sobota, 26 września 2015

Escape into Oblivion ► Zatracenie

A/N: Annyeong! Przychodzę do was z kolejną częścią EiO! Tak, nie mogłam wytrzymać i musiałam wstawić
jest dłuższy, więc myślę, że wam wynagrodzę poprzednie części. Od razu powiadamiam, że part 5 i 6 będą krótsze z tego względu, że w ten sposób musiałam rozdzielić akcję, dreszczyk emocji i z innych powodów również :3 ale! następne macie moje słowo, że będą już na tyle długie, jak na rozdziały przystało. Obyście przeżyli ten tydzień szkoły! 



Zatracenie  

                                                      

- Możesz zanieść tą tacę do stolika nr 8?
- Mhm..
- Spoko, zaniosę.
Jongin westchnął ciężko odprowadzając wzrokiem Zitao, który postanowił ostatecznie sam to wszystko zanieść. Przez cały dzień starał się poprawić sobie nastrój i szczerze czuł się lepiej będąc znów w klubie. Pamiętał jak zaklinał to miejsce, sądził, że nie pasuje tu a teraz uważał ten budynek za swój azyl.
Impreza z godziny na godzinę stawała się wręcz coraz żywsza, ludzie wykrzykiwali do lecącej przez głośniki muzyki, ćpali po kątach, tańczyli i prawie że uprawiali orgię na środku parkietu. Jongin przywykł do takiego świata. Choć okropne cienie pod jego oczami, opłakany stan chłopaka oraz siny ślad na szyi sugerował coś innego, to Koreańczyk gdzieś w głębi duszy czuł się dobrze. Bo był tam, gdzie powinien.
Przeglądałem ze znudzeniem papiery leżące na moim biurku. Pozałatwiałem już większość formalnych spraw na dziś póki jeszcze kontaktowałem ze światem.
Mój dzień każdy praktycznie wyglądał tak samo. Czasem kiedy postanowiłem nie pracować to jak zwykle wiadomo, że nie kończyło się to najlepiej. Nie potrafiłem zmienić swojego uzależnienia, więc na tym po prostu mijał mi czas. Ostatnio jednak potrafiłem zastanawiać się nad chłopakiem, ponieważ nie do końca wiedziałem, co się z nim stało ostatnio.
Pokręciłem głową, bawiąc się strzykawką w dłoni. Jednak szybko odsunąłem ją na bok słysząc pukanie do drzwi.


10 minut wcześniej
- Jonginnie! W ogóle mnie dzisiaj nie słuchasz, chudzielcu! - poirytował się Zitao odpuszczając sobie po siódmej próbie dotarcia do niego. - Jesteś jakiś rozkojarzony..
- Zmęczony. - poprawił szybko uśmiechając się lekko.
Zitao widział sine miejsce na jego szyi, ale milczał na ten temat.
- Yah, mimo to i tak muszę cię ukarać za to, że nie słuchałeś jak opowiadałem ci o trzech laskach ze strefy vip - prychając podał mu zapełnioną czymś skrzynkę. Nie miał pojęcia czym, bo była przysłonięta materiałem. - Zanieś to do gabinetu szefa, trzeba mu uzupełnić zapasy, jego polecenie.
Kiwnąwszy głową posłał mu uśmiech kierując się z pakunkiem w stronę biura. Przez moment przeszło mu przez myśl, że stęsknił się za blondynem, że naprawdę bardzo chciał go zobaczyć, ale odpychał od siebie te myśli po dłuższym namyśle. Pukając wpierw do drzwi, uchylił je zaglądając do środka aż jego wzrok natrafił na Luhana. Siedział przy biurku nad czymś pochylony, Kim wszedł do pomieszczenia nie zwlekając.
Podniosłem głowę do góry, patrząc w stronę drzwi. Kiedy zobaczyłem w pomieszczeniu Koreańczyka, schowałem strzykawkę pod biurko. Przyglądałem się przez chwilę paczce, którą trzymał chłopak. Odchrząknąłem, będąc nieco spięty.
- Co to takiego? - Domyśliłem się, co to może być, jednak sam nie wiem dlaczego zapytałem. Zagryzłem lekko wargi, przenosząc wzrok na jego twarz. Zdecydowanie zdążyłem zauważyć, że nie było z nim najlepiej.

Jongin uśmiechnął się jak gdyby nie podejrzewając spiętej postawy swojego szefa. - Um, Zitao kazał to przynieść tutaj, nie zaglądałem.. - rozejrzawszy się po pomieszczeniu ostatecznie położył pudło przy jego biurku schylając się przy tym.
Skinąłem głową, sam będąc pewnym, co powiedzieć.
- W porządku... Wiem, co z tym zrobić.
Mruknąłem ciszej, znów spuszczając wzrok na blat biurka, tak by Jongin nie zauważył, że cały czas go obserwuję. Miałem wrażenie, że inni pracownicy, tylko szydzili z tego jak wiele towaru potrzebowałem i najchętniej spalili by go, patrząc jak cierpię przez ich brak. Cieszyłem się jednak, że nie miałem żadnego problemu z załatwieniem tego
.

Koreańczyk podniósł się z podłogi zaczesując włosy. Czuł się rozdarty, bo z jednej strony bardzo chciał z nim zostać, jednak mimo wszystko powinien wyjść jeśli nie chciał mu się ponownie narazić. Już wystarczająco go denerwował odkąd pierwszy raz się spotkali. Był mu wdzięczny, tak uważał, bo zauważył, że ostatnio coraz częściej się uśmiecha, przeważnie w stronę Luhana.
Zanim przemyślał dokładnie to co robi zbliżył się do jego biurka uderzając w nie otwartą dłonią. - Mam tego dość, po prostu.. pocałuj mnie jak wczoraj, jednak nie odsuwaj się, nie hamuj, nie każ mi spierdalać proszę, bo.. nie mogę przestać o tym myśleć, zaraz zwariuję.. - mówił drżącym głosem czując, jak na jego twarz wpełznął ledwie zauważalny rumieniec. Nie żałował, za cel obrał sobie sięganie gwiazd, bycie szczęśliwym nie myśląc przy tym o przeszłości czy tym, co będzie jutro. Obiecał sobie, że cokolwiek zrobi Luhan, jakkolwiek się zachowa lub ile razy powie mu zimne 'spierdalaj' uśmiechnie się. Widział w nim po prostu kogoś wartościowego i nie potrafił z tym walczyć.
Zadrżałem, przenosząc na niego wzrok. Naprawdę nie spodziewałem się takiej reakcji po chłopaku i nie bardzo wiedziałem, co zrobić. Upuściłem strzykawkę na ziemię i wstałem, głośno odsuwając krzesło od biurka. Złapałem go za koszulkę i przyciągnąłem, tak by nachylił się jeszcze bardziej nad biurkiem. Czy powinienem zrobić tak, jak mówił i dać się ponieść instynktowi?
- Powiedz to jeszcze raz. - Zawarczałem przez zęby. Znów puszczę czas i pozwolę mu przelać się przez moje palce, ponieważ to było tego warte. Tak wtedy myślałem. Nie miało znaczenia kim dla siebie jesteśmy. Wczoraj, dziś, czy jutro – postanowiłem po prostu o tym zapomnieć.
Spojrzałem mu w oczy, które były tak ciemne i głębokie, jakby nie miały końca. Przytkałem szybko swoje usta do jego, dając mu na razie tylko zalążek tego o co prosił. Były tak samo miękkie i ciepłe, jak za pierwszym razem. Miały coś czego mi brakowało. Wiedziałem, że wewnętrznie coś mną kierowało i przyciągało do niego. Jednak samo w sobie było to dla mnie zagadką.

I wtedy Kim Jongin naprawdę dotknął nieba. Nie liczyło się dla niego nic tylko ta chwila, która mogłaby trwać wiecznie. Głośno wypuszczając powietrze owinął dłoń wokół jego szyi pragnąc być jak najbliżej niego.
- Pocałuj mnie Luhan. - wychrypiał w końcu patrząc na niego z pod półprzymkniętych powiek.
Nie wiele już się zastanawiając, złączyłem nasze usta razem. Dziwiłem się bardzo, że chłopak naprawdę tego chciał. W tym momencie naprawdę straciłem głowę, mogąc zasmakować jego ust dokładnie. Mimo, że całowałem się już wiele razy, żadnego nie porównałbym z tym. Był inny, nie od niechcenia i nie nachalny. Był delikatniejszy niż za pierwszym razem, długi i przeciągły. Trwał bardzo długo, a przynajmniej takie były moje odczucia. Od słodkich warg chłopaka nie potrafiłem się oderwać. Pozwalałem sobie na więcej i więcej, poznając go. Zacisnąłem mocniej palce na materiale jego koszuli, gdyby chciał się odsunąć, choć dobrze wiedziałem, że tego nie zrobi.
Jongin łapał zawzięcie tlen, kiedy ich usta wzajemnie na siebie napierały jak w szalonym pościgu mimo, że jego oddech stawał się płytszy to bał się przestać. Bał się, że jeśli się odsunie straci go już na zawsze. Wizja dobrania się do spodni chłopaka była kusząca, ale wtedy przypomniał sobie o jego umowie z Sehunem. Na samą myśl ścisnęło go w żołądku i naprawdę musiał odsunąć twarz by nabrać powietrza i opanować narastającą w nim panikę.
Kiedy oderwał się ode mnie, znów zacząłem się w niego wpatrywać. Wyglądał na zestresowanego. Zmarszczyłem brwi, przesuwając palcami po sinych śladach na szyi chłopaka. Chyba mogłem domyślić się skąd się tam wzięły. Zacząłem układać sobie niektóre rzeczy w głowie, przełykając cicho ślinę.
- Co to jest? - Spytałem chłodnym, lecz ściszonym głosem. Byłem prawie pewny, że nie będzie chciał o tym rozmawiać, jednak ja nie chciałem odpuścić. Ułożyłem dłoń idealnie na śladach palców na jego skórze. Wszystko samo mówiło za siebie. - Jongin?

Chłopak orientując się o śladach na swojej szyi odsunął się nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Mógł to chociaż zakryć chustą, naprawdę o tym nie pomyślał.
- Nigdy się z nikim nie wdałeś w bójkę? - na ustach Jongina zbłąkał się ledwo widoczny uśmiech. - Natrętna laska za mocno mnie chwyciła, nic wielkiego.
- To wcale nie wygląda jak po bójce. - Uniosłem brwi. - Po za tym dałbyś się jakiejś dziwce?
Obszedłem swoje biurko dookoła, podchodząc do niego bliżej. Znów spuściłem wzrok na jego szyję, by nie zauważył żadnych emocji w moich oczach.
Złapałem go za ramię i przyciągnąłem gwałtownie do siebie. Wstrzymałem na chwilę oddech, wycedzając przez zaciśnięte zęby. - Nie wierzę ci...

- Zachowujesz się jakbyś się o mnie martwił Luhanah - spoglądnął na niego. Widział to, zimny facet wyrażający szczere emocje chudzielec nie sądził, że to możliwe. Wyczuwał również jego spiętą sylwetkę, kiedy tak stał bardzo blisko niego prawie, że stykając się torsem. - Dlaczego jesteś zdenerwowany? - spytał cicho.
Nachyliłem się do jego ucha, tak by nie mógł zobaczyć mojej twarzy. Uścisk na jego ramieniu wcale się nie rozluźnił. Powiedziałbym, że nawet jeszcze mocniej go trzymałem. Zadrżałem niemal niewidocznie i powiedziałem najciszej, jak tylko mogłem. Kompletnie uniknąłem odpowiedzi na jego pytanie, naprawdę nie chcąc nic mówić. - Co to za mężczyzna?
Kim zamarł blednąc. Gęsia skórka zasiedliła się na jego skórze a zimne dreszcze kark. Mężczyzna? Czy miał na myśli Sehuna? Jeśli tak, to skąd to wiedział? Przez moment miał wrażenie, że w ogóle nie oddycha chcąc uspokoić rozkołatane nagle serce. To niemożliwe, może się przesłyszał, ale był zbyt rozkojarzony, żeby podłapać w tonie chłopaka ukryty żart. Mocny uścisk na jego ramieniu również skutecznie go cucił.
- Zabrakło ci języka w gębie?
Rzuciłem już nieco głośniej, starając się w duchu uspokoić. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, przestając ściskać jego ramię. Nie puściłem go jednak, na wypadek gdyby bez wyjaśnienia chciał mi się wyrwać. Nie wiedziałem, co mną pokierowało w tym pytaniu, lecz... Właśnie? Lecz co? Czy naprawdę się martwiłem? Nie wiedziałem nawet jakiej odpowiedzi się spodziewać.

- Luhan przecież nic mi nie jest - odezwał się po dłuższym milczeniu patrząc na niego. - Zawsze musisz wszystko wiedzieć jak dotąd byłeś jednym z wielu, którzy szczerze omijali mnie szerokim łukiem, więc nie rozumiem o co ci chodzi. - odsunął się nieco wyrzucając ręce w powietrze. - I do cholery o kim mówisz?
Chciał się upewnić. Chciał wiedzieć czy na pewno mówił o Sehunie. Może zobaczył go z Baekhyunem, jego byłym współpracownikiem i postanowił zrobić z tego zamieszanie? Czy dziwnym faktem było, że widywał się z normalnymi ludźmi? Nie tymi odtrąconymi przez społeczeństwo, zaszytymi gdzieś w ciemnych zaułkach modląc się o choć kawałek chleba czy butelkę wódki? Nie był aż takim gównem za jakiego każdy go miał.
Stanąłem w niewielkiej odległości naprzeciwko niego, patrząc na zupełnie poważnie. W tej chwili nie byłem pewny. Może pomyliłem go z kimś innym?
- Nie wyglądasz na kogoś, kto udaje się na bogate bankiety.
Odpowiedziałem w rezultacie, ponieważ było to jedyne co potrafiłem skleić w swojej głowie. Faktycznie nie mógłby być kimś takim, w końcu mówił, że brakuje mu pieniędzy. To najbardziej mnie zwodziło. Wszystko do siebie nie pasowało. Cokolwiek oznaczała jego obecność na wczorajszym przyjęciu, to na pewno nie było w tym nic dobrego.

Jongin otworzył szerzej oczy zupełnie nie spodziewając się jego odpowiedzi. A więc wie, wie o Sehunie. Ale.. jak? To by znaczyło, że musiał tam być. Być może nawet i widział szopkę jaką odstawił Oh wyprowadzając go z bankietu. Czując jak bezsilna złość mąci mu w głowie pchnął chłopaka wypluwając. - Skąd ty o tym wiesz, co? Byłeś tam? Śledziłeś mnie? Nie do wiary, naprawdę, zawsze musimy się wszędzie minąć! - przygryzł mocno dolną wargę spuszczając głowę. Był bezsilny, sprytem próbował tak zorganizować czas, by nikt nic nie podejrzewał, przecież gdyby dowiedzieli się, kim być może się stanie..
Złapałem za jego nadgarstki, po tym jak mnie pchnął. To wszystko przechodzi ludzkie pojęcie.
- Hej, przystopuj trochę chudzielcu...
Klepnąłem go lekko dłonią w policzek, nie spodziewając się takiego wybuchu po Jongin'ie. Koreańczyk zamrugał kilka razy. Bardzo próbowałem w tym momencie nie wkurwić się, gdyż dłuższa chwila bez narkotyków źle na mnie działała. Nie chciałem tego akurat w tej chwili.
- Nie śledziłem cię. - Chwilę głowiąc się nad odpowiedzią, odparłem oschle. - Sam nigdy bym się nie spodziewał, że tam będziesz. Gdybyś chociaż wiedział, kto był organizatorem tego...
Prychnąłem cicho, patrząc gdzieś w bok. Mój wzrok zatrzymał się na skrzynce. Tej, przez którą właściwie chłopak tu przyszedł.

Wzrok Jongina automatycznie powędrował w kierunku skrzynki. - Kto był organizatorem tego badziewia? - spytał ukradkiem zerkając na blondyna.
Zacząłem się śmiać, znów przenosząc wzrok na niego. Przynajmniej to ukryło lekkie drżenie mojego ciała. Naprawdę byłem uzależniony od tego gówna i nie mogłem się przed tym bardzo długo powstrzymywać. Jednak miałem cichą nadzieję, że jakoś dam radę.
- Ja idioto..

Koreańczyk uniósł brwi. - Niebywałe, to by wiele wyjaśniało.. - zerknąwszy na zegarek nieco się spiął. - Idę, skończyłem swoją zmianę, więc mogę już iść. - w szybkim tempie skierował się do drzwi. Nie mógł się spóźnić, już wystarczająco zdenerwował tamtego wieczora Sehuna.
Szybko zbliżyłem się do niego i odwróciłem go do siebie przodem. Wahałem się przez chwilę, lecz ostatecznie nachyliłem się by złączyć jeszcze raz swoje usta z jego. Wszystkie myśli Kim Jongina na nowo splątały się ze sobą tworząc jeden wielki chaos. Znów w mojej głowie kilka sekund zmieniło się w godziny. Zakończyłem pocałunek, mocno przygryzając jego dolną wargę, tak by powstała na niej niewielka rana. Chudzielec syknął dotykając językiem wargi poczuł metaliczny posmak krwi. Obdarzyłem go jeszcze przelotnym spojrzeniem i wypchnąłem za drzwi. - A teraz...spierdalaj.
                                                                                    †

Ruch języka na dolnej wardze przywołał natłok wspomnień z przed zaledwie godziny. Pustka. Znaki zapytania. Pragnienie.
Uderzenie w drzwi łazienki skutecznie postawił Jongina na nogi zsyłając z powrotem na szarą rzeczywistość.
- Otwórz te pieprzone drzwi, Kai.
Znajdował się w nowocześnie wystrojonej łazience należącej do Sehuna. Gdyby mógł przeczekać cały wieczór w postaci przesiedzenia tu, poszedłby na to. Tak ubrany był w coś na kształt szlafroku, choć odkrywało znacznie więcej niż powinno. Na ogół nie powinien się tym martwić zważywszy na swoje zmizerniałe, chude ciało, ale mimo wszystko nie miał w planach rozebrać się przed nim, poczułby się jak najgorsze gówno na tym świecie. Nie wiedział, co zaplanował Oh nie wierzył jednak, że ten dzień szybko się skończy. Stojąc przed lustrem czuł się jak typowa męska dziwka z taniego burdelu, to odzienie wyglądało jak długa szata, której łatwo się pozbyć. Z tą świadomością wcale lepiej się nie czuł.
Chłopak drgnął, kiedy kluczyk został przekręcony wokół zamka z charakterystycznym dźwiękiem a drzwi otworzyły się ukazując niezadowolonego mężczyznę.
- Nie mów, że planowałeś tu zostać i zostawić mnie samego. - ręce chłopaka owinęły się wokół szczupłego ciała 23-latka. - Nie zapominaj, że miałeś wynagrodzić mi tamten wieczór a tak się składa, że przygotowałem coś dla nas.
Jongin zamknął oczy starając się powstrzymać siebie przed zaatakowaniem go. Dodatkowo szorstkie dłonie wędrujące po jego talii nie ułatwiało mu w skoncentrowaniu się. Sehun nie należał do szpetnych osób, jednakże jego obrzydły charakter i to, w jak zbezczeszczający sposób dotykał go, krępowało chłopaka, czuł się cholernie nieswój.
- Doskonale pamiętam o umowie - ton głosu Kim zdawał się być pozornie opanowany i formalny. - Jednak nie zapominaj, że nie jestem uliczną prostytutką, miałem tylko spełnić twoje polecenia i sprawić, byś był zadowolony z umowy.
Brwi Oh powędrowały do góry w kpiącym geście.
- Śmiałem twierdzić, że nie słuchałeś, kiedy jasno powiedziałem o umowie a widzę, że jesteś w stanie pozytywnie mnie zaskoczyć. Rzadko spotykane u tak kruchej osoby jak ty, Jongin. - subtelne muśnięcie palców na jego wyraźnie zarysowanej linii szczęki. Kolejne drgnięcie. Nagła potrzeba schronienia. - Nie mogę się powstrzymać patrząc na ciebie. - Sehun zaczął składać pocałunki na jego szyi między innymi w miejscu, gdzie chwycił go poprzednim razem, chudy chłopak zaś stał tak podtrzymując się go by czasem nie upaść z lekko zaciśniętymi ustami przeczekując końca wyżywania jego ust na swojej skórze. 'Kiedy to się skończy znów będę w swoich czterech ścianach a potem w klubie wśród znanego mi środowiska, bezpiecznym miejscu, gdzie mogę być kim chcę nawet i cieniem jeśli tego zapragnę.' - myślał gorączkowo lekko odpychając ręce Sehuna o ile ten za bardzo się zagalopowywał.
Gdy Sehun już miał zachłannie wpić się w jego usta, Kim odezwał się szybko. - Zjedzmy coś, hm? Co powiesz o kolacji dla dwojga? - chłopak popatrzył na niego zdezorientowany z zamiarem zaprotestowania, ale Jongin był szybszy. - Najpierw wypadałoby coś przekąsić Oh Sehun a potem przyjemności.
- Więc mówisz, że po kolacji będziesz już tylko na moją wyłączność? - skurwiel wiedział jak to wykorzystać, brunet przełknął cicho ślinę wyślizgując się z jego uścisku, ledwie zauważalnie skinął głową ku uciesze wyższego. - Dobrze. Wstrzymam się więc do końca kolacji.

 
  Siedząc w fotelu przeczesywałem swoje jasne włosy palcami.
Podwinąłem rękaw swojej koszuli, dotykając palcem licznych nakłuć. Wytrzymałem oddech, biorąc w końcu strzykawkę do ręki. Gdy opaska była już mocno zaciśnięta na moim ramieniu, poczułem dziwne podekscytowanie. Mocno przygryzając dolną wargę i nie czekając na nic, wbiłem igłę w swoją skórę, oddając się błogiemu uczuciu. W świat, który nie odpycha i obrzydza mnie tak jak ten. W miejsce które było tak blisko, a jednak własnymi siłami nie mogłem go złapać. Jednak ostatnio i tam zaczęło czegoś brakować.
Ale to była moja jedyna ucieczka. Ucieczka od rzeczywistości, która przytłaczała mnie. Czasem czułem się, jakby powietrze nawet było ciężkie i nie mogę go unieść.
Kiedy tylko czułem to ciepło w moich żyłach, które powoli rozlewało się po całym moim ciele, czułem, że mógłbym się nawet unieść. Ignorowałem fakt, że paskudnie to na mnie działało. Nie przejmowałem się skutkami, które nadal wyniszczały mnie całego. Tak samo jak zawsze nie chciałem oraz nie mogłem z tego zrezygnować. Być może byłem całkowicie przygotowany na moment, w którym już nie wrócę. Wiedziałem, że to wykończy mnie kiedyś, jeśli nie przestanę. Skrycie potrzebowałem pomocy, a może nawet jeśli nadejdzie, będzie już za późno.
Odchyliłem na chwilę głowę do tyłu, widząc zamazany obraz. Miałem mroczki przed oczami i niekontrolowanie wypuściłem pustą strzykawkę z ręki. Stałem się wrażliwy na wszystko, co działo się dookoła. Odczuwałem to z większą siłą niż było naprawdę. Słyszałem, jak niewielka szpryca toczy się po ziemi i zatrzymuje tuż obok mojego buta. Przydeptałem ją, czując jak kruszy się i rozpada. Czułem jak pęka pod moją stopą, w bardzo dziwny sposób. W pewnym sensie obrazując tym swoją wyższość. Nie tylko nad używkami. Nad wszystkimi.
Wyciągnąłem rękę do góry, przesuwając palcami w powietrzu, jakbym chciał złapać gęsty dym tytoniowy unoszący się w powietrzu. Nie docierały do mnie, żadne rozmowy, ani cichnące w mojej głowie nawoływania mojego imienia.
Wstałem, uderzając głośno dłonią w stół. Nie zwracając na nikogo uwagi ruszyłem korytarzem, obijając się po drodze o ściany. Żadnego pracownika jakiego bym tu spotkał, nie zainteresowałoby moje zachowanie – albo są do tego przyzwyczajeni na tyle, albo do tego po prostu nazywają mnie dupkiem za plecami. Mówiąc prościej byłem dla wszystkich w tym stanie niewidzialny.
Wściekły zaczepiłem o zasłonę przy oknie. Złapałem za nią mocniej, zrywając ją. Rzuciłem materiał na podłogę i podszedłem do szyby, patrząc gdzieś za nią. Nie do końca mogłem określić, co widziałem. W pamięci miałem tylko jedno słowo - biel.
Miałem wielki mętlik w głowie i nie mogłem na nic go przelać. Uderzyłem mocno pięścią w szybę i odwróciłem się plecami do niej.
Zaśmiałem się arogancko, zauważając postać w drugim końcu korytarza. - ZiTao, co tu robisz chuju?

Chłopak z początku nie zauważył go ani nic sobie nie zrobił z huku wywołanego uderzeniem w szybę, jednak po chwili podniósł wzrok znad komórki i spojrzał na niego przelotnie. - Od kiedy jesteśmy na ty, dupku. - prychnął.
Szybko zbliżyłem się do niego i pchnąłem chłopaka na ścianę.
- Od kiedy mam kurwa taki pierdolony kaprys. Z szacunkiem skurwysynie. -Warknąłem głośno, nie mogąc skupić wzroku na niczym konkretnym. Nie kontrolowałem się w tej chwili, a kto wie do czego byłem zdolny.

Zitao zaśmiał się pogardliwie odpychając od ściany. - Wiesz co.. zastanawiam się kiedy w końcu się wykończysz. Kiedy usłyszę w wiadomościach, że słynny Xi Luhan wykończył się prochami w swoim własnym miejscu pracy. - wbrew pozorom nie życzył mu tego, jednak jego złośliwy charakter nie pozwalał mu na nie skomentowanie codziennego widoku zaćpanego szefa. Okazja nie do zmarnowania.
Prychnąłem, łapiąc go za koszulkę. - Szczerze, pierdoli mnie, czy wykończę się dziś, czy może jutro, puki to gówno mnie satysfakcjonuje...
Tak naprawdę wcale tak nie myślałem, choć może po części. Byłem po prostu świadom, że kiedyś sam siebie zniszczę, lecz obawiałem się tego bardzo. Ale kto by się przejmował takimi rzeczami w tej chwili?
Nagle myśli skierowały się w zupełnie innym kierunku. Zaprzątnęły moją głowę, a ja agresywnie pociągnąłem Tao za bluzkę.

- Nie molestuj mnie z łaski kurwa swojej, Luhan! - wyszarpując się z jego silnego uścisku wywrócił oczami. - Jeśli chodzi ci o więcej czego nie polecam to masz zapasy w szafce a jeśli chcesz ochłonąć przygotuje ci melissy czy coś. - naprawdę zwisało mu już to wszystko. Choć jego kontakt z Luhanem nie należał do wspaniałych tak był pierwszym zatrudnionym przez niego barmanem. Może z racji tego, że oboje pochodzą z Chin i dzięki temu mogli się szybciej porozumieć, sam nie do końca wiedział co targnęło chłopakiem, że z taką łatwością go przyjął. I mimo częstych spięć Tao był tym, który doprowadzał go do porządku, na ogół pomagał mu się uspokoić po prostu niańczył go. Miał serce dla tego palanta, choć jeszcze trochę a naprawdę będzie miał wszystko gdzieś.
Z początku uważał go za zwykłego bogatego ćpuna, który kompletnie nie nadawał się do życia, ale poznając go krok po kroku uznał, że on był taką powiedzmy zbłąkaną duszą, osamotnioną. Mimo dużej ilości pieniędzy Luhan potrzebował towarzystwa, osoby, dla której mógłby być wszystkim, tak sądził.
Odchrząknąłem, patrząc gdzieś zupełnie w bok. - Myślę, że potrzebuję czegoś innego.
Zamyśliłem się na chwilę. Przez moją głowę w ciągu kilku sekund przeszło pełno przeróżnych myśli. Zaciskając dłonie w pięści, wbiłem w ich wnętrze paznokcie. Nie chciałem ochłonąć. Najlepiej w ogóle się nie budzić. Działanie narkotyków mogłyby być ze mną cały czas. - Muszę coś wiedzieć...

Zitao nie ukrywał, że się zainteresował. - Co mianowicie?
Wzdrygnąłem się mimowolnie i popatrzyłem na niego groźnie. Znów zacisnąłem mocno palce na jego koszuli, będąc nieopisanie zły. Cały obraz zamazał mi się całkowicie, a ja sam ledwo sklejałem zdania.
- Gdzie jest Jongin? - Niemalże krzyknąłem, cały drżąc.

- Jongin? - barman otworzył usta. - Ten nowy?
- Głupie pytania, chuju. - Starałem się spojrzeć na niego, nie myśląc już co sobie o mnie pomyśli. Zastanawiałem się co się działo z Koreańczykiem i dlaczego dziś wyszedł z pracy wcześniej niż zwykle. To były ostatnie rzeczy, o których pamiętałem wychodząc z biura i ni jak nie umknęły mi. Teraz wręcz osiadły na mojej podświadomości i nie dawały spokoju. - Więc? - Wysyczałem cicho.
Tao był naprawdę zaintrygowany. Znał go na tyle, że wiedział iż nie jest stały w uczuciach i często sprasza do strefy vip striptizerki i dziewczyny na jedną noc, więc skąd nagłe ewidentne zainteresowanie chudzielcem? Barman widział na ten moment tyle, że na jego oczach Luhan się staczał.
- Ja.. nie mam pojęcia, nie mówił gdzie idzie, ale powiedział, że to jakaś sprawa nie cierpiąca zwłoki i że nie może się spóźnić.. nie powiedział za wiele. - wzruszył bezsilnie ramionami. - Oprócz ciągłej gadki o punktualności, schizyk jakiś.
Zachwiałem  się lekko, nadal nie puszczając jego bluzki. Wręcz mocniej zacisnąłem palce na materiale. - Schizyk?
Odsunąłem się trochę od niego, głośno oddychając. Uderzyłem go pięścią w tors, nie potrafiąc już sam określić, czy mocno bądź słabo. Tao otworzył lekko usta. Patrzyłem cały czas na niego, czując jak kręci mi się w głowie. - Nie mówisz mi wszystkiego, skurwielu.

- Może dlatego, że nic mi nie powiedział a ty wyglądasz jak totalny popierdoleniec. - westchnął barman nie mając już siły do chłopaka. - Chodź. - chwytając go za ramię zaczął prowadzić go do jego gabinetu. - Myślę, że wystarczy ci na dziś.
- Gdzie mnie ciągniesz zboczeńcu?
 Starałem się mu przez chwilę wyrwać, lecz bez rezultatów. Możliwe, że byłem już zbyt słaby. Dałem się poprowadzić, już sam nie wiedziałem gdzie. Wszystko mi się rozmazywało przed oczami, a ja nie mogłem nawet rozpoznać korytarza, którym szedłem. Wiedziałem, że dużo czasu zajmie mi dojście do siebie. Może nawet dłużej niż jedną noc. Jednak szczerze wolałbym nigdy z tego nie wychodzić.

Tao głośno się roześmiał kręcąc głową, gdy dotarli do biura szefa usadził go na kanapie nawet nie szczędząc sobie wobec niego delikatności. Zastanowił się chwilę jeszcze raz analizując w głowie ich rozmowę, uświadamiając sobie kilka rzeczy spojrzał na niego z lekkim szokiem. - Ya, jeśli tak bardzo cię interesuje los chudzielca to może zapytam co u niego, hm? Mam do niego zadzwonić?
Opadłem niechlujnie na kanapę, przymykając powieki. Nie chciało mi się już podnosić i mógłbym błagać tylko o chwilę spokoju. Chwilę, która trwałaby wiecznie. Nie potrafiłem się już uwolnić od siebie samego. Z trudem zidentyfikowałem, co chłopak do mnie powiedział. Wymamrotałem coś niezrozumiałego pod nosem, kiwając twierdząco głową.
Chińczyk uśmiechając się poklepał go po ramieniu.
- Głowa do góry szefie! Wasza relacja jest dużo ciekawsza niż polerowanie szklanek na błysk i dobre prochy.








 

5 komentarzy:

  1. Jongin zaszalał, chociaż wcale mu się nie dziwię. Serio, aktualnie piszę jedno opowiadanie, w którym on jest seme i czytając twoje opowiadanie, muszę się nieco przestawić :D Ale to nic, ponieważ lubię oryginalne opowiadania, które hm... mówią o czymkolwiek i nie są z postaciami, które są zwykłymi stereotypami. Ale to już pisałam kiedyś tam, więc oo.
    Martwię się o Luhana, i wciąż, wciąż odnoszę wrażenie, że to wszystko źle się dla niego skończy~ Łech, nie podoba mi się ta myśl, w końcu mógłby się trochę opamiętać. Ale, czy przetłumaczysz człowiekowi, który jest uzależniony? No nie. A Jongin na razie jeszcze nie zaczął reagować, więc obawiam się, że później może być za późno, eh,eh~
    Kocham Sehuna, jednak tu jest taki chujem... I na dodatek seme.. Uh, Sehun, grabisz sobie tutaj >.<

    Nie wiem co więcej napisać, ponieważ jestem marna w komentarzach~ Hah, Tobie również, abyś przeżyła tydzień w szkole <3
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli jednak na bankiecie się nie widzieli, ale! Przynajmniej Kai się dowiedział, że to Luhan był organizatorem i że tam był. Lulu wciąż mnie zaskakuje, doprawdy. Martwi się chłopak o Jongina - Luhan ma serce! Radujmy się~ Woah, Jongin rzeczywiście nie traci czasu. Kolejna wspaniała kiss scene - chociaż przyznam, że z tych trzech już najbardziej podobała mi się ta ostatnia. Ogólnie, uwielbiam kiss scenes z zaskoczenia. Zdecydowanie best.
    Pomału mam dość Sehuna. Niesamowicie dziwnie mi się czyta, jak jest aż takim dupkiem. ;; Mam nadzieję, że jakimś magicznym sposobem Tao w imieniu Luhana czy nawet Lulu we własnej popieprzonej osobie uratuje dupę Jonginowi. Dosłownie czy w przenośni, to już zostawiam do interpretacji własnej xD Chociaż już się przyzwyczaiłam do tego, że wiecznie mnie tutaj wszystko zaskakuje, więc zamiast snuć domysły, poczekam sobie spokojnie na kolejny part. Powiem tylko, że naprawdę boję się zakończenia. Taaak, wiem, nie powinnam się tym jeszcze przejmować, bo do końca chyba jeszcze trochę, co? Ale mimo wszystko.. tak sobie patrzę jak kwitnie związek KaiLu, tak sobie to wszystko z boku oglądam i tak mi się to wszystko podoba. A tu nagle taka scena jak Luhan niszczy sobie życie i zdrowie i szanse na szczęście cholera u boku Kaia, forever after happy i aż mnie serce ściska. Okey, okey, nie będę na razie wybiegać za bardzo w przyszłość, ale nic nie poradzę na to, że jak czytam sobie kolejne kiss scene, to jedyne o czym myślę, to czy mam już szykować chusteczki na zakończenie czy może się wstrzymać i modlić do niebios o jakiś slight happy end chociaż. Bo na razie się niestety na nic takiego nie zanosi ;; Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejne party, zarówno ejo jak i yam.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę duuuużo weny, xx <3
    Martis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no i wybacz słaby komentarz, ale już prawie 2:00. chyba częściowo nie myślę ^^
      Love, xx
      Martis.

      Usuń
    2. błagam stop za każdym razem jak czytam twoje piękne komentarze to mi się chce płakać.. ;~~~; oczywiście w pozytywnym sensie! Matulu, nie wiem jak ci dziękować tak bardzo motywuje nas to do dalszego pisania bo szczerze już się przywiązałam do tego opka i ciężko będzie skończyć ;_; Co do rozdziałów - nie przejmuj się kochana będzie coś koło 11-12 w zależności + dodatki :>>
      Niestety z yam idzie mi kiepsko może dlatego że wena co do tego bardzo dajeo sobie znać, nie mniej jednak nie ma co się zadręczać ; sama przyjdzie z czasem;;
      Martis nie przejmuj się, rozumiem brak czasu czy osobiste sprawy, naprawdę zawsze będę czekać aż tu wrócisz a interpretacje jaką mi tu piszesz jest wspaniała <3
      ja też mimo wszystko miałam mniej czasu, ale bardzo chcę wejść do ciebie bo wiem że na pewno this is us było wstawiane..
      Dziękuję jeszcze raz jak zawsze zresztą, ciebie również pozdrawiam, dużo uścisków~
      xx

      Usuń