wtorek, 13 października 2015

Escape into Oblivion ► Abstrakcja

A/N: Witam! Wracam do was, oczywiście z kolejnym partem EiO. Jakoś inaczej, lepiej się czułam pisząc go wraz z drugą autorką, obie czułyśmy się wspaniale i niezwykle lekko nam to szło (no oprócz zastanawianiu się przez godzinę nad jednym słowem, tak). Chcę bardzo gorąco podziękować za te komentarze, których choć jest mało, to są i to dość obszerne, dlatego cieszę się z nich niezmiernie~ są od autorek, które bardzo sobie cenię to na pewno. Przekroczyliśmy już 7 tys wyświetleń co jest kolejnym powodem bym się uśmiechnęła.
Chciałabym prosić wszystkich, którzy tu zaglądają o skomentowanie poszczególnego opowiadania - zdaję sobie sprawę, że jest ich niewiele, bo ledwie dwa rozdziałowce, ale to się z pewnością zmieni. Całkiem niedługo. CAŁY czas poświęcam też oneshotowi z Exodusu no i rzecz jasna! przydałoby się dział 'one shot' ładnie uzupełnić. ;; Mimo tego bardzo proszę, każda opinia mnie zadowoli po prostu.. to też motywuje, widzę, że nie tylko dla siebie to piszę. To taka moja prośba~
Rzecz trzecia. Choć ff You are Mine został zawieszony, to z całą pewnością go dokończę, bo tak to nie byłoby to dla mnie sensowne zostawić nie dokończone. Chodzi o ten głupi brak pomysłu, ale spokojnie - czytelnicy bardziej preferujący TaoHana pomału się piszą kolejne rozdziały. ;;
Proszę aktualnie o wsparcie przy Kailu, bo szczerze przywiązałam się do tego opowiadania, zostawiam tam cząstkę siebie, mogę się przy tym zdecydowanie rozładować.
Koniec z formalnościami, życzę miłego czytania~! Liczymy z Lulu na pozytywną opinię.



Abstrakcja 

                                                                           

Budząc się owinięty w perłową pościel chłopak przetarł twarz następnie się przeciągając. Pewnie zaniepokoiłby się obecnością w obcym łóżku, gdyby nie śpiący obok Luhan wyglądający tak kurewsko niewinnie. Samo wspomnienie zeszłej nocy wywołało w nim niewyjaśniony atak wewnętrznego szczęścia a on sam czuł się, jak gdyby nic wokół nie istniało i przestało mieć znaczenie. Czego chcieć od życia więcej? Luhan był aż nadto doświadczony w kwestiach seksu, więc nie miał na co narzekać. To była dla niego forma ucieczki od rzeczywistości.

Jongin wstrzymał oddech patrząc jak klatka piersiowa chłopaka unosi się i opada w spokojnym rytmie a jego usta delikatnie drgają, kiedy ten co jakiś czas mamrotał coś niezrozumiałego cicho. Mógł powiedzieć, że Chińczyk spał wyjątkowo beztrosko. Nie potrafił się powstrzymać, dlatego nachylił się jak najciszej muskając ustami jego nieco zaróżowiony policzek.
- O kurwa. - cichy śmiech obił się o uszy Koreańczyka, dlatego szybko obrócił głowę dostrzegając opartego o framugę drzwi Zitao. - Wygląda na zajebiście wymęczonego, coś ty mu zrobił? - nim brunet zdołał wykrztusić z siebie cokolwiek chłopak szybko dodał lekko się krzywiąc. - Albo nie, nic nie mów, naprawdę nie chcę tego wiedzieć.
Jongin przystawił palec do ust. - Cśś, obudzisz go.
Rozglądnął się w poszukiwaniu swojej bielizny, bo boże, przecież był nagi a barman jak zawsze pojawia się wtedy, kiedy nie trzeba. Widząc je przy biurku wraz z pozostałościami po ubiegłej nocy przygryzł dolną wargę. - Um, Tao mógłbyś..?
Westchnąwszy podniósł bokserki i natychmiast rzucił nimi w chłopaka. - Ohyda. - skomentował, zaś chudzielec wywrócił oczami zakładając je. - Normalnie powinieneś czuć się dumny, bo wiesz Luhan, szycha w klubie i te sprawy, ale zamiast tego na twoim miejscu bym się z deka brzydził.
Ciche głosy zaczęły wbijać się w moją podświadomość, a ja przewróciłem się na bok. W pół śnie wyczułem, że chłopak jest blisko mnie, dlatego wyciągnąłem ręce, przyciągając go do siebie. Brakowało mi tego ciepła, a budzenie się codziennie samotnie w łóżku, było okropne. Wtuliłem się w jego bok i rozbudziłem się trochę, by cokolwiek zrozumieć z rozmowy. Oczywiście dalej udawałem, że śpię, odtwarzając w głowie ostatnią noc. Wspomnienie tych nieopisanych uczuć, napawało mnie dobrymi myślami. Możliwe, że chciałem więcej i więcej... Lecz czy będę potrafił czerpać z tego jak najwięcej? Drgnąłem lekko, równo oddychając.
Jongin już miał odpyskować nieznośnemu barmanowi, gdy poczuł jak silne ramiona przyciągają go do siebie. Choć bardzo nie chciał to czuł jak na jego twarz wpełzł delikatny rumieniec a w przypadku chłopaka czarne motyle obijały się o jego brzuch. Ten czuły gest ze strony Chińczyka zaowocował nawet dłuższym milczeniem Tao.
Patrząc tak na Luhana chudzielec naprawdę nie mógł się powstrzymać przed dotknięciem go, nie wiedział tak do końca czym to było spowodowane, bo plączące się myśli tworzyły w jego głowie istny chaos. Przesunął opuszkami palców po jego widocznym zarysie szczęki uśmiechając się do siebie.
- To zaczyna być chore. - westchnął nagle Zitao podchodząc bliżej. - Serio, dzieciaku nie wiem jak dokonałeś tego, że ten dupek jeszcze cię nie wypierdolił ze swojego łóżka. - zwiększył nacisk na słowo 'swojego'.
- Hm? - Koreańczyk odsunął palce od gładkiej skóry chłopaka przenosząc pytający wzrok na Huang'a.  - O czym mówisz?
Barman parsknął.
- Nie udawaj, że nie wiesz jaki tryb życia prowadzi Luhan.
Otwierając szeroko oczy, podniosłem się leniwie do siadu. Cokolwiek Tao miał zamiar powiedzieć, nie utrzymało by to raczej mojej dobrej opinii. Popatrzyłem to na jednego, to na drugiego, zaciskając dłonie w pięści. Sam nie potrafiłem się pozbierać w swoich myślach, a do tego chcieli mi to wszystko utrudnić. Odchrząknąłem, przeczesując palcami swoje blond włosy. Zmrużyłem jeszcze lekko zaspane oczy, bijąc się mentalnie po twarzy. Co niby miałem powiedzieć?
- Lu, jak dobrze widzieć z rana twoją twarz. - mruknął ironicznie Tao, Jongin natomiast powstrzymał się przed ponownym wywróceniem oczami przenosząc powoli wzrok na Luhana.
Prychnąłem pod nosem, przenosząc wzrok na Chińczyka. - A twoją wręcz okropnie, chuju.
Zakryłem się bardziej kołdrą, zastanawiając się jak przełamać tą przeciągającą się ciszę. Osobiście miałem ochotę nadal leżeć w łóżku, choćby do samego wieczora. Tak właściwie bardzo intrygowało mnie, co robił tu tak wcześnie rano, bez większego powodu. Chyba, że było to coś ważnego. - O czym rozmawialiście?
Tao zaśmiał się pogardliwie.
- Yah, kretynie z tego co wiem mieliście ogarnąć wczoraj resztę imprezy w czasie kiedy musiałem pilnie wyjść. - mlaskając ustami pomachał przed oczami Luhana papierami. - Plus mam wieści od twoich ostatnich sponsorów. Chyba odwołali transakcje i zrezygnowali z dalszego transportu towaru tutaj. Mowa o magicznych strzykawkach i heroinie. - patrzył na niego już nieco poważniej. Chudzielec otworzył usta spoglądając to na barmana to na blondyna nieświadomie przysuwając się bliżej niego.
Wziąłem głęboki wdech, biorąc papiery od Chińczyka. Przeglądałem je przez chwilę, klnąc w myślach. Myślałem na tym przez dłuższą chwilę, dokładnie czytając każde słowo. - Cholera, zajmę się tym wszystkim jeszcze dziś...
Wyprostowałem się, czując lekki pulsujący ból głowy. Pomyślałem w tej chwili, że te interesy już nie odchodziły mnie tak bardzo, jak jeszcze do niedawna. Mimo, to wiedziałem dobrze, jak sobie poradzić, gdyż zdarzały się już gorsze sytuacje, a mi zawsze udawało się wybrnąć z nich. Tak więc zrzuciłem to na drugi plan, by nie przejąć się za bardzo. Ścisnąłem papiery w rękach, nie mogąc skupić się na tym wszystkim.
Przeniosłem wzrok na Jongin'a, który w tym momencie siedział cicho.
Kim sam nie do końca wiedział co ma powiedzieć, zastanawiał się tylko czy chłopak bardzo przeżył utratę dilerów, w końcu wiedział o jego pewnego rodzaju uzależnieniu. Myślał wtedy czy on sam schodził na boczny tor, kiedy w grę wchodziły używki. Nie chcąc o tym dłużej myśleć zaczesał włosy do tyłu patrząc na wciąż stojącego barmana.
- Chciałeś coś jeszcze?
Usłyszał w odpowiedzi burknięcie. - Luhan uczynił cię nowym szefem czy co? Przyszedłem pozwiedzać biuro, ale za bardzo przeszkadza mi sperma na meblach. - odgryzł się. 
Nim dotarło do Jongina co jego przyjaciel właśnie powiedział ten zdążył już wyjść a on sam zasłonił twarz dłonią walcząc z zawstydzeniem.
Jeszcze raz wywróciłem oczami, starając się nie myśleć o sytuacji swoich interesów. Cały czas powtarzałem, że przecież dam sobie z tym radę. Do tego posiadałem jeszcze dość spory zapas przeróżnych używek. Nawet czasem odłożonych na czarną godzinę, czy kryzysowe sytuacje.
Przyciągnąłem chłopaka bliżej siebie, zapominając się jeszcze na kilka krótkich chwil. Wiedziałem, że to nie będzie trwało cały czas, że chłopak zniknie, zajmując się swoimi sprawami, a ten stan rzeczy szybko nie wróci. Czułem się trochę rozdrażniony, dłuższym brakiem narkotyków, lecz sądziłem, że jeszcze wytrzymam. Rozkoszując się jego ciepłym ciałem, zostaliśmy tak na dłuższy moment.
Upływające minuty dawały się Jonginowi we znaki, bo kiedy tak trwał w uzależniającym uścisku zegar powoli wskazywał południe a on sam wiedział, że niedługo musi załatwić nie dokończone sprawy jakimi był Oh Sehun. Nie chcąc, by łzy przejęły nad nim kontrolę zatrzepotał rzęsami łaskocząc tym szyję blondyna.
- Kiedy moje bagno się skończy.. obiecuję, że będę przy tobie, kiedy tylko zechcesz. - tak bardzo obawiał się teraz na niego spojrzeć. Złożył obietnicę, która znaczyła dla niego tak wiele, nie mógł jej schrzanić.
Zacisnąłem mocniej palce na jego ciele, sam nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałem. Poczułem lekkie ukłucie w brzuchu, starając sobie zdać sprawę z wagi jego słów. Głośno przełykając ślinę, spojrzałem na niego. Chciałem trochę wyminąć odpowiedź, gdyż trudno było mi mówić o jakichkolwiek uczuciach. - Bagno?
Jednak chłopak miał jakieś problemy. Ale czy takie, które podejrzewałem? Nie wiedząc czemu interesowały mnie te sprawy. Możliwe, że nie chciałem zostawić Koreańczyka samego w tym, lecz dobrze wiedziałem, że nie wciągnąłby mnie w to. Odkąd tylko się pojawił moje życie diametralnie się zmieniło. Ciągle zachowywałem się inaczej. Czy chciałem się zmienić? Na pewno chciałem jakiegoś odstępstwa od rutyny i mojego pustego wnętrza. Czułem się jakbym wcześniej, żył tylko z dnia na dzień, chcąc go przetrwać. Kiedy zaś nie wytrzymywałem, uciekałem się do swojego uzależnienia. Niszczyło mnie to wszystko, a sam nie mogłem tego zatrzymać. 
Jongin zamknął oczy słysząc ciche pytanie Chińczyka. Próbował skoncentrować się na czymś przyjemnym, uciec do myśli o samym chłopaku, by znajome, ciepłe uczucie wypełniło jego ciało. Dlaczego po prostu ot tak nie wyrzuci z siebie wszystkiego co go dręczyło ostatnimi dniami? Że miał beznadziejnego byłego szefa, który w zemście pieprzył go co noc? Że naprawdę nie chciał opuszczać Luhana? Dlaczego to wszystko było tak kurewsko trudne? Życie nauczyło go być mniej wylewnym przez co wiele tracił, ale i niekiedy na tym zyskiwał.
Choć to tylko pieniądze i poniekąd ochrona ojca musiał przyznać sam przed sobą, że nie szanował samego siebie. Ta myśl go obrzydzała, sprawiała, że chciał odsunąć od siebie i Luhana.
Czas.. czas był dla niego pewnego rodzaju biegiem, biegiem decydującym o tym czy jego życie chociaż maksymalnie ulegnie tej lepszej zmianie. Musiał przełamywać swój lęk i odsuwać na bok obawy, rozum, który krzyczał mu 'nie' zostawał zepchnięty na boczny tor. Ale tak zadecydował. Dlatego odsuwając kołdrę podniósł się z łóżka dosyć pośpiesznie zakładając na siebie spodnie, następnie niechlujnie zapinając guziki od koszuli.
- Muszę iść - rzucił chowając komórkę do kieszeni podartych dżinsów. - Czas jest moim bagnem, Luhan.
Poczułem się pusto, kiedy chłopak nagle się ode mnie odsunął. Obserwowałem go przez cały czas. Nie chciałem go zatrzymać. A może nie byłem w stanie? Stwierdziłem, że skoro tak powiedział, to każda sekunda jest dla niego cenna. Odczuwałem tylko gdzieś w podświadomości, że wróci. Nie ważne jak długo to zajmie. Wizja jego wcześniejszej obietnicy, odpowiadała mi, a nawet była to dla mnie pewnego rodzaju nadzieja. Ja sam musiałem zająć się do tego czasu kilkoma sprawami mimo, że na pewno nie były tak ważne. Co ja mogłem wiedzieć o życiu, ćpając przeważnie cały czas? Nawet nie potrafiłem sobie przypomnieć lat przed tym. Mój czas płynął za szybko, nie mogłem nacieszyć się życiem lub nie pamiętałem już swojego szczęścia. Czy będę mógł je znów odnaleźć.
Poprawiłem swoje włosy, patrząc poważnie na chłopaka. - Jongin... Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
Zatrzymał się nagle a jego dłoń zastygła na klamce. Wiedział? To pytanie namnożyło się w jego głowie a on sam czuł, że jeszcze moment a nie utrzyma się na nogach. Był słaby zaś siłę czerpał z samej obecności Luhana, ale jak mógł to robić teraz, kiedy zwyczajnie uciekał? Stojąc tak odwrócony do niego plecami nie musiał już powstrzymywać cisnących się mu do oczu łez, więc gdy kolejno zaczęły spływać po jego policzkach po prostu wyszedł gwałtownie nabierając powietrza.
Miał na sobie koszulę Luhana przesiąkniętą jego zapachem, to dawało mu odczucie, że do niego należał.

                                                                         †

Wskazówki zegara niemiłosiernie przedłużały czas, w którym chłopak o platynowych włosach wisiał nad nim posapując cicho, kiedy z każdym pchnięciem zagłębiał się w nim coraz bardziej a jego ruchy były zdecydowane i szybkie. Nie bolało tak bardzo jak za pierwszym razem, jednak to nie zmieniało istotnego faktu, że Jongin nadal czuł dyskomfort nie potrafiąc odnaleźć w tym choć trochę przyjemności a wstyd, który migał w jego oczach był wystarczającą oznaką dla Sehuna by ten stawał się z każdym spotkaniem coraz bardziej rozdrażniony. Dlatego zrobił coś, co spowodowało u Kim wstrzymanie oddechu na parę umierających sekund. Oh wychodząc z niego spuścił się na rozszerzone do granic możliwości uda chłopaka patrząc mu przy tym w oczy z zaciśniętymi ustami.

Cisza przerywana była jedynie normującym się oddechem starszego natomiast Kim leżał tak bojąc się zdecydować na jakikolwiek ruch. Był brudny i nieco obolały, ta mieszanka przyprawiała go o atak niepohamowanego szlochu, lecz starał się być na tyle silny by nie okazywać żadnej oznaki słabości.
Przeszywający wzrok Koreańczyka zmusił w końcu Jongina do odwrócenia się na bok z zamiarem podniesienia się z łóżka. - Jak długo jeszcze będziemy to ciągnęli Sehun? - odezwał się cicho. - Nie jestem ci do niczego potrzebny, dobrze wiesz, że ta relacja jest jednostronna.
Oh potarł swoją brodę jak to miał w zwyczaju, gdy nad czymś intensywnie myślał, by następnie wstać z łóżka, stając przed chudzielcem. - Nie byłaby taka, gdybyś nie znalazł sobie kogoś innego.
- Nie byłaby taka, gdybyś nie był takim potworem. - odgryzł się sięgając po spodnie, jednak dłoń starszego zacisnęła się na jego nadgarstku wstrzymując tym ruchy chłopaka. Nie mógł ukryć, że dotknęły go słowa chudzielca.
- Powiedz mi, kim on jest. - przyciągnął go do siebie tak gwałtownie, że ich torsy otarły się o siebie a sam Kim jęknął sparaliżowany bólem w dolnych partiach ciała. Zmierzył go krytycznym wzrokiem. - Nie powtórzę Jongin, powiedz..
- Odpierdol się. - warknął Koreańczyk odpychając go od siebie, lecz szybko stracił równowagę i wpadł na stolik nocny uderzając o niego. Hałas był przeszywający, Sehun szybko ukucnął przy skulonym nagim ciele chłopaka unosząc jego podbródek palcem wskazującym.
- W porządku? - na nic innego nie potrafił się zdobyć, co spotkało się z mocnym zagryzieniem ust przez chudzielca.
- P-po prostu.. skończmy to Sehun. - nie miał siły się podnieść, najchętniej położyłby się i nie wstawał. Bolały go żebra wiedział, że pewnie znajdą się na nich siniaki a mimo tego jak bardzo starał się chronić wszystkich wokół płacił za to własnym ciałem i niszczącą się psychiką.
- Nie mogę tego skończyć Jongin - odparł po dłuższej chwili Koreańczyk podnosząc szczupłe ciało chłopaka. - Oczekuję, że zostaniesz w tym miejscu na dłużej, że będziesz mój.
Te słowa pewnie i wywołałyby radość w Kim, ale nie kiedy mówił to on. Pragnął usłyszeć te słowa od Luhana. Czy byłby w stanie prosić go teraz o pomoc? By zabrał go stąd? Żałował, że w ogóle opuścił biuro blondyna uciekając do swojej odwiecznej pułapki.
- Jongin. - cichy szept tuż przy jego uchu ocucił go skutecznie. Chwilę później poczuł zderzenie z satynową pościelą chłopaka.
- Gdzie idziesz? - spytał zachrypniętym głosem widząc jak ten kieruje się w stronę wyjścia z sypialni.
- A co? Już tęsknisz? - kpiący uśmiech pojawił się na ustach Sehuna, kiedy moment potem wyszedł pozostawiając po sobie jeszcze większy chłód.
- L-luhan.. - wychrypiał przyciszonym głosem przenosząc wzrok na swoje ubrudzone uda. Bezsilność zawładnęła całym jego ciałem a on sam sądził, że kawałek po kawałku się rozpada tęskniąc za znajomym ciepłem.
Nie wiedział, że Oh nadal stał za drzwiami wbijając boleśnie paznokcie we framugę.

                                                                         †


Szelest papieru. Kolejne napisy. Linijki tekstu, nie mające końca. Sterta dokumentów.

Uderzyłem dłonią w stół, zrzucając wszystko ze swojego biurka. Głośny wdech. Nie mogłem się na niczym skupić, na pewno nie na tych cholernych świstkach. Czułem się jakby moje nerwy były rzucane o ścianę, kiedy moja głowa pulsowała nieprzyjemnie. Ciężkie powietrze, którego nie potrafiłem już wdychać. Cisza o tej godzinie wręcz drażniła moje uszy. Kierując się powoli do szafki, włączyłem głośno muzykę. Nie miałem zwyczaju robić tego wcześniej, lecz kto będzie się tym przejmował. Wiedziałem już wtedy, co było nie tak. 
Otworzyłem swoją dość dużą szafkę. Zapasów w niej nigdy nie brakowało lecz teraz sięgnąłem po coś z górnej półki.
Czując zimne szkło strzykawki, już wcale się nie wahałem. Zacisnąłem mocno opaskę na przedramieniu. Wstrzymany oddech i przyjemne ukłucie na skórze. Moje myśli odbiegły w innym kierunku. Chciałem wiedzieć, kiedy to wszystko się skończy. Jak długo jeszcze będę musiał to robić, żeby nie być zamknięty w swoim szarym życiu? 
Strzykawka za strzykawką - już nie robiły na mnie wrażenia. Lekkie uczucie igły, zmieniło się w rozchodzący się ból, którego nawet nie potrafiłem odczuć.
Głęboko oddychałem, leżąc na podłodze w swoim gabinecie. Wszystko co pojawiało się w mojej głowie, jakby wychodziło z niej i było na wyciągnięcie ręki. Czas się zatrzymał. Kiedy zerkałem na zegarek on wskazywał tą samą godzinę. Sekundy nie upływały tak szybko, jak zawsze.
Każdy dźwięk rozbijał się w mojej głowie, a ja próbowałem sobie tylko przypomnieć, jak ciepły był chłopak, którego mogłem dotknąć zeszłej nocy. Jak szybko można było zawładnąć jego delikatnym ciałem? Kiedy ja zapomniałem się w swojej codzienności?
Porozrzucanych zużytych opakowań nie brakło wokół mnie. Oblizałem zaschnięte wargi, biorąc ostatnią strzykawkę. Może będę żałował, a może nie zapomnę tych krótkich momentów mojego życia. Robiłem  źle, sam w środku się rozpadając. Kawałek po kawałku odpadał ze mnie, a ja naprawdę zacząłem wierzyć, że nie da się tego powstrzymać.
Potrzebowałem Jongin'a bardziej niż zwykle, bo tylko on mógł to powstrzymać.
Wszystko przed oczami zaczęło mi się zamazywać i brakowało mi oddechu. Moje powieki stały się bardzo ciężkie, a ja mogłem jedynie zamknąć je i pogrążyć się w ciemności.


- Otwieraj, kurwa! - głośna muzyka wydobywająca się z wnętrza biura szefa nie dawała spokoju głównemu barmanowi. Coś było nie tak, albo zachlał się do nieprzytomności, albo nie daj boże wziął co nie trzeba, szczerze mówiąc Tao martwił się. Mógł go nienawidzić i wiecznie go wkurwiać, ale nie życzył mu nic złego.  - Luhan, nie wkurwiaj mnie otwieraj no! - kopnął w drzwi, które dziwnym trafem uchyliły się przez siłę kopnięcia. 

Wchodząc do środka zakaszlał wdychając ciężkie powietrze, niesamowicie go dusiło i nie rozumiał dlaczego ten nie wywietrzył w tym burdelu. Porozrzucane papiery i masa strzykawek a na samym środku leżał skulony Luhan. Klnąc głośno szybko znalazł się przy chłopaku klepiąc jego policzek. - Cholera coś ty narobił.. - jego oczy zrobiły się większe, gdy ledwie wyczuł puls blondyna. Nie zastanawiając się dłużej z trudem podniósł go owijając dłoń Luhana wokół swojego karku, po czym zaciągnął go na korytarz wolną dłonią sięgając po komórkę.
Chciał by cholerna karetka zdążyła na czas, ale wiedział, że to było coś poważniejszego, pierwszy raz znajdował się w tak trudnej dla niego sytuacji.
- Wytrzymaj to stary..
                                                                               
                                                                      †

Seul, rok 1978, wrzesień

- Jonginnie - błyszczące oczy wychudzonego chłopca patrzyły w górę, ku ojcu. - Pilnie się dziś uczyłeś, synu? - energicznie kiwnął głową czym został nagrodzony czułym pogłaskaniem po głowie. - Dobrze. Muszę załatwić papierkowe sprawy a ty idź do swojego pokoju.
Ale chłopak mimo, że miał ledwie 14-naście lat dobrze wiedział, że jego ojciec przesiadywał w swoim gabinecie ze stertą strzykawek i masą prochów. I choć był synem ćpuna, nigdy sam nie popadł w żaden nałóg. On po prostu miał do nich wstręt, bo przypominały mu o ojcu.

Seul, rok 1977, październik

Bywało, że szarpał go za włosy albo zamykał w piwnicy na kilka dni. To nie tak, że zostawiał go bez środków do przetrwania on po prostu uczył go życia. Chociaż sam miał problem z uzależnieniem, które z dnia na dzień stawało się coraz poważniejsze a skutki tego zaczynały wychodzić na zewnątrz chłopiec wmawiał sobie, że robi dobrze, że pan Kim chce dla niego jak najlepiej. W końcu był jego ojcem, jedyną rodziną.

Seul, rok 1977, listopad

Najgorsze chwile, jakie wspominał do dziś było to jak z ćpany ojciec znęcał się nad nim psychicznie. Żaden ból fizyczny nie łamał mu serca tak bardzo jak słowa, które do niego kierował pod wpływem.
- Miałem rację, że nic dobrego z ciebie nie wyjdzie, jesteś jednym wielkim gnojem, który potrafi tylko żebrać o jedzenie i nowe ubrania, nic nie warty śmieć to przez ciebie twoja matka nie żyje! - pamiętał pierwszy silny cios prosto w policzek. Słyszał charakterystyczny dźwięk paska od spodni. - Żałuję, że przyszedłeś na świat tak bardzo żałuję.. moje życie byłoby o wiele lepsze.. 
Zawsze obwiniał go o śmierć matki tylko dlatego, że był świadkiem zamordowania jej. I nie mógł nic zrobić.
Kiedy był już wykończony pastwieniem się nad Jonginem siadał skulony pod ścianą chowając twarz w dłoniach. Narkotyki działały wyjątkowo silnie. Spożyty alkohol był trucizną, złą mieszanką. Tabletki na bezsenność leżały na stoliku nocnym. Obolały chłopak co noc czołgał się w stronę tabletek zabierając je ojcu. To samo robił, gdy widział w zasięgu wzroku każdą inną używkę.
Co noc zabierał po jednej.

                                                                           †


18 marzec, rok 1987, przedmieścia Seulu

Za każdym razem, kiedy poszczególne wspomnienia wracały jego ciało znowu obezwładniało bezlitosne poczucie winy, to go tak bardzo wyniszczało, że pojawiała się pokusa sięgnięcia po jakąkolwiek używkę natomiast wraz ze zniknięciem tych wszystkich negatywnych myśli pojawiały się nowe, dwukrotnie gorsze od poprzednich. Tęsknota, nieład, zatracenie, Luhan. Luhan.
Nerwowo podrygiwał nogą gryząc jak to miał w zwyczaju dolną wargę. Nie potrafił się na niczym skupić odkąd pomyślał o nim, reszta świata zupełnie mu zwisała, rozproszyła się a w centrum pozostał tylko blond włosy Chińczyk.
Wypuścił ciężko powietrze słysząc pobrzękujący telefon w przedniej kieszeni spodni. Sądził, że to Sehun, dlatego nie miał najmniejszej ochoty odebrać. Jednak, kiedy komórka za wibrowała mu ponownie zniecierpliwiony chłopak sięgnął po przedmiot widząc na wyświetlaczu zdjęcie Zitao.
- Na litość boską chociaż ty mnie nie wkurwiaj. - westchnął głośno barman. Jongin mruknął w odpowiedzi. - Jest źle, naprawdę źle. Luhan wylądował w szpitalu. - chłopak automatycznie poderwał się z ławki czując jak serce dosłownie stanęło mu na parę długich sekund. - Wyślę ci adres.
Wraz z zakończonym połączeniem Kim nawet się nie zastanawiając zaczął biec mijając alejki. Na przedmieściach Seulu był tylko jeden główny szpital i instynkt mu podpowiadał, że to właśnie tam znajdował się Luhan, chociaż w takiej chwili powinien pieprzyć instynkt. Serce łomotało mu w piersi a sam czuł, jakby wysiadał przeklinając na niedopracowaną kondycję. Nie miał pojęcia czego mógł się spodziewać, kiedy tam dotrze. Co się w ogóle stało? Chciał jak najszybciej poznać odpowiedź inaczej czuł, że zwariuje.
Docierając do wysokiego budynku wpadł tam szukając wzrokiem znajomej sylwetki Chińczyka a gdy już go odnalazł szybko podbiegł do chłopaka.
- Tao co z nim? Co się stało? - zasypał go pytaniami, na co ten westchnął.
- A gdzie zwykłe 'cześć'?
- Nie denerwuj mnie, gadaj do cholery! 
- Jongin.. - chwycił go za ramiona sadzając na najbliższym krześle. - On się po prostu zaćpał i kiedyś musiał nadejść ten moment, wiesz.. Luhan naprawdę ma z tym problem i nie umie ot tak tego rzucić. Dzisiaj przegiął i lekarze nie mogą go teraz wybudzić. - usiadł obok opierając się ciężko o ścianę. Kim uważnie go słuchał a jego oczy z każdym słowem wyrażały ledwie dostrzegalny ból. - Gdybym wtedy nie wszedł do tego biura.. nie wybaczyłbym sobie, gdyby tam leżał i się już nigdy nie..
- Są jakieś szanse, że się wybudzi? - wtrącił pośpiesznie Koreańczyk czując jak powietrze staje się z każdym wdechem coraz cięższe.
- Spokojnie.. starają się i mam dobre przeczucie, że wszystko będzie dobrze. - uśmiechnął się pokrzepiająco klepiąc jego ramię. - Chcesz go zobaczyć? - szybkie kiwnięcie głową dało Zitao do zrozumienia, że mu zależy. Przejął się tym, ale starał się to jak najmniej okazać, nie rozumiał tylko czemu. Luhanowi przydałaby się w końcu osoba, która go sprowadzi na ziemię i delikatnie mówiąc kopnie w dupę, nieważne czy zrobi to osoba z kasą czy bez, to było bez znaczenia.
- Sala 17, idź. - posłał chudzielcowi szczery uśmiech, chcąc jakkolwiek dodać mu otuchy, miał wrażenie, że nie było mu łatwo jak gdyby z jednego problemu przenosił się na następny. - Jongin..
- Poradzę sobie, przecież się obudzi. - przekonał również jak i samego siebie, po czym nie zwlekając ruszył w stronę wskazanej przez Chińczyka sali. 
Jego nieco zagubione oczy świdrowały każde drzwi, kiedy szedł dłużącym się korytarzem. Zaciskając palce na klamce znalazł się w pomalowanych na biało czterech ścianach rozglądając się aż jego wzrok natrafił na śpiącego Luhana. Od razu wchodząc tutaj zebrało go na wymioty przez wystrój pomieszczenia jak i również śnieżnobiałe ściany co dawało mu odczucie niepokoju i obaw mimo, że na ogół szpital powinien kojarzyć się z bezpieczeństwem i opieką. Siadając na krześle umiejscowionym przy łóżku powiódł wzrokiem na postać blondyna znów przyznając przed sobą, że chłopak wyglądał niesamowicie spokojnie i beztrosko. Jednak teraz nie znajdowali się w jego biurze a lekarze starali się wybudzić go po silnej dawce narkotyków jakimi się odurzył. Jongin przekręcił głowę widząc liczne ukłucia na jego ręce.
- Pan jest rodziną? - usłyszał za sobą głos jak uznał lekarza. Przenosząc wzrok na starszego mężczyznę skinął ledwie zauważalnie głową. Patrzył jak gość w obrzydliwie białym odzieniu sprawdził tętno Luhana następnie wbijając jakiś zastrzyk. Strzykawki, znowu.
- Wydobrzeje? - wysilił się w końcu na ciche pytanie.
Pracownik szpitala spojrzał na niego uważnie przerywając czynność.
- Zdaje pan sobie sprawę jakie ryzyko nosi za sobą wzięcie tak dużej dawki narkotyków, prawda? Chłopak przyjął do krwiobiegu substancję, której nie jesteśmy w stanie zidentyfikować a także nie można jej nigdzie nabyć. - Jongin zmarszczył brwi, choć spodziewał się tego. - Myślę, że z dobrym szczęściem wybudzi się nawet do jutra, mimo to proszę mieć na uwadze, że strzykawka więcej a Lu Han nie miałby tyle szczęścia.

Kim przełknął ślinę odliczając minuty w czasie których mężczyzna opuścił salę a on sam niedługo później leżał wtulony w Luhana ze schowanym nosem w zgłębieniu jego szyi. Teraz był spokojny, bo miał go przy sobie. Zdawać by się mogło, że czekał na to nieskończoną ilość czasu aż ich ciała idealnie się do siebie dopasowały. Pragnął, by zaraz po przebudzeniu Han zdał sobie z tego sprawę.









































5 komentarzy:

  1. Miałam długi komentarz napisany, ale mi się usunął ;-; Dzięki telefonie >...>

    No to tak:
    Łooooo....jakie emocje @.@ Tyle się dzieje...
    No nie ma co narzekać, tę wszystkie miłosne rozterki, a Tao? Ten to zawsze wchodzi w nieodpowiednim momencie xD
    Biedny Kai...mimo że lubię SeKaia to jednak jest mi go w pewnym stopniu żal.
    Ale w końcu widać że Sehunowi w pewnym stopniu zależy na tym czarnym chudzielcu.
    Także teraz to dopiero będzie się z tym wszystkim działo, tę miłosne rozterki i tak dalej. A ojciec Jongina? O matulu...czy on go zgwałcił???
    Powiedzcie mi czy chociaż Lu się z tego bagna wyplącze i pomoże Kaiowi. Ale on się obudzi prawda?
    I jak tam z Baekkim? Bo nie bylo żadnych rozmów pomiędzy nim, a Kaiem. A ta sytuacja też pewno się wyjaśni nie?
    No to ten, nie zostaje mi nic innego jak teraz czekać na kolejną część, więc hwaiting!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. /Yuri Chan (wybacz, ale z mamy służbowego pisze xD)

      Usuń
    2. Yuri Chan, kochana~
      cieszę się, że nadal tu jesteś, dziękuję ci bardzo i jestem ciekawa co z twoim blogiem. Dawno nie zaglądałam a nic nie informowałaś o yaoi.. eh.
      Teraz tak. Nie, nie zgwałcił go, bo by było za dużo nie? po prostu zamykał go w piwnicy, doczytasz tam myślę, (żeby nie spoilerować)
      dalej już nie spoileruję, nie opowiadam przekonasz się niedługo~~

      Usuń
  2. Przede wszystkim, zastanawia mnie ojciec Jongina - pewnie niedługo się pojawi, w końcu Kai musi go odwiedzić. Czy on chciał wyszkolić go na wojownika? Zamykając w piwnicy, krzycząc? Znów szkoda mi Kaia ;-;
    Sehun... Dla mnie to uke, jednak musialam się przyzwyczaić, że w waszym opowiadaniu jest inaczej. Czy on zauroczył się w Jonginie? Jeśli tak, to marnie widzę jak zdobywa serce Kaia, ponieważ jego zachowanie.... Eh... W sumie to Jongin myśli jedynie o Luhanie, więc noo.~
    Luuhaan! To wyraźny znak, że ktoś musi kopnąć go porządnie w dupe. Kai, zaopiekuj się nim.. Pomóż wyjść z uzależnienia...

    Właściwie to teraz pomyślałam sobie o końcu tego opowiadania i o tym, jakie mogłoby być zakończenie... Huh? Mam nadzieję, że to nie zakończy się angstem.

    Pozdrawiam,
    weeeeny! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Yumi, tak bardzo Cię przepraszam za brak aktywności przez tak długi czas! Próbuję nie wypaść z blogosfery, żeby nie mieć aż tak ogromnych zaległości, ale idzie mi to z trudem. Oczywiście nie dlatego, że nie mam już ochoty czytać, bo mam! Zawsze będę ją mieć, zwłaszcza jeżeli chodzi o cocktailjoy, po prostu stos notatek na biurku jest coraz większy a dzień ma stanowczo za mało godzin, żeby to wszystko ogarnąć :c
    Koniec mojego marudzenia, przechodzę do rzeczy.
    Jest mi niesamowicie, naprawdę bardzo, bardzo, bardzo smutno po przeczytaniu tego rozdziału. Dużo się w nim wydarzyło i to niekoniecznie dobrych rzeczy. No i wiele nam już wyjaśniłyście! Np co do przeszłości Jongina i jego ojca. Trochę na to czekałam, bo teraz połączyło mi się wiele faktów, a zachowanie i wszystkie decyzje Kai'a nabrały sensu. Jongin zdecydowanie nie miał łatwego życia - już w dzieciństwie przeżył więcej niż niejeden staruszek przez wszystkie swoje lata. To naprawdę przykre, jak ojciec go traktował - no ja rozumiem (powiedzmy) jego intencje - chciał go przygotować do życia, bo sam wiedział, że jest ciężko i czasem liczą się umiejętności zadbania o siebie, swoje życie i zdrowie, no ale jeez! Obwiniać swoje dziecko o śmierć małżonki? To, że jego ojciec ćpał mnie kompletnie zwaliło z nóg. To znaczy, jak sobie pomyślałam o tym, że teraz Kai musi przechodzić przez całe to piekło, jakiego kiedyś przysporzył mu ojciec na używkach, znów martwić się o kogoś bliskiego (który, o ja pieprzę, prawie się w tym parcie zaćpał). Życie z kimś takim... to musi być cholernie wykańczające, nigdy nie wiadomo co się stanie i ile czasu zostało. Masakra.
    No właśnie. Luhan. Masakra. No ja wiedziałam, że z nim jest źle i spodziewałam się takiej akcji. Mimo to byłam zaskoczona, że... że akurat teraz! Sądziłam, że Jongin na niego jakoś, jakkolwiek, w najmniejszym stopniu wpłynął. Że może... no może jednak coś się zmieni. Ale nie. Niby jest mi szkoda Luhana, wiadomo, no i martwię się o niego, jak każdy (chociaż bywa skurwielem, to wciąż da się go lubić), ale jednocześnie jestem na niego tak niewyobrażalnie wściekła! Jak może robić to sobie i Jonginowi?
    Jongin już jest w piekle, a Luhan tylko sprawia, że jest jeszcze gorzej. Chociaż jednocześnie jest chyba jedyną teraz osobą, która potrafi sprawić, że na chwilę o tym piekle zapomina. Aishhh, to takie pokręcone, te ich relacje, życie Lu i Kai'a.
    Kiedy Sehun wreszcie się odwali od biednego Jongina? Boję się, że znajdzie Luhana i zrobi mu krzywdę. Chociaż wiem, że Lu by się tak łatwo nie dał (no plis, Luhan? Sehunowi?) Ale mimo wszystko trochę się martwię.
    Niedługo przeczytam kolejny, obiecuję!
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo weny, xx
    Martis.

    OdpowiedzUsuń