazywasz idiotą? - Zwróciłem się do ciemnowłosego chińczyka, mając ochotę rzucić w niego drewnianą łyżką, którą jeszcze przed chwilą mieszałem coś w garnkach. Pewnie zrobiłbym to, gdybym nie był niepewny reakcji Krisa, który w tej chwili swoim śmiechem aprobował obelgę, rzuconą w moją stronę przez Tao (Lub w jego wypadku pieszczotliwą ksywkę). Choć w pewnym sensie nie obawiałem się go, lecz to jeszcze nie pora na takie rzeczy. - Ale nie zaprzeczysz, że jedzenie wyszło świetne.
- Oh jasne blondasku, wszystko spoko. - skomentował barman siadając z powrotem przy Wu. Puścił przy tym na dodatek oczko do Luhan'a.
Jongin przeniósł wzrok na ukochanego. 
- Naprawdę coś przygotowałeś? - zainteresowany niecodzienną dla niego sytuacją podszedł bliżej Chińczyka uprzednio kiwając głową do Krisa. Przyjrzał się uważnie daniom znajdującym się na stole otwierając usta. Krewetki i wino. Czyżby znów pomysł Tao? Koreańczyk uśmiechnął się.
Obejmując jedną ręką Jongin'a w pasie, przyciągnąłem go bliżej. W sumie nawet takie zachowanie było dość nietypowe dla mnie, ale miałem nadzieję, że chłopak będzie zadowolony. - Pewnie.
Uśmiechnąłem się mimowolnie, prowadząc Koreańczyka do jego miejsca przy stole.
W momencie, kiedy Luhan objął go przy nich chłopaka zalała fala gorąca. Poczuł się niezręcznie nie sądził, że mężczyzna okaże mu jakąkolwiek czułość nawet przed Krisem. Na swój sposób jednak chudzielec nie wiedział gdzie podziać wzrok, dlatego nieco skrępowany usiadł naprzeciw gości bawiąc się pod stołem palcami.
Luhan należał do osób twardo stąpających po ziemi. Choć posiadał swoje słabości i lęki był śmiały, nie wstydził ani nie bał się niczego. To od samego początku zaobserwował Kim, dlatego nie mógł się mu oprzeć.
Zająłem miejsce zaraz obok niego, w środku ciesząc się jego obecnością, bo to właśnie na niego czekaliśmy sporo czasu. Może nie była to jakaś specjalna okazja, sam nie wiedziałem, dlaczego spędzamy wieczór w większym gronie, lecz  wcale na to nie narzekałem. Konkretniej zawsze musiałem szukać powodu w niczym, tak myślałem.
Teraz rozluźniłem się trochę i za bardzo nie przejmowałem niczym, ściskając lekko dłoń chłopaka pod stołem.
Dłonie chłopaka nienaturalnie się pociły i to go niepokoiło. Nie wiedział dlaczego tak się dzieje, ale sam fakt, że Han w jakiś sposób go nie odtrącał, kiedy byli w większym gronie uszczęśliwiał go. Posyłając uśmiech mężczyźnie zabrał się za nakładanie wszystkim porcji miejsca słysząc zadowoloną reakcję Tao. 
- Byłbym zapomniał. - odezwał się barman patrząc z zainteresowaniem na Jongin'a. - Kiedy ostatnio zapytałem czemu nas nie odwiedzasz w klubie Lu-ge stwierdził, że nie byłeś w stanie się pofatygować i się tobą dobrze zajął.
Głuchy dźwięk spadających sztućców wypełnił pomieszczenie.
Uśmiechając się początkowo pod nosem, zaraz po tym zapomniałem kompletnie, co właściwie barman powiedział. Przeniosłem wzrok na chłopaka, przez niespodziewany huk. - Wszystko w porządku?
Kris szturchał łokciem bok ZiTao, nie zostając cicho. - Luhan nawet sobą nie potrafi się zająć.
Zignorowałem całkowicie kpinę w jego głosie, zastanawiając się, od kiedy ta dwójka jest, jak nigdy ze sobą zgodna i dlaczego Jongin zachowywał się tak nienaturalnie, kiedy wcześniej potrafił odpyskować każdemu, na jakikolwiek temat.
- Jonginah.. od kiedy z ciebie taka niewinna cnotka? - zaśmiał się Tao.
Wspomniany chłopak długo milczał nim z jego ust wydostało się ciche mruknięcie. - Nie sztuką jest dawanie dup wszystkim wokół.
Grzebał przy tym widelcem w jedzeniu.
- Co masz właściwie na myśli? - Posłałem chłopakowi dłuższe spojrzenie, po czym podniosłem się z miejsca, by otworzyć w końcu, długo czekające wino. Nie bardzo miałem ochoty na mówienie, lecz wszyscy dobrze wiedzą, jak działa alkohol, zwłaszcza w większej grupie osób. Z nadzieją na ciekawy skutek, mocniej złapałem butelkę. Dbając nawet o to, żeby znalazły się przy kolacji kieliszki, wypełniłem je napojem, zajmując przy tym czymś mój umysł.
Zitao wyczekiwał odpowiedzi Jongin'a samemu dziwiąc się, dlaczego ten chudzielec był taki cichy.
Brunet nerwowo wiercił się na krześle. Nie chcąc sprawiać wrażenie osoby nieszczerej podniósł głowę spoglądając to na Krisa to na Tao.
- W zasadzie polecam krewetki, są dobre. - nałożył sobie kęs by po chwili zapchać sobie nim usta.
Barman prychnął niezadowolony. - Nudziarz.
YiFan spojrzał z zainteresowaniem na Koreańczyka i szturchnął go nogą pod stołem. - Ten dupek zabronił ci mówić, czy co?
Ciemny blondyn uśmiechnął się arogancko pod nosem. - Nie bój się. Jeśli będzie się rzucał skutecznie go... uciszę.
Spojrzałem na Krisa, mrużąc oczy. Czy wszyscy naprawdę byli przeciwko mnie?
Jongin powiódł wzrokiem na Luhan'a otwierając usta, następnie spojrzał z powrotem na Krisa. - Właściwie.. bardziej się obawiam szalonego barmana, który ewidentnie ma swoją własną książkę o tym jak znęcać się nad własnym przyjacielem.
- Uh - ZiTao wydął dolną wargę. - Nadal się gniewasz o incydent ze spermą na meblach?
Chudzielec drgnął.
- Dupku nie znęcaj się, bo ci rozwalę tą słodką buźkę. - Wskazałem ostrzegawczo na Tao, popijając wino z swojego kieliszka. - Nawet Kris cię nie pozna.
- Blondi, bo ja ci zaraz coś rozwalę. - Oczywiście na pomoc swojemu kochasiowi odezwał się Wu, tak jakby takowej potrzebował. Wywróciłem oczami.
- Twój chłopak już wystarczająco uprzykrza mi życie na co dzień. Czasem mógłbyś mu zapchać buzię swoim kutasem, choć chyba nawet to go nie powstrzyma.
Cicho prychnąłem, lecz nie na tyle, by było to nie słyszalne. Zająłem się w końcu jedzeniem, bo ono mogło być najlepszym w tym wszystkim.
- Luhan! - zażenowany Koreańczyk zakrył usta starszego mężczyzny dłonią. 
Tao zaczął się głośno śmiać.
- W każdym razie.. - Jongin zwrócił się do Krisa. - Co miałeś na myśli mówiąc, że go skutecznie uciszysz?
Kiedy próbowałem wymamrotać cokolwiek, przez dłoń chłopaka przy moich ustach, YiFan zwrócił się do niego. - Oh, po prostu myślę, że nie ma na tyle jaj, żeby do mnie zapyskować, a nawet jeśli, to nie skończy się dla niego za dobrze. 
Cały czas ukazywał przy tym swój uśmiech, wyglądając przy tym, jakby coś kombinował lub co najmniej pozjadał wszystkie rozumy. Nie wiedziałem, czy obawiałem się czegokolwiek z jego strony, lecz jeśli tak mówił, to wyraźnie musiał być bardzo pewny siebie.
Nie rejestrując nawet kiedy na ustach Jongin'a pojawił się kolejny tego dnia promienny uśmiech. Odsunął dłoń od ust chłopaka przygryzając wargi.
ZiTao obserwował zakochaną parę.
Przyglądałem się, co jakiś czas Jongin'owi, najzwyczajniej jedząc i dopijając wino ze swojego kieliszka do końca. Kris puścił oczko chłopakowi, widząc jak się wyciszyłem. Pieprzony zdrajca.
Moja łydka ocierała się pod stołem o tą, należącą do Koreańczyka. Burknąłem cicho pod nosem mniej określone słowa.





Po tak dużej dawce jedzenia Jongin nie wiedział jakim cudem podniósł się z krzesła. Po tym jak goście wyszli chłopak napił się wina, by następnie zabrać się za sprzątanie ze stołu. 
- To było naprawdę pyszne Luhanah.. nawet nie wiedziałem, że gotujesz. - wymachiwał przez chwilę umytą łyżką. - Zaskakujące..
- Ważne, że ci smakowało. - Zabrałem resztę naczyń ze stołu, pomagając przy myciu ich. Właściwie nigdy czegoś takiego nie robiliśmy, jeśli chodzi o ugotowanie czegoś większego. Nawet jeśli chłopak od czasu do czasu przygotowywał obiad w kuchni, znacznie częściej byliśmy za jedzeniem poza domem. Można było to zauważyć, mimo krótkiego czasu razem w jednym mieszkaniu. Jednak wszystko cały czas się zmieniało, tak samo z tym, jak spokojny byłem w ten dzień.
- Ale wiesz, ten Wu.. jest naprawdę fascynujący. - wypuszczając powietrze oparł się o kuchenkę. - Pełen tajemnic i.. nie sądziłem, że się z nim dogadam. W dodatku nie dziwię się, że przez tak długi okres czasu Tao-shi tak się ślinił na jego widok. Kiedyś mi nawet wspomniał, że on wyciskał przez większość czasu na siłowni. Woaa.. pewnie dlatego jest taki wielki. - stwierdził wypijając kilka łyków wina.
Moja reakcja była dość szybka. Popychając chłopaka plecami na najbliższą rzecz, a w tym wypadku była to lodówka, on sam zapewne się tego nie spodziewał. Coś mnie tknęło, kiedy słowa swobodnie wypływały z ust chłopaka. Nie zastopował tego głośniejszy huk, gdy Koreańczyk zderzył się z twardą powierzchnią, połączony z moim cichym warknięciem. Postarałem się to zrobić nie na tyle mocno ale właściwie nie mogłem się kontrolować. - Nie zachwycaj się innym mężczyzną.
Jongin jęknął wpatrując się w pociemniałe oczy kochanka.
- S-skąd ci to przyszło do głowy? Ja tylko komplementuję twojego przyjaciela kochanie. - ostatnie słowo wyszło z ust chłopaka nadzwyczaj cicho. Zawstydził się, ponieważ nie zdarzyło mu się powiedzieć do mężczyzny aż tak pieszczotliwie. Chyba, że w przypadkach, kiedy stracił głowę przez nadmiar alkoholu.
Nie mogąc poradzić sobie z piekącymi od gorąca policzkami przysunął się subtelnie, całując miękkie wargi mężczyzny. Sapnął wplatając palce w jego włosy. Cholera, jak na poważnie mógł zachwycać się kimś innym niż okazem perfekcji przed sobą.
Chłopak zdecydowanie zadziałał na mnie, tak jak chciał, bardzo dobrze potrafiąc uspokoić moją złość. Nie mogłem oprzeć się jego wargom, zwłaszcza, że już dawno mogłem ich posmakować. Układając jedną dłoń na drzwiach lodówki, a drugą na jego biodrze, przejąłem kontrolę nad pocałunkiem. Wpijając się namiętnie w jego usta, spodobało mi się, jak Koreańczyk się do mnie zwrócił.
Cichy jęk jego imienia rozniósł się echem po kuchni, kiedy ich pocałunki stały się bardziej żarliwe i zachłanne, Jongin nie potrafił się się hamować, gdy w grę wchodziło intensywne przelewanie uczuć. Uznał, że ostatnimi tygodniami zbyt często uprawiali seks, dlatego zatracił się w ustach mężczyzny z minuty na minutę pogłębiając pasjonujący pocałunek.
Z włosów, dłoń Kim przeniosła się na kark miziając go palcami. Badał odkrytą skórę Chińczyka czując, jak brakuje mu powoli powietrza.
Pieszczota była inna niż te zazwyczaj, gdy pocałunek mówił więcej niż słowa. Pełne usta chłopaka skutecznie odrywały mnie od rzeczywistości, a nam brakowało czegoś takiego. Takiego, co czasem nie będzie kierowane tylko pożądaniem. Od kiedy postawiłem sobie wszystko jasno, nie zostało mi nic innego, jak wprowadzanie wszystkiego w życie, co wcale nie równało się z pozbyciem mojego trudnego charakteru. Przygryzając jego dolną wargę i zaraz po tym odrywając się niechętnie od młodszego mężczyzny, nabrałem powietrza, którego nam obu brakło. - Jonginah...
- Nie przerywaj.. - przyciągając go za włosy z powrotem wpił się w jego usta pozwalając tym samym na to, by czas przelewał się przez ich palce.
Kim nie wypuszczał go z kuchni aż pomieszczenie nie wypełniła ciemność.



Chincha? - naprawdę? poważnie?
Mwoh? - co?

Mollayo - nie wiem

1 komentarz:

  1. Hejo. Czytałam od wczoraj opowiadania zamieszczone tutaj i mam parę słów do powiedzenia. Może przez to mój komentarz stanie się chaotyczny,ale co tam... Z tego co widzę i pamiętam z wczoraj, pod prawie każdym postem są komentarze. Jak wczoraj CAT-CHOA pisałaś informacje na g+ zapewne nie było komentarzy pod ostatnimi trzema rozdziałami. To nie jest powód do paniki i upominania się czytelników o uwagę. Prawda, że wolimy jak ktoś doceni naszą pracę, przeczyta rozdział i jeszcze skomentuje! Chwała im za to. Jednak jeżeli będziesz patrzeć tylko na statystyki (wyświetlenia i komentarze) to długo nie potrwa Twoja kariera pisarska. Sama musisz wiedzieć, że Twoje opowiadania są na tyle dobre, że same znajdą sobie czytelników. Sam Wasz (teraz kieruje komentarz do oby dwóch autorek) styl pisania jest bardzo poukładany, spójny i dobrze się czyta. Musicie w siebie uwierzyć i zbytnio nie zwracać uwagi na statystyki. Albo (jeżeli tak bardzo Wam zależy na popularności) nawiązywać współpracy z innymi blogami, reklamować się w różnych miejscach itd.
    Kolejna sprawa to to, że dzisiaj wszyscy są zaganieni. Tylko jak widzę moje rodzeństwo z podstawówki ma wiele czasu. Z tego względu ciężko znaleźć czas na obserwowanie wszystkich blogów, niektórzy prowadzą jeszcze swoje i każdą wolną chwilę wykorzystują na pisanie rozdziałów. Tak to bywa. Ale chciałam powiedzieć o tym, że według mnie rozdziały są zbyt długie. Jest to męczące dla Was samych, bo dużo czasu musicie poświęcić, żeby się zgrać omówić szczegóły historii, a przecież nie zawsze macie czas o tej samej porze. Dla czytelników jest to męczące, bo wiele osób nie lubi czytać. Niektórych możecie zniechęcać taką ilością tekstu. Myślę, że gdyby rozdziały były nawet o połowę krótsze to nawet mogłybyscie dodawać je częściej.
    Inna sprawa: nie wiem czy macie coś takiego, bo pisze i czytam zawsze na telefonie, chodzi mi o spis opowiadań i ich części z linkami. Jest to o wiele prostsze i czytelnik szybciej znajdzie coś dla siebie, niż jeżeli miałby szukać w archiwum.
    Ogólnie podoba mi się Wasz styl pisania. Sposób w jaki opisujecie sytuacje, dialogi i osoby. Czasem tylko pojawiają się literówki, ale to nic wielkiego. Jednak nie zostanę z Wami na dłużej. Dlaczego? Już się usprawiedliwiam. Nie lubię czytać bardzo długich rozdziałów. Nie lubię czytać yaoi ani yuri. Nie lubię czytać tekstów w których występują przekleństwa. Być może przez to uznacie mnie za dziwną osobę, ale nie obchodzi mnie to.
    Kończąc, doceniam Waszą pracę i życzę powodzenia w dalszym pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń