środa, 2 marca 2016

You are Mine [11]

A/N: Oto najnowszy rozdział You are Mine po tak długim czasie od ostatniego parta. Assh, nie ukrywam mozolne zabieranie się za opowiadanie mimo licznych pomysłów jest nieprawdopodobnie wysokie do tego zmęczenie ostatnimi dniami odbija się na moim zdrowiu i chęci do pisania. Ale! Póki co, długo wyczekujących tego fanfica czytelników serdecznie zapraszam do czytania! Nie zawiodę was, akcja napiera na przód. Fjhesjksdj napiszcie co uważacie o nieoczekiwanym zwrocie akcji ;~;






- Co? Chcesz kurwa decydować o moim życiu?! - po salonie jak echo rozniósł się donośny huk rozmawiającego przez komórkę chłopaka. Chen siedział na parapecie patrząc bezmyślnie w okno natomiast Jonghyun leżał na kanapie podrzucając w górę piłeczkę pin pongową. Mieli świadomość, że teraz Tao przez resztę dnia będzie chodził poddenerwowany, ale byli w pełni przyzwyczajeni. Jedynie Chen domyślał się, że jego relacja z Luhanem stopniowo ulegała zmianie, ba był świadkiem jak niejednokrotnie się wahał co nie zdarzało się mu często. Mógł być nawet najgorszym chujem a i tak Jongdae wiedział, że nie jest do końca złym człowiekiem. Dręczące koszmary i ciężkie życie po prostu go wyniszczały z roku na rok. - Zapomnij hyung, słyszysz? Zapomnij.
Brunet odwrócił głowę patrząc jak ten nerwowo chodził po pokoju pocierając swoje skronie.
- Nie pójdę na to! Dobrze wiesz jaki jestem nie zrobię tego! Nie, nie krzyczę po prostu.. kurwa. - Jonghyun przestał podrzucać piłką przenosząc wzrok na kumpla. - Arasso, pomyślę. - westchnął ciężko oblizując usta w ostateczności lądując na kanapie naprzeciw Jonga. - Rozłączam się. - nacisnąwszy czerwoną słuchawkę rzucił komórkę na stolik niedbale, zaczesując włosy do tyłu.
Chen chciał się odezwać, ale zrezygnował widząc mierzący go ostrzegawczy wzrok Zitao. Lepiej być cicho, szanował jego zwyczaje choć to, że nie ze wszystkim się zgadzał nie miało znaczenia.
Mimika twarzy Tao zmieniała się z sekundy na minutę aż w końcu skierował złośliwy uśmiech w stronę Jjonga.
- Pogadajmy o ostatnim incydencie, Jonghyun.
Zarówno ciemnowłosy jak i Jongdae otworzyli usta w kompletnym zaskoczeniu. Chińczyka nigdy nie interesowały ich sprawy zawsze patrzył na nie z przymrużeniem oka i zazwyczaj zamykał się w swoim opłakanym i przepełnionym gniewem świecie. Dlaczego więc teraz postanowił się zapomnieć i rozpocząć temat ostatnio rozegranej sytuacji między Jonghyun'em a Kim Jonginem?
- A chcesz o tym porozmawiać bo? - uniesione brwi. Rozproszenie. Korzysta na tym Zitao.
- Chciałbym wiedzieć jak mój kumpel mógł upaść tak nisko odstawiając taki cyrk. - parsknął w odpowiedzi. - DO Kyungsoo? Naprawdę?
Jonghyun zacisnął dłonie w pięści.
- Wcale nie chodziło mi o D.O. Kyungsoo. - wysyczał. - Może być naiwnym, cnotliwym kujonem, ale nie o niego chodzi mi od samego początku.
Zitao zmarszczył brwi. Chen milczał.
- Co z tobą, Tao? Myślisz, że nie widzę w jaki sposób patrzysz na Luhana? Że nie widzę jak ostatnio mu we wszystkim odpuszczasz? Gdyby ktoś zachował się jak on byłby w strzępach, nie pozwoliłbyś sobie na to.
Chińczyka ogarnął gniew. Jak śmiał zarzucać mu słabość? Jak do tego doszło, że Jong wytknął mu pobłażliwość wobec tego małego gnojka? On chyba zapomniał z kim ma do czynienia.
- Jonghyun. - warknął. - Jeszcze jedno słowo.
Chen był naprawdę skonfundowany. Od dawna nie widział, by jego przyjaciele pod wpływem złości wytyczali swoje błędy lub przesadzone zachowanie. Ta rozmowa, choć była szczera to nie zmierzała w dobrym kierunku, jeśli w grę wchodził sam Huang Zitao.
- Daj spokój Huang, oboje mamy w tym cel. Nie opieraj się temu już. Ja próbowałem i zobacz co się stało. - wywróciwszy oczami legnął z powrotem na kanapie. - Co musiałem zrobić, żeby Jongin spróbował mnie dostrzec. Myślę, że ty też czujesz bezsilność widząc Luhana.
Mięśnie Huang'a napięły się niebezpiecznie na co Chen w porę zareagował chwytając go za ramię. Jak dotąd przysłuchiwał się rozmowie w całkowitym milczeniu. Należał do osób, które niewiele mówią, lecz kiedy przychodził ten moment mówił konkretnie i z wcześniejszym przemyśleniem tego. Mimo tego był bardzo uczuciowy, dlatego przeżywał każdą kłótnię kolegów czy sytuacji dręczenia Luhana.
Jong w tym czasie zupełnie ignorując wybuch przyjaciela podniósł się do siadu i skrzyżował ręce uśmiechając się chytrze.
- Odpowiem na twoje pytanie Zitao, jeżeli ty powiesz mi jaki w tym wszystkim udział ma Oh Sehun.

                                                         . . .


- Jonginah..
Luhan bezskutecznie starał się wyrwać Koreańczyka z zamyślenia, jednak ten pozostał całkowicie głuchy na jego prośby. Nie rozumiał go. Cała ta sytuacja, przeplatająca się - była dla niego nie jasna, zrozumiał tylko tyle, jak wszyscy są ze sobą w jakiś sposób powiązani tworząc bałagan w jego głowie.
Kyungsoo znikał. Czasem wymieniał z Lu parę słów, chłopak zwyczajnie potrzebował się wygadać a blondyn go wysłuchał. Jonghyun z Chenem przesiadywali na korytarzach natomiast Sehun podobno wyjechał z osobistych przyczyn.
Powodujący najwięcej chaosu w głowie Luhana, Zitao najczęściej spędzał swój czas na boisku rozładowując w ten sposób swoje emocje, których posiadał aż nadmiar. Lu często widział jak ten, spocony kierował się do szatni.
A Jongin? Jak to miał w zwyczaju wagarował, kręcił się z dziwnymi typami, nadal pozostał arogancki i bezczelny, jednocześnie bardziej i skuteczniej się w sobie zamykając. Jak dotąd blondwłosy Chińczyk odkrył tajemnicę Jonghyun'a samemu usiłując się uporać z nagłym zniknięciem Krisa.
- Jongin powiedz coś. - Chłopak siedział tak sztywno, że Han zaczął się niepokoić. - D.O. mnie wczoraj pocałował, wiesz?
Koreańczyk odwrócił głowę w stronę blondyna mierząc go krytycznym wzrokiem co wystarczyło, by młodszy pożałował swoich słów.
Jongin'owi naprawdę było ciężko. Dosłownie w każdą ścieżkę, w którą wkraczał wpadał w błędne koło. Jego życie osobiste praktycznie nie istniało (co to za życie nastolatka, kiedy nie miał oparcia w rodzinie?) Miał tylko ojca, ale on jego zdaniem staczał się.
Kyungsoo i Luhan byli dla niego pewną motywacją do funkcjonowania. Wiedział, że tylko na nich mógł polegać. Nie na znajomych z ulicznych zaułków czy klubów, którzy jedynie załatwiali mu formę 'rozrywki'.
Kyungsoo był specyficzny. Może to sprawiło, że Jongin zwrócił na niego uwagę. Uosobienie spokoju jak i jednego wielkiego bałaganu uczuć, może nawet był jak sam Kim ; zagubiony, chłopak o dwóch twarzach.
Jego największym dotychczasowym problemem był sam Jonghyun, którego Kai kompletnie nie był w stanie zrozumieć. On nie posiadał władzy, dlatego, że pomiatał w tej szkole innymi - on po prostu należał do osób słabych. Pozostała więc tylko kwestia sytuacji, mającej miejsce na szkolnym dziedzińcu.
Dlaczego Kim tak ostro zareagował na ich inicjowany pocałunek? Chęć ochronienia nieposłusznego Koreańczyka za wszelką cenę? Czy to była oznaka, że czuł coś, cokolwiek do DO Kyungsoo? Nadal nie potrafił sobie tego racjonalnie wytłumaczyć.
I w czasie, kiedy Jongin emanuował martwą ciszą Luhan postanowił zebrać głos, lecz nim to nastąpiło niespodziewanie palec ciemnoskórego wylądował na jego ustach.
- Wiem, że to zmyśliłeś jelonku, nie musisz nic wyjaśniać.
Młodszy był w stanie zauważyć jak bardzo mimo tej założonej maski Kim Jongin się zagubił. Potrzebował usilnie kogoś, kto sprowadziłby go na najwłaściwszą ścieżkę, ale szukał tej pomocy z reguły u beznadziejnych ludzi.
Niewiele później Luhan przybliżył się, opierając głowę na jego ramieniu i spoglądając na niego ze słodkim, delikatnym uśmiechem co z kolei zaowocowało pozytywną reakcją bruneta. Kai objął go lekko ramieniem mierzwiąc przy tym pieszczotliwie włosy.
- Jongin zrób coś dla mnie. - odezwał się w końcu Chińczyk.
- Co takiego?
- Porozmawiaj z Kyungsoo hyung'iem. Zachowaj się dojrzale i pierwszy wyciągnij do niego dłoń, lecz tak, żeby mocno się jej chwycił.


Po południu, kiedy zajęcia się skończyły a Jongin mógł w końcu odetchnąć ruszył mozolnym krokiem w stronę szafek. Skończył naprawdę późno jak na niego, sam się sobie dziwił. A może usiłował nadrobić mnóstwo nieobecności i zapomnieć o namnażających się zmartwieniach.
Przemierzał pusty korytarz, lecz w szkole nie było żywej duszy. Większość uczniów zdążyła już wybyć do domu, mogły zostać jedynie sprzątaczki, które zostawały po godzinach by uprzątnąć korytarze i sale lekcyjne.
Jongin mógł odetchnąć. Bynajmniej.
Otwierając szafkę pierwszym co rzuciło mu się w oczy było przyklejone do drzwi zdjęcie przedstawiające jego i Kyungsoo z czasów gimnazjalnych. Byli małymi chłopcami uwielbiającymi zabawę, swoje uśmiechy i brudzenie się lodami. Mimo, że mieli wtedy trzynaście lat bywali niekiedy bardzo dziecinni.
To wspomnienie wywołał zbolały uśmiech na twarzy Kim.
chciał wrócić do czasów, kiedy między nimi było wszystko w porządku, gdy nie musieli martwić się, że kiedykolwiek poczują do siebie coś więcej, gdy nie doprowadziliby do niezręcznych sytuacji. Kiedy ich przyjaźń była przepełniona naturalnością i silną więzią. Jongin za nim tęsknił, lecz zarówno on jak i Kyungsoo zamknęli się w sobie.
Przecierając twarz z frustracją zatrzasnął szafkę by chwilę później oprzeć się o nią plecami. Musiał racjonalnie pomyśleć.
- I żebym więcej cię nie widział, mały szczylu. - Koreańczyk usłyszał ciche warknięcie znajomego mu głosu. Marszcząc brwi zobaczył jak w przeciwną stronę biegnie drobny nieco poobijany chłopaczek uciekając wręcz w popłochu.
Jonghyun.
Nie zamierzał się w to wtrącać, choć te wszystkie napaście, groźby nie były normalne to już dawno przywykł. Ta szkoła po prostu dzieliła się na gorszych - lepszych. Kiedyś Jongin był z tej biedniejszej części, jednak pamiętał jak przez mgłę, że wyciągnął go z tego właśnie Jonghyun. Może dlatego teraz ZiTao nie potrafił tak po prostu go skrzywdzić. Bo należał do ich paczki przez długi okres czasu. Wtedy się zmienił, niepoznawalnie zmienił i mniej więcej w tym czasie jego relacje z Kyungsoo zaczęły obracać się w proch. Jongin miał do nich uraz jak i również do samego siebie, bo pozwolił na to by rozłączono tak po prostu ich wieloletnią przyjaźń.
Chłopak ocknął się, kiedy w zasięgu jego wzroku pojawiła się umięśniona sylwetka starszego Koreańczyka.
Zastygł w bezruchu, gdy ich spojrzenia skutecznie się skrzyżowały a tęczówki Kim były tak głębokie, że Koreańczyk miał wrażenie, iż zaraz się roztopi. Czuł się nieswojo jak i nagi, kiedy ten skanował go wzrokiem. Chwilę później podszedł do niego wolnym krokiem, a Jongin spanikował.
- C-czego chcesz?
Jonghyun uśmiechnął się kpiąco. Bawił się. - Po tym jak uderzyłeś mnie kilkakrotnie w twarz pytasz mnie czego ja chcę?
- Miałem ku temu powody. - odepchnął się od szafki, jednak tak szybko jak to zrobił tak został z powrotem do niej przygwożdżony silnym ramieniem.
- Tym powodem był Kyungsoo? - mruknął chłopak zbliżając swoją twarz do tej, Jongina. - Nie martw się, nie obchodzi mnie on może po prostu.. chciałem się zabawić i tyle.
- Jesteś potworem. - wysyczał cicho brunet. - Jak możesz wszystkich wokół traktować jak śmieci, popsute zabawki? Jak mogłeś tak bardzo się zmienić? Nie poznaję cię Jonghyunnie..
- Nie mów tak do mnie. - warknął Koreańczyk chwytając go za zarys szczęki dość mocno, owocując tym ulatującym sykiem chłopaka. - Nie masz prawa tak mnie nazywać, już nie.
Jongin nie chciał pokazać, jak wielki ból mu sprawiał, kiedy wręcz miażdżył jego szczękę palcami. Bywał w gorszych sytuacjach a agresywna strona Jonga była jedną z wielu, do których dało się przyzwyczaić. W końcu sam miewał napady niepohamowanej złości. Nie chciał pytać, dlaczego ten bez przerwy go dotykał, ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. Nie zarejestrował nawet chwili, kiedy usta Jjonga znacznie przysunęły się do tych jego. Przełknąwszy głośno ślinę zadrżał w momencie, gdy Jonghyun odezwał się zachrypniętym głosem.
- Boisz się? - Koreańczyk zacisnął nieco usta patrząc pociemniałymi tęczówkami na pełne wargi Kim. - Mam tak kurewską ochotę cię pocałować.
- A ja mam ochotę cię zabić.
- Wszystko w swoim czasie, Jonginah. - wystarczył moment, by wraz z gwałtownym ruchem połączyć ich usta w zachłannym i pełnym natarczywości pocałunku. Jongin sapnął zaskoczony wpadając na szafki, gdzie przyszpilił go młody mężczyzna. - Zobacz co ze mną robisz.. - ciche sapnięcie wydostało się z ust Jjonga a pocałunki wcale nie traciły na sile. Wręcz przeciwnie, całował go z pasją, zaś jeszcze większą satysfakcją dla niego było, że Kim Jongin mu się nie sprzeciwiał. Poruszał wargami jak gdyby chciał w małym stopniu oddać niespodziewany pocałunek, co niesamowicie zadowoliło starszego.
Nagłe wślizgnięcie się językiem do ust ciemnoskórego Koreańczyka zaskoczyło go, zupełnie nie spodziewał się, że ten pogłębi pieszczotę. Nawet jeśli tego nie planował. Kiedy cichy pomruk wydobył się z rozchylonych warg Jongin'a Jonghyun jeszcze bardziej się zatracił.
- Cholera jesteś mój Jongin, tylko mój, kurwa.. - chwycił młodszego za biodra by ich ciała dzieliła niewielka odległość a z ust, do których zdążył się już na dobre uzależnić przeniósł łapczywe pocałunki na jego szyję zostawiając na niej mokre ślady. Jongin nie potrafił powstrzymać się przed jękiem, gdy przez jego ciało przeszedł dreszcz. Jong zacisnął usta wbijając paznokcie w biodro Koreańczyka. - Zrób to jeszcze raz. - zażądał, by chwilę potem zassać się na jego skórze powodując tym krwiste malinki.
Kim w odpowiedzi przeciągle westchnął mimo, że cholera, zdecydowanie nie działo się po jego myśli. Wszystko biegło w złym kierunku, przerażała go sytuacja, w której tak bardzo się zapędzili.
- J-jonghyun.. dość.. w-wystarczy, dość.. - wstydził się jęków, które kolejno wychodziły z jego ust, jednak nie potrafił się skontrolować przez przeklęte usta mężczyzny, które sprawnie pracowały na jego skórze.
Bo Kim Jonghyun chciał brać to, co należało do niego od samego początku.


Oczy pełnoletniego Chińczyka rozszerzyły się w przestrachu widząc scenę rozgrywającą się w zasięgu jego wzroku. Nie był przygotowany na to, żeby zobaczyć wyraźnie napalonego na Jongin'a, Jonghyun'a, który coraz śmielej całował wargi Koreańczyka. Luhan zakrył usta dłonią nie mogąc wyjść z ciężkiego szoku. Jak do tego doszło..? Co naprawdę ich łączy..?
Ta relacja z całą pewnością nie spodobałaby się Kyungsoo. Chłopak nie wiedział jak zareagować, co zrobić, uciec? Tyle myśli tworzące jeden wielki chaos.
Nagłe szarpnięcie za ramię wybudziło go z transu a silne ramiona objęły go chowając się z nim za szafkami dwa rzędy dalej, w celu uchronienia przed nakryciem przez bezwstydne podglądanie. Lu chciał coś powiedzieć, lecz dłoń skutecznie mu to uniemożliwiła.
- Cicho. - mruknął ciemnowłosy Chińczyk patrząc ze zmarszczonymi brwiami na niższego. Ten pokiwał głową chcąc ustąpić mu. To nie tak, że nie miał wyboru.
Cisza ogarnęła korytarz na parę długich sekund, by po tym mogli usłyszeć niknący odgłos czyichś kroków.
Teraz zostali sami.
- Dlaczego.. - odezwał się Luhan mierzwiąc swoje włosy. - Tylko ty wiesz co ich łączy, prawda? Hyung.
Huang milczał opierając się barkiem o szafkę.
Blondyn westchnął opierając się plecami o ścianę. - Nie wierzę.. dlaczego oni wszystko sobie komplikują.
- A ty niby tego nie robisz? - spytał ironicznie ZiTao kpiąco się uśmiechając. - Sam pchasz się w największe gówno, gnojku. Mogłeś być grzeczny i ładnie spierdolić z tej szkoły i kto wie, może miałbyś lepsze życie? Ah.. zapomniałem, przecież jesteś gejem. - mruknąwszy odsunął się od ściany by chwilę później skierować się w przeciwną stronę. Luhan z zaciśniętymi ustami patrzył na jego oddalającą się sylwetkę nie mogąc dłużej znieść jego zachowania. 
- Zitao - zawołał, lecz ten uparcie szedł dalej. Poirytowany dogonił go szarpiąc za ramię aż ten z warknięciem odwrócił się w jego stronę. - Może kiedyś docenisz ile ten gej jest wart. - starał się nie ugiąć pod wpływem jego przeszywającego spojrzenia pełnego jadu. - I zrozumiesz co do ciebie czuję.
- Nie chrzań. - przerwał mu ze złością. - Kiedy to mówisz i kiedy powiedziałeś to pierwszego dnia miałem jebaną ochotę opluć cię. Tyle jesteś wart pieprzony dzieciaku.
Wykorzystując, że uścisk na jego ramieniu znacznie się poluzował zostawił go samego, natomiast sam Han stał nieruchomo pozwalając, by łza spłynęła po jego policzku.


. . .


Niemrawo przebierając nogami następnego dnia, Luhan poczuł do siebie żal. Głęboki żal i poczucie winy. Czy gdyby od początku rozegrał to inaczej, to czy wtedy ZiTao spojrzał by na niego pod innym kątem? Wszystko spierdolił i on to wiedział, nie posłuchał rozsądku.
- Kyungsoo. - otwierając usta patrzył jak ten w pośpiechu chowa książki do plecaka. - Skończyłeś zajęcia? Dawno cię nie widziałem..
- Oh, naprawdę? - delikatny uśmiech pojawił się na jego widocznie przemęczonej twarzy. Bardzo źle. - Prawdę mówiąc.. mam kilka rzeczy do załatwienia, muszę wyjść teraz.
Kyungsoo był roztargniony, zdawał się być również nieobecny i zestresowany. Lu nie przypuszczał, że starszy mógł w pewnym stopniu cierpieć. Czy powód wydawał się oczywisty? Zadając sobie podstawowe pytanie czy ten byłby w stanie stwierdzić jak czarno na białym, że powodem jego cierpienia był Kai? Ten Kim Jongin, który chwilę temu stał pod szafkami zagubionym wzrokiem śledząc kolejno mijane sylwetki? Jakby z przestrachem. Han widział zasinienia i malinki 'dumnie' zdobiące jego szyję i obojczyk, jak gdyby napadło go jakieś zwierzę. Wiele się nie mylił.
Pieprzonym powodem, dla którego życie osobiste jego przyjaciół się rozpadało jak i uczucia, świadomość funkcjonowania był nie kto inny jak Jonghyun. Jonghyun i równie pieprzony Huang ZiTao. Luhan zaklinał sam siebie, że zakochał się w mężczyźnie bez serca. Uczucia nie wygasały, natrętne myśli nie odchodziły w dal, koszmary wciąż go dręczyły a umysł był przepełniony obrazem Huang Zitao patrzącego na niego. I może dlatego wczorajszego dnia, zaraz po tym jak opuścił szkołę zaszył się w swojej pustej sypialni wylewając z siebie łzy i potworny żal. Może właśnie dlatego, że kochał tego dupka przepłakał jak biedne małe dziecko, któremu odebrano lizaka pół nocy.
Wszystko ulegało destrukcji, każdy aspekt Luhan miał wrażenie, że to nie to samo. Nie ten sam Jongin, który co dzień mierzwił mu włosy i szeroko się uśmiechał. Nie ten sam DO Kyungsoo, który z wiecznie radosnym uśmiechem siedziałby z nim na murku szkolnym i rozmawiał długie godziny czy też burczał w stronę Kim. Ostatnie dni.. były inne a on sam czuł, jakby się w pewnym sensie zmieniał. Już nie bał się kolejnych uderzeń od Jonghyun'a czy samego Tao, nie, czuł się silniejszy, lecz tylko na zewnątrz. Psychicznie nie mógł się pozbierać.
- Dlaczego mam wrażenie, że uciekasz Soo. - westchnął blond włosy Chińczyk siadając tuż przy nieco zaskoczonym Koreańczyku. Pośpiech jakby gdzieś odszedł w niepamięć. - Będziecie się wciąż mijać, to się nie skończy.. - urwał dostrzegając Kim Jonhyun'a kierującego się nerwowym krokiem za opalonym Koreańczykiem. To się nie skończy. Wiesz o tym, prawda?
Zaciskając dłonie w pięści ruszył w ich kierunku mając zaciśnięte usta w wąską kreskę. Musiał im pokazać, że nie jest śmieciem czy kolejnym wybrykiem natury.
Nie kontrolując swojej siły, która pojawiła się znikąd pchnął szybkim ruchem Jonghyun'a aż ten, nie spodziewając się tego zatoczył się wpadając na szafki. Jongin odwrócił się w tym czasie otwierając usta zszokowany, że zrobił to nie kto inny a Luhan.
Chińczyk natomiast wstrzymał oddech, gdy ten otrząsnąwszy się z początkowego szoku warknął głośno. - Odbiło ci, gnojku?! Chcesz zginąć? - zbliżył się do blondyna pchając go w tył, ten w porę utrzymał równowagę.
- Nie zbliżysz się już do Jongin'a, Jonghyun. - odezwał się osiemnastolatek przyjmując postawę obronną. Gotów był również gryźć. - Nikogo już nie skrzywdzisz, rozumiesz? Tak, ja pedałek Luhan odzywam się, bo mam dość milczenia. Dość siedzenia bezczynnie, kiedy robicie ze mnie wielkie nic. - podniósł głos chwytając starszego za koszulkę. Ten ruch zaskoczył Jjonga, wybił z tropu, dlatego nie zareagował natychmiast.
- Yah, ty chyba naprawdę chcesz zginąć.. - roześmiał się drwiąco Koreańczyk następnie pozwalając sobie na jeszcze kilka kpiących uśmiechów. Przepychanka między nimi zaczęła się w najlepsze w czasie, kiedy Han unikał zderzeń pięści z jego twarzą.
- Nie doceniasz mnie. - mruknął Chińczyk, jednak zanim zaatakował został pchnięty gwałtownie na podłogę a moment później szarpnięty za włosy. Zaowocowało to jego syknięciem.
- Czego chcesz Luhan, hm? No czego!
Blondyn kątem oka widział jak Jongin podbiega w ich stronę, to samo robił Kyungsoo a nie o to chodziło. Luhan wiedział, czego chciał.
- Nie wtrącajcie się! - warknął aż ci przystanęli patrząc na niego z otwartymi ustami.
- Co ty wyprawiasz Han? - odezwał się słabym głosem Jongin, lecz ten ignorując jego wszelkie prośby jak i jego samego podniósł się z podłogi sycząc przez zaciśnięte zęby w stronę Jonghyun'a.
- Wyzywam cię, rozumiesz? Jeśli z tobą wygram raz na zawsze dasz spokój Jongin'owi i każdej osobie, która jest mi bliska, rozumiesz Jonghyun?
Ta jedna chwila..


1 komentarz: