poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Escape into oblivion ► Rozkwit

A/N: Witajcie! Pragnę na początek ogromnie podziękować czytelnikom takim jak - Princess Chanyeol, Tokki, anonimowi (przepraszam nawet nie wiem jak mam mówić ;-;) oraz nowej czytelniczce Martis. Jesteście wspaniałe i nie wiem co bym zrobiła gdyby nie wasza motywacja i szczerość ncdbsdbm naprawdę, jestem wzruszona i aż sama nie wiem co jeszcze powiedzieć.. ;~;Tak, po drugie to nie kolejny rozdział YaM, bo rozumiecie, mały zastój ale dzięki waszym komentarzom zabiorę się za dokończenie chapteru jak najszybciej tylko musi nadejść ta wena żeby nie wyszło byle co :'>
Zaś to jest opko, które zaczęłam pisać tydzień temu i uwaga(!) jest to współpraca z drugim, wspaniałym autorem Lu. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła słońce dużo motywacji do kontynuowania!
Także można powiedzieć, że to debiut Lulu na tym blogu tak więc przyjmijcie ją ciepło ♥



Rozkwit


Zawsze uważałem, że moje życie jest nudne. Byłem 23-letnim gościem pracującym w osiedlowym markecie, polerującym podłogi na błysk i irytująco określanym jako ten nudny. Nie posiadałem żadnych marzeń, wierzyłem tylko, że dzięki ciężkiej pracy utrzymam się na własną rękę, jednak wraz z kolejnymi latami osiągnąłem tylko tyle, że stawałem się coraz bardziej szarym i samotnym człowiekiem. Pragnąłem towarzystwa, przyjaciela, z którym mógłbym sięgać gwiazd i nie myśleć o jutrze. Kiedy go spotkałem, uwierzyłem we wszystkie jego słowa i wiedziałem, że jest on osobą , dla której zrobiłbym wszystko. Wierzyłem, że pozwoli mi zakosztować prawdziwego życia.



                                            
13 styczeń, rok 1987, biedniejsze przedmieścia Seulu
Zima tego roku zwiastowała dla niego okres dużych zmian, nieosiągalnych wcześniej wartości, doświadczył czegoś nowego, mieszanki uczuć, które w pewnej chwili w nim eksplodowały i zaowocowały sięgnięciem gwiazd. Nie sądził jednak, że za szczęście musi zapłacić wysoką cenę.
Wieczór w Seulu bywał niebezpieczny i wiedział o tym doskonale, niejednokrotnie będąc świadkiem zakatowania młodego chłopaka w zaułku, czasem nawet zbiorowego gwałtu na dziewczynie, ale był jak cień. Nikt nie zwracał na niego większej uwagi, dlatego przywykł do tego i sam szedł dalej.
Wypuścił ciężko powietrze trzęsąc się z zimna, mróz szczypał jego zaróżowione już policzki a wargi były tak zeschnięte, że bał się je polizać z obawy na to, że zamarznie mu język. Idąc opustoszałą ulicą rozglądał się nerwowo z odczuwalnym lękiem reagując na każdy szelest, czy pogwizdywanie sam do końca nie wiedząc czego. Mijając przecznicę znalazł się w zdecydowanie jednym z najbiedniejszych okolic, w którym zupełnie sam przez sześć lat zamieszkiwał. Chciał jak najszybciej dostać się do domu by ogrzać ręce gorącym kubkiem herbaty i zmarznięte ciało czerwonym kocem, do którego miał swoją drogą sentyment. Dała mu go matka, a czerwień przypominał mu o dniu, kiedy na jego oczach zamordowano jedyną kobietę uczestniczącą w jego życiu. 
Zbłąkany, delikatny uśmiech umalował się na twarzy chłopaka. Jak za machnięciem pędzla. Krwistej czerwieni.


 †


Pierwszy raz zobaczył go w klubie. Miejscu, gdzie nic już nie dziwiło. Ciężkie powietrze drażniło nozdrza, przez dym papierosowy i nie tylko. Alkohol lał się litrami, nie mówiąc już o innych używkach. Nikt się niczym nie przejmował i jednym słowem można powiedzieć, że to miejsce, w którym odlatujesz w przenośni lub dosłownie. Powiedziałby, że odpychała go atmosfera tego miejsca, mimo wszystko. Wcale nie chciał tam być, ale kiedy dzieciak pracujący z nim w sklepie, Baekhyun stwierdził, że wygląda jak gówno i w ogóle nie orientuje się w definicji dobrej zabawy, wysyłając go przy tym do tego miejsca po prostu odpuścił. Zdejmując kaptur z dziurawego już płaszcza rozejrzał się w poszukiwaniu kąta, gdzie mógłby się zaszyć i tak, jak ci ludzie zapomnieć o wszelkiego rodzaju przyzwoitości. Skrzywił się, bo odór spoconych ciał roznoszący się po klubie z minuty na minutę stawał się coraz bardziej drażniący. Muzyka natomiast wydobywająca się z dużych głośników była na tyle głośna, że nie rozumiał jak wszyscy wokół się tu porozumiewali, szalone. Przenosząc wzrok na drugą stronę klubu zauważył neonowy baner z napisem 'VIP' i naprawdę zainteresowało go, co i kogo może tam zastać. Wiedząc, że nie wpuszczą tam od tak biedaka dyskretnie przecisnął się swoim wychudzonym ciałem odsłaniając czarną, prześwitującą zasłonę. Natychmiast rzucił mu się w oczy ten przepych i stereotypowy wystrój. Przez słabe oświetlenie, jeśli tak można nazwać światło z pojedynczych lamp, niewiele mógł dostrzec, lecz nie umknęły mu głośne rozmowy, zapewne dobrze bawiących się tam ludzi. Nim się obejrzał z donośnym hukiem potknął się o próg lądując na nieznanych mu kolanach. Żywa, jak dotąd dyskusja została urwana wraz z jego upadkiem, a wszystkie oczy zostały skierowane na niego. Czując się cholernie niekomfortowo podniósł się natychmiast otrzepując z niewidzialnego kurzu. Wtedy podnosząc wzrok ujrzał go pierwszy raz.
                                                         

Wywróciłem oczami słysząc kolejne dziwne kłótnie moich towarzyszów. Już miałem odgryźć im się, kiedy poczułem, jak ktoś ląduje na moich kolanach. Pomyślałem, że to jakaś kolejna narąbana i napalona dziewczyna, ale przeniosłem wzrok - jak się okazało na chłopaka. W przeciągu kilku sekund szybko poderwał się  z miejsca. Było zbyt ciemno, by dokładnie go obejrzeć, lecz na pewno rzucało się w oczy, że był całkiem przy kości. Zdecydowanie nie wyglądał, jak ktoś z tego miejsca.
Przeczesałem swoje blond włosy, kiedy na jego twarzy pojawiło się zmieszanie. Warknąłem cicho, obojętnie bawiąc się jedną z butelek, która stała na stole.
- Co taka chudzina, jak ty tutaj szuka?
Wpatrując się w chłopaka, u którego bezmyślnie wylądował, zaklął na cholerne oświetlenie. W dodatku smród używek roznoszących się w powietrzu sprawiał, że zaczynał wariować. Stał pod idealnym kątem, gdzie wiązki światła wydobywającej się z lampy tuż nad głową nieznajomego padały centralnie na niego. Delikatne rysy twarzy choć mogły zmylić niejedną osobę, tak z całą pewnością był starszy. To głupie, że w takim niewygodnym dla niego momencie pomyślał, czy jego blond gęste włosy to naturalny kolor. Oczy chłopaka były hipnotyzujące, zdecydowanie Jongin wyglądał, jak czubek wgapiając się w nie. Otworzył usta, by chwilę potem znów je zamknąć, nie potrafił w tamtej chwili wydobyć z siebie żadnego dźwięku, miejsce, jak i towarzystwo, do którego kompletnie nie pasował przytłaczało go. Czuł, że nic tam nie znaczył.
Przyglądałem się mu się cały czas, czując zaciekawione spojrzenia moich znajomych i nie tylko. Byle kogo od razu kazałbym wypierdolić stąd, ale on wydawał się interesujący, lecz nie chciałem dać niczego po sobie poznać.
Z zimnym wyrazem twarzy, złapałem mocno dłonią za jego koszulkę i przyciągnąłem go przymusowo bliżej światła, by przyjrzeć się mu. 
Wydał z siebie zaskoczony dźwięk patrząc na niego skrępowanym wzrokiem.
- Nie słyszałeś, co powiedziałem? 
Zlustrowałem wzrokiem twarz chłopaka. Zważywszy na to, że nie byłem jeszcze, aż tak naćpany, ani pijany, zapamiętałem dokładnie jego szczególne cechy. Mimo, iż był wychudzony jego pełne usta, dokładnie zarysowana linia szczęki i ciemne oczy, mówiły zupełnie coś innego. 
Zacisnąłem zęby, znowu przerywając dziwaczną ciszę. 
- Co, potrzebujesz pieniędzy? Chcesz się zabawić?
Starał się nie przełknąć głośno śliny, jednak nagłe drżenie ciała chłopaka wszystko zdradziło.
To był ten dreszcz emocji, coś, co Jongin mógłby powiedzieć lubił, dlatego z każdą upływającą chwilą był swego rodzaju odurzony jego osobą. Zapach chłopaka również nie umknął jego uwadze, wiedział, że zapamięta tą woń na zawsze. Lawenda pomieszana z dymem tytoniowym to coś, czego u tego chłopaka nie dało się zapomnieć. Odchrząknął, kiedy blondyn uporczywie na niego patrzył, pragnąc się w końcu odezwać, by nie zrobić z siebie wystarczająco pośmiewiska.
- Nie jestem męską dziwką, ani nikim do towarzystwa, nawet nie jestem stąd.. - urwał nie do końca rozumiejąc, dlaczego właśnie się mu tłumaczył. 
Widział kątem oka około pięciu facetów w tym dziewczynę usadzoną na kolanach jednego z nich. 
- To nie znaczy, że nie mógłbyś być...
Zmarszczył brwi, otwierając  usta.
Uśmiechnąłem się arogancko pod nosem, luzując lekko uścisk na jego bluzce. Przeniosłem wzrok na zaciekawione towarzystwo, nie chcąc utrzymywać ich w dziwnym przekonaniu. Prawda, mogli być świadkami, jak nie raz zabawiam się z kimś, mniej lub bardziej, ale wtedy zupełnie inaczej to wyglądało.
- Załatwię to.
Cicho rzuciłem do reszty, gestem dłoni każąc im wracać do tego, co robili wcześniej. Podniosłem się powoli z krzesła, zaciskając mocno palce na ramieniu chłopaka. Szarpnąłem nim, ciągnąc go w osobny korytarz. 
Z jednej strony Kim protestował z drugiej pragnął zobaczyć go ponownie, by ta chwila nigdy się nie kończyła. Był rozdarty między tym, co krzyczało do niego serce a rozumem, którego mało co posiadał, bo rzadko go słuchał. Instynkt mu jednak podpowiadał, że wpakował się w gówno z którego nie wyjdzie bez licznych blizn na duszy i porządnego prania mózgu.
Coś kazało mu uciec od niego jak najdalej, uciec, póki jeszcze miał okazję, uniknąć zmieszania go z błotem, wycofać się, ale cholera ten człowiek za bardzo go fascynował mimo, że w ogóle go nie znał. Wyszarpując się z jego uścisku zmierzył go wzrokiem.
- Nie wiem co mnie podkusiło, żeby tu przyjść. - rozejrzał się ostatecznie znów, przenosząc na niego wzrok.
Pchnąłem go niemocno na ścianę, by dać mu do zrozumienia, o dzielących nas różnicach, które później już kompletnie nie miały znaczenia.
- Wiesz w ogóle z kim rozmawiasz? Jak masz na imię?
Spuszczając wzrok dużo czasu minęło nim faktycznie z ust chudego chłopaka cokolwiek się wydostało. Z kim rozmawia? Po tym zastanawiał się, co miał na myśli mówiąc to. Jedyne co mógł stwierdzić to to, że skrywał w sobie wiele niebezpiecznych tajemnic, a on sam wydawał się być istotą bez jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Istotą, która spadła mu z nieba. Tak sobie przynajmniej wmawiał.
Przyglądałem mu się już w nieco mniej napiętej atmosferze. Naciągnąłem nerwowo rękawy swojej koszuli na przedramiona.
Nie wiedziałem, co myśleć o tej sytuacji, w której nie potrafiłem zachować się tak, jak zazwyczaj. Chłopak był intrygujący, a ja nie zdawałem sobie do końca sprawy dlaczego. A może zdawałem ale sam nie chciałem się przyznać przed sobą? Ale sam zdradzał, że wcale nie spieszno mu do wyjścia.
- Jongin - cicho mruknął, podnosząc powoli wzrok. Koszula, którą blondyn miał na sobie odznaczała jego nie do końca taką złą posturę, kurwa, był wręcz przerażająco pociągający, ale przecież nie mógł dać tego po sobie poznać. Za wiele mógł już z niego wyczytać, co niekoniecznie działało na jego korzyść. Aż skarcił się mentalnie, za nieprzyzwoite myśli plączące się w jego głowie tworząc jeden wielki chaos i wielki znak zapytania. - Kim Jongin.
Czy oczekiwał dalszego rozwoju sytuacji? Ciche przełknięcie śliny nie ułatwiało mu odpowiedzi na to pytanie.
- Jongin.. - Powtórzyłem po nim cicho. Poklepałem policzek chłopaka, co spowodowało, że lekko się skrzywił. - Więc trafiłeś w złe miejsce. Uważaj na przyszłość chudzino.
Na prawdę nie wiedziałem, czego szukał tutaj. Wydawał się bardzo niewinny w tych sprawach, co łatwo mogłem wykorzystać. Przysunąłem się bliżej, sprawdzając czujność niejakiego Jongin'a, jak już się dowiedziałem co zrównało się z tym, że uniósł brwi patrząc na mnie. Przycisnąłem go jedną dłonią mocniej do ściany, nie używając za dużo siły, bo to chyba nawet nie byłoby potrzebne. Przejrzałem go całego, teraz już w nieco lepszym świetle. Zacząłem się zastanawiać, jak daleko pozwolić sobie się posunąć.
Nie miał zielonego pojęcia, co nim kierowało, kiedy odepchnął nieznajomego swoją nieco kościstą ręką i odezwał się.
- Jeśli chcesz dziwek to wiesz, gdzie je szukać. - odwrócił wzrok chcąc uniknąć spojrzenia starszego od niego chłopaka. Te oczy powodowały, że automatycznie miał ochotę błagać, o szybki numerek w najbliższym zasyfionym kiblu, dlatego zacisnął nieco powieki. - Wracaj do nich. 
Zerknąwszy przelotnie na ściany korytarza uznał, że mnóstwo tam było pęknięć. To zabawne, że w niefortunnych chwilach człowiek myślał, o mało istotnych rzeczach. Z drugiej strony można było dostrzec coś, co wcześniej się przeoczyło. 
Złapałem za jego brodę, zmuszając go do spojrzenia na mnie. Kiedy chłopak wspomniał o tym, mój obojętny wyraz twarzy od razu wrócił. Naprawdę to nie znosiłem tych wszystkich dziwek. Wszystkie takie same, sztuczne i do tego, co oczywiste - zbyt łatwo można je mieć. Tak samo z wszystkim innym. Mogłem mieć cokolwiek tylko chciałem, to mnie nudziło i odrzucało, dlatego uciekałem od tego świata zażywając, jak najwięcej używek tylko zdołałem. Chciałem czegoś, o co będę musiał się postarać, czegoś niemożliwego.. Czegoś czego nie dadzą mi pieniądze, czy po prostu moja pozycja.
- A jeśli nie szukam dziwek?
Ten chłopak nie był, jak inni. Każdy na jego miejscu już dawno, by sam się do mnie przylepił. Nie jest łatwy, ani nie podlizuje się. Pewnie dlatego właśnie nie odpuściłem, nie byłem taki jak zawsze.  Nie wiem właściwie, co we mnie wstąpiło. Spojrzałem mu głęboko w oczy, starając się z niego więcej wyczytać i być może go przejrzeć. 
Jongin niepewnie wyłapał jego spojrzenie, siląc się na delikatny uśmiech. Serce biło nierównym rytmem, bał się, że zaraz dosłownie wyskoczy mu z piersi, dlatego zamknął oczy i odetchnął głośno.
- Wtedy będę bardzo zaskoczony - zmierzył wzrokiem nieznajomego od stóp po głowę, żaden skrawek ciała mimo, jak sądził kosztownych ubrań nie umknął jego uwadze. Był po prostu doskonały, a on przy nim wyglądał jak włóczęga szukający schronienia w bogatej do granic możliwości osobie. Mimo tej świadomości postanowił nie zwlekać z jednym z nurtujących go pytań. - Jak więc ty się nazywasz? 
Długą chwilę milczałem, powtarzając to pytanie w myślach. Zastanawiałem się nad tym. W tym momencie imię nie zmieni sytuacji, nie sprawi, że nagle popatrzy na mnie inaczej. 
Czy tak właśnie wyglądają pierwsze spotkania? Pojawił się tu zupełnie przypadkiem, równie nieprzewidzianie na mnie wpadając. Słyszałem, że tak właśnie działa przeznaczenie. Skończy się to dobrze, czy raczej źle? 
- Luhan - Kąciki moich ust lekko uniosły się do góry. Odpowiedziałem, robiąc to dokładnie tak samo, jak wcześniej chłopak. - Xi Luhan. 
Nie wiedziałem, że to będzie pierwsza osoba, przed którą będę mógł się otworzyć. Czyli właśnie dokonać nieosiągalnego dla mnie.
- Mógłbyś uśmiechnąć się dla mnie jeszcze raz, Luhan? - doskonale zdawał sobie sprawę, że mógł stąpać po bardzo kruchym lodzie, ale uśmiech chłopaka był dla niego czymś nowym, czymś, co nie pasowało do niego, a jednak i tak wyglądał perfekcyjnie.
Uzależniając się od niego nie sądził, że mógłby się stoczyć, opaść na samo dno.
Tak jak poprosił chłopak, uśmiechnąłem się i był to pierwszy szczery uśmiech od bardzo dawna.
Znów minęła długa chwila milczenia, naprawdę trwająca tylko kilka sekund.
Rozejrzałem się, gdy zauważyłem, że ktoś z mojego towarzystwa nas obserwuje. Nachyliłem się do Jongin'a, wsuwając mu małą karteczkę do kieszeni spodni. - Do zobaczenia jeszcze.. Mam nadzieję. - szepnąłem ledwo słyszalnie, ostatni raz zerkając na niego. Ten zadrżał mimowolnie. Odsunąłem się znacznie, wracając do aroganckiego uśmiechu.
- Zjeżdżaj stąd, żebym cię już więcej nie widział.
Rzuciłem oschle i odwróciłem się, wracając do swojego wcześniejszego miejsca, czując się jak zupełnie inna osoba.


 †


24 luty, rok 1987, Seul 
Minął miesiąc odkąd miał styczność tamtego dnia z Luhan'em.
Choć pragnął następnego spotkania, jak diabli nie odezwał się do niego. Może dlatego, że wraz z podaniem numeru kazał mu po prostu spierdalać. Miał cholerny mętlik w głowie, nim się obejrzał, nastał kolejny mroźny miesiąc niosąc za sobą czarne chmury. Wynagrodzenie, które otrzymywał miesięcznie pracując w markecie, nie wystarczało mu do utrzymania się, a on codziennie widząc się w lustrze, nie mógł na siebie patrzeć. Platynowy kolor włosów zastąpił zaniedbany odrost, a cienie pod oczami dawały o sobie znać, wraz z kościstym ciałem, zaś opalenizna dawno przestała mieć jakiekolwiek znaczenie, natomiast ciuchy dziurawiły i niszczyły się jeden po drugim. Rozumiał, dlaczego dziewczyny omijały go szerokim łukiem, współpracownicy nie szczędzili sobie złośliwości wobec niego, a przechodnie mieli chłopaka za bezdomnego. Pocierając swoje skronie, rozejrzał się po zapleczu, sprawdzając, czy zrobił już wszystko, co go obowiązywało, po czym ruszył wolnym krokiem w kierunku szefa. Sehun. Zimny skurwiel.
- Szefie - zwrócił się do mężczyzny, ten zaś mruknął ciche mhm w odpowiedzi. - Możemy porozmawiać?
Sehun głośno westchnął, odrywając wzrok od swojej komórki.
- Oby to było coś ważnego, bo naprawdę, zwolnię cię przy pierwszej lepszej okazji.
- Potrzebuję więcej pieniędzy. - odparł od razu, lustrując wzrokiem reakcję niewiele starszego ode niego chłopaka.
- Dobrze rozumiem? Czyżby był jakiś problem z pieniędzmi, które ci wypłacam?
- Nie wystarczają mi, mam wrażenie, że dostaję ich coraz mniej.
Kpiący uśmiech Oh nie zwiastował nic dobrego.
- Jongin, wiesz, może po prostu nie przykładasz się do swojej roboty - skupił wzrok ponownie na swojej komórce. - A teraz wracaj do pracy nim naprawdę cię odprawię z kwitkiem i będziesz zamiatał ulice. 
Drgnął odwracając się plecami do swojego szefa. Był palantem, ale mógłby ująć, że był jedynym źródłem utrzymania, dlatego znosił wszystko z zaciśniętymi ustami. Już niedługo.
Siadając na skrzynce na zapleczu, pozwolił swoim myślom odpłynąć, a biała jak śnieg karteczka nadal spoczywała w kieszeni podartych dżinsów.




Głośna muzyka dudniła w jego uszach, gdy przekroczył próg tego samego klubu, w którym miesiąc temu miał przyjemność lub nie, poznać Luhan'a. Jakaś jego część miała złudną nadzieję, że jeszcze go spotka choćby i w strefie dla VIP'ów a dzięki temu, że Baekhyun załatwił mu możliwość znalezienia tu pracy, miał jakąś tam pewność, że nie zdechnie z głodu. Podchodząc do barmana nachylił się tak, by go usłyszał, nie zamierzał się przecież wydzierać.
- Kim Jongin, przyszedłem w sprawie pracy.
Ignorując krytyczne zmierzenie go wzrokiem przez barmana udał się za nim w stronę głównego zaplecza, choć widząc te wszystkie luksusy, to bardziej przypominało mu jakiś typowy, bogaty pokój, gdzie pracownicy i zapewne nie tylko mogli odpocząć od głośnej muzyki i pijanych przepoconych ludzi.
- Zaraz zjawi się tu szef - poinformował go mężczyzna, jednak ton jego głosu nie brzmiał przyjaźnie raczej powiedział by, że jego to wszystko zwyczajnie jebało. - To on zdecyduje, gdzie cię przyjąć, chociaż na jego miejscu nawet bym się nie zastanawiał. To nie miejsce dla biednych, błąkających się chuj wie gdzie gówniarzy.
Jongin westchnął, wyraźnie znudzony słysząc jedno i to samo w kółko. 
- Zdaję sobie sprawę, że nie jestem bogaty jak ci wszyscy zepsuci ludzie i nie mam wyrośniętego ciała , ale posiadam coś, czego wam wszystkim tu brakuje, intelektu rzecz jasna. - urwał by po chwili dodać jeszcze nieco ciszej. - I potrafię tańczyć.
Trzasnąłem głośno drzwiami, wchodząc do swojego gabinetu. 
Jongin automatycznie powiódł wzrokiem na wchodzącego domniemanego szefa sztywniejąc. Otwierając usta nie wierzył, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy i to w tak kiepskim dla niego momencie, kiedy desperacko szukał miejsca zarobku.
Mimo, że byłem lekko zaskoczony, spojrzałem oschle i z wyższością na osoby w pomieszczeniu. Ruszyłem do swojego biurka, przeglądając ze znudzeniem papiery.
- Gdzie ten od nowej pracy?
Rzuciłem do mojego pracownika, ignorując całkowicie znanego mi już chłopaka. - To on.
Przeniosłem na nich wzrok, kiedy usłyszałem te dwa słowa. 
- Więc to tak... Zostaw nas samych.
Czekałem w ciszy, aż tamten koleś w końcu wyjdzie, zamykając  za sobą pomieszczenie. Jongin stał tak nieco zgarbiony rozglądając się dyskretnie. Moje milczenie przeciągnęło się jeszcze przez kilka długich sekund. Oparłem się plecami o brzeg biurka, podchodząc do wszystkiego bardzo formalnie, jeśli tak można to nazwać. 
- Czego tu kurwa szukasz? Nie wyraziłem się ostatnio zbyt jasno? 
Nie patrzyłem na niego, lustrując wzrokiem dokumenty dotyczące jego osoby. Do czego właściwie on tu potrzebny? 
Kim drgnął niespokojnie słysząc jego oziębły ton. Powoli na niego spojrzał, robiąc krok w jego stronę.
- Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie mój stuknięty współpracownik.. - zawieszając na moment głos, przyjrzał się bliżej osobie, o której nie potrafił zapomnieć. Nie to, żeby chciał. Postanowił kontynuować, zbierając się na odwagę. - Nie sądziłem, że ponownie się zobaczymy, na co zresztą liczyłeś ostatnim razem.. gdyby nie fakt, że mam problem z kasą już dawno spierdoliłbym na drugi koniec Korei, Luhan.
Westchnąłem zrezygnowany, przyglądając mu się.
- Musisz mieć jaja, żeby się tak do mnie zwracać, lub być skończonym idiotą. - Zrobiłem krótką pauzę widząc, jak Jongin uśmiecha się pod nosem. - Więc potrzebujesz pieniędzy i ja mam ci dać pracę, tak?
Wskazałem mu podbródkiem na krzesło, by usiadł co ten natychmiast uczynił. - Kim Jongin, co możesz zaoferować?
Chciałem wiedzieć, w czym przyniesie mi najwięcej korzyści, choć wcale zysk nie był dla mnie ważny. Możliwe, że z natury już od razu patrzę na takie rzeczy, nie potrafiąc tego zmienić.
Kim zwilżył wyschnięte wargi językiem, następnie przygryzając wnętrze policzka. Co miał mu powiedzieć, żeby ten mimo wszystko dał mu tą pracę? Sam nie był, co do siebie przekonany, nie wiedział, czy posiadał to coś, co zapewniłoby mu zarobek. Do tej pory sprzątał w osiedlowych sklepach i roznosił żarcie. Czy mógł skłamać? Pytanie raczej, czy chciał.
Spoglądając na starszego chłopaka, zauważył zmianę w wyglądzie blondyna. Miał włosy zaczesane do tyłu, odsłaniając widok na całą jego twarz. Kolor ich zmienił się odrobinę, gdyż był nieco jaśniejszy. Oczy podkreślone dość ciemnymi kreskami, sprawiały, że jego wzrok był jeszcze bardziej stanowczy.
- Jestem dobrym tancerzem, mógłbym być i barmanem lub pracować na zapleczu. - odparł w końcu siląc się na przekonujący ton.
Myślałem uważnie nad tym, co mówił, krzyżując dłonie na piersi. Wyglądał jeszcze mizerniej, niż miesiąc temu. Jego ubrania były w opłakanym stanie i nawet nie chciałem sobie wyobrażać, jak mało jadł. W tym momencie obudziło się we mnie trochę człowieczeństwa i postanowiłem, że dam mu tą pracę, lecz nie byłbym sobą, gdyby było to dla niego takie łatwe.
- Znajdę coś dla ciebie. - Zamyśliłem się przez chwilę. 
Zdecydowanie okazywałem przy nim za dużo słabszej strony siebie, dlatego postanowiłem to zmienić. Zignorować wszystkie swoje uczucia i postępować, tak jak dotychczas. Nie wiedziałem, czy tak będzie lepiej, lecz postanowiłem, że nie zmienię nic w sobie.
Chłopak zdecydowanie nie spodziewał się u niego pozytywnej odpowiedzi, uważał, że ten machnie na niego ręką, jak każdy inny bogaty jego zdaniem skończony chuj. Dlatego unosząc brwi, patrzył na niego w osłupieniu spodziewając się, że zaraz natknie się na jakiś haczyk oczywiście niewiele się myląc.
- Jesteś gotowy zacząć od jutra? Tylko nie sprawiaj kłopotów, bo od razu wylecisz. - Wywróciłem oczami i rzuciłem niedbale papiery na biurko, podchodząc do niego bliżej. - Pożałujesz, jeśli coś spierdolisz. 
Tak szybko jak do niego podszedłem tak ten zrobił duży krok w tył. Bawiła mnie jego niewinność i roztargnienie. Wyglądał jakby nie do końca zdawał sobie sprawy w jakim jest położeniu.
W takim miejscu nie mogę nikomu pozwolić na za dużo luzu. Ludzie szybko łapią takie okazje, wykorzystują. Dlatego nie wolno okazywać żadnych słabości, nie ważne jakim kosztem. Taki już był ten świat i trzeba nauczyć sobie radzić. Mimo wszystko i tak wyrządziłem mu wielką przysługę, ponieważ każdy pracodawca ominąłby takiego chłopaka szerokim łukiem. To była taka decyzja, która mimo, że przynosi później złe skutki, to nie zmieniłoby się jej na żadną inną, bo ma cholernie wielką wartość. Ja dalej nie wiedziałem, co mną wtedy kierowało.
W tamtej chwili Jongin nie myślał, o tym, jak błyskawicznie powinien dać sobie z nim spokój i wycofać się póki naprawdę coś spierdoli, zastępując swój napływający natłok myśli uśmiechem. Przecież on nie tańczył, a roznoszenie czegokolwiek kończyło się absolutną destrukcją i naciągniętymi kosztami. Przez to, że na boku nie miał żadnego hobby, nie pomyślał o doskonaleniu go.
Odkładając na bok wątpliwości lekko skłonił się przed stojącym przed nim Luhan'em, wciąż mając na ustach delikatny uśmiech.
Chciałbym, żeby na mojej twarzy pojawił się choćby nikły uśmiech, ale nie potrafiłem się na niego zdobyć, dlatego tylko cicho chrząknąłem i spojrzałem na niego znacząco. 
- Naprawdę postaraj się tego nie spieprzyć, Jongin.
Skinął tylko w odpowiedzi głową.
Wręczyłem mu papiery. - Musisz to dokładnie przeczytać i podpisać, lub niedokładnie. Wolę mieć po prostu pewność, to tylko takie papierkowe sprawy. 
Odparłem znudzonym tonem, wracając z powrotem do biurka.
Dlaczego jakaś cząstka w Jongin'ie miała nadzieję, że Luhan go dotknie? Naprawdę tego chciał, ale zwyczajnie nie mógł mu tego tak po prostu powiedzieć, zresztą blond włosy na kilometr zrażał wszystkich swoim nieznoszącym sprzeciwu tonem i oziębłością. Był tym typem bezczelnego, nieznośnego, prostackiego i niesamowicie ponurego człowieka. Wyglądał też na takiego, co lubił dobrze i szybko poruchać.
- Jaką mam pewność, że po podpisaniu tego wszystko będzie okej? To znaczy, wiesz, mówię, o handlu żywym towarem na przykład. - przeglądając plik kartek zerkał na chłopaka, tak jakby chciał wyczytać z jego twarzy jakiś niecny zamiar. Chociaż ten klub i to, że był jego właścicielem, w dodatku obrzydliwie bogatym sam w sobie mu się nie uśmiechał.
- To zależy tylko od tego, czy mi uwierzysz. Przecież powiedziałem, przeczytaj, a się dowiesz. - Przeczesałem swoje włosy palcami a wzrok chłopaka automatycznie powiódł za ruchem moich palców.
Nie miałem już dziś nerwów jeszcze go znosić. Przyglądałem się chłopakowi jeszcze raz i skinąłem głową na drzwi. - A teraz wypierdalaj. Mam dużo spraw na głowie. 
Kim w szybkim tempie wyszedł z biura należącego do drania uprzednio kiwnąwszy do niego głową. Opierając się o drzwi odetchnął głośno, mierzwiąc swoje wysuszone włosy. Obiecał sobie, że jeśli zarobi wystarczająco weźmie się w garść i zadba o siebie. Przecież nie mógł tak wiecznie wyglądać, jeśli miał już od jutra pracować w tym klubie.




Zjawiając się punktualnie, o późnej porze w budynku wszelkiego rodzaju nieprzyzwoitości, dosłownie mówiąc - burdelu, dużo czasu zajęło Kim Jongin'owi znalezienie Luhan'a. Będąc dosłownie wszędzie, westchnął sfrustrowany nie wiedząc, gdzie ten mógł się zaszyć.
Przechodząc przez korytarz, spoglądnął na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądał tak tragicznie, jak ostatnimi dniami, miał zmierzwione włosy w typowym artystycznym nieładzie, natomiast udało mu się na dnie szafki znaleźć jakąś lepiej prezentującą się koszulę w kratę i czarne, celowo podziurawione rurki. Zwilżając usta językiem i uśmiechnął się do siebie, czując na języku kuszący smak jagód, skuteczna pomadka, dzięki której jego pełne wargi nie były pierwszy raz w życiu takie popękane. Widząc na końcu dłużącego się korytarza mosiężne drzwi, udał się tam pokładając w tym pomieszczeniu nadzieję na znalezienie tego skurwiela. Chwycił za klamkę i pociągnął za nią marszcząc brwi.
- Z czego to jest zrobione? No kurwa mać. - klął pod nosem mocując się z drzwiami. Kiedy w końcu udało mu się dostać do środka, hałasując przy tym, spotkał się ze zdezorientowanym spojrzeniem znajdujących się tam mężczyzn.


- ...dlatego właśnie za ten towar mógłbym...
Przerwałem, kiedy usłyszałem głośny hałas, spostrzegając, że wszyscy przenieśli wzrok na drzwi. Usłyszałem ciche szepty i gdy zobaczyłem, że to Jongin jest właśnie przyczyną całego tego zamieszania, zacisnąłem dłonie w pięści. Nie mogłem zmarnować takiej okazji do interesów przez tego biedaka. Czemu on zawsze wpada tam, gdzie nie trzeba? Wkurwiłem się bardzo i spuściłem wzrok na swoje dłonie, gdyż strasznie trudno było mi się uspokoić. Już nawet dobrze nie zaczął pracować, a już spierdolił. Nie zdołałem nawet tego odkręcić przed sprzedawcami i sponsorami. Przeciągła cisza trwała już znacznie za długo, a ja mogłem tylko przelotnie zobaczyć niezadowolone miny wszystkich i usłyszeć ciche szydzące rozmowy. - Kurwa...
Szybko wstałem z miejsca, powierzając wszystko mojemu zastępcy i podszedłem do chłopaka. Złapałem go mocno za koszulę i wyszarpałem ostro na zewnątrz pomieszczenia, nie mogąc już dalej tłumić swojej złości.
Kim natomiast otworzył szerzej oczy, pierwszy raz spotykając się z tak ogromnym gniewem u blondyna. Skulił się w sobie, chcąc załagodzić, jak tylko się dało niekorzystną dla niego sytuację, dlatego cofnął się kilka kroków w tył, unosząc w obronnym geście ręce.
- J-ja przepraszam to się nigdy więcej nie..
- Nigdy więcej kurwa, tak? - Zacisnąłem mocniej palce na materiale, próbując się, jak się okazało nieskutecznie uspokoić. - Wiesz, co właśnie spierdoliłeś?
Jongin nie do końca był świadomy, co właśnie spierdolił. Mógł spodziewać się po chłopaku wszystkiego, dlatego w jego głowie pojawił się spis niekoniecznie mądrych pomysłów.
Wypuściłem głośno powietrze, nie wiedząc, jak opanowałem się w tej chwili, żeby go nie uderzyć. Posłałem mu groźne spojrzenie, przeklinając na chłopaka w myślach. Pchnąłem go ostatecznie na ścianę, tak by uderzył w nią mocniej plecami. - Za kogo się masz, huh?
Chudy chłopak skrzywił się mocno, czując zderzenie ze ścianą, przecież będąc kościotrupem był podatny na każde jebane siniaki. Nie był jednak ciotą, by dać to po sobie poznać.
- Kim ty w ogóle jesteś, co Luhan? Szukałem cię wszędzie, a nie chciałem spóźnić się na ten pierdolony pierwszy dzień i naprawdę czuję się źle, że spieprzyłem twoje czarne interesy, ale wiesz co? Nie jestem ci potrzebny, znajdę pracę u kogoś innego, a nie u jakiegoś tępego chuja! - warknąwszy potarł twarz, nie wiedząc, co go opętało. Zazwyczaj wszystkie obelgi i każde złe nastawienie osób do niego obchodziło go tyle, co zeszłoroczny śnieg, mimo to pozwolił swojemu zniecierpliwieniu ulecieć na zewnątrz, co nie było dobrym pomysłem. Ludzie uważali go za margines społeczny tą niska, ubogą rangą, do której przyzwyczajał się będąc dzieckiem.
Zaśmiałem się arogancko, mocno łapiąc go za brodę, by popatrzeć mu prosto w oczy. - Naprawdę za dużo sobie pozwalasz, chudzielcu. Jestem kimś, z kim kurwa nigdy nie powinieneś zadzierać. - Prychnąłem, kiedy przygwoździłem go swoim ciałem do ściany. Jongin ze spokojem bacznie go obserwował.
- Myślisz, że ktoś po za mną cię zatrudni? - Nieco uspokoiłem swoją wcześniejszą złość, będąc zaintrygowany jego śmiałym postępem. Naprawdę był ciekawy.. Zbyt ciekawy. - Więc, co? Rozmyśliłeś się?
Przełykając cicho ślinę, uśmiechnął się patrząc na Luhan'a. Ułożył dłoń na jego torsie, lekko go od siebie odpychając.
- Przyszedłem tu w konkretnym celu - odezwał się cicho.
Uniosłem brwi do góry, zaciekawiony. - Co jest tym konkretnym celem? - zablokowałem mu drogę ucieczki ręką, przenosząc wzrok na jego uśmiech. Nie chciałem się tak zachowywać, lecz nie mogłem się powstrzymać. - Jongin.
Czy pragnął tego faceta? Bardzo. Czy przejmował się jego częstym wypierdalaj? Jasne, że nie. Czy jego imię wypływające z ust chłopaka brzmiało wystarczająco seksownie? Jak cholera. Patrząc tak na Luhan'a naprawdę nie chciał się blokować, pozwolić, żeby chwile ulatywały z pomiędzy jego palców, a on sam chciał żyć dla kogoś. Mieć osobę, dla której miałby jakieś znaczenie. I przy okazji utrzymać się na tyle, by nie musiał martwić się brakiem jedzenia, ubrań, czy dachu nad głową. To miejsce być może było jego ostatnią deską ratunku, a być może oczywistą pułapką. Dopóki się nie przekonał, nie mógł wiedzieć.
Oblizałem usta, patrząc na niego w ciszy. Być może to był pierwszy raz, gdy tak dokładnie zbadałem wzrokiem jego twarz. Czekałem na odpowiedź, lecz ona nie nadeszła. Zmarszczyłem lekko brwi. 
- Słuchasz mnie w ogóle? 
Zapomniałem już kompletnie, dlaczego tu byłem teraz i jaki byłem zły. Miał szczęście, przynajmniej na razie. Złapałem nagle za jego nadgarstek, ciągnąc chłopaka do swojego gabinetu.
Nie wiem, co mną kierowało, lecz po prostu wepchnąłem go do środka i obdarzyłem go chłodnym spojrzeniem, co spotkało się ze zdezorientowanym wzrokiem chudzielca. Podszedłem do biurka, by pogrzebać w swoich rzeczach. Odnalazłem to czego chciałem. Zaciskając palce na paczce papierosów, podrasowanych jakimiś różnorodnymi gównami dla lepszego działania, którymi tylko się jeszcze bardziej trułem. Chciałem jakoś może odpłynąć, lub po prostu nie dać się zwieść chłopakowi. Odpaliłem szybko jednego, wsuwając go w swoje wargi. Pewnie potraktowałbym siebie jakąś mocniejszą używką, lecz byłem przyzwyczajony do robienia tego raczej w samotności. Kątem oka nadal go obserwowałem. 
Jongin westchnął, przeczesując swoje zniszczone włosy.
- Słuchaj, mówiąc o konkretnym celu miałem na myśli rozpoczęcie pracy w tym pieprzonym klubie. - opadł na krzesło nieco zgarbiony. - I.. ci goście z którymi załatwiałeś interesy nim wszedłem mam rozumieć, że byli między innymi od używek, którymi teraz się trujesz? - przekręcając głowę przyglądnął się stosie dokumentów, znajdujących się na drewnianym biurku. Finanse, plany poszerzenia możliwości klubu, sponsorzy od interesów, których nie zdołał doczytać.
Wypuściłem powoli dym z ust, odwracając się w jego stronę.
- A jak myślisz? Właściwie, najbardziej obchodzi mnie, żebym to ja spróbował, a nie o handlowanie tym tutaj. - Przyznałem, bawiąc się papierosem w palcach. - I właściwie chuj cię obchodzi, czym się truje i czy w ogóle to robię? 
Rozluźniłem się już trochę i przesunąłem stertę papierów z blatu, by usiąść na nim. Napawałem się przez chwilę dymem, który przyjemnie drażnił moje gardło. Zaciągałem się raz po raz, przymykając powieki. 
Kim uśmiechnął się pod nosem. 
- Czyli wracamy na chuj-cię-wszystko-obchodzi-w-końcu-jesteś-tylko-biedakiem tryb? Naprawdę ciężko cię rozgryźć. - zdmuchnął przydługą grzywkę z czoła, spoglądając na niego. Bacznie obserwował przy tym, jak ten irytujący drań czerpie satysfakcję z trucia się tym gównem, co szczerze powiedziawszy intrygowało go. Luhan był zagadką, nad którą Jongin miał zamiar się głowić, bo niezależnie jak wielki kawał chuja był z blondyna, chudzielec uznał, że warto, nawet jeśli miałoby mu to zająć x czasu.
- Hej, czy ja jestem tu, żeby odpierdalać pogawędki z tobą? Jestem twoim szefem, więc co ty jeszcze tu robisz zamiast pracować?
Zaśmiałem się cicho, tak by nie zdołał tego zauważyć. Zgniotłem niedopałek papierosa w dłoni, zerkając na niego spod uchylonych powiek. Chyba już mu za dużo dobrego na dziś. Muszę go przycisnąć do pracy, bo za samo siedzenie i opierdalanie się mu nie będę kasy wydawał.
Chłopak o platynowych włosach zmrużył oczy. - Widocznie tak skoro jak dotąd nie powiedziałeś mi, czym konkretnie mam się zająć. - Podniósł się z krzesła utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
W końcu przyjął zasadę, że trzeba uparcie dążyć do wyznaczonego celu, jeżeli chciało się coś osiągnąć. Kolejne porażki nie wchodziły w grę.
- Jak dalej będziesz tak gadał, to zostaniesz prywatną dziwką.
Zeskoczyłem z biurka i w kilku szybkich krokach, zbliżyłem się do niego. - Pójdę ci na rękę. Powiedziałeś, że możesz być barmanem, więc pokaż na, co cię stać. Po za tym i tak będziesz chłopcem na posyłki i każde zawołanie. - Złapałem go za włosy i pociągnąłem w stronę wyjścia. Mój humor diametralnie się zmieniał i nie mogłem dociec, co było przyczyną tego.
- Teraz kurwa już nie zawracaj mi dupy i zjeżdżaj do pracy. Powiedzą ci co i jak. - Warknąłem cicho, dosłownie wyrzucając Koreańczyka za drzwi.
Jongin nawet nie zdołał się odezwać, kiedy on zatrzasnął za nim drzwi. - Dupek. - mruknąwszy pod nosem, zamrugał kilkakrotnie i nie mając wyjścia, udał się na swoje stanowisko pracy. Po omówieniu kilku ważnych szczegółów z głównym barmanem, mógł zająć się zakresem swoich obowiązków. Skłamałby, gdyby powiedział, że wcale nie myślał, o pociągającym blondynie, zaciągającym się jednym ze swoich ulubionych papierosów, patrząc na niego z pod uchylonych powiek. Ten obraz na długo pojawiał się w jego głowie.

5 komentarzy:

  1. O jaaaaaa...........
    Ja chce więcej @...@
    Szczerze to myślałam że już w pierwszym rozdziale bydzie kiss...to wszystko przez Luhana!! I te jego jakże pociągające zachowanie hyhyhy
    W pewnym momencie myślałam że Kaia rzuci sie na Jelonka....
    Kiedy coś między waszą dwójką się stanie?!?
    Agh....ja wiem że niedługo seksy mnie nie oszukacie xDD
    Ja żym wróżka Maciej jest xDD

    A ty Luhan...musimy se kurde poważnie porozmawiać!
    Ja rozumiem że praca i tak dalej, ale jeśli jeszcze raz (co będzie pewne) skrzyczysz lub coś mu zrobisz to jaja urwe i nakarmie nimi świnie więc uważaj kochany #...#

    Kocham cię (was) za to nowe ff ^...^
    Zakochałam sie w tym @...@ To uzależnia (tak jak to poprzednie na które również czekam z niecierpliwością)

    Weny misiaki i hwaiting!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu sobie uwaliłam że tam jest Lay? Dopiero jak w komentarzu przeczytałam Luhan to się głęboko zastanowiłam, jak ja to czytałam że mi to umknęło XD świetne, co rozdział piszesz lepiej a to juz całkiem wyszło Ci genialnie! Generalnie trochę się gubiłam kto co mówi, niby czcionka jest inna, ale lepsze w czytaniu byłyby kolory albo odstępy. Ogólnie jestem zadowolona <3

    Tokki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja Tokki kolory będą w porządku, dziękuję za zwrócenie uwagi! kamsa za pozytywny komentarz~

      Usuń
  3. 안녕~ ♥
    Wróciłam z obozu i tak jak obiecałam, wpadłam przeczytać nowe dzieło. Ale zanim przejdę do konkretów, chciałam Ci Yumi podziękować za przeczytanie i skomentowanie moich tworów na Feniksie ♥ cieszę się, że któreś przypadły Ci do gustu. Taki szybki wstęp, a teraz wracam do EIO (brzmi jak ejo hehe). Zaparzyłam sobie herbatkę ☕ zjadłam ciasteczko i jakoś tak nagle znalazłam się już w ostatnim zdaniu rozdziału. Nawet nie wiem, kiedy tak zleciał mi czas, ani jak to się stało, że pochłonęłam już cały part. Zaciekawił mnie na początku pairing ( szczerze, to nie mogłam sobie długo wyobrazić Kailu :o, ale myślę, że z czasem jakoś wszystko mi się wyklaruje ), później styl, w jakim zdecydowałyście się pisać, a jeszcze później fabuła. Może po kolei: na początku ciężko było mi się przestawić na zmianę perspektywy, ale po kilku fragmentach coś przeskoczyło w mojej głowię i czytało się lepiej. To chyba serio kwestia zbytniego przyzwyczajenia do standardowego zapisu. Ogólnie, to zaskoczenie było pozytywne: po prostu czegoś podobnego jeszcze na blogach nie widziałam. Częsta zmiana perspektywy może być trudna do ogarnięcia, ale u Was wszystko tak gładko się przeplata, że nie ma najmniejszego problemu z ogarnięciem akcji. Fabuła również intrygująca: cóż, widać, że życie nie rozpieszcza Kai'a, w przeciwieństwie do Lu, który chyba dosłownie śpi na pieniądzach i nie ma już czego ze sobą zrobić, bo wszystko ma. Btw, pamiętam, że u mnie gdzieś pisałaś o kreacji Luhana - że większość robi z niego... no, ekhem, ciotę. W Ejo (sorki, musiałam) Lu jest niesamowicie męski. Co prawda momentami stanowczo zbyt oschły i chamski, ale, no, mimo wszystko lubię go w takich kreacjach, bo są tak różne od typowych ficków. (Ale przyznam, że z niego naprawdę można zrobić niezłego słodziaka, zagubionego w świecie. no aż korci). W ogóle, Sehun trochę mnie tutaj rozkojarzył. Stawiam, że był tu tylko przelotnie, ale jako szef-skurwiel zaprezentował się co najmniej zabawnie - jego chyba zawsze będę kojarzyć jako nierozgarniętego dzieciaka (jest starszy, ale kto by się przejmował XD) z ciętą miną, który udaje poważnego. Takie tam moje przemyślenia. Wracając do tematu: wstęp mi się podoba. Wiem, że mam przed sobą jeszcze jeden part, ale chwilowo muszę zrobić przerwę, bo obiecałam sobie, że dzisiaj skończę pisać kolejną część this is us'a. Także dodaję ten komentarz, żeby dać Ci znać, że jestem, czytam, a w między czasie czekam sobie na kolejny part Yam.
    Pozdrawiam, xx ♥
    Martis.

    OdpowiedzUsuń