Przemijanie
†
Ruch będący w klubie był dla Kim kwestią przyzwyczajenia się, ale tego dnia nie dość, że stał za barem to jeszcze studiował papiery w tym hałasie. Wszystko co robił było chaotyczne, być może świadomie się przemęczał.
Odszukując wzrokiem zmierzającego w jego kierunku Tao, chłopaka zalała fala ulgi.
- Wreszcie wróciłeś ze swojej wieczornej pory 'lunchu'. - zaakcentował ostatnie słowo co zrównało się z lekkim trzepnięciem w tył głowy. - Później się nad tym pogłowię. Huang, pomóż mi z tymi papierami. - jęknął zrezygnowany wciskając w jego ręce plik kartek. Ciemnowłosy przeglądnął je marszcząc brwi. - Tutaj jest wzmianka o tym, że kolejni sponsorzy odmawiają dalszego dostarczania marihuany.
- Nie inaczej. - mruknął w odpowiedzi barman. - Myślę, że po tym idiocie nie koniecznie to spłynie. Ostatnio ma z tym coraz większy problem.
Jongin to wiedział. Przypomniał mu się tamten dzień, kiedy widział go ze strzykawką w drżącej dłoni. Nie chciał wracać do tego pamięcią.
- Najlepiej odnieś je do gabinetu szefa. A, zaczekaj młody! - chudzielec przystanął odwracając się do przyjaciela przez ramię, spoglądnął na niego pytająco. - Nie zaglądaj mu do prywatnych rzeczy, nie dotykaj niczego tylko grzecznie odnieś papiery i wracaj.
- Huh?
- Po prostu mnie posłuchaj.
Biuro Luhana należało do miejsca, które Kim szczerze preferował -mógłby tam nawet zamieszkać niż wracać do obskurnego mieszkania, nie narzekałby wcale.
- Tak właściwie.. to dlaczego Zitao zakazał mi czegokolwiek tutaj ruszać?
Podchodząc do biurka, odłożył trzymane papiery na miejsce i mimo wyraźnego zakazu, przeglądając inne. Z zaciekawieniem kartkował kolejne strony przy okazji strącając dłonią grubszy plik. Podnosząc to z podłogi Jongin stwierdził, że gdyby Luhan nie miał takiego bałaganu to łatwiej by mu przyszło zorientować się w czymkolwiek.
Już miał odłożyć papiery na ten cały stos, kiedy jego uwagę przyciągnęły ostatnie linijki wydrukowane nienaturalnie małym pismem.
- Co jest.. - mruknąwszy, przesuwał wzrokiem po tekście jak sądząc, jakiegoś dokumentu. Nie byle jakiego. Umowa, która upoważniała do tej pracy. Obowiązki, prawa pracownika, wypłaty, kary natomiast po chwili zorientował się, że jego dokument wyglądał nieco inaczej. Czy to była tylko.. kopia?
- Niemożliwe..
Zgarniając kolejne dokumenty z ważnego spotkania, które miały dołączyć do sterty papierów zalegających na moim biurku, ruszyłem do swojego gabinetu. Zdziwiło mnie, że drzwi były uchylone. Sam najchętniej zamknąłbym się w środku bez niczyjej wiedzy, zatapiając się w ulotnym stanie po narkotykach. Ostatnio czas leciał mi niesamowicie szybko, a ciągnęło mnie do tego wszystkiego bardziej niż zwykle. Myślałem, że mogę z tym skończyć, kiedy tylko będę chciał. Jednak nie było to takie proste. Wcześniej robiłem to, dlatego, żeby lepiej się zabawić i nie nudzić przytłaczającym światem. To się zmieniło. Robiłem to z przymusu, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie potrafiłem wytrzymać. Byłem bardzo uzależniony. Wiedziałem to i z bólem zażywałem kolejne dawki. Zaczęło mnie to niszczyć już bardzo dawno temu, lecz za późno to zauważyłem. Ćpałem kiedy byłem smutny, szczęśliwy, podniecony, zdołowany - po prostu zawsze znalazł się powód. Chciałem jakoś się z tego wygrzebać. Może po prostu nie wiedziałem jak? Miejsce po ukłuciu było już sine, nieprzyjemnie szczypało i pulsowało, a ja nieudolnie to ukrywałem. Nie chciałem, żeby wszyscy patrzyli, jak się wyniszczam, lecz bardzo dobrze było to widać. Nie wychodziło mi ukrywanie się tak dobrze, jak kiedyś. Chyba byłem już zbyt zmęczony tym, aby niepostrzeżenie zażywać używki. Desperacko nie chciałem tak skończyć. Moje podkrążone oczy same błagały o pomoc. Ból.
Oparłem się o framugę drzwi, patrząc na plecy Koreańczyka stojącego przy biurku. Nie zauważył mnie. Minęło kilka sekund, a może i minut. Przyglądałem się w zaciekawieniu. Bo przecież, co to za dreszczyk emocji przyłapać kogoś na gorącym uczynku?
Chłopak nerwowo odwrócił się od papierów i szybkim krokiem ze spuszczoną głową ruszył do drzwi. Wszystko poszłoby po jego myśli, gdyby nie to, że wpadł prosto na mnie. Wstrzymałem na chwilę oddech, łapiąc go za ramię.
- Kurwa! - głośno zaklął, kiedy nagle zderzył się z wysokim mężczyzną. Luhan'em we własnej osobie. Jak mógł go nie zauważyć, w jakim świecie on żył? Nie minęła nawet dobra chwila a jak porażony odsunął się od niego, odsunął z dala od jego rąk.
Jak długo stał z wzrokiem wbitym w tych przeklętych papierach? Szybkie zerknięcie na zegarek. Pół godziny.
Jongin był poddenerwowany i nie potrafił, nie chciał tego ukrywać. Każda osoba mijająca go lub stojąca przed nim musi wiedzieć, że on jest silny, że on sobie poradzi, jest czegoś wart.
Czując coś mokrego na policzku szybko przesunął po nim palcem orientując się, że to jego własna łza. Nic na niego nie skapnęło magicznym sposobem z sufitu, to był ten typ samotnej łzy.
Zamrugałem kilka razy i uniosłem brwi, nie spuszczając z niego wzroku. Jego zachowanie. Dlaczego tak było?
- Ciekawa lektura?
Tak, jak chłopak odsunął się, tak ja zbliżyłem się do niego, nie dając mu drogi ucieczki. Sam nie wiedziałem na co mógł się natknąć. Nie ukrywałem wcale, że miałem na boku kilka czarnych interesów, lecz on chyba do końca tego nie rozumiał. Nie wiedziałem za bardzo, czego się spodziewać. Nie podobało mi się wcale, że grzebał tam gdzie nie trzeba. Musiało bardzo nim wstrząsnąć. Był niespokojny, widziałem to bardzo dokładnie. Trochę mnie to niepokoiło. Nie wiedziałem, czy chcę się tłumaczyć. Mam z czego?
- Nawet sobie kurwa nie żartuj. - warknąwszy pchnął blondyna na drzwi rzucając w niego trzymanym wcześniej dokumentem. - To o to tu chodziło? Naprawdę jesteś aż tak podłą osobą, chodziło ci tylko o czysty zysk, chciałeś mnie wykorzystać jak każdą inną szmatę, tak? Odpowiedz skurwielu! - dlaczego to tak bolało? Naprawdę Kim nic dla niego nie znaczył? Zupełnie nic? Ich bliskość.. to jak dotykał go Luhan wyglądało na coś więcej niż tylko seks. Dlaczego..?
Poprzez gniew, jaki nim zawładnął, omamił umysł powodując tym nietrzeźwe myślenie zamachnął się uderzając Chińczyka w twarz z zaciśniętej pięści.
Syknąłem, czując pulsujący od bólu policzek i metaliczny posmak krwi na wargach. Stałem w osłupieniu patrząc na niego. Nie zrobiłem czegoś takiego. Nie zrobiłem. Gdzie w tym wszystkim był błąd i niedomówienie. Prawda, niektóre papiery były ukartowane. Niejedni naprawdę źle kończyli po pracy tu, a ja wychodziłem na bezdusznego dupka, niemalże sprzedającego żywych ludzi do przymusowej pracy. Wiedziałem jakie plotki chodziły o mnie w tym miejscu i za kogo mnie mieli. Jak to się stało, że właśnie większość tych wiadomości ominęło akurat Kim Jongin'a? Myślałem, że ZiTao jest już wystarczająco wścibską gadułą, że rozpowiada takie rzeczy każdemu. Większość z tego i tak nie było prawdą. Choć niewiedza chłopaka tłumaczyła to, dlaczego nadal ciągnęło go w moją stronę. Prawda jest taka, że pod wiecznym wpływem używek, robiłem największe świństwa. Byłem bezdusznym skurwysynem nie z wyboru.. Dlaczego właśnie tak? Nie miałem nic z życia i nic mnie nie obchodziło. Nie miałem szacunku, a może po prostu go nie znałem. Moja przeszłość takiego mnie uczyniła, a ja nie miałem nad niczym kontroli.
Kiedy go poznałem zmieniłem się, ale chłopak nie koniecznie o tym wiedział. Nie był świadomy, co się ze mną dzieje. Byłem zbyt zamknięty, ale zachowanie mówiło samo za siebie. Jednak skąd on miał to wiedzieć, skoro mnie nie znał. Nie chciałem go puścić. Teraz ani nigdy.
Przetarłem wierzchem dłoni strużkę krwi, spływającą z kącika ust. Cholera. - Pojebało cię?
Odsunąłem się od drzwi, łapiąc za jego koszulkę szarpnąłem nim. - Kto powiedział, że chodziło o ciebie gówniarzu?
Samo to, że chłopak reagował agresją na agresję już było dla niego kolejnym pretekstem by brnąć w to dalej i dalej, aż wreszcie wpadnie w dół. Razem z mężczyzną, któremu zaufał. Zacisnął mocno szczękę powstrzymując się przed ponownym uderzeniem go. Właściwie.. co go powstrzymywało? Albo on ucieknie stąd jak najprędzej i zapomni o nim albo po prostu się na niego rzuci. I zabije. Zabije bezdusznego drania. Cholera, dlaczego w jednej chwili zdanie Kim na temat Luhana tak drastycznie się zmieniło? Tłumaczył sobie, że to przez złość. Bynajmniej.
- Kogo niby pojebało? Wiedząc w jakiej jestem sytuacji, że prawie wyżebrałem cię o tą chorą pracę nie raczyłeś wspomnieć mi z czym to się wiąże? - kurwa, przecież on wiedział, że ta praca nie jest jak żadna inna. To przecież klub. Nielegalne interesy. Cierpienie. Zacisnąwszy dłonie w pięści wyszarpał się z jego uścisku odsuwając na bezpieczną odległość. Kwestia czasu. - Pewnie śmiałbyś mi się w twarz, co? Biedak tańczący za pieniądze, obmacywany przez obleśnych starców. Biedak, który niedługo miałby zostać sprzedany twoim własnym sponsorom.. kurwa, nie doczekanie twoje Xi Luhan.
Tykające wskazówki zegara. Ciężki oddech Kim Jongina. Nienawistne spojrzenie skierowane ku mężczyźnie z rozciętą wargą.
Zacisnąłem dłonie w pięści, czując jak dosłownie wszystko wali mi się na głowę. Coś we mnie pękło. Pierwszy raz od bardzo dawna łzy chciały się wydostać spod moich powiek. Chłodny i nieugięty charakter gdzieś zniknął. Bo kiedy ktoś taki jak ja płakał? To nawet nie pasowało do siebie.
- Jongin to nie tak... - Zacisnąłem wargi, patrząc cały czas na Koreańczyka, który z każdą sekundą oddalał się. - Nie masz z tym nic wspólnego.
Potrafiłem jedynie to skleić w swojej głowie. Mój ciężki oddech odbijał mi się głowie. Wcześniejsza obietnica chłopaka, z każdym jego słowem gdzieś ulatywała. Zależało mi, ale nie umiałem nic zrobić. To wszystko, czego chciałem podświadomie zniknęło. Myślałem, że już mi nie uwierzy. Nie zaufa niczemu, co powiem. Będzie wmawiał sobie, że jestem tym dupkiem, który może zrobić tylko jedno. Zaufanie nie wraca tak szybko albo nie wraca wcale. Obawiałem się tego bardziej niż czegokolwiek w życiu.
- To nie tak.. nie mam z tym nic wspólnego.. - powtarzał, wydostając ze swoich ust cichy szloch. - Ja też podpisałem tą pieprzoną umowę Luhan i naprawdę, naprawdę nie wiem myślałem, że chociaż tu będę bezpieczny. Do cholery musiałem robić za dziwkę swojemu byłemu szefowi, musiałem to wszystko znieść by tylko nie wsypał mojego ojca tylko po to, żeby teraz pchać się w następne gówno! - Kim zacisnął mocno palce na idealnie opiętej na torsie mężczyzny koszuli, spuszczając przy tym głowę z łzami w oczach. Kolejny ulatujący, cichy szloch.
Złapałem go za podbródek, unosząc jego głowę do góry, tak by spojrzał na mnie. Jego mokre od łez oczy, sprawiały, że bolało mnie w środku. Nie chciałem tego. Gdyby to był ktoś inny, przywaliłbym mu tak samo w twarz i wypierdolił za drzwi. Z nim jednak nie potrafiłem tak postąpić, nawet nie chciałem. Nie mogłem do końca życia zachowywać się, jak cholerny skurwysyn. Też miałem uczucia. Głęboko ukryte w sobie, ale posiadałem je, lecz nie do końca mogłem nad nimi panować. Było mi trudno, nikt nawet nie wiedział, jak bardzo. Wszyscy myśleli, że z wielką kupą pieniędzy wszystko jest idealne.
- Nie zrobiłbym ci tego, rozumiesz? - Potrząsnąłem lekko jego ciałem, przyciągając go do swojego torsu, nie zważając już na to, czy mnie odepchnie. Otoczyłem jego drobne ciało rękami, nawet jeśli miało to trwać tylko kilka sekund.
Przełykając ciężko ślinę stał w bezruchu cicho wylewając łzy. Czy on zorientował się, że właśnie mu się zwierzył? Powiedział mu o Sehunie. Tak po prostu, pod wpływem mieszanki uczuć.
- Luhanah.. - przesunął delikatnie dłońmi wzdłuż torsu Chińczyka.
Zacisnąłem palce na jego bluzce, nie chcąc go puszczać. Nie wiedziałem też, co powiedzieć. Tamto wyznanie nie było dla mnie zaskoczeniem, w końcu o wszystkim dowiedziałem się od bruneta ze sklepu kilka dni wcześniej. Chciałem go przed tym uchronić, lecz już było za późno. Mogłem jedynie, zapewniać go, że ja nie będę kolejnym takim samym draniem. Wsłuchiwałem się po prostu w jego cichy płacz, sam ledwie się przed nim powstrzymując. Musiał tyle znosić za moimi plecami, a kiedy już się o tym dowiedziałem, on stracił zaufanie do mnie. Mnie, do którego być może mógł uciekać co wieczór. W środku miałem nadzieję, że to się naprawi. Był kimś kogo chciałem trzymać blisko siebie zawsze, a ja powoli i wciąż uzależniając się od niego, dawałbym mu po prostu kilka chwil szczęścia, jeśli chłopak również, by tego chciał.
- Kocham cię - odezwał się stłumionym głosem Jongin. - Kocham i dlatego chcę być dla ciebie kimś więcej niż tylko pracownikiem. Więcej niż zwykłym Jonginem. Chcę, żebyśmy byli dla siebie kimś więcej.
Szybko bijące serce, nieco spocone dłonie, nieśmiałe spojrzenie, myśli zaprzątane tylko nim, troska i chęć ochronienia go przed złem dzisiejszego świata - czy to właśnie była miłość? Mógł powiedzieć, że coś do niego czuł? Był sens dusić to w sobie? Tak wiele pytań pozostawiających po sobie jedynie nieprzyjemne pulsowanie skroni. Tak naprawdę złość o te pieprzone papiery zastąpiła obawę. Obawę, że być może Luhan go nie zechce, że zamiast tego nałóg drastycznie go pochłonie, a prochy, które niegdyś odebrały Kim ojca teraz zabiorą mu blond włosego mężczyznę. Jedyną osobę, której oddał się w każdym tego słowa znaczeniu.
Przecierając pośpiesznie twarz powoli przeniósł wzrok na starszego studiując swoimi brązowymi tęczówkami jego twarz, spojrzenie, to, jak brwi Chińczyka delikatnie uniosły się ku górze, wyglądając na lekko zmieszanego i zamyślonego.
Wstrzymałem na chwilę oddech, patrząc mu prosto w oczy. Mimo, że słyszałem o tym wcześniej od niejakiego Baekhyuna, teraz było to coś zupełnie innego. Słowa, które same w sobie sprawiają, że robi ci się gorąco. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Nic nie wiedziałem o miłości. Nie zaznałem jej, dlatego tylko próbowałem sobie wytłumaczyć, czy ja też to czuję. Był dla mnie kimś ważnym. Podejrzewałem, że nawet gdybym był pewny, nie potrafiłbym wydusić tego z siebie. Byłem kimś kto nie umie okazywać uczuć, tak ciepłych, a być może boi się tego. Miłość. Chciałbym wiedzieć, jakie to odczucia, by móc mu cokolwiek odpowiedzieć.
- Więc kim chciałbyś być dla mnie?
Nadal mocno trzymałem go w swoich ramionach, przełykając cicho ślinę.
Chudzielec nie musiał zgadywać, doskonale wiedział, że on nie odwzajemniał jego uczuć. Miał tylko złudne nadzieje. Pora uciec.
Pięć minut później Luhan słyszał trzaśnięcie drzwiami a wraz z tym brak obecności Kim Jongina.
'Kocham cię.. kocham i dlatego chcę być dla ciebie kimś więcej niż tylko pracownikiem. Więcej niż zwykłym Jonginem. Chcę, żebyśmy byli dla siebie kimś więcej.'
Ale mężczyzna tak naprawdę nigdy nie zdążył mu na to odpowiedzieć. W czasie, kiedy Kim oparł się o ścianę cierpiąc bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, Han ukrył twarz w dłoniach z jękiem.
Czas był ich największym wrogiem. Czas przelatywał im przez palce.
†
Czułem się zdołowany. Może raczej sfrustrowany. Sam nie wiedziałem. Kląłem na siebie w myślach, że tak po prostu pozwoliłem chłopakowi wyjść. Co mogłem zrobić? Nie potrafiłem nic sobie ułożyć w głowie. Głupio zrobiłem. Równie bezmyślnie uciekłem do swojego świata. Zamykając się samotnie w biurze i na blacie kładąc niewielką skrzynkę. Muzyka znów zagłuszała większość hałasów, a ja rozsiadając się w wygodnym fotelu, nie byłem w stanie myśleć o konsekwencjach. Czy właściwie miałem coś do stracenia? A może coś do zyskania?
Układając na niewielkiej tacce biały proszek w równe linie, zagryzłem mocno wargi. Kokaina. Wydawało mi się, że to lepsze wyjście niż znów sięganie po strzykawki. Po za tym moje przedramię przenikliwie bolało za każdym ukłuciem. Bandaż ciasno zaciśnięty w zgięciu łokcia wcale nie pomagał w zapomnieniu o tym. Zaczynałem powoli kłuć się po miejscach, w których nie miałem zwyczaju.
Sięgając po inną używkę od bardzo dawna, zaśmiałem się w duchu i zastanawiałem się, czy coś mniej mocnego w ogóle na mnie zadziała. Było to okropne uczucie. Nigdy nie chciałem być taki. Jednak chyba większość ludzi wie, jakie są trudne wyjścia z nałogów. Nie miałem motywacji do tego, a powodów by nadal to robić pełno. Nie mogłem myśleć o niczym, choć bardzo chciałem. Ale jakim byłbym człowiekiem, gdybym nie wyciągał z życia żadnych refleksji?
Nachyliłem się do blatu, zatykając palcem jedną dziurkę od nosa. Drugą natarczywie, tak jak ułożony w równej linii proszek, wciągać go. Pierwszy. Tak samo zrobiłem z resztą przygotowanej substancji. Raz za razem pokonując proste kreski. Czując lekkie szczypanie w nozdrzach, oparłem czoło o blat i pociągnąłem nosem kilka razy. Ignorowałem wszystko, co się działo wokół mnie, a przekręcony kluczyk w drzwiach, był moim ubezpieczeniem. Nie był on tak bardzo trwały, ale przynajmniej na kilka dłuższych chwil mogłem pobyć sam.
- Luhan, otwieraj te cholerne drzwi! - wywarczał Zitao próbując zarówno uparcie jak i na próżno dostać się do biura swojego szefa. Nie szczędził sobie miłych słów, był zdenerwowany, bo doskonale zdawał sobie sprawę co robi ten kretyn, kiedy zamyka się na długie godziny. - Liczę do trzech Xi Luhan i ostrzegam, że skopię ci ten chudy tyłek, no dalej!
Gniew, jaki się w nim kumulował był zwyczajną troską obawiał się, że pewnego dnia on naprawdę przegnie.
- Kurwa. - sycząc kopnął boleśnie w drzwi aż te, nieprzyjemnie zaskrzypiały. Odpowiadała mu dłużąca się cisza co jeszcze bardziej podsycało w nim złość.
- Tao-shi? Dlaczego się tak wydzierasz? - do jego uszu dobiegł znajomy mu głos. Z pełnym poirytowania westchnięciem odwrócił się do Jongina, który zdawał się być zdezorientowany jego zachowaniem. Kolejnym powodem, dla którego Huang mentalnie zdzielił się w twarz był wygląd chudzielca. Mimo, że od pewnego czasu chłopak przybrał na wadze i nie był już tak kurewsko wychudzony tak teraz kolor jego skóry przybrał blady odcień natomiast sińce pod oczami wręcz krzyczały o zajęcie się nimi. Włosy zaczesane do tyłu z paroma niesfornymi kosmykami opadały mu na twarz a usta sprawiały wrażenie, jakby ten non stop je torturował zębami. Sama postawa Koreańczyka świadczyła o tym, że chciałby jak najszybciej znaleźć się za drzwiami gabinetu.
Tao wiedział, że to był jego azyl. Zdążył go już trochę poznać.
- A, szkoda gadać. - oparłszy się o ścianę uderzył o nią kilkakrotnie głową. - Jongin, chłopaku zrób coś, bo wszystko na mojej głowie.
- Powiesz mi o co chodzi? - dyskretne zerknięcie na drzwi. - Luhan jest u siebie?
Sam fakt, że Kim nie widział blondyna kilka dni nieco go dobijała. Zresztą, kogo on oszukiwał ; żałował, że tak ostro go potraktował, wcale tak nie myślał a to był jedynie impuls, który w pewnej chwili i tak osłabł. Jego humor automatycznie uległ zmianie nie mógł wyprzeć się tego, że był już zmęczony.
Jednak milczenie Zitao było jeszcze gorsze, napawało go złym przeczuciem.
- Tao.. powiedz mi. - cichy szept.
Gdyby nie to, że byli daleko od głośnej muzyki prawie że w podziemiach a słychać było jedynie huk z sufitu Chińczyk pewnie by go nie usłyszał.
- Sukinsyn się zamknął.
- Co? - Jongin zbliżył się do drzwi, by po chwili uderzyć w nie pięścią. - Luhan?
- Pomóż mu chudzielcu, bo ja naprawdę jestem bezsilny. - Zitao niemo błagał młodego mężczyznę o pomoc, póki nie jest za późno. To powodowało, że Koreańczyk jak w amoku szarpał się z klamką.
- Luhanah to ja, Jongin. Otwórz mi, błagam..
Patrzyłem w stronę wyjścia z gabinetu, słysząc ciągłe walenie w drewno i nawoływanie mojego imienia. Czułem się winny, lecz nie wiedziałem, co robić. Nikt nie powinien mnie widzieć, nie w tym stanie.
Podniosłem się powoli z miejsca zbliżając się do źródła hałasu. Opierając się plecami o nadal zamknięte drzwi, wyciągnąłem z kieszeni papierosa. Szybko odpaliłem go i pozwoliłem, by dym przyjemnie drażnił moje gardło. Nie potrafiłem zrozumieć żadnych wypowiadanych do mnie słów, kiedy pukanie nie ustawało. Z każdym wypuszczanym dymem z ust, czułem jak narkotyki działają coraz lepiej. Mimo to, jednak nie straciłem pełnej świadomości. Może tylko trochę. Było mi po prostu lepiej - tak mi się wtedy wydawało. Nawet jeśli nie docierało do mnie znaczenie słów, głos Jongin'a był dla mnie kojący. Bałem się, że pod wpływem używek mogę zrobić coś niepowołanego.
Powoli zacząłem rozważać myśl, czy wpuścić go. Ale dlaczego? Co mogłem mu powiedzieć, po ostatnim razie? Zaciągając się raz za razem papierosem, przeczesałem swoje włosy palcami. Wyciągając klucz z zamka, wsunąłem go na drugą stronę przez wnękę pod drzwiami. Kopnąłem w drewno, czekając jeszcze kilka sekund, aż kokaina omami mój umysł.
Nie wiedział, ile czasu minęło, kiedy barman się oddalił a klucz, który nagle wypadł z zamka wylądował u stóp stojącego sztywno Koreańczyka. Otwierając usta szybko podniósł przedmiot otwierając drzwi, następnie wszedł do środka wpadając na blondyna.
- Luhanah! nie pomyślałeś, że mogę się martwić? - potrząsnął nim, jednak ten zdawał się być obojętny.
Zatrzasnąłem za nim drzwi. Przyglądałem się, zaciskając palce na jego koszulce.
- Kto ci kurwa kazał się martwić? Mogę zrobić, co chcę...
Warknąłem, patrząc mu prosto w oczy. Nie miałem dobrego czucia w palcach, a wszystko mi się rozmazywało. Nie potrwało to długo, gdyż używka była słaba. Zbyt słaba. Mógł pewnie wyczytać pewien żal i cierpienie z moich oczu. Możliwe, że te uczucia były prawdziwe. Nie wywołane sztucznie jakimiś zaburzeniami. Chciałem, żeby mnie zrozumiał, ponieważ sam nie potrafiłem wyrazić tego słowami. Chciałem, by wiedział, dlaczego w mojej głowie wszystko się miesza. Dlaczego właśnie w tym momencie byłem wkurwiony. Na niego, a może właśnie na samego siebie. Wcale nie uśmiechało mi się go tak traktować, lecz moje zmysły odmawiały posłuszeństwa. W środku gdzieś głęboko krzyczałem, chcąc w końcu przestać być kontrolowanym przez to, co sam sobie uczyniłem. Być może sprawę sobie z tego zdałem za późno. Być może chłopak pomoże mi, jako ostatnia deska ratunku.
Jego umysł przestał pracować na pełnych obrotach, już nawet nie potrafił porządnie go opierdolić jak to miał w planie na początku. Luhan cierpiał, czy wcześniej tego nie zauważył? Był aż tak ślepy i skupiał się tylko na sobie?
Jego rysy twarzy złagodniały ; jedną dłoń ułożył na tej jego, delikatnie szarpiącej jego koszulkę natomiast drugą przesunął po policzku Chińczyka w łagodzącym oraz czułym geście.
- Będę już przy tobie, Luhanah.. - wyszeptał ciepłym tonem.
Zastygłem w bezruchu, patrząc na niego przez chwilę. Czułem jego delikatne palce na swojej skórze. Skąd ta nagła zmiana? Nie wiedziałem, co mam mu odpowiedzieć. Możliwe, że było to zbyt nagłe...
Sam nie potrafiłem stwierdzić, czy spodziewałem się jego czułości, czy może chciałem tego.
Później jednak zdawałem sobie powoli sprawę, że tak. Tego właśnie potrzebowałem. Czyjegoś zainteresowania, bycia dla kogoś ważnym. Chciałem mieć znaczenie w czyimś życiu... Albo raczej właśnie w konkretnie jego życiu. Wiedziałem to doskonale. Tego mogłem być pewny, jak nigdy dotąd. Czy w końcu właśnie osiągnąłem coś, odległego dla mnie? Trudno było mi się w tym wszystkim odnaleźć.
Złość powoli opadła, po długich sekundach ciszy. Mimo, że przeminęły w milczeniu, wcale nie były stracone. Głośno oddychałem, czekając, sam nie wiedzieć na co. Jedynie w tym momencie przeszło mi przez gardło. - Jongin...
I wtedy chudzielec to zauważył. Dostrzegł ból w jego oczach a to sprawiło, że się wzruszył. Odczuł na własnej skórze to jak bardzo Luhan musiał być tym wszystkim zmęczony. Jak bardzo nie potrafił już sobie z tym poradzić.
- Poradzimy sobie z tym wszystkim razem, dobrze? Nie jesteś już sam.. - obejmując twarz Chińczyka dłońmi musnął jego usta w łaknącej potrzebie.
Naprawdę kochał tego mężczyznę a wraz z upływającymi miesiącami zdawał sobie sprawę jak bardzo. I kiedy blondyn nie mógł rzucić nałogu, ten był uzależniony od niego.
Kiedy jego usta przylegały do moich, poruszyłem lekko wargami, chcąc odpowiedzieć na tą delikatną pieszczotę. Tęskniłem za jego miękkim dotykiem. Ułożyłem dłonie na jego biodrach, przyciągając go bliżej siebie.
Uważałem, że żadne słowa nie są potrzebne. Milczenie zatracające się w długich sekundach, którego wcale nie musiałem tłumaczyć. Czułem, że on wiedział. Wiedział, dlaczego nie potrafiłem przerwać tej ciszy. Nadal bałem się, że to wszystko pryśnie lub stanie się kompletną nieprawdą. Nie chciałem go puścić. Miałem wrażenie, że właśnie on był w końcu w moim życiu czymś, co osiągnąłem. Czymś niemożliwym do zdobycia. Pragnąłem, żeby pomógł mi, żeby nigdy już nie zniknął i żeby słowa, które wypowiedział trwały. Obawiałem się już uciekać do swoich uzależnień. Niszczyło mnie to, a oboje o tym wiedzieliśmy.
Ta chwila, nawet jeśli było to trudne dla mnie do wyobrażenia i nawet jeśli to byłby tylko sen, nigdy nie chciałem się z niego wybudzić. Miałem nadzieję, że nie będę musiał męczyć się sam w tym szarym świecie.
†
- Pamiętasz jakiekolwiek momenty ze swojego życia?
Promienie słoneczne wpadały do pomieszczenia zaś tworzące się z nich wiązki mieniły się kolorami tęczy na mlecznobiałej skórze kochanka. Jongin uznał, że nie istnieje piękniejszy widok niż sam Luhan.
Nim się obejrzał leżeli nadzy w łóżku, kiedy chudzielec przykryty starannie kołdrą wędrował swobodnie palcami wzdłuż jego torsu wpatrując się w niego.
Przeniosłem na niego wzrok, uprzednio przesuwając nosem po linii jego szczęki. Wdychałem powoli zapach chłopaka, układając sobie niektóre rzeczy w głowie. Pytanie. Czy pamiętałem swoje życie? Nie chciałem nigdy wracać do swojej przeszłości, nawet myślami. Nie była ona najgorsza, lecz wcale nie było mi przyjemnie. Wywołała cholernie widoczne skutki w teraźniejszości. - Jongin, najdalej jak sięga moja pamięć, najwcześniejsze wspomnienie to moja matka, rozumiesz? Zawsze powtarzała mi, że zostanę kimś ważnym i wiele osiągnę.
Zatrzymałem się na chwilę, zauważając, że Koreańczyk uważnie słucha. Wziąłem głęboki wdech. - Wszystko skończyło się, kiedy tylko podrosłem, a ona zniknęła na zawsze. Nie jest to smutna historia o stracie rodzicielki. Ona po prostu pewnego dnia spakowała swoje rzeczy i uciekła. Byłem jeszcze dzieckiem i nie miałem nikogo innego.
Zagryzłem lekko dolną wargę, wiedząc, że jest to początek, mały zalążek tego co się wydarzyło. - Kpiłem z niej, kiedy naprawdę wzbogacałem się dzień za dniem, odnosząc sukcesy. Lecz co mi to dało? Nie mam nic. Jak dla mnie pieniądze przestały być satysfakcjonujące, może nawet nigdy nie były.
Pierwszy raz chyba zdołałem się tak dużo wyrazić na temat swoich uczuć. Wręcz nie potrafiłem mówić o tym co czuję. Może właśnie minimalnie otworzyłem się przed kimś. Naprawdę przychodziło mi to z trudem. Nie chciałem rozgrzebywać bardziej swoich wspomnień, lecz wiedziałem gdzie moje problemy się zaczynały. Ale jak się skończą?
- Nie była złym człowiekiem, prawda? - przysunąwszy się bliżej chłonął każdy nawet najkrócej trwający dotyk mężczyzny. Sam chciał dać mu jak najwięcej poświęcając uwagę jego miękkiej skórze również i słuchając go. - Mówię o twojej matce.
Bywały momenty, gdy rozumiał Luhana najlepiej jak nigdy, jednak kiedy tylko na powrót się zamykał wszystko mu umykało a wraz z tym nie mógł do niego dotrzeć. Przeniósł wzrok na jego biodra, które ledwie były owinięte kołdrą co równało się z tym, że na jego podbrzuszu widoczne były włoski zanikające pod satynową pościelą. Ten widok kusił 23-latka.
Przełknął cicho ślinę.
Objąłem go jedną ręką w pasie, przyciągając go bliżej siebie.
- Była dziwką. - Odparłem chłodnym tonem, odwracając wzrok. Możliwe, że właśnie dlatego też nie znosiłem wszystkich prostytutek. Sam fakt. Gdzieś utkwiło to w mojej podświadomości. Nie wiedziałem, jaką było to odpowiedzią dla chłopaka. Nie zważałem na to. Przesunąłem palcami po jego biodrze, sam zastanawiając się i układając sobie kilka pytań do chłopaka w głowie.
Jongina zaskoczyła jego odpowiedź. Mrugając kilkakrotnie ułożył głowę na jego piersi.
- Dlaczego więc wpajała ci ważne wartości, mówiła, że będziesz wspaniałym człowiekiem, jeśli tak po prostu cię zostawiła? - zastanawiał się na głos przygryzając wargi. - Jak można w ogóle zostawić własne dziecko przecież.. potrzebowałeś ją. Luhanah.. - podniósł głowę, żeby na niego spojrzeć. - Ona miała wybór?
- Pewnie miała wybór, jednak mimo to zawsze się ma jakiś powód, prawda?
Głaskałem go pieszczotliwie po głowie, przeczesując palcami brązowe kosmyki włosów. Wtuliłem go w swoje ciało, chłonąc ciepło chłopaka. Nawet jeśli moja matka zostawiła mnie, wywoływała u mnie dość ciepłe wspomnienie jako osoba, gdyby tylko nie porzuciła mnie w trudnej sytuacji. - Co z tego jeśli całe życie musiałem sobie radzić sam? Może gdybym nie skończył w tym miejscu wszystko wyglądałoby inaczej...
Koreańczyk chłonął każdy nawet najmniejszy dotyk kochanka wydostając ze swoich ust ciche pomruki zadowolenia.
- Żałujesz, że jesteś właścicielem tego miejsca? Może to zabrzmi idiotycznie, ale dzięki temu, że tamtego dnia wylądowałem na twoich kolanach moje życie stało się o wiele lepsze. - nie zastanawiał się dłużej nad tym czy faktycznie tak było, ale właśnie w tamtej chwili się roześmiał zawisając nad Chińczykiem.
Ułożyłem dłoń na jego torsie, wpatrując się w niego. Miał rację. Jakby moje życie wyglądało, gdyby nie właśnie tamta chwila. Z jednej strony było to dobre, po długiej drodze ale jednak. Gdyby nie stało się nigdy coś takiego, zapewne wykończyłbym się już kilka miesięcy wcześniej. Nie żałowałem tylko ze względu na niego. Wypuściłem głośno powietrze. - A jakie było przed?
Skanował wzrokiem ciało mężczyzny i naprawdę, mnóstwo myśli zaprzątały głowę Kim i choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ciało, uroda są ulotne, ale mimo to dla niego Luhan zawsze pozostanie piękny. Myślał również nad odpowiedzią, jednak nie byłby sobą gdyby lekko nie rozładował napięcia.
- Powiem ci, jeśli mnie pocałujesz. - delikatny uśmiech rozświetlał twarz Kim Jongina a jego ciemne tęczówki obserwowały nawet najdrobniejszy ruch starszego.
Chwila namyślenia. - A zasłużyłeś?
Zaśmiałem się cicho, po czym uniosłem się na łokciach, by mieć do niego lepszy dostęp. Moje usta przyległy do jego w początkowo czułym pocałunku. Wraz z mijającym czasem, pogłębiałem pieszczotę, zatracając się w niej jednocześnie. Jednak nie mogłem za bardzo tracić głowy. Chciałem również znać odpowiedź na moje pytanie. Byłem ciekaw, bo mimo, że to ja byłem zamknięty w sobie Jongin i tak więcej wiedział o mnie, niż ja o nim. Na razie większość jego życia była dla mnie zagadką.
Chłopak uwielbiał to uczucie. Uwielbiał to, jak Luhan często się zapominał zatracając w pocałunkach bardziej i bardziej natomiast sam brunet wariował. Ich wargi idealnie się ze sobą synchronizowały a języki splatały co powodowało u Jongina wybuch mieszanki silnie działających na niego uczuć.
Pochłaniało mnie błogie uczucie jego ust, ocierających się o moje. Pociągnąłem go lekko za włosy, by złapać oddech. Oczywiście z trudem mogłem się oprzeć jemu, lecz na przyjemności jeszcze przyjdzie czas. Tak uważałem. Tonąłem w jego ciemnych tęczówkach, oblizując wargi. - Więc jak będzie?
Z powrotem wygodnie usadawiając się na Luhanie, Jongin westchnął chwytając jego dłoń, by pokrótce zacząć się nią bawić.
- Moje życie nie było usłane różami. Ojciec miał żelazne zasady a matka została zamordowana na moich oczach. - w pewnym stopniu nadal to wszystko przeżywał, jednak w tamtym momencie jakby wyzbył się wszelkich depresyjnych emocji, by z pozorną 'lekkością' streścić swój świat. - Czego to ja nie robiłem, żeby przetrwać.. nawet nie wiem, kiedy stałem się biedakiem z dziurawym dachem nad głową. - zaśmiał się nerwowo.
Ścisnąłem lekko jego dłoń, cały czas przyglądając się mu. Wyglądał wtedy bardzo beztrosko. Mimo, że mało było widać po mnie emocji, czułem to. Czułem, że nawet jeśli nie było tego słychać w głosie chłopaka, on nadal odczuwał skutki tego wszystkiego. Myśląc sobie, że jest to delikatny temat, nie naciskałem na niego dalej. - Morderstwo jest dla mnie w pewnym sensie... - Przesunąłem palcem po wierzchu jego dłoni. - Więc w takim razie co z ojcem?
- Został w miejscu, gdzie się wychowałem. W naszym domu. Domu, gdzie stało się wszystko i jednocześnie nic. - nie mógł się powstrzymać, dlatego po chwili musnął gorącymi ustami kącik jego ust. - Czym jest dla ciebie morderstwo Xi Luhan?
Poczułem jego ciepły oddech na swoim policzku, przez co przełknąłem cicho ślinę. - Powiedziałbym, że pewnym zaskoczeniem, lecz w tych czasach, a zwłaszcza w tym miejscu jest, to coś bliskiego, codziennego. Sam wiesz, jak to wygląda, lecz może trochę od drugiej strony.
- Przeżyłeś.. czyjąś śmierć? - zapytał powoli, starając się zabrzmieć jak najmniej ciekawsku. W końcu to, o czym rozmawiali, jak się poznawali nie odbywało się o poranku przy dobrej herbatce. Nie ukrywał, mógłby spędzić z nim tak czas, nie potrzebując nikogo tylko jego.
Patrząc w jego oczy doszukiwał się jakiejkolwiek oznaki negatywnej emocji czegoś, co pozwoli mu określić, kiedy ma zastopować.
Odruchowo skinąłem lekko głową, zwilżając językiem swoje już suche wargi. - Jak każdy, Jongin... Co to za życie, kiedy nikt nie odchodzi, prawda?
Zlustrowałem wzrokiem jego twarz, doszukując się różnych uczuć. Otwierając się powoli na siebie, na swoje uczucia, zbliżając się, tonęliśmy w swoich osobach. Wcale nie chciałem tego przerywać, było to pewnego rodzaju zatrzymaniem w czasie. Nie trzeba było się niczym przejmować, powoli nawet bez słów trwając przy sobie.
Chciał zapytać o ojca, ale z jakiego powodu? Zwykła ciekawość, czy ten automatyczny instynkt by dowiedzieć się o nim wszystko na raz? Tak się nie dało i Jongin doskonale o tym wiedział, jednak nie potrafił zaprzeczyć, że leżenie u boku tego mężczyzny było dla niego czymś dobrze znanym. Przygryzając wargi przesunął dłonią po jego biodrze zostawiając po sobie gęsią skórkę i lekko drżące ciało, które chłonęło każdy dotyk.
- Czy gdybym opowiedział ci o sobie naraziłbym się tym, że inaczej byś na mnie spojrzał? - ciche pytanie.
Spojrzałem mu prosto w oczy, przez chwilę się zastanawiając. Byłem pewny, że nie ważne, co powiedziałby myślałbym o nim cały czas tak samo. Nie wiedziałem jednak, jak mu odpowiedzieć na to. Kiedy znajdywałem się w tak kruchych tematach, a przemijanie stawało się czymś codziennym. Nie chciałbym tracić swojego czasu na spojrzenie inaczej na tego chłopaka, bo miałem go bardzo niewiele. Stracenie go było kolejnym pchnięciem się w przepaść. - Nie spojrzałbym na ciebie inaczej, cokolwiek powiesz, byle by było prawdziwe.
Odpowiedź blondyna usatysfakcjonowała Kim. Skrycie nawet na to liczył. Posyłając mu ciepły uśmiech usiadł tak, by pościel zakrywała jego dolne partie ciała samemu przyglądając się ciału Xi Luhana.
- Wiesz.. miałem spokojne życie. Żyłem we własnym świecie, kiedy matka zajmowała się domem gotując mi te swoje pyszne obiadki z wiecznie pojawiającym się na jej ustach uśmiechem. Miała piękny uśmiech. Ojciec natomiast ciężko pracował specjalizując się w jakiejś wysokiej korporacji, sam nie do końca rozumiałem co robił. Nim się obejrzałem wszystko tak po prostu się rozsypało.. jak domek z kart.. - urwał kręcąc głową na swoje absurdalne określenie. Kątem oka widział, że blondyn patrzył gdzieś przed siebie. Analizował. - Mając trzynaście lat ukrywałem się pod łóżkiem trzęsąc ze strachu, kiedy mordowali matkę a krew znalazła się pod moimi bosymi stopami. Sztuką przetrwania nie było pozbieranie się po jej niesprawiedliwej śmierci lecz świadomości, że ojciec po tym wydarzeniu dzień w dzień wpajał mi, że jestem temu winien, że to moja wina zamykając mnie przy tym w małej piwnicy. - powoli podniósł wzrok na leżącego przy nim w bezruchu Chińczyka.
Uniosłem rękę do góry, by przesunąć palcami po jego policzku. Coś w środku zakuło mnie. Choć wiedziałem, że to dopiero mała część tego, co miał do powiedzenia o swoim życiu, chciałem, żeby wszystkie jego zmartwienia się skończyły. Miałem świadomość, że wielu ludziom przydarzyły się złe historie, lecz co mnie teraz obchodzili inny? Ważny w tej chwili był on. Jego szczęście, które podświadomie chciałem mu dać, jednak nic o tym nie wiedząc. Miałem nadzieję, że poczuje to ode mnie, że będzie wiedział, jak ta wiadomość tak po prostu po mnie nie spłynęła. Obserwowałem emocje w oczach kochanka, przysuwając się do niego bliżej. - To traumatyczne przeżycie, rozumiem już w jakiejś części... Po tym poradzić sobie samemu jest niełatwo.
Otworzyłem lekko usta, zastanawiając się nad trudami tego świata. Świata, który cały czas rzucał jakieś przeszkody wszystkim. Jednak było gdzieś głęboko w tej rzeczywostości coś pięknego. Coś, co dopiero po tylu latach zacząłem zauważać.
- Pabo.. - Jongin spuścił wzrok czując, jak w jego oczach gromadzą się łzy. - Myślisz, że to jest trudne?
'Boję się o ciebie..' chciał to wykrzyczeć. On był wdzięczny. Wdzięczny temu, że gdy żył w samotności, monotonii i biedzie spotkał Xi Luhana. Xi Luhana, który nieświadomie dał mu szczęście. Dał mu wszystko i jednocześnie nic.
- Wiesz co jest dla mnie naprawdę trudne? - zatopienie zębów w dolnej wardze, jego częsty nawyk. Trudna sztuka opanowania swojego głosu. - Mojemu ojcu odbiło nie tylko ze względu na utratę żony, ale i uzależnienia od prochów. Dawał mi lekcje jak przetrwać na tym świecie będąc z ćpanym. Poznając ciebie mogłem być świadomym co mnie czeka, że przywiązując się do kogoś, kto już ma swoje własne uzależnienie, swój własny świat będę tylko cierpieć, ale.. wcale tak nie jest. - połowiczne kłamstwo. - Jeszcze większym bólem było dla mnie to, że chcąc oddać się tylko tobie skazywałem się również na usługiwanie Oh Sehunowi. Dawałem się mu pieprzyć wiedząc, że to samo robił też z moim przyjacielem. Baekhyun on.. nie zasłużył.
Ukrywając twarz w dłoniach nabrał jak najciszej się dało powietrze do płuc próbując się w minimalnym stopniu uspokoić.
Objąłem rękami jego drobne ciało, przyciągając go do swojego torsu. Karciłem się w myślach za to, że nie wiedziałem o tym wszystkim wcześniej. Chciałem jakoś temu zapobiec. Co teraz mogłem zrobić? Nie mogłem go obronić przed czymś co już się wydarzyło dosłownie za moimi plecami. To wszystko, co przeżywał wieczorami, kiedy ja bawiłem się w najlepsze lub ćpałem do nieprzytomności. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, jakie rzeczy musiał przeżyć oddając się tamtemu mężczyźnie, co noc, sam tego nie chcąc. Było już za późno, a jedyne co mogłem teraz zrobić to głaskać jego nagie plecy. - Teraz to już...skończyło się.
Szepnąłem mu do ucha, jednocześnie przygryzając jego płatek zębami. Jego skóra była taka ciepła i choć już nieco przytył, nadal wyczuwałem jego wystające kości pod opuszkami palców. - Swoją drogą poznałem tego Baekhyuna.
Dobrą chwilę zajęło Koreańczykowi zorientowanie się, co moment temu powiedział do niego Luhan, zszokowany wziął dłonie z twarzy.
- Jak to go poznałeś? Jak..?
- Kiedy wyszedłem ze szpitala, przypadkiem trafiłem do tego sklepu, o którym wspominałeś... Tak po prostu. - Zerknąłem na jego twarz, nadal błądząc dłońmi po jego skórze. Wziąłem głęboki oddech, sam zastanawiając się, czy nie naruszę jakiegoś delikatnego tematu. Nie lubiłem stąpać po kuchym lodzie, choć cały czas to robiłem.
Chłopak kiwnął głową na znak, że przyjął do siebie tą wiadomość.
- Rozmawiałeś z nim.. powiedział ci o Sehunie? Byłbym w szoku, bo mi nie pisnął ani słowa zamiast tego zostałem w to wplątany.
Czuł dłonie wędrujące wzdłuż jego nagiego ciała. Cudowne uczucie. I choć może Luhan nie do końca zdawał sobie z tego sprawę, ale właśnie rozmawiali, dzielili wspólne minuty przeplatające się z godzinami, Kim odczuwał to bardziej niż przypuszczał.
- Powiedział mi jakim człowiekiem jest Sehun, rozumiesz? Podejrzewam, że przez to, co mu zrobił bał się pomóc tobie, lecz wiedział o wszystkim... Dlaczego właśnie ty zostałeś w to wplątany? Dlaczego...
Ściszyłem nieco głos, przenosząc swój wzrok na sufit. Chciałem wiedzieć, dlaczego Koreańczyk cierpiał przez tyle dni. Co było tego powodem? Czy bałem się odpowiedzi, a może to po prostu dziwna irytacja tym, że był wtedy z innym mężczyzną?
Luhanah..
'Chcę ciebie i ja wiem, że jeśli tylko dasz mi szansę to zaczniemy wszystko od nowa, może i nawet wyjedziemy z Seulu. Nie potrafię przyjąć od ciebie odmowy Jongin, dlatego przestań się ze mną szarpać i bądź mój.'
Pamiętał doskonale te słowa. Choć tamtego dnia był przesiąknięty szlochem i paniką resztkami pamięci zakodował jego słowa nim już więcej się nie zobaczyli. Ostatnie spotkanie. Jongin delikatnie się wzdrygnął przypomniawszy sobie jak uciekał z jego mieszkania z krwią na palcach. To jak w pośpiechu to z siebie zmywał. Wtedy zrozumiał.
Przetarł twarz jednym ruchem dłoni nim w końcu z siebie wydusił.
- Chodziło o ojca, gdybym nie dał się sprowokować pewnie nie doszłoby do tego. Zagroził mi, że wsypie mojego ojca za prochy. Wylądowałby w więzieniu, dlatego zgodziłem się na to wszystko. Myślisz, że tego chciałem? Ciągle przypomina mi się moment, kiedy posuwając mnie szeptał mi o Baekhyunie i moim ojcu.. nie rozumiem jak można być takim potworem.
Pokręcił głową dodając nieco ciszej. - Chciał, żebym był jego.
Zacisnąłem dłoń na jego biodrze, słuchając tego wszystkiego. W środku czułem pewnego rodzaju zazdrość. Wiedziałem, że nie powinienem patrzeć na siebie w tej chwili, ponieważ on wcale tego nie chciał. Było to dla niego bólem. Wyobrażenie sobie tych chwil było dla mnie w pewnym sensie obrzydzające. Może nie byłem najlepszy w takich sprawach i bardzo delikatny też nie, jednak w środku nie byłem tyranem. Jeśli już robiłem takie rzeczy, to nie przymusowo, torturując kogoś przez długi czas, chcąc w chorej potrzebie mieć tą jedyną osobę, jak przedmiot. Było to nawet dla mnie coś okropnego mimo, że gwałt nie był mojej osobie jakąś odległą rzeczą.
Nie potrafiłem zdzierżyć tego, że ktoś inny miał go codziennie. Wtedy sam nie rozumiałem, że również potrzebowałem go cały czas przy sobie, a teraz żałowałem. Gdybym tylko wiedział wcześniej... - To.. Okropne, co się stało, Jongin.
Zaszklone oczy Koreańczyka powędrowały na twarz ukochanego. Chłodne powietrze przecinało pomieszczenie, zaś nieco trzęsące się ciało sygnalizowało o tym, że marznie. Okrywając się pościelą w coś na kształt kokonu młodszy mężczyzna odetchnął wypychając ze swojego umysłu wszystko co stało się kiedyś. Co już przestało mieć znaczenie.
Nachyliwszy się do ucha blondyna wyszeptał czule.
- Przepraszam.
Ścisnąłem mocniej jego ciało, słysząc jego każdy głęboki wdech. - Nie masz za, co przepraszać... - Zadrżałem lekko. - To ja powinienem. Za to, że nie pomogłem ci w tym wszystkim.
Czułem się naprawdę dziwnie, będąc przepełnionym masą uczuć tak intenstywnych i to właśnie przy nim. Wiedziałem, że właśnie tego mi brakowało w życiu. Tego ciepła i bycia dla kogoś całym światem. Zainteresowania, robienia razem rzeczy niemożliwych. Kim Jongin był taką osobą, kimś kto trafił prosto do mnie.
- Luhanah.. nie rozumiesz.. - złożył motyli pocałunek na czole kochanka, by następnie przyłożyć nos do jego skroni. Na jego twarzy pojawił się zbolały, zmęczony uśmiech. - Zrozumiałem od początku, że jesteś dla mnie wszystkim i niezależnie jak bardzo starałbyś się mnie odpychać chciałem żyć tylko dla ciebie, ale.. nie mogłem patrzeć ci w oczy, kiedy na boku to wszystko się działo..
Melodia w uszach Kim w postaci oddechu Luhana znajdującego się pod nim przywołała wspomnienia ich gorętszych, spędzonych nocy to, jak ich ciała idealnie się dopełniały a głośniejszy oddech niewiele starszego mężczyzny pobrzmiewał w umyśle Kim Jongina. Coś pięknego.
Podniosłem się trochę, przewracając go na plecy, by wylądował na miękkiej pościeli, a ja zawisłem nad jego ciałem. Odgarnąłem palcami jego włosy z czoła, uśmiechając się lekko na ten widok. Był to kolejny z pierwszych szczerych uśmiechów jakie zawitały na moich ustach. Mimo, że chłopak sam wiele razy mówił, jak bardzo jest zaniedbany przez typowy brak pieniędzy, dla mnie nadal jego kruche ciało wyglądało idealnie. Cały był wręcz doskonały, a ja uświadomiłem sobie, że w końcu się przed sobą do tego przyznałem.
- I tak myślę, że nadal nie masz za co przepraszać. Może jedynie za swoją skrytość, ponieważ ilekroć pytałem, ty zawsze miałeś inną wymówkę. Musisz to zrozumieć...
Owijając dłonie wokół karku Chińczyka uśmiechnął się rozpływając przy tej jednej niekończącej się chwili i tęczówkach Lu.
- Przetrwałem tak długo tylko dzięki tobie. Każdy twój uśmiech był kolejną dawką szczęścia, początkiem czegoś nowego.. czy zrozumiałem to za późno?
Pokręciłem tylko głową, nachylając się nad jego ustami. Cicho wymruczałem w jego wargi jeszcze kilka słów, lecz bardzo znaczących. - Teraz już nie wypuszczę cię z mojego życia, a ty musisz mi obiecać, że będziesz przy mnie na zawsze.
Po tym zatopiłem się wraz z nim w długim pocałunku, jako odpowiedzi. Nie musieliśmy mówić, żeby rozumieć się, jak najlepiej. Oboje tego chcieliśmy, nie martwiąc się, że ważny w naszym życiu czas przelatywał przez nasze palce.
Obiecałam sobie, że będę komentować Wasze opowiadanie, jednak klasa maturalna mnie przerosła i nawet nie zaczęłam. :(
OdpowiedzUsuńCzytam Wasze opowiadanie od początku i jest naprawdę świetne! Lubię łamanie stereotypów, dlatego Wasza kreacja Luhana jako tego zagubionego w świecie, ćpającego faceta podoba mi się, jest inna i jeszcze się z tym nie spotkałam.U Kaia nigdy nie spodziewałabym się wrażliwości - zawsze był tym seksownym, który nikim się nie przejmuje i to jego podejrzewałabym o zachowanie podobne do Luhana tutaj.
Akurat długość rozdziałów mi nie przeszkadza, im dłuższe tym lepsze, szczególnie na dłużące się zajęcia. ;)
Tak mi szkoda biednego Kaia, Luhana zresztą też. Szkoda, że Luhan tak późno się skapnął, że coś jest nie tak i coś musi z nim zrobić, no ale oczywiście lepiej późno niż wcale. Za bardzo był zajęty "swoimi sprawami", by zajmować się jeszcze problemami kogoś innego. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży na końcu i nikt nie umrze... :( Powodzenia w pisaniu no i czekam na następny rozdział. ;)
Witam cię Nesso! Cieszę się, że się odezwałaś~ dziękuję również za tak pozytywne słowa;; chodziło nam w szczególności o łamanie stereotypów ;)
UsuńWybacz, wybacz, wybacz mi...że dopiero teraz przeczytałam te oba rozdziały ;--;
OdpowiedzUsuńZa poprzedni zabierałam się kilka razy lecz zawsze coś lub ktoś mi przeszkadzał i nie mogłam przeczytać, ale zdecydowanie 3 razy TAK!
To było...takie...inne...żonka i mężulek ahh...
Jak ja uwielbiam takie momenty xDD
W sumie...bardzo podobał mi się poprzedni rozdział i to chyba najbardziej jak na razie ze wszystkich, choć sama nie do końca jestem pewna czemu...wzbudził we mnie pewne emocje które ciężko jest mi na tą chwilę opisać (wiem jestem chora xD)
A co do tego rozdziału...rozkleiłam się...w końcu Kai się otworzył i zaczął się zwierzać Lu (chyba sie nie pomyliłam z innym ff xD), po prostu ryczę ;---;
Choć z drugiej strony Lu i te jego używki...błagam no niech on z tym skończy bo w końcu stanie się coś złego, albo może nawet i umrze, a wtedy Kai nie będzie w stanie normalnie funkcjonować i zostanie dziwką Sehuja na zawsze, albo popełni samobójstwo skacząc z wieży Eiffla (czy jak to się pisze) do Warty xD
Wcale nie dramatyzuje xD
I dlaczego to przedostatni rozdział?! Why!???
Zraniłaś mnie tym posunięciem ;---;
No ale...muszę czekać na końcówkę...chociaż z drugiej strony cholernie się jej boję...;----;
Weny kochana i hwaiting!