poniedziałek, 14 grudnia 2015

EiO : One shot 'Melancholia'

Annyeong! No tak, minęło wystarczająco dużo czasu by wstawić tu kolejną pracę. Ostatnio miałam gorsze dni i myślę, że zarówno to jak i inspiracja pozwoliła mi na wzięcie się w garść i dokończenie one shota. Zanim zacznę pisać alternatywną kontynuację, którą mam nadzieję, że jesteście zainteresowani musiałam wstawić ten one shot, bo on jest nawiązaniem do wydarzeń w tym opowiadaniu. Oczywiście, jeśli ktoś nie zrozumie czegoś lub nie zostanie wspomniane tu to śmiało pytać! chętnie zaspokoję ciekawość.
Jest mi wyjątkowo smutno.. pisałam to pod wpływem uczuć po przesłuchaniu piosenek i naprawdę, cieszę się, bo dzięki tym piosenkom lepiej mi się pisało. Zapraszam więc do czytania i w razie pytań - nie bać się!

Mam nadzieję, że wyrazicie pozytywną opinię na temat tego oneshota;;

Inspiracja ► Sing for you, soundtrack do Hello Monster - 1,2 oraz tracklista z bloga autorki.

Przesłuchajcie, naprawdę warto.
Słowniczek :
jebal - proszę
abeoji - ojcze
appa - tata
gwaenchana - w porządku, to nic
uljima - nie płacz





Rok 1987, Seul

Pierwsze dni były najgorsze, pamiętał je doskonale. To jak największa klęska, która mogła spaść na człowieka, utrata stopniowo zabijała go.
Jongin był jednym wielkim kłębkiem stresu, który co noc przypominał mu o nim, każdej nocy jak mantrę powtarzał sobie, że on z tego wyjdzie. Musi. Stres szkodzi dziecku, które w sobie nosi, dusza być może identyczna do Xi Luhana, istotka, którą młody mężczyzna zdążył pokochać całym sercem.
Kładąc się do łóżka nie trudził się, że zaśnie w końcu minęły niespełna parę przeciągających się miesięcy odkąd pozwolił mu odejść, tak sobie wmawiał.
Gdyby wtedy tylko się pośpieszył.. chłopaka ogarniała rozpacz. Tak wielka mieszanina bezlitośnie negatywnych uczuć, że nie mógł wytrzymać z samym sobą. Kim wyglądał marnie. Dokładnie tak samo, zanim w ogóle wepchał się do tego klubu.
Żal, jeszcze więcej bólu, bezradność, krwawe wizje.
Dźwięk zakręcanej wody dochodzący z jego łazienki skutecznie wyrwała go z jego małej depresji. Przetarł oczy podnosząc się do siadu, bo cholera nie przesłyszało mu się.
To co zobaczył.. mógł przysiąc, że na moment stanęło mu serce.
W jednej sekundzie oczy chłopaka wypełniły się łzami a on sam odezwał się zachrypniętym głosem.
- L-Luhanah..
Mężczyzna stojący przed nim, tak samo perfekcyjny patrzył na niego nieodgadnionym wyrazem twarzy przykładając palec do ust. Jongin rozumiał. Niepotrzebne były słowa. Istota, która skradła jego serce powoli zmierzała w jego kierunku, aż dołączył do chłopaka kładąc dłoń na jego policzku. Chudzielec nie potrafił wydobyć z siebie żadnego słowa, po prostu trwał w chwili aż po jego policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. 
Subtelny dotyk w postaci kciuka gładzącego linię szczęki Jongin'a był dla niego jak przepustka do bram nieba. Czuł, jak wszystko z niego ulatuje a ciało Kim wypełnia bezgraniczny spokój. Oczy Koreańczyka dokładnie skanowały twarz mężczyzny, którą doskonale znał. W momencie opadł na poduszki i nie zdążyły minąć te ulotne sekundy, gdy Chińczyk objął jego kruche ciało.
Muśnięcie zimnymi ustami czoło chłopaka sprawiło, że jego powieki zrobiły się cięższe i choć chciał trwać w tym momencie patrząc na swoją miłość, tak dał się pokusie wzięcia oddechu w wieczny sen.
Miejsce na pościeli obok Kim Jongin'a następnego dnia pozostało zimne i nienaruszone.
Gdyby Luhan tu był niezależnie od nastroju pocałowałby go.

- Caffe latte?
Zaciągnięcie Luhan'a do jednej z najpopularniejszych kawiarenek w Seulu było dla Kim Jongin'a nie lada wyzwaniem, oczywiście nie obyło się bez przepychanki, wiązanki przekleństw czy kilku czułych pocałunków. Nieważne jak bardzo zimnym draniem był Chińczyk ; muśnięcia przelewane na jego ustach zwykle kończyły się dla niego kapitulacją. Nie miał wyjścia, bo Jongin był zbyt uparty.
- Americano?
I chociaż udało mu się przyprowadzić go tutaj, w publiczne miejsce kto powiedział, że wspólne wypicie kawy będzie takie proste?  
- Nie wierzę, że dałem się na to namówić..
Odburknąłem, opierając głowę na ręce. - Podwójna Americano z mlekiem, bez cukru.
Siedząc naprzeciw chłopaka, sam nie wiedziałem jak to się stało, że znaleźliśmy się w tym miejscu tak szybko. Nie byłem przyzwyczajony do takich wypadów, spędzając większość czasu w pracy. - A ty co pijesz?
Koreańczyk prychnął.
- Nie piję kawy. Kofeina szczególnie działa na mózg. - wytknąwszy mu, wyciągnął z kieszeni portfel przeliczając banknoty.
- Po jaką cholerę zabrałeś mnie do kawiarni, jeśli nie pijesz kawy?
Westchnąłem, kopiąc go lekko w kostkę pod stołem. - Nie rozumiem, jaki masz cel..
Patrzyłem w głębokie oczy chłopaka, sam nie myśląc o niczym konkretnym. Obraz Jongin'a zaraz przede mną, był wystarczającą rzeczą, na której mogłem się skupić.
- Powinieneś raczej być wdzięczny, że z tobą wytrzymuję, Luhan - Kim przetarł twarz. - Ciągle na wszystko narzekasz.
Odwróciwszy wzrok w drugą stronę zaczął wgapiać się w widoki za szybą byleby na krótki moment uniknąć palącego spojrzenia mężczyzny.
- Męczy cię przebywanie ze mną? Jesteś bezczelny.. - Niewinnie smyrałem jego łydkę swoją pod stołem, stukając nerwowo palcami o blat stołu. Zacząłem się cicho śmiać, sam nie wiedząc kiedy ostatnio mi się to zdarzyło.
Jongin doskonale czuł dotyk Luhan'a i cholera, to wprawiało go w niespokojne wiercenie się na krześle. Do tego dochodziło dość zimne, ale i niezwykle intensywne spojrzenie bacznie go obserwujące i tak, Koreańczyk zarówno nie miał nic do gadania jak i był bezsilny jego urokowi.
Jeszcze bardziej zaskoczył go nagły śmiech Chińczyka. Uniósł brwi pytając drwiąco.
- Co cię bawi, dupku?
Nachyliłem się nad małym stolikiem nas oddzielającym, by szepnąć mu cicho do ucha. - To jak wariujesz...
Postarałem się, by mój głos brzmiał jak najbardziej seksownie, kiedy nasze nogi nadal znacząco pocierały się o siebie.
Drgnął nieznacznie czując jak na jego twarz wpełza zagubienie wymieszane bezwzględnie z odczuciem pożądania. Kiedy znikąd pojawiła się kelnerka kładąc na dosłownie krawędzi stolika zamówienie zakłopotana spojrzała na nich.
Kim nie do końca kontrolując swoje zachowanie wstał od stołu chwytając stojącą na blacie butelkę wody. Przeklął siarczyście jednym zwinnym ruchem wylewając ją na głowę blondyna.
- Ten pan potrzebuje się przewietrzyć. - rzucił wymijając dziewczynę, następnie szybkim krokiem ruszając do toalety, by moment później zniknąć za drzwiami.
Nawet jeśli przez chwilę byłem zaskoczony, a woda ściekała ze mnie na drewnianą podłogę, to moja twarz została bez wyrazu, oschła i nie mówiąca nic konkretnego. W środku aż wrzałem ze złości, już myśląc jak się na nim zemścić. Jak to bywa w przypływie gniewu, do głowy wpadają nieprzemyślane plany. Czułem jak moja zwyczajowa koszula klei się do mojego torsu, kiedy zaczesałem mokre włosy dłonią do tyłu. Wstałem z miejsca, bardzo głośno odsuwając krzesło. - Więc kurwa pójdę się przewietrzyć.
Rzuciłem, wcale jednak nie kierując się do wyjścia, lecz do toalety. Uchyliłem drzwi, opierając się o ich framugę.
Chudzielec musiał ochłonąć. Bywały takie dni, kiedy Xi Luhan był naprawdę trudny, jednak znosił to wszystko, ponieważ nieodwracalnie darzył go uczuciem. Nie potrafił tak po prostu zrezygnować, jego oschłość z czasem stawała się do zniesienia, lecz w innych kwestiach.. tak, mężczyzna zdecydowanie był trudny.
Stojąc bezmyślnie przed umywalką patrzył na swoje odbicie w nienagannie czystym lustrze skanując swoją twarz. Nie wiedział ile czasu minęło, kiedy zorientował się o obecności Luhan'a w progu. 
Zmarszczył brwi, usilnie starając się nie wyglądać na przejętego faktem, że być może poszedł za nim.
- A pan tu czego?
Jasne, widok zmoczonego Chińczyka była jedną z najbardziej kuszących widoków, jakie mógłby sobie wymarzyć. Nie prosił o więcej, nie, kiedy multum nieprzyzwoitych myśli ulokowały się swobodnie w jego głowie a przez usta młodszego przemknął cień pół uśmiechu.
Szybko i niepostrzeżenie zbliżyłem się do niego, tak bym mógł objąć go od tyłu rękami w pasie. Moja ociekająca wodą koszula, pomoczyła plecy chłopaka. Sam korzystając z tego, że nie widział mojej twarzy, uśmiechnąłem się pod nosem. Starałem się zabić w sobie swoją złość, chcąc przenieść to zdarzenie na swoją korzyść. Upewniłem się, by chłopak czuł mój gorący oddech na swoim karku, a w lustrze odbiła się moja skóra, po której spływały pojedyncze osamotnione kropelki wody. Moje dłonie na talii Jongin'a lekko przesuwały się, czując pod materiałem koszulki jego nagie ciało. - Pan? 
Jongin wzdrygnął się wydając z siebie zaskoczony dźwięk. Zimno, mógł pomyśleć jaką wodę na niego wcześniej wylać.
Jak w transie wpatrywał się w jego skórę, po której widać było kropelki wody, i boże, zaraz mu tu zemdleje jak tak dalej pójdzie. Zaciskając palce na umywalce pozwolił swoim myślom rozbiec się daleko, odpłynąć całkowicie przymykając przy tym oczy oraz wypuszczając przy okazji powietrze.
- Obiecasz mi coś, prawda Luhanah? - cicho wyszeptał niemal błagając go o spełnienie obietnicy. Nim się skontrolował potarł pośladkami delikatne wzniesienie w spodniach mężczyzny przygryzając mocno wargi. - Dotykaj tylko mnie, dawaj ciepło tylko mi jebal, Luhan..
Przez chwilę nic nie mówiłem, naprawdę starając się panować nad tym jak chłopak na mnie działał. Jego ciało ciasno przywarte do mojego, wcale nie pomogło mi w tym. Po dłuższym namyśle, stwierdziłem jednak, że pozwolę sobie po prostu na niekontrolowane i instynktowne działania. Bo kto tego mi właściwie zabroni? Sapiąc cicho i przeciągle mu ucha, cały czas przyglądałem się naszemu, a zwłaszcza jego odbiciu w lustrze. - Obiecuje..
Przeszło mi to przez gardło ledwo słyszalnie, lecz byłem pewny, że nie umknęło to chłopakowi.
Przełykając głośno ślinę Kim odwrócił się do niego przodem usiłując zaufać swojemu głosowi ; na próżno, zbyt drżał.
- Zdajesz sobie sprawę jak cholernie dobrze wyglądasz będąc mokrym? - szarpnął lekko za kołnierz jego koszuli na dowód swoich słów. - Nigdy więcej nie obleję cię wodą.
Usatysfakcjonowany uśmiechnąłem się.
 - Chciałeś mi zrobić na złość, a zrobiłeś sam sobie.
Nachyliłem się, by zetknąć nasze wargi razem. Nim zdążyłem jeszcze ucałować jego pełne usta, zamruczałem w nie. - Karma wraca młody...
Oddałem się naszemu pocałunkowi, chcąc chłonąć z niego, jak najwięcej. Choć wiedziałem, że nie potrwa on na tyle długo, na ile potrzebowałem, ponieważ Kim Jongin nie byłby sobą, gdyby mi nie odpyskował.
Koreańczyk zachłysnął się powietrzem na te słowa odsuwając jego twarz od swojej w zbuntowanym geście.
- Młody? Powiedziałeś młody? - jego usta otwarły się w oszołomieniu. Poczuł się jak gówniarz, co on sobie w ogóle wyobrażał? - Cholernie przystojny, narcystyczny kretyn.. - wymamrotał.
Objąłem go mocniej w pasie, przyciągając go bliżej siebie. Spojrzałem mu w oczy, nadal czując jak kropelki wody kapią z moich włosów. - A co? Nieprawda, że jesteś młodszy?
Znów zaśmiałem się cicho, czując, że to już któryś raz z rzędu w tym dniu. - Jak się odzywasz do swojego szefa?
Mocząc teraz swoim wilgotnym torsem przód jego koszulki, pragnąłem czerpać z jego dotyku jak najwięcej. - Wredny, nieposłuszny, kurewsko rozkoszny głupek..

30 minut później znaleźli się w biurze Luhan'a zrzucając z siebie ciuchy i potykając o leżące nieopodal łóżka buty. Nie wyszli z gabinetu do następnego dnia.


Rok 1994, centrum Seulu

Siedząc na ławce niedaleko szkolnego boiska, Koreańczyk miał parę długich a zarazem umykających minut na pozwoleniu swoim myślom nakierować się na bezpieczny tor.
Cholernie cierpiał. Niezależnie jak bardzo starał się żyć normalnym życiem, wspaniale wychować ich syna, przekazać mu swoją wiedzę na temat postrzegania świata jak i wpoić ważne wartości, których on za czasów dzieciństwa od ojca nie otrzymał - cały ten plan rozpadał się jak domek z kart, bo gdzieniegdzie mężczyzna się obracał, wszędzie widział Luhan'a. Każde wspomnienie, każdy dotyk, każde słowo.
To imię.. pozostawiało na jego języku posmak bólu, nie mógł tego znieść.
Usiłował, naprawdę usiłował sobie poradzić z tym wszystkim, jednak jak mógł kiedy mężczyzna, którego tak bardzo kochał i nadal kocha, opuścił go? Te wszystkie rutyny, to, jak Jongin śpieszył do jego biura by tylko go zobaczyć, ukradkowe spojrzenia i namiętność, nieśmiało przelane uczucia kochanków - tak bardzo Koreańczyk pragnął wrócić do tych czasów. Wrócić tam, gdzie czuł się najbezpieczniej.
Radosny krzyk dzieci pozwolił Kim oderwać się od jego pogmatwanych myśli by wraz z tym nakierować wzrok na boisko. Kilkoro dzieci biegało z jednej strony na drugą beztrosko kopiąc piłkę i bawiąc się w najlepsze. Liście znajdujące się na rosnącej nieopodal płaczącej wierzbie szumiały cicho natomiast gałęzie lekko uginały pod ciężarem wiatru.
Jongin zamknął oczy dotąd, aż w jego głowie nie pojawił się obraz. Wspomnienie.
Pamiętał, jak spacerowali niedaleko tego miejsca. Subtelnie splecione dłonie, delikatne uśmiechy. Milczeli dopóki spojrzenie Kim nie zatrzymało się na szkolnym boisku, na którym biegali i bawili się mali chłopcy. Młodego mężczyznę rozczulił ich widok. Widok małych istot wnoszących w życie tak wiele.

- Hyung. 
Od niedawna Chińczyk wydał jasne polecenie, by młodszy zwracał się tak do niego, tak więc wypuszczając cicho powietrze schował nos w szaliku czekając na choćby ciche mruknięcie kochanka potwierdzające, że ten w ogóle go usłyszał i wyczekiwał, by ten kontynuował. - Co myślisz o.. dzieciach?
Chłopak przygryzł wargę nieco skrępowany niecodziennym (przynajmniej dla nich) pytaniem.
Nie patrzyłem w tamtym momencie na chłopaka. Mój wzrok utkwił w wyraźnie widocznej parze, która tworzyła się, gdy wypuszczałem kolejno powietrze z płuc. Przez chwilę myślałem, że naprawdę mi się zdawało. - Pytasz poważnie? 
Zacisnąłem zęby, czując jak wiatr owiewa moją skórę. Byłem bezwzględny jeśli chodzi o takie sprawy. Trzymałem się tego, jak uważałem i nie chciałem dopuszczać tego, co mówili inni. Może byłem zbyt egoistyczny, żeby myśleć o czymkolwiek innym. - Nie znoszę dzieci. Niedorzeczność.
Przenosząc powoli wzrok na postać blondyna, Kim pogładził kciukiem wierzch jego dłoni chcąc pokazać mu przynajmniej w jakimś stopniu, że jest obok. - Są aż tak okropne? Wiesz, sądzę, że pomimo kłód jakie los rzuca nam obu pod nogi byłbyś wspaniałym ojcem.
Jongin posłał mu łagodny uśmiech.
Napotykając się na jego ciemne oczy, sam nie wiedziałem w jakim stopniu ten temat może być dla chłopaka przyjemny. To o czym mówił. Przez myśl nigdy nie przeszło mi nawet rodzicielstwo i jak twierdziłem, nigdy bym się w tym nie sprawdził. - Ojcem? Co ty sobie wyobrażasz?
Koreańczyka kuły jego słowa. Jego podejście. Chociaż był po przejściach nie mógł zrozumieć dlaczego nie potrafił choć dla niego się otworzyć. W minimalnym stopniu. Cel stawał się dla Kim tak bardzo odległy.
- Po prostu.. miałem nadzieję, że na myśl o wspólnym dziecku w niedalekiej przyszłości nastawiłbyś się tak.. pozytywnie, Han.. nie chciałbyś mieć ze mną dziecka?
Patrzyć w oczy Chińczyka dłużej niż to konieczne było samobójstwem, ba, ze szczególnym okrucieństwem, lecz Jongin oswoił się z jego zimnym spojrzeniem. Od początku wiedział, że nie będzie łatwo.
Przyciągnąłem go bliżej, mrużąc lekko oczy, gdy nasze spojrzenia nadal się krzyżowały. Nie wiedziałem, co Jongin próbował mi zasugerować całą tą rozmową. Powinien wiedzieć, że takie życie to nie moja bajka, bynajmniej nie na tamten moment. Mógłbym się tak zastanawiać i bić w myślach, co właściwie siedziało w głowie chłopaka, lecz póki on sam nie wyraziłby się jasno, nie mogłem niczego być pewnym. - Co masz na myśli, mówiąc "w niedalekiej przyszłości"?
Chudzielec spuścił głowę tracąc motywację do poważnej rozmowy z ukochanym.
- M-myślałem, że kiedyś nasza relacja osiągnie większy poziom i powiększymy rodzinę.. - Rodzinę? Młody mężczyzna uderzył się mentalnie w twarz zrezygnowany. Zatapiając się w gorzkim uczuciu zażenowania pozwolił, by przydługa grzywka zakryła jego oczy, kiedy te uporczywie patrzyły w ziemię.
Patrzyłem na niego zbity z tropu. Poczułem dziwne uczucie, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy o tym nie myślałem. Nawet nie o samej rodzinie, tylko o tych słowach. Wyższy poziom. Co to znaczyło? Nawet jeśli nieświadomie go raniłem, to widziałem wszystko. Najbardziej zgubił mnie fakt, że Koreańczyk oczekiwał konkretnej odpowiedzi, szczerości, których ja nie potrafiłem mu dać. Cały czas wpatrywałem się w niego, nie puszczając dłoni chłopaka. - Jongin ja... Nie rozumiem.
- Gwaenchana - szybko wtrąciwszy, cmoknął usta starszego Chińczyka delektując się przez krótki moment ich smakiem, po czym przeniósł zagubiony wzrok gdzieś za niego. - Ta wierzba. Jest piękna.
Kilka sekund zajęło, aż odwróciłem od niego wzrok, patrząc w kierunku wierzby, o której mówił. Niby nie było nic w niej wyjątkowego, lecz mimo zimnego klimatu, nadal dobrze się trzymała, wraz z lekko zielonymi liśćmi. Przetrwała tak samo długo, jak Jongin u mojego boku. Myślę, że byłbyś lepszym rodzicem ode mnie.
 Zimny wiatr nie ustępował, kiedy obejmowałem chłopaka swoimi rękami. Wtuliłem go w siebie. - Wiesz Jonginah? Myślę, że jeszcze tu wrócimy. To będzie tylko nasze miejsce, obiecuję ci to.
Wyciągnąłem w jego stronę mały palec na znak przypieczętowania obietnicy. I choć było to nie podobne do mojego zachowania i kompletnie symboliczne, uważałem, że dla nas będzie to znaczyć coś więcej.

Zacisnąwszy powieki, Koreańczyk uchylił je mrugając kilka razy. W jego tęczówkach odbijał się ból, ból i tęsknota.
Kiedy odwrócił wzrok w jego kierunku podbiegał kilkuletni chłopiec wyciągając przy tym małe rączki. Jego małe szczęście. Szczęście uderzająco podobne do ukochanego Chińczyka. Zabawne.
- Appa! 
Minuta i chłopczyk jest w kościstych ramionach Kim Jongin'a.
- Appa! Stszeliłem dwie blamki! - uradowany synek tulił się do niego, zaś na ustach chudzielca pojawił się przebłysk uśmiechu.
Bo tylko przy nim mógł żyć na nowo.
- Wspaniale Han - czułe muśnięcie złożone na czole kilkulatka spowodowało, że ten roześmiał się cicho. - Jesteś moim małym geniuszem. Wiesz o tym, prawda?
Chłopiec kiwnął głową mocniej tuląc się do jego wychudzonego ciała.
Nie pytał. Już nie. Jin Han był cudownym i rozkosznym dzieckiem. Choć miał niewiele lat jego bystrość, inteligencja, wyciąganie własnych wniosków i obserwacja wszystkiego wokół była imponująca. Od kiedy tylko go urodził Jongin był pewien, że wyrośnie na wspaniałego i silnego mężczyznę. Takiego jak Luhan.
- Jesteś taki chudy tato.. - wymamrotał Jin patrząc smutnymi oczkami na ojca.
On widział wszystko. Widział jak większość ubrań na nim wisiała. Dostrzegał nocą Koreańczyka łykającego tabletki na ataki nerwicowe czy bezsenność. Niekiedy był świadkiem jak co drugą noc siedział skulony pod ścianą gorzko płacząc. Mimo, że był małą osóbką widział więcej niż ktokolwiek inny, cierpiał razem z ojcem patrząc na ból mężczyzny. Nie musiał udawać, Han po prostu wszystkiego był świadomy.
Nie do końca tylko rozumiał czym tak naprawdę to było spowodowane.
- Wiem, Jin Han, wiem.. - wyszeptał Jongin chowając twarz w jego włosach a barwa głosu Koreańczyka, zdaniem chłopca mówiła sama za siebie. Piętrzące się cierpienie. - Idziesz jeszcze pograć czy wracamy do domu kochanie?
Mimo tego on nadal promiennie się do niego uśmiechał, Jin to podziwiał. Ale nie pytał.
Tak naprawdę jeszcze rok temu ten mały chłopiec wypytywał go o ojca, gdzie jest, dlaczego go z nimi nie ma, dlaczego go nie ma.. nieświadomie przy tym wbijając kolejne szpilki w Kim, robił to tak długo aż wyrzuty sumienia zaczęły go gryźć i nie wytrzymując po prostu wybuchnął głośnym, niepohamowanym płaczem. Od tamtego dnia, Jin Han już nie pytał, pozostał milczący na jakikolwiek temat o Luhanie. Nawet nie wiedział, że jego ojciec tak właśnie się nazywał.
Jongin nie rozumiał swojego postępowania. Nie miał pojęcia czy chciał do końca życia łudził się, że z tego wyjdzie, nigdy nie zdradzić chłopcu czegoś więcej czy może czekał na odpowiedni moment. Kiedy Jin zrozumie.
Kilkulatek nie chciał zostawiać go z tym wszystkim samego, cokolwiek się wydarzyło. Pragnął być jego oparciem, dojrzewać ze świadomością, że pomagał mu się podnieść. 
- Wlacajmy.. - wyciągając małą dłoń w kierunku Jongin'a, natychmiast chwycił tą jego, znacznie większą posyłając mu przy tym uśmiech pełen miłości. 
Mężczyznę rozczulił ten gest. Idąc z nim w stronę powrotną do apartamentu należącego do zmarłego Chińczyka wiatr zaczął wiać coraz silniej targając przy tym liśćmi wierzby.

Luhan twierdził, że wierzby są długowieczne, tak samo, jak to, ile czasu będą trwać przy sobie razem.

Centrum Seulu, kilka długich lat później..

Normalnie powinien był się z stamtąd wynieść. Wynieść z apartamentu Luhan'a by wspomnienia z każdej strony nie omamiły jego umysłu na tyle, by potem to wszystko dręczyło go po nocach. Jego uśmiech. Jego słowa. Jego uścisk. Jego głos. Ale nie potrafił. Nie potrafił odejść. Niewidzialna siła i niesłabnąca miłość trzymała go tutaj. Z siedemnastoletnim synem.
Jongin powoli starzał się, kiedy po 10-ciu latach wciąż otwierał znajome mu pudełko. Pewny, że syn wyszedł już z mieszkania przysiadł na puchatym dywanie otwierając list napisany ręcznie na śnieżno białym papierze. Jego pismo odznaczało się dokładnością i nie nagannością, jednak tamtego dnia musiał się śpieszyć.
Czuł, jak pierwsze krople łez spadają na kartkę a jego serce na nowo rozrywa się na kawałki. To jak Prometeusz - wielki ptak wyżerał mu wątrobę, więc równie dzień w dzień cierpiał. Jongin miał wrażenie, że jego duszy i to, co go spotkało nie da się już uratować.

Kochałem chłopaka o ciemno bordowych włosach. Utonąłem w jego głębokich oczach. Myślałem, że moje życie wcześniej nie miało sensu, lecz podchodziłem z dystansem do wszystkiego. Mógłbym przysiąc, że byłem kimś równie ważnym dla niego. Życie nas nie rozpieszczało, jednak znając go już długi czas, myślałem, czy cokolwiek może mnie zaskoczyć. Codziennie układając w nieład ciemno brązowe włosy, wychodziłem z mieszkania i udawałem, że sam nie istnieję.
Stałem zimą na dachu jednego z wieżowców, paląc już któregoś papierosa z kolei. Niedopałki były porozrzucane po ziemi, a mój wzrok odbiegał w panoramę nocnego miasta. Chłód przyjemnie drażnił moje policzki, tak jak dym tytoniowy krtań. Dwa wspólnie odległe i odprężające uczucia. Wtedy w mojej głowie był tylko on. Był piękny. Mówiłem mu zawsze, że jest dla mnie najważniejszy. Wierzyłem, że póki będę pamiętał wszystkie nasze wspólnie chwile, to one nigdy nie znikną. Przyciągał mój wzrok, jak świecący księżyc w pełni, gdy nadal pozostawał tajemniczy. Tajemniczy, lecz nie oszukany. Uwielbiałem jego podejście do życia, lecz zawsze chciałem mu dać trochę więcej pewności siebie. Zasłużył na więcej. Więcej od siebie, ode mnie i od całego świata. Przypieczętował mi swoją miłość, całując mnie tymi pełnymi i rozkosznymi wargami. Potrafił to robić, jak nikt. Sprawiał, że odlatywałem. Myślałem, że mógłbym trzymać go naprawdę wiecznie. Jednak musiałem pogodzić się z tym, że nie zawsze dostaje się to czego chce. Mimo to był ideałem, nawet jeśli błędy zdarzają się każdemu. Z każdym oddechem, wplatałem palce w połyskujące na czerwono włosy chłopaka. Uśmiechałem się.
Szum wiatru na tak wysokim piętrze, przypominał dźwięk fal rozbijających się o brzeg morza. Lekka bryza. Miasto zawsze mnie oszukiwało.
Usłyszałem jego głos. Głos, który chciałem, by zabrzmiał w moich uszach od bardzo dawna. Odwróciłem się szybko, mając nadzieję zobaczyć go w końcu. Jednak Jongin wcale się tam nie znalazł.

Chowając twarz w liście, gorzko zaszlochał zaciskając przy tym palce na brzegach. To dla niego za dużo. Mimo upływu lat on wciąż nie potrafił się odnaleźć. Tchnąć świeżym powietrzem, świeżą bryzą.
- L-Luhanah.. dlaczego ode mnie odszedłeś.. - łkał wrzucając kartki papieru z powrotem do pudełka pod wpływem impulsu. Męczył się, nie mógł odnaleźć spokoju. Obracając głowę jego zapłakane oczy dokładnie śledziły dwie sylwetki leżące na pościeli wtulone w siebie tak mocno jak nigdy dotąd. Spokojne, jak nigdy dotąd.

- Jonginah.
Ściskałem lekko jego dłoń, leżąc plecami na wystarczająco dużym łóżku. Wpatrywałem się w biały sufit, właściwie nigdy nie robiąc nic konkretnego. Czułem nawet z takiej odległości jego ciepło, kiedy on mruczał w odpowiedzi. Chciałem się do niego zbliżyć od samego początku, zawsze pozostał dla mnie zagadką. Zawsze chciałem, żeby zapamiętał mnie. Nie chciałem być obojętny, nawet jeśli kiedykolwiek to miałoby się skończyć. Pragnąłem pozostawić po sobie ślad, tym samym zostając duchem przy nim na zawsze. Dotychczas nie wiedziałem, jak to zrobić. Wszystko i tak bladło lub znikało, a same wspomnienia nie są wieczne. On sam był moim celem.
- Jak szybko ludzie potrafią zmienić zdanie? 
Szeptałem mu do ucha, kiedy zawsze wtulał się w mój bok. Wystarczyła moja ręka, owinięta w talii chłopaka. Jego zapach unosił się w powietrzu. Na zawsze zapamiętałem tą uzależniającą woń, która towarzyszyła mi wszędzie, nawet bez jego obecności. Rozsypywał się pod moimi palcami, a ja naprawdę tego nie chciałem. Czekałem na dzień, w którym znów byłby przy mnie bez względu na wszystko.

- Abeoji - w mieszkaniu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi jak i znajomy głos syna. Mężczyzna szybko przetarł twarz ; dowód na to, że na jego twarzy miały miejsce ślady licznych łez. 
- Czego zapomniałeś Hannie? - odchrząknąwszy przeniósł powoli wzrok na młodszego stojącego w progu ze skrzyżowanymi na piersi dłońmi. Na jednym ramieniu wisiał mu plecak.
- Śniadania, nic takiego. Zostawiłem też gotowe dla ciebie, na kuchence.
Jongin kiwnął głową.
- Abeoji.. - westchnął Jin zrezygnowany wchodząc wgłąb pomieszczenia. - Znowu płakałeś.
- Aish, skarbie.. - na ustach Kim pojawił się zmęczony uśmiech. - Idź już.
- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego? - uniósł się chłopak zaciskając usta. - Tyle lat widzę jak się marnujesz, dlaczego tak bardzo cierpisz?!
Koreańczyka zaskoczył ton głosu syna. - Jin..
- Nie, tato. Mam już dość. Myślisz, że jestem głupi? Uważasz, że nie widzę co robisz każdej nocy? Jestem bezsilny a tak bardzo chciałbym ci pomóc! Zobacz jak wyglądasz! Jesteś wychudzony, prawie nic nie jesz zamiast tego faszerując się jakimiś prochami, dlaczego? Tato dlaczego.. - Han zaklął cicho starając się opanować lekkie drżenie swojego ciała. Sparaliżowany Jongin patrzył na niego tak długo, aż jego oczy skutecznie się zaszkliły. - Powiedz mi o ojcu, czy ja kiedykolwiek go poznałem abeoji? Musisz mi powiedzieć cokolwiek..
Dźwięk płaczu wypełnił sypialnię a wraz z tym pojawiły się ciche, siarczyste przekleństwa młodszego.
- Nie chciałem, przepraszam.. - wyszeptał Jin klękając przed ojcem by moment później wtulić się w jego ciepłe ramiona. Dłuższe, ciemne kosmyki jego włosów opadły na twarz syna, kiedy i on pociągnął nosem. - Uljima abeoji, Uljima..
- Tak bardzo cieszę się, że cię mam.. T-tak bardzo przepraszam, że skazuję cię na takie życie ze mną.. - załkał mężczyzna mocniej tuląc jego szczęście. Piękny syn, identyczny jak ojciec zaś charakter odziedziczony po nim. Cały Jin Han, ich syn.
- Gwaenchana. - uśmiechał się lekko dodając mu otuchy swoją obecnością. - Kocham cię, jesteś moją jedyną rodziną.
Sięgając po chusteczki, młodszy wyciągnął kilka pomagając mu dokładnie otrzeć łzy z policzków. Jongin był wdzięczny.
- Kiedy tylko będę miał wystarczająco siły.. opowiem ci wszystko. Nigdy nie chciałem cię okłamywać Han, po prostu.. czekałem na odpowiedni moment. 
- Obiecaj mi tylko, że dowiem się prawdy.
Kim przesunął kciukami po policzkach Jin Han'a. 
- Masz moje słowo.

Zaciskając palce na kartce Jongin przemierzał uliczki wraz z Jin, by chwilę później znaleźć się w znajomej okolicy na której znajdowało się kilka brudnych kamienic. Odpychające miejsce, jednak właśnie tam mężczyzna się wychował. Ogródek wokół jego dawnego miejsca zamieszkania wyglądał dokładnie tak, jak Kim sobie wyobrażał, pozostał taki sam, lecz zamiast huśtawki umieszczona była tam piaskownica.
 - Jesteś pewny, że dziadek.. on.. przyjmie mnie dobrze?
Koreańczyk uśmiechnął się. - Choć wydaje się być szorstki on po prostu ma swoje zasady, ale wierz mi, naprawdę ruszył go twój widok za czasów niemowlęcia. Jestem pewien, że bardzo cię kocha.
- Niemowlęcia? - powtórzył zaskoczony Jin. - Ja tu byłem? Nie mówiłeś..
- Oh - Kim roześmiał się cicho. - Faktycznie, nie wspomniałem. Przyniosłem cię tu kiedy miałeś niespełna rok. Twój dziadek naprawdę się wzruszył, gdy tylko cię zobaczył. Powiedział, że jesteś i będziesz wyjątkowym chłopcem.
Kąciki ust Han'a delikatnie uniosły się ku górze.
- Kim Jongin. - Koreańczyk obrócił się na pięcie napotykając łagodne spojrzenie postarzałego mężczyzny. - Synu.
- Ojcze. - skłaniając się chwycił dłoń Han'a ściskając ją pocieszająco.
Starzec roześmiał się gardłowo między kaszlem. -  Czy to nie mój wnuk?
Jongin spojrzał na nastolatka, który w odpowiedzi skłonił się z nieśmiałym uśmiechem.
- Witaj dziadku.
- Szkoda marznąć, wejdźcie. - gestem dłoni zaprosił ich do środka, co ci natychmiast uczynili. 
Po latach przekroczenie progu spowodował u Kim ucisk w żołądku, zdecydowanie za dużo wspomnień pozostawił w tym mieszkaniu. Przez tak długi czas wiele w środku się nie zmieniło. Sam wystrój, jeśli tak można to było nazwać, oraz atmosfera były przestarzałe. Wyraźnie było widać, że po prostu nikt się nie przykładał do takich rzeczy, jak sprzątanie, odnawianie wnętrza, czy drobne przemeblowania. Wyglądało prawie tak samo, jak wtedy gdy Jongin ostatni raz opuścił to miejsce, może tylko po za drobnymi szczegółami. Szczerze powiedziawszy, to właśnie on, jako jeszcze młody chłopak musiał zapanować nad tym wszystkim. Pokoje wyglądały typowo, jak na zamieszkałe przez starszych ludzi. Właściwie to prawda, ponieważ osoby w podeszłym wieku nie mają już chęci na zajmowanie się tak małostkowymi sprawami. Dom był po prostu zagracony większością, już nie potrzebnych przedmiotów, które ponadto czasem jeszcze walały się w niepotrzebnych miejscach. Kompletnie odbiegało to od teraźniejszego nowoczesnego apartamentu, do którego Koreańczyk się przyzwyczaił.
Han otworzył usta przyglądając się poszczególnym przedmiotom jak w transie. Sięgał pamięcią jak tylko mógł, żeby tylko przypomnieć sobie cokolwiek.
Kiedy usiedli na krzesłach w niewielkiej kuchni, ojciec Jongin'a zaczął szykować dla nich kawę, co sam Kim skomentował lekkim uśmiechem.
- Pamiętałeś.
- Huh? - chrząknąwszy starszy mężczyzna popatrzył na gości uśmiechając się półgębkiem. - Ah, tak tak, wiem, że lubisz kawę.
Jongin przeniósł wzrok na szafkę, która dzięki temu, że była uchylona mógł dostrzec co się tam znajduje. Kilka butelek na wpół wypitych, nieskończonych. Więc jednak z tym nie skończył.
- Jin Han. - nastolatek zaprzestał bawieniu się palcami podnosząc głowę, spotkał się przy tym z dość surowym spojrzeniem starszego Koreańczyka. - Niech no się przyjrzę. - przełykając ślinę patrzył jak ten nachylił się obejmując jego twarz dłońmi, następnie poklepał jego policzki z otwartej dłoni mrucząc. - Wyrósł z ciebie prawdziwy mężczyzna. To dobrze.
Jongin przyglądał się temu krzyżując ręce. - Posługuje się kilkoma językami, jest naprawdę zdolny, ojcze.
- Widzę. - odrzekł Kim ostatni raz rzucając spojrzenie nastolatkowi. - Ile masz lat?
- Siedemnaście. - odpowiedział cicho chłopak.
- Powiedz mi jeszcze.. opiekujesz się Jongin'em? 
Jin nie był w stanie mrugnąć. - Oczywiście dziadku, dbam o tatę jak tylko się da.
Aprobata starszego Kim w postaci klepnięcia w ramię zaowocowała nieswoim uśmiechem nastolatka. - Dobrze.
W czasie, kiedy Jin starał się nawiązać rozmowę z ojcem Jongin'a ten siedział nieco dalej przyglądając im się zamyślonym wyrazem twarzy. Czy wiedząc, jaki naprawdę jest jego ojciec rozsądnym było zabrać tu Jin Han'a? A może mężczyzna zrobił to, bo chciał, aby ten miał dalszą rodzinę? Nie wiedział co nim pokierowało, gdyż relacje między nim a ojcem nie zmieniły się tak bardzo. Jongin nadal nie potrafił wybaczyć mu piekła, które zgotował Koreańczykowi w dzieciństwie. Nie dość, że Kim musiał borykać się ze śmiercią matki tak jeszcze ojciec wszystko skomplikował nawet nie wyrażając skruchy. Dlatego był ostrożny.
Opuszczając dom ojca, brunet ścisnął mocniej dłoń Han'a a ten zaś wręczył mu kolorowy zeszyt. Należał do Jongin'a, opisywał w nim to wszystko, co działo się, kiedy miał 13-ście lat.


Cicha melodia unosząca się w powietrzu dawała przedsmak romantycznej atmosfery, kiedy wraz z blondynem jak co wieczór znajdowali się w jego biurze. Za oknem nie było widać nic przez nocne, granatowe niebo, jednak Jongin intensywnie przyglądając się krajobrazowi widział ostatki padającego śniegu, natomiast w środku panowałby półmrok, gdyby nie pomysł Koreańczyka na ozdobienie pomieszczenia kolorowymi światełkami. Dzisiejszy wieczór miał w sobie coś magicznego, bo oprócz migoczących lampek, spadających śnieżnych płatków czy delikatnej muzyki chłopak siedział wygodnie na sporej wielkości, beżowej kanapie z kubkiem parującej czekolady w dłoniach przyglądając się mężczyźnie stojącym przed lustrem. Stał do niego tyłem, ale nawet to nie przeszkadzało Kim w podziwianiu jego perfekcyjnej postury.
- Jak spotkanie biznesowe tym razem? - odezwał się wiedząc, że prawdopodobnie Luhan nie zrobiłby tego pierwszy. Miał na sobie garnitur i chociaż dopiero co tu przyszedł tak teraz stał uporczywie wbijając wzrok w swoje odbicie rozluźniając przy tym krawat. Wyglądał na spiętego.
Patrzyłem w jego obraz w lustrze przez chwilę, po czym znów wróciłem do odwiązywania swojego krawata.
- Tak samo nudne, jak zawsze..
Odpowiedziałem bez wyrazu, cofając się trochę od swojego odbicia, by przyjrzeć się sobie. Może i myślałem, że wyglądam dobrze, lecz jako ktoś, kto widzi się codziennie, wiedziałem, że z czasem moja uroda ulatywała. Nie było to spowodowane tylko mijające lata, lecz przez samego siebie. Minimalne zmiany. Postać w lustrze z każdą sekundą inna. Nieznajoma.
Ściągnąłem swój krawat, opuszczając go na ziemię, a mój wzrok znowu utkwił w chłopaku.
- Jongin... - Zamruczałem pod nosem, czując zapach jego gorącej czekolady. - Rozgościłeś się tutaj na stałe?
Mówiłem do niego bardzo cicho, lecz byłem pewny, że chłopak to słyszy. Rozpiąłem kilka pierwszych guzików swojej białej koszuli, nadal nie odwracając się do niego przodem. - Przyniósłbyś mi moją koszulkę?
Jongin upił łyk czekolady brudząc sobie przy tym kącik ust. Udawał, że wcale nie robi na nim wrażenia to, w jaki sposób za każdym razem patrzy na niego blond włosy mężczyzna. Spokojny utwór roznosił się echem po pomieszczeniu wraz z akompaniamentem cichego oddechu chłopaka.
- Chciałbym - przekręcił głowę rzucając nieśmiało. - I wiesz.. jak dla mnie w porządku będzie bez.
W końcu odwróciłem się do niego przodem odpinając do końca swoją koszulkę. Wraz z opuszczeniem ostatniego guzika, zimniejsze powietrze owiało skrawek odkrytego torsu, lecz nie zadrżałem. Cały czas patrzyłem na Koreańczyka i parujący kubek z czekoladą, kątem oka widząc drażniąco świecące kolorowe lampki, jednak to wszystko razem tworzyło pewien specyficzny klimat. Mentalnie zaśmiałem się, mimo że nie było żadnej emocji po mnie widać. - Nie żartuj sobie.
Chudzielec speszył się zawstydzony własnymi, wcześniejszymi słowami.
- Czy wyglądam jakbym żartował? Ledwo przeszło mi to przez gardło.. - wymamrotał.
Sięgnął po najbliżej leżącą koszulkę Chińczyka by schować ją chwilę potem za swoimi plecami.
Podszedłem do niego bliżej, na skutek czego materiał stopniowo osuwał się z moich ramion na co kompletnie nie zwróciłem uwagi. - Daj mi ją natychmiast.
Powiedziałem stanowczo, wyciągając rękę w jego stronę. - Wyglądam kurwa jak ktoś, kto lubi się droczyć? Bo ja nie sądzę.
Imponował mu. Mnóstwo słów cisnęło się na usta Koreańczyka, jednak dobrze wiedział, że mężczyzna nie był w najlepszym nastroju. 
Jego wzrok mimowolnie powędrował w kierunku odkrytych ramion. Koszula na dobre spadła na podłogę. Ulatujące ciche westchnięcie.
- Gbur.. - Jongin zacisnął mocniej dłoń na koszulce trzymanej za plecami.
- Też byś nie był inny na moim miejscu.
Skrzyżowałem ręce na piersi, sam nie wiedząc kiedy znalazłem się jeszcze bliżej niego. Nawet jeśli byłem okropnie zdenerwowany na swoją pracę, która przeplatała się z moim życiem, że zapomniałem naprawdę żyć. Może właśnie te chwile powinienem łapać, ponieważ kiedyś może mi tego zabraknąć. Westchnąłem cicho.
Słysząc to, 21-latek odpuścił odrzucając materiał na podłogę i mrucząc jak najbardziej kojąco w stronę Chińczyka.
- Powinieneś się odprężyć..  - przesunął dłońmi wzdłuż jego ramion w pełni wykorzystując dzielącą ich bliskość. W pełni podziwiał jego zdaniem wieczne piękno Luhan'a. Zewnętrzne jak i wewnętrzne.
Czując ciepłe dłonie chłopaka na swojej skórze, kontrast temperatur dał mi o sobie znać. Na moich rękach pojawiła się gęsia skórka, a ja sam lekko zadrżałem. Naprawdę byłem spięty, ale nie wiedziałem jak faktycznie się tego pozbyć. - Jak powinienem to zrobić?
Nim Kim zdążył złączyć ich usta w namiętnym pocałunku w radyjku rozbrzmiała kojąca zmysły delikatna piosenka, która natychmiast oderwała młodszego od zamierzonego wcześniej storturowania ust blondyna.
- Han - niemal wydał z siebie niemęski dźwięk. - Zatańcz ze mną.
Spojrzałem na niego, doszukując się jakiegokolwiek żartu z jego strony. - Zatańczyć? Ja nie tańczę Jongin.
Odburknąłem, sam zastanawiając się jaki chłopak miał plan w głowie. Czy po prostu zrobił to z własnej ochoty, czego się nie spodziewałem?
Jego odpowiedź zaowocowała niezadowolonym sapnięciem Kim Jongin'a.
- Ale ja uwielbiam tą piosenkę, no chodź - dopijając do końca czekoladę, oblizał usta podnosząc się z kanapy, by w mig zaciągnąć z nie lada wyczynem Luhan'a na środek pomieszczenia. 
- Nie chcę tańczyć... - Westchnąłem zrezygnowany, odruchowo układając dłonie na jego biodrach. W moich uszach, jak na złość piosenka z radia stała się głośniejsza. Bliskość chłopaka dawała o sobie znać. Spojrzałem w jego oczy, dalej powtarzając sobie w głowie, że to zły pomysł.
Czując charakterystycznie ciepłe dłonie na swoich biodrach Koreańczyk uśmiechnął się promiennie.
- To już jakiś plus - owijając dłonie wokół jego karku przyciągnął go do siebie bliżej dość gwałtownie, nadal mając na ustach uśmiech. Poruszając się w rytm kołyszącej ich melodii Jongin mógł wyraźnie poczuć zapach mężczyzny oraz gorący oddech łaskoczący jego policzek. Wyraźnie zarysowana szczęka aż prosiła się o oznaczenie jej drobnymi pocałunkami jak za muśnięciem motyla. Jongin był odurzony.
Nawet jeśli powiedziałem, że nie chce tego robić, to przycisnąłem chłopaka ciaśniej do siebie, nie dałem mu się poprowadzić i zrobiłem to sam. Ominąłem szczegółowe i ustalone reguły tańca, sprawiając, że ten był nasz. Z początku cicha melodia sprawiła, że lekko kołysaliśmy się. Chłonąłem całym ciałem dotyk chłopaka, a on idealnie dopasowany do mojego ciała. Czułem przyjemne ciepło na swojej nagiej skórze i korzystając z tego, że jego twarz była utkwiona gdzieś w zagłębieniu mojej szyi, uśmiechnąłem się.
Szybsze bicie serca młodszego było tylko początkiem tego jak wraz z mijającymi sekundami ich taniec przeradzał się w mieszaninę uczuć, ich wspólne ruchy i gesty, coś niezwykłego, niecodziennego dla samego Chińczyka. To, jak płynnie poruszali się w takt muzyki, natomiast Kim przyciśnięty do nagiej klatki piersiowej nabierał cicho powietrza uświadamiając sobie jak z każdym dniem coraz bardziej zakochiwał się w tym mężczyźnie. 
Wziąłem głębszy wdech, czując intensywny zapach chłopaka. Trzymałem jego ciepło przy sobie, z każdym najmniejszym ruchem. Nawet nie obejrzeliśmy się, a piosenka w radiu ucichła, zwiastując jej koniec. Mimo, że dobrze o tym wiedziałem, wszystko nadal przemijało. Nasz taniec minął tak szybko, jak minęły święta, a ich ostatki było widać właśnie w tym gabinecie.
Nie mogłem oderwać się od jego ciała, stojąc w bezruchu i myśląc. Myśląc nad tym, dlaczego ten znajdujący się razem ze mną chudzielec, roztapiał moje zimne już od dawna serce.
Tam gdzie wiecznie panowała zima, zawsze w końcu nadchodziła niosąca nowe życie wiosna, a później ciepłe i upalne lato. Pamiętałem te słowa z bajki, które moja matka opowiadała mi na dobranoc, a ja później pewnego zimowego wieczora mogłem w skróconej i niechlujnej wersji powiedzieć ją Jongin'owi. Nawet jeśli bywałem oschły, to zdarzało się coraz więcej chwil, gdy naprawdę mogłem się otworzyć. Miałem wrażenie, że jej treść mówiła o mnie, a ja prawdopodobnie wierzyłem, że powoli to się zaczęło dziać.
W tle słyszałem tylko nasze wspólne przyspieszone oddech, a ostatnie płatki śniegu zaczęły padać na zewnątrz. - Zimno mi Jongin...
Mogłem mieć go blisko siebie, z jego rozgrzaną skórą zaraz przy mojej. Pociągnąłem go w stronę sypialni, chcąc zakopać się w ciepłej kołdrze razem z nim w łóżku. Wiedziałem, że chłopak również nie odmówi spokojnie spędzonego wieczoru w moich ramionach. Przekraczając próg pomieszczenia stwierdziłem, że chciałbym, żeby tak zostało na zawsze.

Zimno mi Jongin..

Czasami widział go w swoich snach. Czasami widział go nocą, kiedy wtuleni w siebie mogli patrzeć w swoje ciemne tęczówki z towarzyszącym temu uśmiechem i  wspólnym oddechem.
Wtedy w jego umyśle pozostawał obraz ich pocałunków i kilka znaczących słów skierowanych tylko do niego.
To okrutne, że życie diametralnie się zmieniło dla Kim pozostawiając mu tylko syna a odbierając jedynego mężczyznę, którego naprawdę pokochał. Niesprawiedliwe, że Jin Han musiał patrzeć jak on zabija się dręczącymi wspomnieniami.
Jongin przycisnął policzek do poduszki wypuszczając z frustracją powietrze. Kolorowy zeszyt leżał potargany w strzępach obok łóżka. 
A Han nie potrafił już znieść widoku łez u osoby, która mimo, że tyle przeszła nadal mocno go kochała. Wiedział, że urodził się w najmniej oczekiwanym momencie, lecz mimo to Koreańczyk nie dał mu powodu, by poczuł się niechcianym. 
Dlatego czuł złość do samego siebie, że nie mógł mu pomóc.





- Appa.. ostatnio ciągniesz mnie w dziwne miejsca.
- Nie marudź. - lekki uśmiech pojawił się na ustach Kim. Młodszy wywrócił oczami.
- Dokąd idziemy?
Jongin westchnął zatrzymując się by stanąć twarzą w twarz z nastolatkiem. - Han.. obiecałem ci, że dowiesz się całej prawdy. Obiecałem, że opowiem ci o ojcu. - przygryzając usta ponownie westchnął spuszczając nieco głowę.
To było trudne. Myślał, że jest silniejszy, że po upływie czasu on sobie poradzi, jednak.. nie sądził, że powiedzenie zwykłych kilku zdań przyjdzie Koreańczykowi z tak wielkim trudem i bólem serca. Patrzył, jak chłopak spoglądał na niego z wyraźnym zainteresowaniem jak i zniecierpliwieniem.
O tak.. ciekawość masz po mnie.
Ciągnąc lekko chłopaka w stronę cmentarza, jednego z największego w Seulu zaprowadził go do odpowiedniego nagrobka czując jak łzy bezlitośnie zbierają się w kącikach jego oczu. Jin milczał rozglądając się.
- Jesteś.. jesteś już dorosłym mężczyzną Jin Han. - przecierając twarz chwycił dłonie syna mając na ustach zbolały i zmęczony uśmiech.
Jin spoglądał na ojca z lekko rozchylonymi ustami, w końcu był bliski płaczu, wiedział to doskonale nakierowując wzrok na dość bogato zdobiony nagrobek przed nimi. Wyróżniający się.
- Xi Luhan był twoim ojcem. Ja.. on.. boże on zginął, Hanah. - mocniej ściskając jego dłonie odwrócił wzrok pociągając nosem. - To takie trudne.. myślałem, że to nie będzie trudne, ale cholera jest. Nadal jest. - zamykając oczy odetchnął starając się utrzymać silną postawę. - Przedawkował i choć usiłował z tym skończyć, uzależnienie było zbyt silne. Kochałem mężczyznę, który nałogowo ćpał. - wyszeptał czując, jak kciuk Jin Han'a delikatnie gładzi wierzch jego dłoni. Pomagało. - On nawet nie zdążył dowiedzieć się, że ma ciebie skarbie, tak bardzo mi przykro..
Chłopak był w szoku. Nigdy, nawet jako dziecko nie wierzył, że on ich zostawił, natomiast zdarzało mu się wyczekiwać jego powrotu do domu. Nie brał pod uwagę ani nie spodziewał się, że on może nie żyć. 
- Musiało ci być ciężko, tato. - odezwał się cicho nastolatek mając łzy w oczach. Spuścił głowę starając się przetrawić napływ informacji, Jongin jęknął.
- Jeszcze ciężej przyszło mi ci to wyjawić. Gdyby.. on tu był z całą pewnością powiedziałby ci, że bardzo cię kocha. - przyciągnąwszy do siebie Jin wtulił się w niego zaciskając powieki, młodszy zatrząsł się od cichego płaczu. - Uljima.. teraz już wszystko będzie dobrze, to moja kolejna obietnica, słyszysz?
Jin pokiwał pośpiesznie głową pozwalając, by gorące łzy spływały po jego bladych policzkach. Nie pamiętał, kiedy w ogóle płakał, dlatego serce Jongin'a rozrywało się na kawałki widząc go w takim stanie.
- Dziękuję, ojcze. - mocniej go ścisnąwszy odsunął się po pewnej chwili odwracając wzrok w kierunku nagrobka.


~*~
Lu Han 鹿晗
ur. 20.04. 1960
zm. 03.03. 1987

Han klęknął wpatrując się podpuchniętymi od płaczu oczami na wykaligrafowane informacje. Otrzymał od niego imię, ta myśl dodała mu nieco otuchy.

- Abeoji.. - zamilkł na dłuższą chwilę zamykając oczy w celu uspokojenia rozszalałych myśli i głośnego bicia serca. Delikatny uśmiech przyozdobił jego twarz. - Dorosłem i mam zamiar dorosnąć jeszcze bardziej, wiesz? Ja.. pierwszy raz cię odwiedziłem i czuję ulgę. - Kim uważnie słuchał z lekko uchylonymi ustami. - Dobrze się uczę, znam chiński i mam zamiar wiele osiągnąć i.. to nie są tylko moje marzenia ja.. chcę je spełnić. Chcę.. żebyście oboje byli ze mnie dumni.
Wiatr rozwiał dłuższe kosmyki włosów Jin Han'a a wraz tym uleciały łzy Kim Jongin'a.
Nigdy nie powiedział mu, że Luhan'a zabił Oh Sehun. Pragnął w końcu zamknąć ten rozdział, zamknąć przeszłość za sobą i nareszcie zacząć żyć normalnie. Nie kreując sobie ukochanego Chińczyka co noc, oddychając snami o nim czy czytając dzień po dniu ten sam list. 
Jongin dowiedział się, że Baekhyun, jego przyjaciel z którym pracował lata temu w sklepie ożenił się z niejakim Park Chanyeol'em i dba o niego jak nikt inny. Podobno też mają razem dziecko. Z kolei Zitao, Chińczyk, który od zawsze był jego łącznikiem z Han'em wyjechał do Pekinu, miejsca rodzinnego Luhan'a, zamieszkując tam wraz z Krisem Wu. Zanim się wyprowadzili, ciemnowłosy bardzo długo płakał w jego ramionach nie mogąc przeboleć rozstania z nim. W końcu Kim był jego chudzielcem. Po tym, jak opuścili Seul klub został sprzedany i przebudowany na ogromną rezydencję. Klub, w którym wszystko się zaczęło.
Oh Sehun pokazał się kilka razy w mieście, jednak nigdy nie stanął na drodze Koreańczyka, zapewne z poczucia winy i wstydu.
Po tym jak odeszli Jin Han spytał Kim czy mógł zapobiec śmierci jego ojca. Odpowiedział, że gdyby nie jego strach przed utratą go nie dopuściłby do tego. Po części sam był winny, ale przecież nie mógł mu tego powiedzieć. 
Obejmując ramieniem swojego 17-letniego syna uśmiechnął się szczerze obserwując jak ten wpatruje się w niebo. Gwiazdy dawały mu znaki tak jak Luhan dawał Koreańczykowi we śnie. Wierzył, że będzie lepiej, naprawdę w to wierzył. Jeśli będzie trzymał się Jin Han'a jego życie na dobre rozświetli się a on sam z uśmiechem na ustach będzie mógł wspominać wspólne chwile z Xi Luhan'em. Chińczykiem, którego darzył i będzie darzyć silną miłością. Jongin nigdy nie zapomni dnia, w którym go poznał.

Luhanah.. widzisz nas, prawda?





9 komentarzy:

  1. Anjdsnffjdhjk, nie wiem co powiedzieć...
    Zobaczyłam to rano i pomyślałam sobie: "Okej, jak wrócę z egzaminu praktycznego na prawo jazdy to to przeczytam, może mnie ewentualnie pocieszy, jak nie zdam". Nie, nie zdałam, nie, nie pocieszyło mnie to, więcej, ryczałam jak głupia, bo Jongin, bo Jin Han, bo Luhan...
    Biedny Jongin, dobrze, że się nie poddał, ma Jin Hana, prawda? Nie mógł się poddać.
    Dobrze, że powstają takie inspirujące piosenki, bo nie wiem, czy wytrzymałabym jeszcze dłużej czekając na EiO. ;)
    To było tak wzruszające, ale jednocześnie tak piękne i teraz czuję się spełniona jeśli chodzi o to opowiadanie. :p
    Hwaiting <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Omo *^* Płaczę ;-;
    JinHan....trzymaj się...ty Kai też...dacie radę, Luhan nad wami czuwa...


    ---
    Dziewczyno...sprawiasz że ciągle płaczę, ty chyba lubisz znęcać sie nad moim wrażliwym serduszkiem xDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne duszyczki. Tak bardzo dziękuję xhjewjhwe *~*

    OdpowiedzUsuń
  4. Unni!!! Nominowałam cię do Liebster Blog Award ^*^ http://kkaebsong-love-me-right.blogspot.com/2015/12/liebster-blog-award.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award -http://magic-hell-and-me.blogspot.com/2015/12/liebster-blog-award-2.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Złamałam się po słowach "Zimno mi Jongin.."
    O matko ;-; Wybacz mi to duże spóźnienie, a po drugie - wybacz mi mój komentarz. Naprawdę nie wiem co napisać ;-;
    Chyba jestem beznadziejna. A z ust, wydostaje mi się: biedny Jongin.

    Dziękuję i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Yumi, skarbie, witaj! Wybacz mi, że piszę bezpośrednio pod postem (może mnie nie zabijesz kkk). Przepraszam za tak długą nieobecność, życie studenckie tak mnie pochłonęło, że na chwilę zapomniałam o blogosferze *wstyd* szczerze to przez chwilę miałam ochotę to wszystko rzucić, ale Twój komentarz przekonał mnie do zmiany decyzji. Zbliżają się święta, postaram się wreszcie coś napisać - ze specjalną dedykacją dla mojego blogerowego świetlika <3 Niedługo wszystko u Ciebie nadrobię, I promise!
    Tobie również życzę wesołych i spokojnych świąt, udanego baardzo wesołego sylwestra i wszystkiego co najlepsze w nowym roku! *hug* <3
    Dziękuję, że o mnie nie zapomniałaś, aż mi się łezka w oku zakręciła..
    Pozdrawiam serdecznie, xx
    Martis.

    OdpowiedzUsuń
  8. odważyłam się przeczytać i komentuję. to troszkę trwało, ale lepiej późno niż wcale. chyba pisałam to, że nie jestem fanką KaiLu, prawda? a ten oneshot po prostu mnie zabił. a najpiękniejsza w tym wszystkim jest miłość Jongina do Luhana, która pomimo wielu lat nie zakończyła się. w końcu mógł poznać kogoś itd., ale on nadal był tak samo zakochany w Luhanie, jak na początku. to po prostu wzrusza! na dodatek przez ten cały czas dusił w sobie tęsknotę oraz żal do Luhana, że ten okazał się takim egoistą i go zostawił. poza tym, Jongin musiał sobie radzić sam z wychowaniem syna. zbyt dużo tutaj emocji i smutku!
    może całe opowiadanie mnie nie wzruszało mnie, ale ten oneshot jest zabójczy dla serduszka!
    chyba zmieniło się moje nastawienie do KaiLu!
    przepraszam, że wypisuję tutaj swoje żale, ale jestem lekko roztrzaskana po tym, co przeczytałam.
    pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, bardzo się cieszę że ci się spodobało, dziękuję!

      Usuń